„W sądzie odebrałem dziecko żonie alkoholiczce. Mówi, że zacznie się leczyć, ale nie umiem jej zaufać”

Ojciec odebrał dziecko żonie alkoholiczce fot. Adobe Stock
Doszło do tego, że czasem bałem się wyjść do pracy i zostawić Rysia pod opieką Ali. Obawiałem się, że za dużo wypije i gdzieś go zostawi. Sam chodziłem do sklepu po zakupy, by nie miała okazji kupić flaszki, chowałem pieniądze.
/ 30.04.2021 10:11
Ojciec odebrał dziecko żonie alkoholiczce fot. Adobe Stock

To, co zastałem w domu po powrocie, niemal przyprawiło mnie o zawał… Ale najgorsze, że synek płakał, a Ala w ogóle nie reagowała.

Nie wiem, kiedy moja żona zaczęła pić. Może jeszcze przed urodzeniem Rysia, a może już po. W domu bywałem wtedy niezbyt często, pracowałem jako kierowca w dużej firmie transportowej. Rozwoziłem towary po całej Polsce, jeździłem za granicę. Wracałem, kilka dni odpoczywałem i znowu w drogę.

Sąsiedzi nieraz wspominali, że podczas mojej nieobecności Ala spaceruje z wózkiem chwiejnym krokiem, że zaprasza podejrzanych gości. Myślałem jednak, że to tylko złośliwe plotki. Przecież kiedy wracałem, wszystko wyglądało bardzo pięknie. Żona witała mnie w drzwiach uśmiechem, dom lśnił czystością, na stole stała kolacja, a synek smacznie spał w swoim łóżeczku.

Bo ona ma dość siedzenia w domu tylko z dzieckiem

Prawda wyszła na jaw, gdy kiedyś przyjechałem dwa dni wcześniej, niż zapowiedziałem. Nie zadzwoniłem, że wracam. Chciałem zrobić Ali niespodziankę. Wszedłem do mieszkania i osłupiałem. Moja żona siedziała w salonie, przy stole, kompletnie pijana w towarzystwie dwóch równie zawianych typów. Na podłodze i stole walały się puste butelki po piwie i wódce. Ryś leżał na kanapie i prawie dusił się od płaczu.

– Co tu się dzieje?! – wrzasnąłem. Ala spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.

– Ooooo, juuuż jeeesteś? Naalać ci jeednego? – wybełkotała. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Pamiętam, że wykopałem tych facetów z mieszkania. A ona? Gdy wróciłem do salonu, spała z głową na stole pijackim snem. To był naprawdę przerażający widok. Dotarło do mnie, że sąsiedzi mówili prawdę, że to wcale nie były złośliwe plotki.

Gdy Ala wytrzeźwiała, postanowiłem z nią porozmawiać. Na początku wszystkiego się wypierała. Twierdziła, że to był tylko jednorazowy wybryk. Dopiero gdy ją przycisnąłem, opowiedziałem o tym, co mówili mi ludzie, przyznała się do wszystkiego.

– Tak, piję, tak, zapraszam gości. I co z tego? Mnie też należy się coś od życia. Ciebie wiecznie nie ma, wszystko na mojej głowie. Mam dość siedzenia w domu z dzieckiem. Potrzebuję rozrywki, towarzystwa! – wrzasnęła.

– Ale przecież taka była umowa: ja zarabiam, ty zajmujesz się domem, Rysiem – przypomniałem.

– O Boże, jak ty niczego nie rozumiesz! – przewróciła oczami, a potem wyszła z domu, trzaskając drzwiami. Za wszelką cenę próbowałem jej pomóc. Przecież gdy braliśmy ślub, obiecywaliśmy sobie, że będziemy razem na dobre i na złe. Poza tym czułem się winny.

Naprawdę myślałem, że to przeze mnie zaczęła pić, że robi to z samotności. Zmieniłem pracę, z TIR-a przesiadłem się do autobusu miejskiego. Niczego to jednak nie zmieniło. Ala piła, i to coraz więcej. Potrafiła wyjść do sklepu po zakupy i wrócić kompletnie zalana. Mimo to nie poddawałem się. Błagałem, namawiałem na leczenie, tłumaczyłem. Kiedy to nie pomagało, prawie siłą zaciągnąłem ją do klubu AA.

