Ja i Krzysiek, mój starszy brat, zawsze mieliśmy dobrą relację i świetny kontakt, ale niestety do czasu. Sporo się zmieniło, kiedy się ożenił i założył rodzinę.
Jestem w pełni świadoma obowiązków, jakie to za sobą pociąga, ponieważ sama mam męża i synka. Niemniej w tym przypadku to zdecydowanie robota bratowej, która owinęła sobie Krzyśka wokół małego palca.
Pochodzi z zamożnej rodziny, więc jest przyzwyczajona do życia na wysokim poziomie. Krzysiek ostro zasuwa, aby dać swojej księżniczce wszystko, czego ona pragnie i nie piśnie ani słowem. Znam przecież własnego brata i wiem, że na pewno nie jest tym zachwycony, lecz ponad wszystko kocha dzieci. Ma córeczkę i syna – maluchy są mocno związane z tatą.
Beata je strasznie rozpieszcza. Osobiście uważam, że przesadza, ale nie będę się wtrącać. Poza tym w roli ciotki wypada fatalnie. Nie sądziłam, że można mieć taki tupet, lecz jak widać, ludzie potrafią zaskakiwać – niekoniecznie w pozytywnym tych słów znaczeniu.
Ona uważa, że wyświadcza nam wielką przysługę
Ja i Mariusz finansowo radzimy sobie całkiem nieźle. Może nie stać nas na luksusowe apartamenty, kolacje w ekskluzywnych restauracjach czy wypasione samochody, ale powodów do narzekania też nie mamy. Cieszymy się z tego, czym dysponujemy i to nam w zupełności wystarcza.
Nie przepadamy za bezsensownym trwonieniem pieniędzy, chociaż ani ja, ani mąż węża w kieszeni nie mamy. Kiedy Krzysiek zaprasza nas na święta czy urodziny swoich pociech, staramy się wybierać takie prezenty, które najmłodszym sprawią radość. Nigdy jednak nie widać jej na twarzy bratowej oczekującej Bóg jeden wie, czego. Powiedzieć, że jest to irytujące, to mało powiedziane. W każdym razie mój Kacper w ramach upominków od cioci dostaje używane zabawki, którymi Oskar i Tosia już się nie bawią.
– Kosztowały majątek – Beata nie byłaby sobą, gdyby nie położyła akcentu na ten właśnie aspekt – więc Kacprowi na pewno się spodobają.
Zaciskałam zęby i nic nie mówiłam, a Mariusz szybko zmieniał temat. Zwykle w takich sytuacjach spozierałam wyczekującym wzrokiem na Krzyśka, ale on udawał, że jest głuchy. Kiedyś, gdy mieliśmy okazję pogadać sam na sam, nie omieszkałam zwrócić mu uwagi.
– Ale te zabawki na serio były drogie – próbował racjonalizować zachowanie żony.
– Nie wydaje ci się trochę na miejscu dawanie komuś w prezencie używanych rzeczy? – nie kryłam zdziwienia.
– Olka, ty jak zwykle przesadzasz – wzdychał Krzysiek.
– Wybacz, ale nie jesteśmy jakimiś biedakami, stać nas na zabawki dla syna. A ty mógłbyś wreszcie z nią porozmawiać.
– Niby o czym? – obruszył się brat.
– Ty chyba nie tylko głuchy jesteś, ale i ślepy – miałam wrażenie, że tłumaczenie bratu czegokolwiek jest pozbawione sensu i wysilam się nadaremnie. – Jeśli twoja żona chce się bawić w armię zbawienia, to proszę bardzo, ale chyba pomyliła adresy.
Z Mariuszem również wielokrotnie o tym rozmawiałam. Jemu także się to nie podobało, lecz na dłuższą metę nie chciał zawracać sobie tym głowy.
– Najwidoczniej taki już jej urok – tak wypowiadał się o Beacie. – Nie przejmuj się nią, bo nie jest tego warta.
W dużej mierze miał oczywiście rację, ale nie zmieniało to faktu, że chciałam jakoś utrzeć bratowej nosa. Miarka się przebrała, kiedy z okazji piątych urodzin Kacper dostał od niej klocki Lego. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, że zestaw był wybrakowany, a pudełko od niego lekko zniszczone.
– To są świetne klocki – Beata była z siebie taka dumna. – Dałam za nie kupę kasy, ale Oskarkowi prędko się znudziły.
Szczerze powiedziawszy, w tym momencie miałam dziką ochotę uderzyć ją w twarz. Powstrzymałam się ostatkiem sił. Mariusz zbladł. Obawiał się, że wybuchnę, bo dostrzegł moją wściekłość. Jak emocje nieco opadły, znalazłam sposób, żeby się odegrać.
Miny bratowej nie zapomnę do końca życia
Wielkimi krokami zbliżała się komunia Oskara, o czym Beata przypominała przy każdej możliwej okazji.
