„W sieci życie mojej przyjaciółki wyglądało idealnie, ale za zamkniętymi drzwiami działy się koszmary. I po co tak udawać?”

Życie mojej przyjaciółki wydawało się być idealne, ale to było złudzenie fot. Adobe Stock, Marco
„Utrzymywała tę fikcję małżeństwa, bo bała się zostać sama w obcym kraju, gdzie nie miała nikogo innego. Iluzja pękła jak bańka mydlana, gdy trzy kobiety wystąpiły o alimenty na swoje dzieci od jej parszywego męża. Wtedy wybuchła i zażądała rozwodu, ale mąż tak bardzo zaszczepił w niej zwątpienie, że nie umiała ruszyć do przodu”.
/ 21.10.2022 07:15
Życie mojej przyjaciółki wydawało się być idealne, ale to było złudzenie fot. Adobe Stock, Marco

Kiedy zobaczyłam Dorotę, idącą deptakiem w naszym mieście, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przecież ona mieszka w Sztokholmie! Co tu robi? Wyprowadziła się do Szwecji z Londynu zaraz po studiach, razem z mężem, który wyglądał jak włoski model. A sama Dorota z brzydkiego kaczątka, jakim była niemal każda licealistka, zmieniła się w kobietę sukcesu, piękną, wykształconą i błyszczącą. Wręcz lśniła z każdego zdjęcia, które oszczędnie wrzucała do sieci, by dać znać, co tam u niej.

Nie miałyśmy kontaktu od lat

Co nie znaczy, że nie wiedziałam, co tam u niej. Regularnie zaglądałam na jej profil w mediach społecznościowych.

– Dorota? – spytałam zdumiona, choć przecież doskonale wiedziałam, kogo mam przed sobą.

– Andzia? – użyła mojej ksywki z liceum, której nie znosiłam. – Boże, dziewczyno, ile to lat!

Po czym Dorota zrobiła coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Na środku ulicy chwyciła mnie w ramiona i rozpłakała się jak dziecko. Stałam jak sparaliżowana, totalnie zaskoczona, aż w końcu też ją przytuliłam i pogłaskałam po plecach. Stałyśmy na trotuarze, omijane przez spieszących się ludzi, a ona dalej płakała, mocząc mi łzami płaszcz. Powinna się już opanować. Ludzie zaczynali się gapić. Nie widziałyśmy się ponad piętnaście lat, to długo, więc tym bardziej dziwiło mnie jej zachowanie. Czemu ja, czemu teraz, czemu w takim miejscu?

– O Boże, Ania, przepraszam cię, ale tak dobrze zobaczyć jakąś przyjazną twarz… – wychlipała, odrywając się ode mnie.

Otarła oczy, rozmazując sobie makijaż, czym zresztą w ogóle się nie przejęła.

– Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś? Może pogadać? – spytałam dosyć sztywno, bo uznałam, że tak wypada, jednak nie miałam specjalnie ochoty na jej wynurzenia.

Zmieniłyśmy się, oddaliłyśmy, zobojętniałyśmy sobie. Byłyśmy dojrzałymi kobietami, a nie dziewczynami wchodzącymi dopiero w dorosłość. Wtedy się przyjaźniłyśmy, teraz już nie. Tak jak kiedyś lubiłam krówki, a nie znosiłam kawy, a teraz na odwrót.

– Tak! Usiądźmy gdzieś i pogadajmy. Potrzebuję tego. Znalazłabyś chwilę? Przepraszam, że tak nagle, ale…

Była wspomnieniem z przeszłości

Zabrałam ją do domu. Wsiadłyśmy do jej czarnego, błyszczącego audi i kierowałam ją, jak ma jechać, cały czas zastanawiając się, czy dzieciaki nie narobiły takiego bałaganu, że wstyd gościa zaprosić. Niby w sobotę sprzątałam, ale Julka dziś trochę gorzej się czuła i pozwoliłam jej nie iść do przedszkola. Została z moją mamą, dzięki czemu mogłam załatwić parę spraw w urzędach. No cóż, nie załatwiłam. Jeśli Hania wróciła już ze szkoły – bo czasami wolała wrócić, zamiast zostawać w świetlicy – i połączyła siły z młodszą siostrą pod egidą babci Zosi, to w domu mógł panować mały Armageddon. Trudno. Nie widziałam Doroty tyle lat, że była dla mnie jak obcy człowiek, ot, wspomnienie z przeszłości. Nie powinnam się wstydzić mojego życia, zwłaszcza przed nią.

