Jak można wyjść za zupełnie obcego faceta? Ja to zrobiłam. No, może niezupełnie… Ale nasza historia i tak jest absolutnie unikalna.
Zapowiadały się fatalne Walentynki
Zimą 2007 roku byłam świeżo po rozstaniu ze swoim wieloletnim chłopakiem. „Wieloletni” to może mocne określenie, jak na młodziutką studentkę, którą wtedy byłam, ale jednak faktycznie tworzyliśmy z Maksem parę przez ponad trzy lata – prawie całą szkołę średnią i początek studiów. Dla tak młodej osoby to kawał życia, dlatego mocno przeżywałam zakończenie naszego związku.
– Faceci są okropni. Jak można z kimś zerwać w Nowy Rok?! – płakałam w rękaw przyjaciółce.
– Zawsze ci mówiłam, że to pajac. Dobrze, że już go nie ma! Masz teraz szansę poznać kogoś lepszego. Dopiero co zaczęłyśmy studia, będzie masa nowych znajomości, masa imprez… Zobaczysz – pocieszała mnie Magda.
– Daj spokój, nigdy w życiu. Już swoje przeżyłam, nie chcę więcej żadnych facetów – lamentowałam.
– Okej, to zróbmy odtrutkę… Umówmy się na drinka na mieście, a potem chodźmy do mnie oglądać filmy – zaproponowała Magda.
– Zgoda, niech będzie.
„Musimy tylko wybrać knajpę jak najmniej oblężoną przez te okropne zakochane pary. Nie zniosę ich widoku!”, pomyślałam. W głowie ciągle rozpamiętywałam momenty spędzone z Maksem, nasze wszystkie romantyczne randki i wspólne wieczory, pierwsze pocałunki i zbliżenia. Nocami płakałam w poduszkę na myśl, że już nigdy nie będę w stanie zaufać żadnemu mężczyźnie i na zawsze zostanę sama. W końcu nadeszły te straszne Walentynki, a ja nie miałam wyboru: „Muszę po prostu przetrwać ten dzień”, myślałam.
Udałyśmy się do modnej knajpy
Magda zaciągnęła mnie do modnego lokalu, w którym swego czasu bywali aktorzy, piosenkarze czy prezenterzy telewizyjni.
– Mówię ci, będzie świetna zabawa. Może zobaczymy kogoś sławnego na randce i wyślemy zdjęcia do portalu plotkarskiego! – ekscytowała się koleżanka.
– Niech będzie, może masz rację… – mruknęłam.
Niestety, w restauracji zastałyśmy głównie gości, których najmniej chciałam tego dnia oglądać, czyli tłumy zakochanych par. Starałam się robić dobrą minę do złej gry i nie psuć zabawy Magdzie, która chichotała na widok trzecioligowych prezenterów pogody i „gwiazdek jednego przeboju”. Czułam się jednak okropnie. Zwłaszcza gdy Magda postanowiła porzucić mnie na pastwę losu…
– Sandra, nie uwierzysz, ale ten facet, który kilka lat temu prowadził taki konkurs z kasą do wygrania… Pamiętasz, taki wysoki blondyn… Zaprosił mnie do drugiego baru! Okazja jedna na milion! Przepraszam, musisz mi wybaczyć, ale musimy przełożyć resztę naszych planów na inny dzień – przyjaciółka wyrzucała z siebie słowa jak karabin maszynowy.
„No nie, nie wierzę, że mi to robi! Ładna mi przyjaciółka!”, myślałam ze złością, ale niechętnie się zgodziłam.
– Idź, baw się dobrze – mruknęłam, na co Magda aż podskoczyła z radości.
„Świetnie, sama, porzucona przy stoliku dla dwóch osób w Walentynki. Dookoła same pary i ja”, myślałam rozgoryczona, planując już zamówienie kolejnej butelki wina.
Czego ten facet ode mnie chce?
Gdy kelner podał mi zamówioną butelkę chardonnay, przysiadł się do mnie nagle jakiś obcy mężczyzna.
– Przepraszam, ale co pan tu robi? – zapytałam nieco oburzona.
– Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale wygląda pani, jakby nie bawiła się zbyt dobrze… I tak się składa, że ja również przeżywam najgorszy wieczór swojego życia. Pomyślałem więc, że może zechce pani napić się ze mną wina – zaproponował z lekkim zawstydzeniem.
Nie uśmiechało mi się spędzanie Walentynek z jakimś obcym facetem, który ewidentnie chciał się wyżalić. Moja alternatywa, którą było samotne picie wina w restauracji, nie była jednak o wiele lepsza, więc zgodziłam się.
– Na wstępie powiem, że niedawno zakończyłam długi związek, miałam tu spędzić babski wieczór, a moja przyjaciółka wystawiła mnie dla jakiegoś trzecioligowego celebryty, żeby móc się potem przechwalać jednodniowym romansem z „gwiazdą” – nakreśliłam swoją sytuację nieznajomemu.
– To faktycznie nieprzyjemnie – przyznał. – Ale może za chwilę poprawię pani humor. A może tobie? Wydaje mi się, że możemy być w podobnym wieku. Nazywam się Kuba.
– Miło mi, Sandra – podałam mu dłoń. – No, to słucham twojej historii – uśmiechnęłam się delikatnie, żeby go zachęcić.