– Prezenty mają być mega – podkreślała – żeby mój syn nie wstydził się przed kolegami.
Tak się akurat składało, że byłam matką chrzestną bratanka. Wzbraniałam się przed tym, ale Krzysiek tak długo wiercił mi dziurę w brzuchu, że w końcu się zgodziłam. Najbardziej przerażały mnie właśnie uroczystości takie jak komunia, gdyż w dzisiejszych czasach oznaczają one niemałe wydatki – nie tylko dla rodziców, ale i chrzestnych.
W mojej opinii są to zwykłe pokazówki niemające niczego wspólnego z prawdziwą wiarą i sakramentami. Nie chcę rzecz jasna wrzucać wszystkich do jednego worka, aczkolwiek jeśli chodzi o Beatę, to traktowała to jako znakomitą okazję do zgarnięcia cennych „łupów”.
Z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem zarezerwowała drogą restaurację i zaprosiła prawie sto osób. Uczyniła z tego istny cyrk, w którym pragnęła być gwiazdą. Dla niej komunia własnego dziecka to niepowtarzalna sposobność, żeby przed całym światem pochwalić się swoim bogactwem.
– Co planujesz dać Oskarowi w prezencie? – dopytywał Mariusz.
– Najchętniej coś z drugiej ręki, ale nie będę świnią – odparłam.
– Pewnie masz już jakiś pomysł… – mój mąż doskonale wiedział, że nie odpuszczę.
– Jasne, że tak – przytaknęłam i mu opowiedziałam, co wydumałam.
Nie zamierzał się sprzeciwiać. Co więcej, przyznał, że jestem mądrą kobietą.
Zgodnie z przewidywaniami komunia Oskara była zorganizowana z ogromną pompą. Beata panoszyła się niczym kwoka na grzędzie, a Krzysiek sprawiał wrażenie lekko wycofanego i zmęczonego. Kiedy nadeszła chwila wręczania prezentów, serce waliło mi jak oszalałe.
Do tej pory nie przeciwstawiłam się bratowej i znosiłam upokorzenia z jej strony. Jeżeli sądziła, że taki stan rzeczy będzie trwać wiecznie, była w błędzie. Ode mnie i Mariusza Oskar dostał złoty łańcuszek z medalikiem i piękne wydanie Biblii dla dzieci. Skromnie, ale z klasą i stosownie do okoliczności.
Beacie zrzedła mina i posłała mi pełne nienawiści spojrzenie, ponieważ na tle innych podarunków ten nasz wypadał raczej słabo… Nie miałam najmniejszego zamiaru mścić się na niewinnym dziecku. Zależało mi na tym, aby przypomnieć jego matce o tym, co jest istotą sakramentu komunii. Nie mam bladego pojęcia, czy ktoś, kto do tego stopnia jest zafiksowany na punkcie dóbr materialnych, kiedykolwiek to pojmie.
– Dziękuję – usłyszałam za plecami głos brata, wracałam akurat z łazienki.
– To znaczy? – nie bardzo rozumiałam, co ma na myśli.
– Jako jedyna nie wygłupiłaś się prezentem, jest w sam raz, jak za starych czasów.
W rzeczy samej takie proste upominki dostaliśmy z okazji komunii, będąc dziećmi. Człowiek potrafił się wtedy cieszyć z zegarka, srebrnej monety czy łańcuszka, a coś większego, jak rower, było szczytem marzeń.
– U ciebie w porządku? – martwiłam się o brata.
– Średnio jest, ostatnio ciągle się kłócimy…
– Pamiętaj, że z siostrzyczką zawsze możesz pogadać – przytuliłam się i mocno go uścisnęłam.
– Pamiętam, pamiętam… – sapnął ponuro.
Po komunii Oskara raptem skończyły się używane upominki dla Kacpra. Beata się obraziła i przez Krzyśka zakomunikowała, że na ten moment nie planuje utrzymywać ze mną kontaktu. Podobno zraniłam ją do żywego i ona musi teraz dojść do siebie. Jakoś nie rozpaczam z tego powodu, a wręcz przeciwnie, czuję niewymowną ulgę. Plusem jest to, że moja relacja z bratem zaczęła powoli wracać na dawne tory – to jest najcenniejsze.
Czytaj także:
„Mój mąż to dusigrosz jakich mało. Nie chciał kupić synowi mieszkania, więc zagroziłam rozwodem. Teraz szasta pieniędzmi”
„Poświęciłam dzieciom najlepsze lata. Teraz nawet nie zadzwonią. Nie wiedzą, że mam do przekazania majątek. Ich strata”
„Ania zostawiała swojego czteroletniego syna samego na całe noce. Cierpiałem, kiedy przez ścianę słyszałem jego płacz”