„Siostra adoptowała Jasia, a potem go poślubiła. Po latach miłość matczyna ustąpiła miejsca tej romantycznej”

Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, cyano66
„‒ To… może być dla ciebie trudne, Jagoda ‒ zaczęła powoli moja siostra. ‒ Ale… uznałam, że tobie powiemy pierwszej. ‒ Popatrzyła na Jasia, uśmiechając się szeroko. Nie tak, jak matka uśmiecha się do syna, a tak, jak zakochana kobieta do swojego wybranka. ‒ Jesteśmy teraz razem. I weźmiemy ślub”.
Listy od Czytelniczek / 05.12.2023 22:00
Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, cyano66

Marika bardzo chciała mieć dziecko. Kiedy w wieku 25 lat zaszła w ciążę, oszalała ze szczęścia.

Rozpowiedziała o tym wszystkim wokół - znajomym w pracy, przyjaciółkom, nawet dalszej rodzinie. Jej partnerowi, Norbertowi, który wtedy wszystkim nam wydawał się idealną partią, też bardzo zależało na ojcostwie. Wielokrotnie opowiadał, jakimi to świetnymi rodzicami będą i jak doskonale podzielą się obowiązkami.

Razem tworzyli zresztą tak udaną parę, że nasi rodzice coraz mocniej naciskali na ślub. Sama nie rozumiałam, czemu jeszcze się na niego nie zdecydowali, ale Norbert zawsze znajdował jakąś wymówkę. Teraz już wiem, że powinno mnie to zainteresować.

Z tego, co wyszeptała mi kiedyś mama przy obiedzie, wynikało, że coś się kroi. I kiedy Norbert podobno już się zbierał do oświadczyn, Marika niespodziewanie poroniła. To był dla niej cios w samo serce.

Gorzej tylko, że partner, zamiast udzielić jej wsparcia, uznał ją za winną całej tragedii. Nie chciał w ogóle rozmawiać – ani z nią, ani z nami. Na mój wybuch i komentarz, że jest podłym draniem, nie zareagował. Któregoś dnia po prostu spakował swoje rzeczy i odszedł, zostawiając Marikę samą z jej demonami.

Wszyscy polubiliśmy Jasia

Robiliśmy wszystko, żeby jakoś poprawić humor Marice, choć to oczywiście nie było łatwe. Ona zamknęła się w sobie i niewiele mówiła. Głównie siedziała zresztą w domu. Właśnie dlatego zdziwiłam się, gdy po trzech miesiącach od wyprowadzki Norberta zjawiła się u mnie i stwierdziła stanowczo, że chciałaby adoptować dziecko.

Z początku nie wzięłam tego na poważnie – myślałam, że tylko tak mówi, że to taka desperacja, mająca jej pomóc jakoś przetrwać. Uważałam, że niebawem znajdzie sobie nowego partnera i to z nim będzie mieć dziecko. Tymczasem ona zaczęła działać. Opowiadała mi z ożywieniem o tym, jak weźmie maleństwo, którego nikt nie chce, a potem da mu kochający dom.

Nie wątpiłam oczywiście, że tak będzie, ale trochę się o nią martwiłam. Czy na pewno to udźwignie w pojedynkę. Najbardziej jednak zdziwiła mnie i rodziców, gdy zamiast kilkumiesięcznego niemowlęcia ostatecznie adoptowała dziesięcioletniego Jasia.

– Nie mogłam mu odmówić – tłumaczyła mi się potem. – On… no, po prostu od razu złapaliśmy kontakt. Wiedziałam, że muszę go stamtąd zabrać, rozumiesz?

Pokiwałam głową, choć tak naprawdę wcale niczego nie zrozumiałam. I coraz bardziej uważałam to, co zrobiła, za wyjątkowo desperacki krok.

Co by nie mówić, Jasio szybko stał się częścią rodziny. Był chłopcem bardzo miłym, inteligentnym, skorym do nauki. Trochę zamkniętym w sobie i trzymającym się na uboczu, ale czemu się dziwić, skoro całe swoje dotychczasowe życie spędził w domu dziecka? Po roku w każdym razie nikt z nas nie wyobrażał już sobie rodziny bez niego.

Chłopiec był jej oczkiem w głowie

Marika, jak się zresztą spodziewałam, była doskonałą matką. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała dobro swojego adoptowanego syna i nigdy nie odmawiała mu rozmowy. Próbowała znaleźć dla niego czas każdego dnia, by nie poczuł się przypadkiem pomijany czy zaniedbany. Jasiowi chyba podobało się u niej w domu, a przynajmniej wyglądał na bardzo szczęśliwego.

Dorastał pod czujnym okiem Mariki, osiągając świetne wyniki w nauce i zdobywając przyjaciół (bo z czasem bardzo otworzył się na innych, choć tego akurat nie podejrzewałam). U mnie też się sporo pozmieniało – znalazłam męża, urodziłam dwójkę dzieci, więc i moje wizyty u siostry stały się rzadsze. Potem z kolei Jaś poszedł na studia, więc w ogóle go nie widywałam.

Parę razy za to rozmawiałam z Mariką. Ta wypowiadała się o swoim synu w samych superlatywach. Chwaliła się jego doskonale zdaną maturą, a także miejscem na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w kraju, które sam sobie wywalczył. Oczywiście, bardzo cieszyłam się wtedy jej szczęściem. Zastanawiałam się tylko, czy nie jest na nim za mocno skupiona. Jaś był już przecież dorosły, miał swoje życie, a ona… uważałam, że powinna sobie po prostu kogoś znaleźć.

Zaskoczyli mnie

Zdziwiłam się, gdy któregoś dnia zadzwoniła siostra i oznajmiła, że czekają na mnie z Jasiem. Marika od zawsze miała klucze do mojego mieszkania, więc bez problemu weszli do środka, chociaż moje córeczki były jeszcze w szkole, a mąż, podobnie jak ja, w pracy. Specjalnie dla moich gości zwolniłam się jednak wcześniej i postanowiłam wrócić. Prędko wpadłam do mieszkania, tylko po to, żeby już chwilę później zatrzymać się na progu salonu.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Jaś, dotychczas adoptowany syn Mariki, obściskiwał się z nią na mojej sofie. Kiedy weszłam do pokoju, trochę się zmieszali, ale ostatecznie ona chwyciła go za dłoń i spojrzała na mnie z miną wyrażającą determinację. Jakby coś już postanowili.

– Co się dzieje, Marika? – rzuciłam niepewnie.

– To… może być dla ciebie trudne, Jagoda – zaczęła powoli moja siostra. – Ale… uznałam, że tobie powiemy pierwszej. – Popatrzyła na Jasia, uśmiechając się szeroko. Nie tak, jak matka uśmiecha się do syna, a tak, jak zakochana kobieta do swojego wybranka. – Jesteśmy teraz razem. I weźmiemy ślub.

Zamrugałam.

– Co proszę? – wykrztusiłam.

Jaś uścisnął rękę Mariki i wstał.

– To może ja zostawię was same – mruknął. – Przejdę się.

I rzeczywiście opuścił mieszkanie. Tymczasem moja siostra spojrzała na mnie, wzdychając ciężko.

– Zakochałam się, Jagoda – stwierdziła poważnie. – Nic na to nie poradzę. – Przygryzła wargę. – To… tylko 15 lat różnicy. Zdarzają się… bardziej nietypowe związki.

Rodzice byli oburzeni

Trudno mi było przełknąć rewelację, jaką sprzedali mi siostra i… właściwie kto? Jej przyszywany syn? Kochanek? A może już narzeczony? Nie rozumiałam tego i dziwiłam się, że mój mąż podszedł do całej sprawy z takim spokojem, gdy go wtajemniczyłam.

Czułam, że będą z tego kłopoty. No i się nie pomyliłam, bo już w kolejnym tygodniu zostałam wezwana do rodzinnego domu w trybie pilnym.

Na miejscu zastałam wyraźnie podenerwowanych rodziców i Marikę, siedzącą na kanapie z naburmuszoną miną.

– Ty jej musisz przemówić do rozsądku, Jagoda – zaczęła natychmiast mama. – No bo jak to tak? Z własnym synem?

– Technicznie nie jest jej synem… – zaczęłam niepewnie.

– Ale co sobie wszyscy pomyślą? – przeżywała dalej. – Był jej synem, a teraz…

– No tak – żachnęła się Marika. – Bo najważniejsze jest to, co sobie inni pomyślą!

Mama zmrużyła oczy.

– Nie powinnaś go była stamtąd zabierać – powiedziała z przekąsem. – Od razu wiedziałam, że tak to się skończy! Smarkacz namieszał ci w głowie i…

– A daj ty spokój chłopakowi! – wtrącił się tata. – To ona mu w głowie namieszała. Jaki ona daje przykład jako matka?!

Nie bardzo wiedziałam, co mam im powiedzieć. Marika nie wyglądała jednak na taką, która zamierza ustąpić. Upór w jej oczach mówił sam za siebie. I chociaż się nie odzywała, na pewno nie zgadzała się z ani jednym słowem wypowiedzianym przez rodziców.

I tak to zrobili

Marika postawiła na swoim – tydzień temu wzięła ślub z Jasiem. Nie powiem, wciąż mnie to dziwi, ale staram się po prostu przywyknąć do tej myśli i nowej sytuacji. Mąż mojej siostry jest… no cóż, naprawdę dojrzały jak na swój wiek. Obecnie mamy ze sobą znacznie lepszy kontakt niż do tej pory. No i bardzo polubił się z moim mężem. Od jakichś dwóch miesięcy co sobota zamykają się na kilka godzin w naszym warsztacie i coś tam sobie majsterkują.

Rodzice nie pogodzili się z wyborem Mariki. Jak łatwo się domyślić, nie pojawili się też na ślubie. Moja siostra twierdzi, że w ogóle jej to nie obchodzi, ale ja ją znam. Na pewno chciałaby mieć ich po swojej stronie, ale nie kosztem miłości. W sumie im dłużej o tym myślę, tym mniej dziwaczny wydaje mi się ich związek. Skoro się kochają, czemu im tego zabraniać? Nie przypuszczam, żeby Jasiek miał skrzywdzić moją siostrę tak, jak Norbert, a to chyba w tym wszystkim najważniejsze. Przynajmniej dla mnie.

Jagoda, 38 lat

Czytaj także:
„Nie wiedziałam, czemu tak często odwiedza nas proboszcz. Mama na łożu śmierci wyznała, że ksiądz jest moim ojcem”
„Mąż mnie zdradzał ze stażystką. Kiedy dowiedziałam się o romansie i postanowiłam odejść, zapytał, czy zapłacę mu rachunki”
„Mąż mówił, że mam obsesję, skoro podejrzewam go o romans. W końcu przyłapałam go w łóżku z przyjaciółką”

Redakcja poleca

REKLAMA