„Czym jest miłość, dowiedziałam się mając 10 lat. Trafiłam do rodziny zastępczej i tam po raz pierwszy ktoś mnie przytulił”

Młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, finwal
„Pierwsze 10 lat mojego życia było przepełnione strachem przed powrotem do domu. Nie wiedziałam, że moje życie może odmienić się w przeciągu chwili, zaledwie za pociągnięciem klamki do drzwi mojej nowej rodziny. Pierwszy raz w życiu mogłam zrozumieć i poczuć, co to znaczy kochać i być kochaną”.
/ 12.12.2023 11:15
Młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, finwal

Odkąd tylko pamiętam, miałam w życiu pod górkę. Mieszkałam wraz z matką w małej kawalerce, bo mój ojciec zostawił nas, gdy miałam 3 lata – pewnego dnia po prostu trzasnął drzwiami i wyprowadził się do młodszej o 20 lat kochanki. Niewiele z tego pamiętam, był to dla mnie bardzo traumatyczny okres.

Moja rodzicielka totalnie załamała się rozstaniem, zaczęła zaglądać do kieliszka i chodzić w brudnych ubraniach. Zaniedbała też mnie: często byłam głodna, a momentami musiałam uciekać się do proszenia sąsiadów o jedzenie lub nocleg, bo bałam się zostać sama w domu z matką, która była w ferworze swojego nałogu.

– Ojciec odszedł przez ciebie, wszystko było dobrze, dopóki nie zdarzyła nam się wpadka. Tak: jesteś wpadką. Nie kocham cię ja, nie pokocha cię nikt inny. Nie można kochać kogoś takiego – pewnego dnia usłyszałam od niej te słowa.

Rozpłakałam się rzewnie. Matka była całym moim światem, w końcu dzieci uważają rodziców za kogoś w randze samego Boga. Mijały w ten sposób dni, miesiące lata, a ja nie widziałam końca tej spirali nienawiści do mojej osoby. Do dziś nie mogę zrozumieć, czym sobie na to zasłużyłam i dlaczego musiało paść akurat na mnie. Do końca życia nie zapomnę więc tego, co ta kobieta mi wyrządziła i jaka pusta i zepsuta w środku się przez nią czułam.

– Jesteś beznadziejna. Zniszczyłaś mi życie! – słyszałam każdego dnia.

Dzień, który zmienił wszystko

Gdy miałam 10 lat, musiałam chodzić do szkoły sama, a na stole nigdy nie czekało na mnie ciepłe śniadanie. Byłam pod ciągłym monitoringiem dzieci w szkole, słyszałam wiele obraźliwych wyzwisk ze względu na moje ubrania, stare, poniszczone i zdecydowanie za małe.

Jedyne osoby, które się mną interesowały to moja wychowawczyni i sąsiadka mieszkająca naprzeciwko nas. Tylko one pytały się mnie, jak się czuję i czasami dawały mi coś do jedzenia, gdy widziały, jakim wzrokiem spoglądam na dzieci jedzące piękne i kolorowe kanapki zrobione przez ich kochające matki.

Czasami udawało mi się zostać w świetlicy szkolnej, gdzie mogłam pobawić się zabawkami, których nigdy nie miałam nawet szans mieć.

Choć dzieci nieustannie mnie gnębiły, nie chciałam wracać do domu ze szkoły. Wiązało się to z poczuciem strachu i bezsilności: nie wiedziałam, w jakim stanie będzie matka w momencie mojego powrotu. Tego feralnego dnia, gdy przekroczyłam próg naszej klatki i zaczęłam powoli przemierzać schody, usłyszałam krzyki. Były to głosy mojej wyrodnej matki i naszej sąsiadki z naprzeciwka. Schowałam się na półpiętrze, żeby tylko mnie nie zauważyły, bo bałam się każdego głośniejszego dźwięku.

– Jak ty możesz się tak prowadzić, czy ty widzisz, jak się stoczyłaś? Twoje dziecko chodzi brudne i zagłodzone, a ty niczym się nie przejmujesz, nie myślisz o sobie, a przede wszystkim o swoim dziecku – wykrzykiwała zdenerwowana sąsiadka.

– Co ci do tego, jak my żyjemy, to nie jest twój zasmarkany interes – odparła sfrustrowana matka.

– Jest to mój interes, bo twoje dziecko przychodzi do mnie z płaczem. Czy ty widziałaś, jaka ona jest wychudzona? To są same kości i skóra – kontynuowała sąsiadka.

Nagle zauważyła mnie kobieta, która chyba tylko według papierów była moją matką. Sąsiadka szybko osłoniła mnie własnym ciałem i zaprowadziła do swojego mieszkania. Matka nawet nie protestowała: najwidoczniej było jej to na rękę. Usiadłam w kuchni i zjadłam ciepły obiad przygotowany przez kobietę z naprzeciwka.

– Muszę coś z tym zrobić. Dziecko, nie pozwolę, żebyś żyła w taki sposób, nie zasługujesz na to – powiedziała ze smutkiem w głosie.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten dzień był wielkim przełomem w moim życiu i trybikiem, który napędzi całą maszynę zmian.

