„W wieku 16 lat mama zamiast imprezować, utonęła w pieluchach. Teraz rozpaczliwie próbuje nadrobić stracony czas...”

kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„W dniu narodzin mojego synka przysłała mi zdawkowego esemesa z życzeniami, żebym nigdy nie żałowała swojej decyzji, bo właśnie bezpowrotnie straciłam młodość. Wbiła mi szpilę w samo serce. Z trudem powstrzymałam łzy. Odezwałam się do niej jedynie na prośbę teściów i taty”.
/ 08.10.2022 10:30
kłótnia matki z córką fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Dawniej nie nazywałam jej inaczej jak swoją najlepszą przyjaciółką. Nie było ważniejszej od niej osoby w moim życiu, i to nie tylko dlatego, że mnie urodziła, wychowała samotnie wbrew rodzinie i mojemu ojcu, ale także z powodu łączącej nas silnej więzi. Mamie mogłam powiedzieć wszystko bez obaw, że zostanę wyśmiana albo zignorowana. Nigdy nie mówiła: „ja w twoim wieku…”, bo sama zaledwie przed chwilą przestała być podlotkiem.

Nie karciła mnie za dziecięce marzenia, naiwność czy głupiutkie pomysły, za to umiejętnie podsycała moje najskrytsze pragnienia. Mówiła, że wszystko jest możliwe. Była jak starsza siostra, kumpelka, która nigdy cię nie zostawi. Myślę, że nasza niespotykana relacja brała się z zaledwie szesnastu lat różnicy. Nie zmąciło jej nawet pojawienie się w naszym życiu wujka, drugiego męża mamy i mojego przyrodniego brata. Wujek szybko zaczął być dla mnie kimś więcej niż tylko jej partnerem. Stał się ojcem, którego potrzebowałam. Przewodnikiem potrafiącym jednym słowem lub gestem ugasić pożary, jakich nie brakuje w życiu dziecka.

Zajmowanie się braciszkiem, naszą rodzinną maskotką, sprawiało mi wiele radości. Nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy, między dziewiątym a dwunastym rokiem życia, ale już cztery lata później moje relacje z mamą zmieniły się nie do poznania. Kiedy skończyłam magiczną szesnastkę, w nią jakby diabeł wstąpił.

Z najlepszej przyjaciółki zmieniła się w potwora

Zaczęło się od historii z moim pierwszym chłopakiem. Niewinną jeszcze miłością, którą przyprowadziłam do naszego otwartego dotąd domu. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu mama, zamiast przywitać nas z otwartymi ramionami, palnęła najpierw mowę umoralniającą, po czym wyrzuciła biednego chłopaczynę za drzwi.

– Nie denerwuj się, to normalne, że boi się o ciebie – tłumaczył spolegliwy tata, kiedy zapłakana uciekłam do swojego pokoju.

Nie chcę, żebyś powieliła moje błędy! – krzyczała z przedpokoju mama, która najwyraźniej podsłuchiwała naszą rozmowę.

Nie sądziłam, że mimo przelanej na mnie miłości, traktuje mnie jak błąd młodości. Nigdy wcześniej nie dała mi odczuć, że przeze mnie cokolwiek w życiu straciła.

– Nie mówię, że cię nie kocham, ale wolałabym najpierw się wyszaleć, zwiedzić świat, poznać ciekawych ludzi, stracić głowę dla kilku chłopaków, zamiast tonąć w pieluchach – stwierdziła, kiedy z napuchniętą od płaczu twarzą wyszłam się z nią zmierzyć. – Dlatego uważam, że nie powinnaś kusić losu. Nosić się tak wyzywająco i biegać z dyskoteki na dyskotekę. Masz jeszcze czas na chłopaków i dziecko, teraz powinnaś się uczyć, dlatego od dzisiaj wprowadzimy pewne zmiany w twoim życiu.

Wkroczyła do mojego pokoju, otworzyła szafę, i nie zważając na moje protesty, zdjęła z wieszaków wszystkie miniówki, a z półek zbyt krótkie i wyzywające jej zdaniem bluzki, po czym wyniosła je do kuchni. Nie miałam pojęcia, co zamierza. Pomyślałam, że zwariowała, kiedy zobaczyłam w jej ręku nożyczki. Zaczęłam krzyczeć, żeby przestała się wygłupiać, ale mnie zignorowała. Chwyciła pierwszą z brzegu rzecz i zaczęła ją ciąć. Wściekła, rzuciłam się na mamę, lecz mnie odepchnęła.

– Wynoś się do swojego pokoju! – nakazała tonem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie słyszałam.

Zszokowana postąpiłam, jak kazała. Biedny tata próbował ratować sytuację, ale jemu również kazała milczeć i nie wtrącać się w wychowanie nie swojego dziecka. Wyszedł więc, trzaskając drzwiami.

Następnego dnia, gdy byłam w szkole, z mojej garderoby zniknęły kolejne zbyt kolorowe ubrania. To samo stało się z dodatkami do włosów, kosmetykami i przyborami do makijażu. Byłam tym wszystkim załamana.

– Mama chce dla ciebie dobrze – przekonywał bezradny tata.

– I dlatego musi mnie karać? – pytałam, nie przestając szlochać.

Potrzebowałam się komuś wygadać, ale wstydziłam się przyznać przed koleżankami, że moja dotąd uwielbiania przez nie mama zmieniła się w potwora. W głębi duszy łudziłam się, że wkrótce sama się opamięta i przeprosi za swoje niezrozumiałe zachowanie, ale z każdym dniem było coraz gorzej. Otwarta i przyjacielska mama stała się moim wrogiem. Odtąd musiałam meldować się w domu po dziesiątej wieczorem, a popołudnia spędzać nad pracami domowymi.

Powinnaś zacząć chodzić na akrobatykę sportową i pływalnię. Dobrze ci to zrobi na figurę – stwierdziła któregoś dnia, zauważając, że nieco mi się przytyło.

– Rozwijam się, to chyba normalne… – próbowałam się bronić.

– Nie tłumacz obżarstwa rozwojem – jak zwykle trafiła w sedno moich kompleksów.

Niemal na każdym kroku słyszałam krytykę…

Zabolały mnie jej słowa, ale posłusznie zapisałam się na dodatkowe zajęcia. Co ciekawe, podczas gdy ja stawałam się cieniem dawnej siebie, ona wprost rozkwitała. Była dobitnym przykładem tego, że najlepszy czas dla kobiety przychodzi, gdy kończy ona trzydzieści lat. Rok po moich przełomowych dla nas obu szesnastych urodzinach, mając 33 lat, zmieniła pracę i zatrudniła się w administracji na policji. Towarzystwo mężczyzn sprawiło, że zaczęła się inaczej zachowywać, ubierać i malować.

W przeciwieństwie do mnie, mama miała świetną figurę, śliczny biust i oszałamiająco długie nogi, więc nawet ubrana w ścierkę do podłogi wyglądała oszałamiająco. Dotąd jednak kryła się ze swoimi atutami za sportowym, luźnym stylem, który teraz zmieniła na modne miniówki, obcisłe spodnie, wydekoltowane bluzki, kuse kurteczki i szpilki na niebotycznych obcasach. Podobała się facetom.

– No, no… Ale masz fajną mamę! – gwizdali na jej widok moi szkolni koledzy, a ja miałam wtedy ochotę zapaść się pod ziemię.

Tęskniłam za dawną mamą. Kobietą, która nie znikała z koleżankami w sobotnie weekendy, nie zostawała dłużej w pracy, nie ganiała na siłownię czy do pubu i nie skupiała na sobie pożądliwych, męskich spojrzeń, mając za nic uczucia ojca. Było mi go żal, bo chociaż ledwie dobiegałam osiemnastki, domyślałam się, że mama w ciągu dwóch lat swojej metamorfozy zdążyła przekroczyć nie tylko granice przyzwoitości, ale i lojalności.

Od dziecka byłam dobrym obserwatorem, nic nie umknęło mojej uwadze, także sposób, w jaki mama zaczęła patrzeć na moich kolegów i dotychczasowych znajomych rodziny. Im częściej intuicyjnie wyczuwałam chemię między nią a mężczyznami, tym bardziej dziwiła mnie postawa ojca. Nie wiem, czy tylko grał naiwnego, czy wolał nie wiedzieć, co wyprawia jego małżonka, mając nadzieję, że kiedyś się opamięta.

– Chciałabym, byś znów była taka jak dawniej – bezskutecznie próbowałam przemówić do jej serca.

Nie będziesz mnie pouczać, jak mam żyć – ucinała wszelkie rozmowy na swój temat i natychmiast na mnie naskakiwała: – Odrobiłaś lekcje? Byłaś na treningu? Jak ty w ogóle wyglądasz? Widziałaś się w lustrze? Nie po to wydaję pieniądze na basen, żebyś przypominała zaniedbane cielę! I posprzątaj w swoim pokoju, zamiast się mnie czepiać! – wrzeszczała.

Krytykowała mnie na każdym kroku. Miałam wrażenie, że wszystko ją we mnie drażniło. Mój wygląd, sposób bycia, poczucie humoru. Denerwowało ją, że nie garnę się do gotowania, a gdy coś mi nie wyszło, drwiła z moich kulinarnych umiejętności, skutecznie zniechęcając mnie do kolejnych prób.

Tak samo było ze sprzątaniem  i robieniem na drutach. Nagle według mojej mamy stałam się nieudacznikiem i brzydactwem, którym nie warto zawracać sobie głowy. W ciągu zaledwie dwóch lat skutecznie podkopała moje poczucie własnej wartości.

Nie zmieniło się tylko jej podejście do wiedzy. Ciągle kazała mi się uczyć, ale tracąc poczucie wartości, straciłam też wiarę w sens tego, co robię. Zaczęłam unikać szkoły i przyjaciółek. Te wciąż zachwycone moją mamą, która grała przed nimi równą babkę, nie rozumiały, czego od niej chcę. Miałam dość wszystkiego i tuż przed maturą omal nie wyleciałam z liceum za ciągłe wagary. Zostałam tylko dzięki wstawiennictwu taty i opiece Piotra.

Rozpaczliwie próbuje zatrzymać czas

O rok starszy ode mnie Piotrek uczył się w sąsiednim technikum. Znaliśmy się jeszcze z czasów, gdy mieszkał obok, czasem bawiliśmy się razem na naszym podwórku. Kiedy dorośliśmy, nasze drogi się rozeszły, potem jednak przypadkowo wpadliśmy na siebie, na urodzinach wspólnego znajomego. Zaczęliśmy rozmawiać, żartować. Odtąd staliśmy się nierozłączni, choć Piotrek nigdy nie przekroczył progu mojego domu. Nie chciałam, żeby spotkała go podobna przykrość, co moją pierwszą miłość, więc ukrywałam go przed mamą do czasu, aż… wpadliśmy.

Historia lubi się powtarzać, tyle że moja skończyła się o wiele lepiej. Piotr oszalał na punkcie naszego dziecka i poprosił mnie o rękę. Jego rodzice obiecali pomóc nam w wychowaniu maluszka, ale moja mama nie kryła oburzenia. Kobieta, która doskonale wiedziała, jak czuje się odtrącona przez bliskich, ciężarna dziewczyna wyrzuciła mnie z domu i nie odezwała się do mnie aż do porodu. Udawała, że mnie nie widzi, kiedy mijałyśmy się na ulicy albo ostentacyjnie przechodziła na drugą stronę. Kiedy przyłapałam ją w parku obściskującą się z jakimś mężczyzną, zwyzywała mnie od najgorszych.

– Masz chyba inne kłopoty na głowie? –warknęła, gdy zwróciłam jej uwagę na złe zachowanie.

W dniu narodzin mojego synka przysłała mi zdawkowego esemesa z życzeniami, żebym nigdy nie żałowała swojej decyzji, bo właśnie bezpowrotnie straciłam młodość. Wbiła mi szpilę w samo serce. Z trudem powstrzymałam łzy. Odezwałam się do niej jedynie na prośbę teściów i taty.

– Nie możesz przecież wychowywać dziecka bez babci – tłumaczyła mi mama Piotra, więc kiedy mały skończył siedem miesięcy, zgodziłam się spotkać z mamą.

Nawet nie spojrzała na wnuka i zakazała nazywać się „babcią”, ale zainteresowała się mieszkaniem, które pomogli nam kupić teściowie.

– Jest po części twoje czy zapisane na niego? Żebyś tylko potem nie została z niczym – zauważyła.

– Kiedy potem? – zapytałam.

Gdy cię zostawi – odpowiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Wiedziałam, że czeka, aż się rozpłaczę, ale ja również się zmieniłam. Jako matka stałam się silniejsza i równie drapieżna jak ona, więc bez trudu wytrzymałam jej lodowaty wzrok. Może zniosłabym także kolejne wizyty i zaprosiła ją nawet na nasze pierwsze święta, gdybym nie zauważyła, że próbuje podrywać Piotra. Mimo zmęczenia i zaabsorbowania dzieckiem dostrzegłam, że jej unika i coraz częściej przebąkuje o toksyczności jej zachowań, ale musiałam dopiero zobaczyć, jak matka dobiera się do Piotra w naszej kuchni, żeby na zawsze wyrzucić ją z mojego życia.

– Myślisz, że zatrzymasz go tym dzieckiem? Przecież on aż kipi z niewyżycia! Od jak dawna z nim nie sypiasz? – rzuciła, zanim wyrzuciłam ją za drzwi.

Widziałam, jak zahacza szpilką o wycieraczkę i upada na twardą posadzkę, ale patrzyłam na nią niczym na obcą kobietę, próbującą histerycznie zatrzymać czas wyzywającym strojem i krzykliwym makijażem. Nie pomogłam jej wstać. Nie wiem, czy kiedyś za nią zatęsknię. Mojej prawdziwej matki, dawnej przyjaciółki, już nie ma…

Czytaj także:
„Skreśliłam Sebastiana, bo nie interesował mnie wiejski chłopak z nałogiem. Nie sądziłam, że to on podbije moje serce”
„Jestem fryzjerką i od niedawna pracuję na czarno. Chciałabym działać zgodnie z prawem, ale wtedy nie miałabym za co żyć”
„Podły szantażysta chciał ode mnie wyłudzić pieniądze. Byłam w szoku, gdy okazało się, że… bardzo dobrze go znam”

Redakcja poleca

REKLAMA