Po śmierci męża liczyłam na wsparcie ze strony jego rodziny. Myślałam, że będą w stosunku do mnie uczciwi. Okrutnie się na nich zawiodłam, ale wiedziałam, że dam sobie radę.
Niezły był z niego cwaniak
Poznałam Bartka dzięki jego bratu Arturowi, który ze mną studiował. Artur zorganizował imprezę po zdanym egzaminie na księgowego i tam właśnie mi go przedstawił. Bartek bardzo różnił się od Artura. Był cichy, skoncentrowany i mówił tylko wtedy, kiedy miał coś istotnego do przekazania. Szybko uciekliśmy z tamtej imprezy, która była zdecydowanie za głośna dla nas obu. Znalazłam z nim ciche miejsce w barze i rozmawialiśmy tam aż do świtu.
Dowiedziałam się, że ich mama ma swoją firmę księgową. Chciała, żeby obaj synowie poszli w jej ślady, ale żaden z nich nie był zainteresowany księgowością. Bartek, miłośnik literatury i nauk humanistycznych, od razu odmówił. Artura jednak przekonała perspektywa pracy „na swoim” i obietnica wysokich zarobków.
– Wiesz, on ma już cały plan. Mama uczyni go zastępcą szefa i da mu solidne wynagrodzenie i własne biuro. A zwykli księgowi będą dla niego pracować.
Wówczas pomyślałam, że Bartek tylko żartuje. Jego wypowiedź niedawno mi się przypomniała. O kilka lat za późno.
Musiałam sobie poradzić na własną rękę
Parę miesięcy później, Bartek zaprosił mnie na rodzinny obiad. Poznałam tam panią Barbarę. Zaczęła zadawać mi pytania o moją pracę.
– Bartek mówił, że pracujesz w naszej dziedzinie. Jaka to firma?
Na moją odpowiedź Pani Barbara lekko się zmarszczyła.
– Księgowość w korporacji. Rozumiem. Interesujące. Jeżeli kiedyś zechcesz coś zmienić, to możemy o tym pogadać.
Podziękowałam, mówiąc, że na ten moment jestem bardzo szczęśliwa w mojej aktualnej pracy, ale jeśli coś się zmieni, to na pewno rozważę propozycję pani Barbary. Kilka miesięcy później Bartek i ja wzięliśmy ślub. Niedługo po tym staliśmy się rodzicami. Zaciągnęliśmy kredyt i zamieniliśmy moje małe mieszkanie na większe. Nie było nam tak źle, miałam dobrą pracę, a Bartek kończył swoją pracę w liceum o 14 i odbierał naszą córkę Karolinę z przedszkola.
Na początku roku szkolnego razem odprowadziliśmy Karolinę do pierwszej klasy.
– O rany, jak ten czas pędzi – Bartek dyskretnie ocierał oczy. Szkoda, że czas się nie zatrzymał.
Gdy skończyła się ceremonia, Bartek szybko wsiadł na rower i ruszył do roboty. Niestety, w trakcie jazdy zderzył się z samochodem. Mój mąż stracił życie na miejscu. Nie pamiętam wiele z następnych kilku miesięcy.
Moje życie nie było łatwe
Do pracy wróciłam dopiero pół roku później. Starałam się radzić sobie sama. Każdego dnia rano odprowadzałam córkę do szkoły, a potem biegłam do pracy. Odbierałam ją ze świetlicy tuż po godzinie 17 – panie tam pracujące już były gotowe do wyjścia i nerwowo patrzyły na zegarek. Z powodu odbierania córki musiałam wcześnie kończyć pracę, co zaczęło irytować mojego szefa. Wtedy z pomocą przyszła moja teściowa.
– Anka – powiedziała – Pracuj z nami. Będziesz mogła pracować w elastycznych godzinach, a Karolina może przecież spędzać czas w naszym biurze.
Z radością przyjęłam ofertę. Gdy dowiedziałam się, że nie ma dla mnie stałego miejsca pracy i muszę założyć własny biznes, było już za późno, bo zrezygnowałam już z poprzedniego miejsca pracy. Mimo to miałam nadzieję, że teściowa mnie nie oszuka. Otrzymałam mniejszą wypłatę niż w korporacji, ale myślałam, że to tylko na początku.
Moim bezpośrednim przełożonym był Artur – obecny wiceprezes firmy. Głównie uczestniczył w lunchach i bankietach.
– To bardzo ważne, żeby utrzymywać dobre relacje z klientami. To także świetny sposób na zdobywanie nowych – odpowiedział, kiedy zdecydowałam się zapytać, czym tak naprawdę się zajmuje.
Po dwóch latach wciąż zarabiałam tyle samo, co na początku, a Artur właśnie nabył nowe porsche. Ani od niego, ani od mojej teściowej nigdy nie usłyszałam słowa uznania. Natomiast moi klienci mieli o mnie dobre zdanie. Teściowa co jakiś czas przypominała mi, że w korporacji nie miałabym możliwości kończenia pracy o 15. Zapomniała jednak o fakcie, że kiedy Karo kładła się spać, ja w domu nadal pracowałam aż do północy.
Pewnego razu umówiłam się na spotkanie z koleżanką ze studiów.
– Marysia, napisz mi szczerze, jak to jest prowadzić własny biznes? – zapytałam, bo wiedziałam, że kilka lat temu otworzyła swoje biuro rachunkowe.
– Anka, nie będę ci kłamać. Na początku to ciężko, dopóki nie zdobędziesz stałych klientów. A to może zająć kilka lat.
