– To na pewno dobry pomysł? – Justyna spojrzała na mnie. Jej głos był zmęczony.
– Wierzę, że tak – odpowiedziałem, starając się zachować spokój. – Góry, trochę ciszy. Tylko my dwoje. Może to jest to, czego teraz potrzebujemy?
– A jeśli nie? – zapytała, zerkając na mnie z takim chłodem, jakiego jeszcze rok temu nigdy bym u niej nie zobaczył.
– To przynajmniej będę wiedział, że próbowałem – odpowiedziałem cicho.
Coś się psuło
To nie była rozmowa, jaką wyobrażałem sobie w głowie, kiedy planowałem ten wyjazd. Jeszcze trzy lata temu wystarczyłoby kilka słów: „Pakuj się, wyjeżdżamy”, a Justyna z uśmiechem rzuciłaby wszystko, co akurat robiła.
Zaproponowałem ten weekend w górach, bo czułem, że nasza więź kruszy się z każdym kolejnym dniem. Justyna wracała z pracy późno, rzucając jedynie lakoniczne „cześć” i znikając w sypialni. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie miałem odwagi, by zapytać. Może bałem się odpowiedzi.
– No dobrze – powiedziała w końcu, wstając od stołu. – Ale nie oczekuj cudów.
Droga ciągnęła się dłużej, niż przewidywałem. Zimowe krajobrazy za oknem samochodu były malownicze – drzewa oblepione śniegiem, domki z dymiącymi kominami, wijące się serpentyny drogi. Jednak w samochodzie atmosfera była równie chłodna jak pogoda na zewnątrz.
Chciałem to naprawić
Justyna patrzyła w telefon. Nie próbowałem nawet zaglądać.
– Daleko jeszcze? – zapytała w końcu.
– Jeszcze jakieś dwadzieścia minut – odpowiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
Domek, który wynająłem, wydawał się miejscem idealnym na ucieczkę od rzeczywistości. Wewnątrz panował przytulny półmrok. Rozpaliłem kominek, a Justyna rozpakowywała się w milczeniu.
– Podoba ci się? – zapytałem.
– Jest w porządku – odpowiedziała zdawkowo, zerkając na mnie przez ramię.
– To ważne dla mnie, że tu jesteśmy – powiedziałem.
– Leszek… ja wiem, że się starasz – westchnęła. – Tylko… chyba za późno.
– Za późno? Przecież jesteśmy tu po to, żeby to naprawić.
Spojrzała na mnie, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
– Jestem zmęczona – rzuciła w końcu. – Jutro pogadamy, dobrze?
Starałem się
Następnego dnia postanowiłem zorganizować coś wyjątkowego. Przygotowałem ognisko tuż za domkiem. Drewno trzaskało, a iskry unosiły się w ciemniejące niebo. Zabrałem termos z gorącą herbatą i pled, ale Justyna wydawała się bardziej zainteresowana telefonem niż otoczeniem.
– Usiądziesz? – zapytałem, wskazując koc ułożony na ławce przy ogniu.
Niechętnie oderwała się od ekranu i podeszła bliżej. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, wpatrując się w ogień. Czułem, że coś jej ciąży, że coś chce powiedzieć, ale nie wiedziałem, jak to z niej wyciągnąć.
– Zawsze lubiłaś takie chwile – zacząłem. – Pamiętasz nasze wakacje nad jeziorem? Te noce, kiedy godzinami rozmawialiśmy przy ognisku?
– To było dawno temu – odpowiedziała cicho. – Wracajmy do środka – rzuciła chłodno.
Siedziałem tam jeszcze długo, patrząc na gasnące płomienie. Czułem, że coś we mnie pękło.
Kolejnego dnia Justyna wstała wcześniej niż zwykle i siedziała przy stole, zerkając co chwilę w telefon. Zebrałem resztki opanowania i przygotowałem śniadanie – jajecznicę z dodatkami, którą kiedyś uwielbiała.
– Śniadanie gotowe – powiedziałem, stawiając talerze na stole.
– Dzięki – rzuciła zdawkowo, nawet nie odrywając się od ekranu.
Zdradziła mnie
To był ten moment. Wiedziałem, że nie mogę dłużej udawać. Serce waliło mi w piersi, ale musiałem to powiedzieć.
– Wiem, że kogoś masz.
Westchnęła, jakby moja reakcja była dla niej zbyt przewidywalna.
– Leszek, to nie jest takie proste…
– Kochasz innego faceta, ale mimo to siedzisz tutaj, ze mną, udając, że coś jeszcze nas łączy?
– A co nas łączy? – odpowiedziała ostro. – Bo z tego, co pamiętam, to od dawna nic. Teraz nagle wziąłeś się za jakieś naprawy. Już dawno próbowałam zwrócić na siebie twoją uwagę i nic.
Te słowa ugodziły mnie jak nóż.
– Nic? – powtórzyłem.
– To ty pierwszy odsunąłeś się ode mnie – powiedziała, podnosząc głos. – Zawsze praca, zmęczenie, wieczory spędzone przed telewizorem. Nawet nie zauważyłeś, kiedy przestałam na ciebie czekać.
Obwiniała mnie
– Więc to moja wina? – zapytałem, wpatrując się w nią, próbując zrozumieć, jak mogliśmy do tego dojść. – Nie miałaś odwagi mi tego powiedzieć, tylko poszłaś do innego?
– Od dawna jesteś tylko cieniem człowieka, którego kiedyś kochałam.
Czułem, że to koniec. Wszystkie moje wysiłki, cały ten wyjazd, każda rozmowa – to wszystko na nic.
– Jeśli naprawdę tak myślisz – powiedziałem cicho – to nie wiem, po co w ogóle tu jesteś.
Odwróciła się i wyszła, zostawiając mnie samego.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie zdecydowałem się spakować. Być może była to chwila, gdy zrozumiałem, że nic już nie mogę zrobić, że każdy kolejny dzień w tym domku będzie tylko przedłużaniem agonii. Justyna nawet nie próbowała mnie zatrzymać. Siedziała w fotelu przy kominku, ale myślami była gdzieś zupełnie indziej.
– Wyjeżdżam – powiedziałem, przerywając ciszę, która trwała od naszej porannej kłótni.
Nie odpowiedziała od razu. Jej wzrok na chwilę spotkał się z moim, ale nie było w nim żadnych emocji.
– Jak chcesz – rzuciła w końcu, jakby nawet nie obchodziło jej, co zrobię.
Słowa, które powinny złamać mi serce, sprawiły jedynie, że czułem pustkę. Jakby coś we mnie wygasło.
Miałem tego dość
Każda chwila, którą spędziliśmy razem – od pierwszych randek, przez wspólne mieszkanie, po dzień naszego ślubu – przewijała się przed moimi oczami, jak film, który już dawno przestał mieć szczęśliwe zakończenie.
Droga powrotna była długa i samotna. Śnieg prószył coraz gęściej, a ja jechałem powoli, nie mogąc skupić się na niczym poza własnymi myślami.
– Czy to naprawdę był koniec od dawna? – pytałem sam siebie, zaciśniętymi rękami na kierownicy. – Czy po prostu nie zauważyłem, jak oddaliliśmy się od siebie?
Próbowałem znaleźć w tym wszystkim sens. Może gdybym wcześniej powiedział, jak się czuję? Może gdybym bardziej się starał, gdy tylko zauważyłem, że Justyna zaczyna się ode mnie oddalać? Ale każde „może” było teraz jak pusta obietnica.
Zatrzymałem się na chwilę przy punkcie widokowym. Góry wyglądały majestatycznie, spowite śniegiem i mgłą. To miejsce, które miało być naszą ucieczką, teraz wydawało się symbolem mojego upadku.
– Może tylko ja tego chciałem – powiedziałem cicho do siebie, czując, jak samotność rozlewa się po moim wnętrzu.
Ruszyłem dalej, mijając kolejne serpentyny. Wiedziałem, że kiedy dotrę do domu, nic nie będzie takie samo.
Leszek, 34 lata
Czytaj także:
„Cwana panna przejęła mieszkanie syna i rozgościła się jak królewna. Jak dalej tak pójdzie, sama przez nią zbankrutuję”
„Po rozwodzie podglądałam byłego męża w internecie. Robiło mi się niedobrze od tego, co widziałam”
„Kobiety mają 6 zmysł, jeśli chodzi o zdrady. Nie sądziłam tylko, że mój mąż wpędzi mnie w takie bagno”