– Mamo, pamiętasz Dorotę? – spytałam po wejściu do domu.

Byłoby dziwne, gdyby nie pamiętała. Dorota niemal mieszkała u mnie, gdy akurat ja nie mieszkałam u niej. Tak przez cztery lata liceum.

– Dorotka! – mama ją uściskała. – No, nareszcie wróciłaś do kraju, wszystkim cię bardzo brakowało. Co tam u ciebie? – spytała.

Dorota wykrztusiła z siebie kilka frazesów, że w porządku, do przodu, jakoś leci. Po tym żarcie mama stwierdziła, że na pewno chcemy sobie pogadać, nadrobić te wszystkie lata, więc ona już leci. Julka spała, bo ból głowy i brzuszka mocno ją wymęczył, a Hani jeszcze nie było. Zapomniałam, że tego dnia i tak czekała w świetlicy na dodatkowy angielski. Zostałyśmy z Dorotą same we względnie ogarniętym salonie, który robił też za małżeńską sypialnię. Zaparzyłam kawy, usiadłyśmy i… zapadła cisza.

– Masz fajne mieszkanie, takie… Widać, że mieszka w nim rodzina – odezwała się pierwsza.

– Czyli: masz bałagan, kobieto! – zaśmiałam się. – Posprzątam, jak dziewczyny się wyprowadzą, wcześniej to nie ma sensu. Co się stało? – spytałam już poważniejszym tonem.

Nie wiedziałam, ile mamy czasu, zanim Julka wstanie, a nie chciałam o „dorosłych” sprawach rozmawiać przy pięciolatce, która wszystko już rozumie, o ile akurat nie udaje głuchej, za to podsłuchane i nie dla niej rewelacje zapamiętywała w sekundę.

– Wróciłam. Właściwie to uciekłam.

Mąż zdradzał ją na prawo i lewo

Siedziała przede mną kobieta, którą kiedyś znałam jak nikogo innego, ale po wielkiej kłótni o przyszłość i priorytety nie utrzymywałam z nią kontaktu. Teraz opowiadała mi o najbardziej bolesnych sprawach ze swojego życia. O tym, jak ciężko było studiować w Londynie, walcząc z uprzedzeniami, że Polacy to tylko na zmywak, starając się zarobić jakiekolwiek pieniądze, by przetrwać i nie przyznać się rodzicom, że czasem je co drugi dzień. W Szwecji wcale nie było lepiej. Mąż Włoch może i wyglądał jak Apollo, ale też flirtował na prawo i lewo. Żeby tylko…

Utrzymywała tę fikcję małżeństwa, bo bała się zostać sama w obcym kraju, gdzie nie miała nikogo innego. Iluzja pękła jak bańka mydlana, gdy trzy kobiety wystąpiły o alimenty na swoje dzieci od jej puszczalskiego męża. Wtedy wybuchła i zażądała rozwodu. I tak została bez męża, i bez pracy, bo dotąd pomagała mu prowadzić jego firmę. Uciekła i wróciła do początku, do miejsca, skąd wyruszyła na podbój świata. W podróż, na którą mnie zabrakło odwagi. Zostałam w rodzinnym mieście, tu skończyłam studia, zakochałam się, wyszłam za mąż za faceta, któremu co prawda rosły powoli brzuszek i łysina, ale który dzwonił, by zapytać, co ma kupić na kolację. Pamiętałam każdy szczegół naszej kłótni, gdy Dorota nazywała mnie tchórzem bez kręgosłupa, który boi się własnego cienia i nie ma jaj, by się wyrwać z tej dziury, choć wspaniała przyszłość może czekać tuż za rogatką.

Rozstałyśmy się w gniewie i łzach, a ja miałam nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczę, tak bardzo czułam się zraniona. Przez te wszystkie lata jednak nie umiałam przestać o niej myśleć, martwić się o nią i życzyć jej dobrze. Mogłam jedynie podglądać jej profil w mediach społecznościowych, bo na wyciągniecie ręki do zgody nie umiałam się zdobyć.