Po tej rozmowie odpuściłam sobie na kilka lat. Przestraszyłam się. Parę razy zdobyłam się na odwagę, żeby poprosić teściową czy szwagra o podwyżkę. Za każdym razem dostawałam odpowiedź, że to nie jest odpowiedni czas.
Nie miałam pieniędzy na wakacje
W ostatnie wakacje wyjechałam z córką tylko na siedem dni. Nie było mnie stać, abyśmy wyjechały na dłużej. W czerwcu moja stara toyota odmówiła posłuszeństwa. Mechanik stwierdził, że nie ma sensu próbować jej naprawiać. Zaproponował mi zużytą, niewielką hondę w dobrej cenie. Niemniej jednak musiałam na nią wydać wszystkie swoje oszczędności.
– Mamo, rodzice Zosi się zapytali, czy chciałabym spędzić z nimi tydzień w ich domu nad jeziorem. Tylko pan Jacek powiedział, że musimy mieć rowery, bo zostaniemy tam z mamą Zosi bez samochodu. Bardzo bym chciała tam pojechać – zaapelowała do mnie moja córka.
Nie byłam w stanie jej odmówić. Jednak stary rower był dla niej już za ciasny. Pomimo wcześniejszych zapewnień, że tego nie zrobię, zdecydowałam się na pożyczkę i kupiłam jej nowy rower. Kiedy Karolina odjechała, zebrałam odwagę i znowu poszłam porozmawiać o zwiększeniu mojej pensji.
– Jeśli nie możecie mi zaoferować nic więcej, odejdę – postawiłam sprawę jasno.
– Ania, ale dokąd? Z powrotem do korporacji? A twoja córka będzie musiała spędzać czas w świetlicach? Pomyśl o Karolinie.
„Właśnie ty powinnaś o niej pomyśleć, to przecież twoja wnuczka” – pomyślałam sobie.
– Postanowiłam założyć własną firmę – wyznałam, ale Artur zareagował śmiechem.
– Aniu, zapomnij o tym, skończysz z długami. Czy masz pojęcie o prowadzeniu biznesu? W tym momencie nie możemy ci nic zagwarantować, ale wrócimy do tego tematu jesienią, dobrze?
Nic nie odparłam. Po trzech dniach dowiedziałam się, że pani Barbara, Artur i jego aktualna partnerka lecą na tydzień na Seszele. Nie wytrzymałam. Kiedy ich nie było, zapytałam kilku naszych klientów, czy gdybym rzeczywiście odeszła z firmy, czy byliby skłonni pójść za mną. Wszyscy stwierdzili, że prawdopodobnie tak. Zdecydowałam się i zapytałam ich, ile zapłaciliby za usługi mojej firmy. Kiedy usłyszałam odpowiedź, musiałam usiąść.
Obliczyłam, jak dużo pieniędzy firma miesięcznie zyskuje na klientach, których ja obsługuję. Okazało się, że mój miesięczny zarobek to tylko jedna szósta z tego. Spędziłam całą noc na przygotowaniu nowej oferty, w której ceny były niższe o jedną czwartą. Wysłałam ją do klientów, z którymi wcześniej rozmawiałam. Cztery firmy od razu zgodziły się na moją propozycję. Kierownictwo dwóch innych powiedziało, że muszą to przemyśleć. Ale nawet bez nich, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, powinnam zacząć zarabiać więcej niż obecnie.
Nie spodziewali się tego po mnie
Moja teściowa po powrocie z urlopu zobaczyła na swoim biurku moje wypowiedzenie. Wezwała mnie do swojego gabinetu. Siedziała za biurkiem, a za nią, z miną pełną złości, stał Artur.
– Co to jest? Jak możesz robić coś takiego? Czy tak nam się odpłacasz za wszystko, co dla ciebie zrobiliśmy?! – krzyczała teściowa.
– Dowiedziałem się od kilku klientów, że zaczynają z tobą współpracować. Po pierwsze, złożymy na ciebie pozew do sądu. Po drugie, zaoferujemy im niższe stawki i wrócą do nas. My jesteśmy w stanie zastosować dumping, ty nie. Wrócisz do nas z podkulonym ogonem – powiedział z sarkazmem.
Trochę się zdenerwowałam, ale im tego nie pokazałam. Nie było już drogi powrotnej. Wzięłam komputer – był mój. Tak samo jak oprogramowanie. W tym momencie cieszyłam się, że nie pracowałam na etacie. Moja teściowa i Artur nie mogli nic w tej sytuacji zrobić. Kiedy zamykałam drzwi za sobą, odczuwałam jedynie ulgę.
Cztery przedsiębiorstwa zgodziły się wcześniej na moją propozycję, ale jedno z nich wróciło do pani Barbary. Jednak te dwie, które miały wątpliwości, zdecydowały się podpisać umowę z moją firmą. Pan Zenon, który jest jednym z moich klientów, polecił mnie swoim przyjaciołom. A kolega, który jest prawnikiem, zapewnił mnie, że moja teściowa nie ma żadnych podstaw, aby wciągać mnie w procesy sądowe. Wiedziałam, że wszystko będzie w porządku i żałuję, że tak długo zwlekałam.
Czytaj także:
„Po 15 latach małżeństwa przyłapałam męża na zdradzie. Postanowił zdjąć spodnie u sąsiadki z kiepską reputacją”
„Kiedy żona walczyła z chorobą, ja miałem romans na boku. Wszystko się skomplikowało, gdy kochanka zaszła w ciążę”
„W obskurnym hotelu uwiodłem stażystkę. Nie wiedziałem, że ta siusiumajtka to córka prezesa”