Sam zacząłem chodzić na spotkania dla rodzin alkoholików. To właśnie tam usłyszałem od terapeuty, że jeżeli żona sama nie będzie chciała się zmienić, nie zgodzi się na leczenie, to żadne wizyty w klubie nie pomogą. Że będzie kłamać, obiecywać, płakać. I pić, zamieniając nasze życie w piekło. 

Szybko przekonałem się, że terapeuta miał rację. Było coraz gorzej.

Doszło do tego, że czasem bałem się wyjść do pracy i zostawić Rysia pod opieką Ali. Obawiałem się, że za dużo wypije i gdzieś go zostawi. Odwoziłem więc małego do swoich rodziców. Sam chodziłem do sklepu po zakupy, by nie miała okazji kupić flaszki, chowałem pieniądze.

Prosiłem kolegę o zastępstwo na godzinę czy dwie i wpadałem niespodziewanie do domu, by sprawdzić, czy nie pije. Przypominało to trochę zabawę w kotka i myszkę. Ja goniłem, ona robiła wszystko, by mnie przechytrzyć. I zwykle jej się to udawało. Po wszystkim kajała się, obiecywała poprawę i – nie dotrzymywała słowa. Kiedy raz zniknęła na dwa dni i wróciła kompletnie pijana, coś we mnie pękło. Spakowałem się i wyprowadziłem się z synkiem do rodziców.

Tydzień później złożyłem pozew o rozwód i przyznanie mi opieki nad Rysiem. Początkowo Ala wcale się tym nie przejęła. Pewnie myślała, że tylko żartuję. Opamiętała się dopiero wtedy, gdy dostała wezwanie na rozprawę. Przed sądem płakała, twierdziła, że nadal mnie kocha, że nie chce stracić rodziny, dziecka. Obiecała też, że pójdzie na leczenie.

Sędzia zamiast rozwodu orzekła separację. Żona była z tego powodu bardzo szczęśliwa.

– Wiem, że się trochę pogubiłam, że was zawiodłam… Ale naprawię to, przysięgam. Jeszcze będziemy szczęśliwą rodziną… Jak dawniej… – powiedziała mi po rozprawie.

– Pożyjemy, zobaczymy – burknąłem.

Poukładałem sobie życie, nauczyłem się żyć bez niej

Prawdę mówiąc, nie wierzyłem już w przyrzeczenia tej kobiety. Przecież tyle razy obiecywała, że przestanie pić, i dosłownie chwilę później biegła do sklepu po butelkę. Dlaczego tym razem miało być inaczej? Tymczasem Ala pozytywnie mnie zaskoczyła. Wkrótce potem rzeczywiście zgłosiła się na leczenie do zamkniętego ośrodka. Wyszła trzeźwa prawie rok temu i od tamtego czasu nie tknęła alkoholu.

Ja jednak nadal mieszkam z Rysiem u rodziców, za to często się z Alą widuję. Dużo rozmawiamy. Mówi, że jest teraz zupełnie innym człowiekiem, że to, co złe, ma już za sobą, że powinniśmy znowu zamieszkać razem. Bo bardzo za nami tęskni, bo nie wyobraża sobie bez nas życia. Chciałbym dać żonie szansę, bo nadal ją kocham, ale nie wiem, czy to ma sens. Chyba nie jestem w stanie już zaufać Alicji.

Owszem, doceniam jej starania, cieszę się, że się zmieniła, ale… Kto da mi gwarancję, że wytrwa w abstynencji, że nie zacznie znowu pić? Owszem, dziś bardzo się stara, ale co będzie jutro? Nie chcę, żeby Ryś znowu oglądał pijaną matkę, nie chcę po raz kolejny się rozczarować, cierpieć… Pogodziłem się z tym, że nie jesteśmy już razem, poukładałem sobie życie na nowo… Czy warto więc ryzykować? 

Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy

Redakcja poleca

REKLAMA