Koleżanki i ja urządzamy sobie comiesięczne kobiece spotkania. No wiecie – obgadujemy, narzekamy na naszych chłopaków, pociechy i świekry. To pomaga nam jakoś przeżyć kolejny miesiąc.
Niestety nasze ostatnie posiadówy nie były zbyt fajne. Padałyśmy z nóg od ciągłych przepychanek z dzieciakami, które myślą, że gwiazdka robi się sama, a one muszą tylko wygrzebać prezenty spod drzewka.
Do tego jeszcze teściowa po raz kolejny wbija szpilę, że gdyby to ona robiła święta, to byłyby one wreszcie jak należy i miałyby właściwy klimat. No i mąż, który jak zawsze uważa, że będzie najlepiej, jak po prostu zniknie z pola widzenia. Taa, te święta wyssały z nas całą energię jak jakiś cholerny wampir. Powoli dochodziłyśmy do siebie.
Basia nagle zaproponowała
– Hej, a może opowiemy sobie o jakichś krępujących rzeczach, które kiedyś zrobiłyśmy, a teraz się tego wstydzimy?
Spojrzałyśmy na nią zaskoczone.
– Po co mamy wyciągać takie brudy? – Jola skrzywiła się z niesmakiem. – Żeby poczuć się jeszcze bardziej do kitu?
– Nie, nie o to chodzi – wyjaśniła Basia. – Chodzi o to, żeby uświadomić sobie, że bywało gorzej, ale dałyśmy radę to przeżyć.
Musiałam przyznać, że coś w tym jest, mimo że przyjaźnimy się od przedszkola i wydaje nam się, że wiemy o sobie wszystko. Ale przecież każda z nas skrywa gdzieś głęboko w pamięci taką historię, o której woli nie myśleć zbyt często, żeby nie gryzła sumienia.
Gdy tylko zgodziłyśmy się, że to faktycznie może być niezły sposób, żeby poprawić sobie humor, od razu wiedziałam, o czym chcę im opowiedzieć.
Wyjątkowy upominek na rocznicę
W tę datę – a przypadała akurat piąta rocznica odkąd powiedzieliśmy sobie "tak" – zdecydowałam, że odchodzę od swojego mężczyzny. Spakowałam manatki, nabazgrałam kartkę na pożegnanie i opuściłam mieszkanie.
Gdy przejeżdżałam obok ukochanej kawiarni, stwierdziłam, że jeszcze raz napiję się cappuccino. Weszłam do środka i zajęłam swój ulubiony stolik. Kelnerka Iga bez słowa podała mi kawę i bułeczkę. To naprawdę super czuć, że ma się swoje miejsce, przebywać wśród osób, którym nie musimy mówić czego chcemy, bo one po prostu to wiedzą. Bo jesteśmy dla nich ważni.
Myślałam, że między Stefanem a mną jest właśnie tak. Od samego początku wydawał się idealnym facetem – przystojny, ale nie na tyle, żeby zaloty innych dziewczyn zaszkodziły jego osobowości. Sympatyczny i szarmancki, ale nie mięczak. Czuły, jednak nieckliwy. No i był tak niesamowity w łóżku.
Miał też smykałkę do biznesu, więc nie musiałam chodzić do pracy. Dbałam o nasz dom z ogródkiem na obrzeżach miasta. A że zawsze miałam jakieś zainteresowania, to nigdy się nie nudziłam, nawet jeśli często przez cały dzień byłam sama w domu. Tę samotność Stefan wynagradzał mi, kiedy wracał z roboty. Wtedy byliśmy nierozłączni. Życie jak z bajki.
W dniu, w którym świętowaliśmy piątą rocznicę naszego związku, uszykowałam uroczystą wieczerzę, do której dołączyłam niespodziankę. Nie posiadałam się z radości, czekając aż mój ukochany Stefan wróci do domu.
Pragnęłam mu zakomunikować, że w końcu podjęłam decyzję o powiększeniu naszej rodziny — coś, do czego on gorąco mnie przekonywał od prawie dwóch lat, a ja wciąż nie czułam się na to gotowa. Co chwila zerkałam przez okno w kuchni, aż wreszcie dostrzegłam otwierającą się bramę i samochód męża wjeżdżający do garażu.
Popędziłam tam ile sił w nogach
Jeszcze nigdy przedtem nie witałam go w taki sposób, ale tego dnia po prostu rozpierała mnie euforia i zniecierpliwienie. Pchnęłam drzwi prowadzące do garażu i nagle dobiegł mnie jego głos. Stał obok auta i prowadził rozmowę telefoniczną, mówiąc ściszonym tonem.
Nie denerwuj się, porozmawiam z nią. Wiem, obiecałem ci to już wieki temu. Nawet nie masz pojęcia, jakie to dla mnie ciężkie. Nie potrafię jej tak po prostu wyznać, że facet, z którym spędziła pięć cudownych lat, zakochał się w kimś innym i zamierza ją opuścić. Zrobię to jutro, daję słowo, ale dzisiaj mamy z Izą rocznicę. Jeden dzień cię nie zbawi...
Poczułam się tak, jakby ziemia rozstąpiła się pode mną. Mój ukochany ma romans. Co gorsza, darzy uczuciem inną babkę. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że planuje mnie rzucić.
Z trudem powstrzymując łzy, wycofałam się z garażu, a drzwi zamknęły się za mną z cichym kliknięciem. Czułam, że za chwilę wybuchnę płaczem, więc chwiejnym krokiem wspięłam się na górę i schroniłam w łazience.