Dziewczyna z Londynu, potem ze Sztokholmu

Wielkie miasta, wielki świat, wielkie marzenia i pieniądze, o których ja, nauczyciel wychowania przedszkolnego, nie mogłam nawet marzyć. Moje życie mi odpowiadało, byłam szczęśliwa, ale gdzieś z tyłu głowy brzęczała myśl, że gdybym wtedy jej posłuchała, dziś nosiłabym, jak ona, szpilki od Blahnika, a nie kupione na wyprzedaży. A teraz dowiaduję się, że jej piękne, błyszczące życie to tylko gra pozorów? Za zdjęciami, które od wielkiego dzwonu wrzucała na Facebooka, kryły się łzy i rozpaczliwa chęć podtrzymywania lśniącej fikcji. Spojrzałyśmy na siebie uważnie i wyciągnęłam do niej rękę. Uścisnęła ją mocno. Wyczułam w tym geście akt desperacji, ale też nadziei. Że teraz już będzie lepiej. Skoro mogła tu wrócić i przyznać się do życiowej porażki, to może też ruszyć dalej, zacząć od nowa. A ja po raz pierwszy od piętnastu lat poczułam, że chcę Dorotę z powrotem. Nie tę ze zdjęć, której zazdrościłam, a która zdawała się nie pamiętać, skąd pochodzi.

Chciałam mieć znowu moją najlepszą przyjaciółkę, która służyła mi radą, z którą mogłam się śmiać pół nocy, którą ciągnęłam za uszy z biologii… Nie byłyśmy już pannicami przed maturą. Każda z nas dorosłą część życia przeżyła oddzielnie, z dala od tej drugiej, ale czy to znaczyło, że nasza dawna więź całkiem zanikła? Jeśli tak, to dlaczego wpuściłam ją dziś do domu, dlaczego ona rzuciła mi się z płaczem w ramiona? Powoli, krok po kroku poznajemy się na nowo. Mieszkałyśmy w różnych miejscach, doświadczałyśmy czegoś innego, żyłyśmy zupełnie inaczej. Wiek też zrobił swoje, już nie jesteśmy naiwnymi dziewczynami, tylko kobietami z bagażem życiowych doświadczeń. Już nie piszczymy z zachwytu nad każdą głupotą, nie płaczemy z byle powodu i nie machamy rękami jak wiatraki. Pewne rzeczy się liczą, a niektóre nie, nad jednymi trzeba popracować, a inne odpuścić. Obydwu nam jednak zależy na tym, by spróbować odbudować naszą relację, która kiedyś była dla nas tak ważna.

Dorota musiała stanąć na nogi

Odnaleźć samą siebie, a ja starałam się jej w tym pomóc. Wkroczyła na drogę poszukiwania mieszkania i pracy w Polsce, co wcale nie było takie łatwe, mimo jej świetnego wykształcenia i doświadczenia pracy w Anglii oraz Szwecji. Oferowane stanowiska albo były poniżej jej kwalifikacji, albo poniżej jej oczekiwań finansowych, choć i tak dostosowała się do polskich realiów. Potem musiała przebrnąć przez rozwód i podział majątku, co wyssało z niej większość sił. Jerome, jej były ukochany, starał się, jak mógł, by zrzucić na nią winę za swoje liczne zdrady, aż stopniowo Dorota odpuszczała większość swoich oczekiwań, byle tylko się uwolnić.

– Nie jestem zgrzybiałą staruszką, kasa to nie wszystko – mówiła.

Kręciłam wtedy głową, niezadowolona, że zrzekała się kolejnego składnika wspólnego majątku, chcąc wreszcie zakończyć tę upokarzającą szarpaninę.

– Odkuję się, ale najpierw muszę zamknąć za sobą te drzwi i zacząć żyć. Po swojemu, na własny rachunek.