Poczułam, że zasługuję na miłość

W ciągu kilku następnych dni działo się bardzo dużo rzeczy, a wszystko było zawrotnie szybkie. Sąsiadka wykonała kilka telefonów i w przeciągu dwóch dni pojawił się ktoś od Rzecznika Praw Dziecka i kurator.

Dokładnie obejrzeli całe mieszkanie, w którym żyłam przez wiele lat z matką i przeprowadzili z nią rozmowy. Po kilku godzinach nie mieli już żadnych wątpliwości, że ta kobieta nie jest w stanie poradzić sobie sama ze sobą, a co dopiero: z uczennicą podstawówki. Przez cały ten czas siedziałam cichutko u sąsiadki, żeby nie stało mi się nic złego i abym nie miała kontaktu z matką.

– Obiecałam sama sobie, jak i tobie, że będzie lepiej i będziesz mogła uwolnić się od tego piekła – powiedziała sąsiadka cichym głosem.

– Dziękuję – odparłam załamanym głosem.

Zaczęłam głęboko w sobie powoli odczuwać ulgę. W końcu byłam na drodze, która pozwoli mi być szczęśliwą dziewczynką z daleka od toksycznej matki.

Po całym zajściu osoby, które rozmawiały z matką przyszły do mnie, a ja zauważyłam w ich oczach żal i smutek.

– Teraz będzie tylko lepiej – usłyszałam ciepły głos.

– Dziękuję, za szybką interwencję z państwa strony. Żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej – powiedziała sąsiadka.

– A co się ze mną teraz stanie? – zapytałam cichym głosikiem.

– Poszukamy Ci nowego, lepszego domu, w którym będziesz czuła się bezpiecznie i będziesz traktowana z szacunkiem i miłością, na którą zawsze zasługiwałaś, ale nie mogłaś jej dostać.

Nigdy nie byłam tak szczęśliwa!

Jeszcze przez tydzień mieszkałam razem z sąsiadką, bo kuratorzy, zamiast zabrać mnie najpierw do domu dziecka, postanowili pójść mi na rękę. Cały czas snułam marzenia i chodziłam z głową w chmurach. Nie wiedziałam, jak może wyglądać życie w domu, w którym emanuje miłość i szacunek do drugiej osoby.

Byłam jednocześnie podekscytowana, ale i wystraszona. Była to dla mnie wielka zmiana, a ja miałam dopiero 10 lat.

W końcu nastał ten dzień. Przyjechało po mnie miłe, starsze małżeństwo, które aż promieniowało radością i szczęściem. Gdy ich zobaczyłam, nie miałam żadnych wątpliwości, że będzie to zmiana na lepsze i wszystkie strachy, które miałam wtedy w głowie odeszły.

– Dzień dobry, słodzinko – przywitali się kojącym głosem.

Nic nie odpowiedziałam, lecz zamiast tego bez chwili zastanowienia podbiegłam i przytuliłam się do nich. Zrozumiałam wtedy, co znaczą łzy szczęścia i jaką człowiek może odczuwać radość.

– Chyba was od razu polubiła. Bardzo się cieszę, że takie niewiniątko wreszcie mogło trafić na kogoś takiego – rzekła sąsiadka.

Pojechaliśmy szybko do naszego domu: choć wtedy słowo „naszego” wydawało mi się bardzo dziwne. Gdy dojechaliśmy, zobaczyłam zielone ściany, duży ogród i dwa biegające wesoło golden retrievery, aż przepełnione energią.

– To jest twój nowy dom, słoneczko – powiedzieli z radością nowi rodzice.

Weszliśmy do budynku, gdzie od razu rzuciły mi się w oczy duże okna z pięknym widokiem na całą działkę. Nie mogłam wyjść z zachwytu. Było pięknie: lepiej niż kiedykolwiek byłam w stanie sobie wymarzyć. Od tamtego dnia codziennie czułam całkowicie nowe uczucie – miłość.

Jadłam obiady razem z rodzicami, zabierałam ze sobą śniadanie do szkoły, miałam nowe i czyste ubrania, a co wieczór dostawałam całusa w czółko i słyszałam dwa najważniejsze słowa: „Kocham Cię”. Niedługo później zostałam oficjalnie adoptowana.

Mogłam wreszcie zostawić za sobą smutek i strach przed powrotem do domu, bo od tamtej chwili jedyne, co mi towarzyszyło to miłość i troska, którymi byłam darzona przez najlepszych rodziców, jakich mogłam sobie wyobrazić.

Wszystkiego było pod dostatkiem, a wieczny gwar i wspólne zabawy wydobyły mnie z wiecznego smutku. Zrozumiałam, co to znaczy być kochaną i kochać. Dziś zaś zamierzam zaskoczyć swoich rodziców i przekazać tę miłość swojej własnej córce. Ciekawe, jak zaskoczy ich wynik badania USG...

Czytaj także:
„Babcia przepisała dom na kościół. Ja się kiszę w wynajmowanej kawalerce, a ta emerytka rozdaje innym majątek”
„Siostra adoptowała Jasia, a potem go poślubiła. Po latach miłość matczyna ustąpiła miejsca tej romantycznej”
„Bratowa na swoich dzieciach nie oszczędza, ale mojemu synowi przynosi używane zabawki w prezencie. Co za tupet”

Redakcja poleca

REKLAMA