Nagle facet wyjął na stolik małe czerwone pudełeczko. Gdy je otworzył, moim oczom ukazał się przepiękny pierścionek zaręczynowy z białego złota z granatowym oczkiem z szafiru otoczonego małymi brylantami.
– O rany, ale piękny – przyznałam. – Czyli co, nieudane zaręczyny?
– Chyba gorzej – mruknął facet. – Pół godziny temu dostałem SMS–a, że z nami koniec i nawet tu nie przyszła.
– No nie! Naprawdę? Zerwać SMS–em?! – oburzyłam się.
Mam wyjść za obcą osobę? No chyba nie
Na chwilę zapadła między nami cisza. Kuba patrzył ze smutkiem na pierścionek, a w jego oczach zalśniły łzy. Przyznaję, mocno mnie to rozczuliło…
– Ta laska musiała mieć naprawdę nie po kolei w głowie, jeśli w taki sposób zakończyła poważny związek – oznajmiłam twardo.
Mój rozmówca nieco uniósł kąciki ust.
– Ech, niby wiem… Ale to nadal bolesne. Chociaż nie należę do wyjątkowo sentymentalnych osób, mocno mnie to uderzyło. Akurat w taki dzień, który tyle planowałem! Pierścionek wybierałem przez kilka tygodni… – mruknął Kuba.
– I świetnie ci poszło! Jest naprawdę obłędnie piękny. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że ta cała…
– … Paulina – dodał z uśmiechem.
– Paulina nie zasługiwała na to wszystko! – dokończyłam swoją stanowczą myśl. – Szkoda, żeby taki piękny pierścionek miał się zmarnować na pierwszą lepszą niunię.
Kuba głośno się zaśmiał.
– Faktycznie, chyba masz rację. To może ty go chcesz? – zapytał nagle.
– Co takiego? – zdziwiłam się.
– Proszę bardzo, wyjdź za mnie. Pierścionek gotowy, podoba ci się, jesteśmy w restauracji, wokół nas same pary, pijemy wino, wszystko się zgadza!
– No tak, wszystko, poza tym, że zupełnie się nie znamy – mruknęłam ze zmieszanym uśmiechem.
– Ale sama widzisz, że można kogoś znać od lat, a i tak skończyć ze złamanym sercem – zauważył.
– No tak… Nie da się ukryć – przyznałam. – Okej, to może zrobimy tak: spotkamy się znowu jutro i zobaczymy, czy mamy ze sobą coś wspólnego, a dopiero potem ewentualnie weźmiemy ten ślub, okej? – zaproponowałam ze śmiechem.
– Zgoda! Ale tę butelkę wina możemy dokończyć, prawda? – mrugnął do mnie, a ja poczułam w sercu dziwne, przyjemne ciepło.
Najpierw oświadczyny, potem randka?
Następnego dnia, zgodnie z umową, ponownie spotkałam się z Kubą. Poszliśmy do kawiarni, a potem na łyżwy. Spędziliśmy ze sobą praktycznie cały dzień, a buzie nie zamykały nam się przez wiele godzin. Mieliśmy tyle wspólnych tematów! Okazało się, że Kuba kończy właśnie mój kierunek i właśnie szuka stałej pracy w zawodzie. Studiowaliśmy na tym samym wydziale i jeszcze ani razu się nie spotkaliśmy.
W dodatku dzieliliśmy zainteresowanie malarstwem i starymi filmami gangsterskimi. Gdy w końcu powiedziałam, że powinnam zbierać się do domu, zaoferował, że odprowadzi mnie pod drzwi, a tam… staliśmy i gadaliśmy jeszcze przez dobre trzy kwadranse.
Z jednej strony czułam się dziwnie skołowana: przecież jeszcze kilka dni temu byłam zrozpaczona i obiecywałam sobie, że już nigdy nie zaufam żadnemu facetowi. Z drugiej jednak miałam wrażenie, że moje myśli o Maksie stały się znacznie mniej dotkliwe… Tak jakby Kuba nakleił na moje poharatane serce jakiś magiczny plaster. „Ale to przecież szaleństwo! Dopiero co rozstałam się z Maksem, byliśmy ze sobą tyle czasu i co, teraz od razu zacznę randkować z jakimś obcym chłopakiem?”, rozmyślałam. W tym momencie moje przemyślenia przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzięłam do ręki telefon. Wiadomość była od Kuby.
Słuchaj, nie pamiętam, czy kiedykolwiek bawiłem się z jakąś kobietą tak świetnie, jak z tobą. Wiem, że jesteś po przejściach, ja zresztą też, ale nie chciałbym, żebyśmy odrzucili tę znajomość dlatego, że jacyś frajerzy złamali nam serca… Zacznijmy powoli. Co powiesz na kolację w sobotę?
Natychmiast wykwitł mi na twarzy uśmiech. Oczywiście się zgodziłam. A co działo się potem? Cóż, „reszta jest historią”, jak to mawiają, a ja od 15 lat jestem szczęśliwą żoną Kuby.
Czytaj także:
„Lubię romansować ze stażystami. Uczę ich czegoś więcej niż tajników firmy. Taka praca z misją”
„Moje małżeństwo było na skraju upadku. Nie sądziłem, że to teściowej będę wdzięczny za to, że wciąż jestem mężem”
„Ucieszyłam, się gdy Kamil mi się oświadczył. Był tylko szkopuł: pierścionek nosiły jego 3 poprzednie narzeczone”