Byłam przy niej, choć na początku czułam się dziwnie, dopuszczana do różnych sekretów Doroty po tak długiej nieobecności w jej życiu. Ale widać nie tylko stara miłość nie rdzewieje, stara przyjaźń także. Mogłyśmy nie widzieć się piętnaście lat, a niebawem znowu kończyłyśmy za siebie zdania. Ja też zaczęłam otwierać się na Dorotę i zwierzać z tego, co w moim życiu nie zawsze było radosne i proste. I słuchałam jej rad, choć śmiała się, że łatwiej radzić innym niż samemu sobie. Mój mąż też jest zadowolony, że odnowiłam przyjaźń z Dorotą, o której opowiadałam mu tyle razy. Wiedział, że od czasu, gdy nasze drogi się rozeszły, z nikim innym się nie zaprzyjaźniłam. Miałam co prawda kilka bliskich koleżanek, ale to nie to samo.

Tęskniłam za takim porozumieniem, jakie miałyśmy z Dorotą, choć nieraz się zastanawiałam, czy to nie dlatego, że we wspomnieniach wszystko wydaje się lepsze. Rzeczywistość przebiła wspomnienia. Moje dziewczynki skaczą jak żaby z radości, gdy nowa ciocia, która niemal z miejsca stała się ich ulubioną ciocią, wpada do nas do domu. Spytana, czemu nie zdecydowała się na posiadanie własnych dzieci, wzruszyła ramionami.

To nie była moja decyzja. A teraz on ma trójkę, każde z inną, a ja żadnego.

Ostatecznie Dorota zatrudniła się w kancelarii, odpowiedzialnej za prawo międzynarodowe, i odżyła. Stała się bardziej pewna siebie, jakby urosła, i wcale nie przez szpilki od Blahnika, które nosiła do pracy, a których nadal jej zazdrościłam.

Niszczący wpływ jej męża tracił moc

Miała wokół siebie ludzi, którzy ją doceniali i wierzyli w nią, a to dawało jej siłę.

– Wiesz, gdyby nie ty, tobym chyba przez to nie przeszła… – powiedziała któregoś wieczoru.

Byłyśmy same, mój mój mąż pojechał z dziewczynkami do swoich rodziców, fundując nam babski wieczór.

– Daj spokój… – machnęłam ręką i sięgnęłam po kieliszek wina, które wybornie smakowało po całym tygodniu pracy z maluchami w przedszkolu. – Kiedyś ty mi pomożesz.

– Przy rozwodzie? Nigdy w życiu. Twój mąż prędzej by sobie oczy wydłubał, niż cię zdradził, a co dopiero zostawił. Uwielbiam na was patrzeć, gołąbeczki.

– Oj, przestań… – zarumieniłam się.

– Mam coś dla ciebie – sięgnęła do torby, którą ze sobą przyniosła i której nie pozwoliła mi dotknąć.

Wyciągnęła pudełko. Z butami. Nie jakimiś tam! Kiedy uniosłam wieczko, moim oczom ukazała się szafirowa, ozdobiona połyskującą klamerką para szpilek od Blahnika!

– Jezu… Ale piękne! Nie, nie, nie, weź je, nie mogę ich przyjąć! – zawołałam, jedną ręką przyciągając pudełko, a drugą je odpychając. – Boskie, ale wiem, ile kosztują… Więcej niż moja pensja, więc nawet nie próbowałam ich przymierzać.

– I bardzo dobrze, będziesz uważać, żeby nie złamać szpilki. No bierz, przecież ja mam za dużą stopę, nie wcisnę się. Teraz idziemy w miasto i będziemy szaleć do rana!

Poszłyśmy. Dwie przyjaciółki, które odnalazły się po latach, kiedy przypadkiem wpadły na siebie na deptaku. Podzieliło nas rozstanie w wielkim żalu i złości, ale potrafiłyśmy to przekuć z powrotem w siostrzeństwo. Możemy stać na cienkich szpilkach, które kosztują fortunę, ale jesteśmy silne baby i zawsze będziemy wspierać jedna drugą. To był najpiękniejszy prezent na moje trzydzieste piąte urodziny, które wypadały niedługo. Nie kosmicznie drogie buty, ale odzyskanie najlepszej przyjaciółki. Mało tego, zbudowanie jeszcze lepszej, dojrzalszej przyjaźni niż ta, którą zburzyłyśmy piętnaście lat temu. O tę postaramy się dbać lepiej, żeby nic nią nie zachwiało, żadna burza.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA