„Lubię romansować ze stażystami. Uczę ich czegoś więcej niż tajników firmy. Taka praca z misją”

Pewna siebie, atrakcyjna kobieta w pracy fot. iStock by GettyImages, Deagreez
„Mówią, że niczego nie da się nauczyć bez solidnej praktyki. Jestem wierna takiemu powiedzeniu, dlatego zatrudniani u nas stażyści są przeze mnie... specjalnie traktowani. Do tej pory nikt nie narzekał na moje metody i wszyscy na tym korzystają. Nietypowe? Być może, ale ja świetnie się bawię”.
/ 11.01.2024 19:15
Pewna siebie, atrakcyjna kobieta w pracy fot. iStock by GettyImages, Deagreez

Od zawsze słynęłam z niepohamowanej wręcz żądzy seksualnej. Pierwsze doświadczenia zdobywałam tuż po przekroczeniu pełnoletności, a potem było już tylko lepiej.

Na początku trochę krępowało mnie to, że jestem taka śmiała w relacjach damsko–męskich. Mój pierwszy chłopak, Marcel, nie do końca rozumiał moje potrzeby i chciał mnie tłamsić, ale wkrótce zrozumiałam, że nie mogę w ten sposób dłużej funkcjonować i rozstaliśmy się.

Doskonale pamiętam rozmowę, którą wtedy przeprowadziłam właśnie z moim pierwszym partnerem seksualnym: — Ty to jesteś naprawdę niewyżyta Baśka — powiedział mi pewnego dnia. — Nie spotkałem nigdy takiej dziewczyny, jak ty, takiej szalonej... Ale wiesz co? Z mojej strony nie jest to komplement.

Popatrzyłam na niego zaszokowana.

— Serio? To twój problem —  odpowiedziałam. — Ja chcę żyć po swojemu i na własnych warunkach, a jeśli tobie nie odpowiada taki mój styl bycia, to nie musimy być razem.

Po tej wymianie zdań każde z nas poszło w swoją stronę.

Stale szukałam przygód poza związkiem

Kolejny związek pokazał mi, że moje wcześniejsze pragnienia nie były do końca spełniane. Przy Marku, czyli moim drugim chłopaku, rozkwitałam. Byliśmy razem w zasadzie przez większość moich studiów, ale potem szybko się nim znudziłam i zaczęłam go zdradzać.  Zrozumiałam, że nie potrafię dochować wierności, i raniłam mojego partnera. Stale szukałam przygód poza związkiem.

Wraz z końcem studiów znalazłam pracę w korporacji. Dość szybko pięłam się po szczeblach kariery i zakosztowałam wielkomiejskiego życia. Miałam szczęście, bo dość wcześnie otrzymałam stanowisko kierownicze, z czym wiązały się różne obowiązki. Odpowiadałam między innymi za prowadzenie staży.

Okazali się bardzo chętni na igraszki

Tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, że do naszej firmy zgłaszali się głównie młodzi mężczyźni. Pomyślałam, że mam szczęście. Moje żądze wciąż były niezaspokojone i to właśnie praktykantach upatrywałam szansy na to, żeby prowadzić szalone życie erotyczne. Oczywiście za ich zgodą, ale z tym raczej nie było problemu. "Chłopcy", bo tak ich nazywałam, okazali się bardzo chętni na takie gierki i igraszki.

Pierwszy praktykant miał na imię Adam. Miał dwadzieścia trzy lata, a ja wówczas trzydzieści.

— No to powiedz mi, drogi Adamie, jakie są twoje mocne strony? — zapytałam podczas naszej pierwszej rozmowy. Mężczyzna bardzo mi się podobał. Dobrze zbudowany, przystojny... Jak Adonis.

— No cóż.... — wyjąkał. — Ja...

— Widzę te mocne strony. Ile mogą wycisnąć na siłce?

Adam uśmiechnął się szeroko i mimowolnie spojrzał w lewo, na jeden ze swoich bicepsów. — Troszkę potrafią. Ale chyba nie o tym rozmawiamy.

— Słonko, możemy porozmawiać, o czym tylko chcesz — wymruczałam sugestywnie.

Adam chyba trochę się speszył, ale nie na tyle, by przerwać flirt. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem zaprosiłam go na kolację. Tego samego wieczora nauczyłam go o wiele więcej, niż zdołałby się nauczyć w ciągu wielu lat swojego życia... Chociaż oczywiście ta "nauka" dotyczyła jedynie spraw łóżkowych.

Figlowaliśmy całą noc. Ot, potęga młodzieńczego wigoru!

Na jednym nie poprzestałam

Ale moje miłosne podboje nie ograniczały się wyłącznie do jednego stażysty, bo już wkrótce pojawił się kolejny praktykant o imieniu Krzysztof. On był trochę inny niż Adam, bo bardziej doświadczony życiowo. W końcu miał już 26 lat. Ale mimo to, był równie chętny na zabawy erotyczne.

Zabrał mnie do jednego z popularnych klubów i w tamtejszej toalecie spróbowaliśmy czegoś zupełnie nowego, do czego nie byłam przyzwyczajona. Kolejny był Paweł. Z nim wszystko zaczęło się jeszcze w sali konferencyjnej, a potem kontynuowaliśmy w szatni nieopodal sekretariatu. Oczywiście nikt nie mógł dowiedzieć się o naszym sekrecie, ale wszystko zawsze odbywało się za obopólną zgodą.

Byłam taką szefową, którą chcieli mieć. I mieli. Dosłownie.

Bałam się, że ktoś w końcu mnie nakryje

Czy się bałam? Oczywiście, że tak. Najbardziej obawiałam się tego, że ktoś w końcu nakryje mnie na tym, czego tak naprawdę uczę moich stażystów. Cały czas z tyłu głowy miałam to, że być może to, co robię, jest nie do końca uczciwe i etyczne. Ale jednak  próbowałam zagłuszyć moje wyrzuty sumienia, twierdząc, że przecież mężczyźni wiedzą, na co się piszą i są dorośli.

To, że byłam ich instruktorką, nie miało żadnego znaczenia, przynajmniej dla mnie. Dla nich chyba też nie.
Pamiętam natomiast jedną taką sytuację, która trochę wytrąciła mnie z równowagi i sprawiła, że zaczęłam ostrożniej podchodzić do moich zapędów. Pewnego dnia mój szef wezwał mnie pewnego dnia na dywanik i zapytał, w jaki sposób przeprowadzam rozmowy kwalifikacyjne na staż oraz czy mogłabym przedstawić raport z działania moich praktykantów. Trochę mnie to zmroziło.

Potem pojawiły się jeszcze jakieś propozycje wewnętrznych audytów i hospitacji, szefostwo chciało mi bardziej patrzeć na ręce... Na szczęście potem sprawa przycichła i wszystko rozeszło się po kościach, a ja od odetchnęłam z ulgą. Dalej mogłam szaleć i działać po swojemu. Uff!

Moi stażyści nie narzekali...

Nigdy nie sądziłam, że będę mogła realizować swoje seksualne fantazje, łącząc życie prywatne z zawodowym. Oraz że praca w korporacji okaże się dla wszystkich zainteresowanych aż tak...owocna.

Przyznam się jednak do tego, że po jakimś czasie te przygody również zaczęły mnie nudzić. Chyba już nie do końca się w tym odnajduję. Myślę o zmianie pracy, a nawet o pójściu na terapię. Gdzieś czytałam o tym, że moje erotyczne zapędy mogą być tak naprawdę zakamuflowaną formą seksoholizmu. Że być może nie jest to standardowe zachowanie. Coraz bardziej skłaniam się ku temu, by uznać, że może faktycznie jest w tej autodiagnozie trochę prawdy.

Czas pokaże, jaką decyzję podejmę. Moi stażyści nie narzekali... Najważniejsze jednak, że nic złego z tego nie wyniknęło. A czego się nauczyli, to ich.

Czytaj także:
„Zostawiłam męża i ogołociłam nasze konto bankowe. To była zapłata za zdradę. Prawie zrujnowałam nasze życie”
„Obcy facet wychowuje moje dziecko i płaci za błędy mojej młodości. Zawsze wiedziałam jak się ustawić”
„Wszyscy się ze mnie śmiali, bo wyszłam za mąż za robotnika. Teraz my brylujemy na salonach, a oni wyją z zazdrości”

Redakcja poleca

REKLAMA