Rozpaczałam, a łzy spływały mi po policzkach strumieniami. Nie potrafiłam się uspokoić. Z dołu dobiegał mnie głos Stefana, który mnie nawoływał. Byłam rozdarta – nie wiedziałam, czy przyznać się, że słyszałam jego rozmowę, zrobić mu karczemną awanturę, czy może poczekać, aż sam mi powie i wtedy dopiero przyłożyć mu w policzek.
Czułam się rozdarta pomiędzy żalem a złością. W końcu postanowiłam wziąć się w garść. Nie jestem przecież jakąś mazgajką bez krzty dumy. Nie będę go błagać. Na miłość nie ma sposobu – przychodzi i odchodzi, kiedy tylko zechce. Nie będę się poniżać, cały wieczór będę się uśmiechać, a nad tym, co dalej, zastanowię się jutro.
Zapewne byłby to naprawdę cudowny wieczór, gdyby nie fakt, że moje serce krwawiło z bólu. Patrząc na rozpromienionego, radosnego Stefana, w myślach komplementowałam go za grę aktorską wartą nagrody filmowej, a jednocześnie czułam, jak moje serce i żołądek kurczą się z cierpienia. "Kogo dostrzegasz, gdy na mnie spoglądasz – mówiłam w duchu. – Ją?". Tamtej nocy dałam z siebie absolutnie wszystko.
Jestem od niej lepsza...
– Jesteś niesamowita – wyszeptał z zachwytem. – Ubóstwiam cię.
„Ale i tak odchodzisz do drugiej. – wrzeszczałam w swojej głowie. – Pogardzam tobą!”.
W pewnym momencie nie dałam rady i łzy same popłynęły mi po policzkach. Objął mnie silnymi ramionami.
– Czyżbym sprawił ci aż tak dużą przyjemność? – wymruczał, uśmiechając się od ucha do ucha.
„Kretyn” – przeszło mi przez myśl.
Już od samego początku, kiedy tylko wyszedł z domu po moim czułym pożegnaniu, wiedziałam, że nadszedł czas na rewanż. Ani chwili nie zwlekając, ruszyłam prosto do banku, aby przepisać całą gotówkę z naszego współdzielonego rachunku na moje osobiste konto.
Po załatwieniu formalności, z powrotem w domu, zabrałam się za pakowanie rzeczy. Spakowałam do walizek wszystko to, co było dla mnie ważne i miało jakąś wartość sentymentalną, a potem zaniosłam bagaże do auta, zapełniając cały bagażnik.
Stworzyłam obszerną wiadomość, w której zawarłam mnóstwo nieprawdziwych informacji: że moje uczucie do niego było tylko pozorem, interesowały mnie jedynie pieniądze, nudziłam się w jego towarzystwie, udawałam przyjemność podczas seksu, bo był kiepskim kochankiem, pogardzałam jego słabością i w końcu oznajmiłam, że zamierzam wrócić do swojej prawdziwej miłości.
Po wszystkim opuściłam dom
Zdecydowałam, że przez jakiś czas pomieszkam u mamy, której powiedziałam, że chciałabym spędzić u niej parę dni, bo za nią tęsknię. W drodze do niej wstąpiłam do kafejki.
Przesiadywałam tam, sącząc ostatnie cappuccino — czując nagle ogromne znużenie — i starając się nie poddać rozpaczy, gdy nagle ktoś ciężkim krokiem podszedł do mojego stolika i usiadł.
Zapłakana Iwona, z opuchniętymi oczami i zaczerwienionym od ciągłego pocierania nosem, stanęła przede mną. Była żoną Jacka, najwierniejszego kumpla Stefana. Robiliśmy wszystko wspólnie, nawet nasze małżeństwa zawarliśmy w ciągu jednego roku.
– Jacek ze mną zerwał – wymamrotała głosem pozbawionym życia.
„Kolejna porzucona?” – przeszło mi przez myśl. Co się porobiło z tymi chłopami?
– Na domiar złego ten palant nawet nie raczył powiedzieć mi tego prosto w oczy – kontynuowała. – Uwierzysz, że przysłał Stefana? Co za gnojek.
Przez moment byłam totalnie skołowana jej słowami. Ale po chwili dotarło do mnie, o co chodzi.
Aż mnie zmroziło
Wcale mnie nie oszukał. Nie ma żadnej innej. A wczoraj był ze mną szczery! Zalała mnie fala szczęścia, świat znowu był piękny. Ale zaraz dotarło do mnie coś jeszcze. Bank! List! Matko, coś ty narobiła.
– Iwcia, strasznie cię przepraszam, spotkajmy się jutro, ale dzisiaj muszę lecieć coś odkręcić. Nie gniewaj się, skarbie.
Mocno ją przytuliłam, a ona wbiła we mnie wzrok pełen cierpienia, zupełnie jakby nie dość, że jej facet wbił jej nóż w plecy, to jeszcze ja – jej kumpela. Jednak miałam raptem parę godzin, żeby ogarnąć ten cały bajzel. Czekało mnie wywalenie ciuchów z walizki, podarcie listu na strzępy. No i jeszcze wycofanie tego cholernego przelewu. Strasznie dużo roboty, a tak cholernie mało czasu.
Kiedy mój ukochany mąż wrócił z pracy, od razu mu zakomunikowałam, że postanowiłam zrealizować jego marzenie i zostać mamą. Był przeszczęśliwy. Potem opowiedział mi historię o swoim kumplu Jacku.
– Strasznie współczuję Iwonce – rzekł, głaszcząc mnie czule po policzku. – Ale widziałem, jakim wzrokiem patrzył na Monikę i go rozumiem. W końcu odnalazł to, co ja mam od tak dawna.
Wpatrując się w przepełnione uczuciem oczy mojego Stefana, czułam się fatalnie. On nigdy mnie nie oszukał – to ja go zawiodłam. Nie zaufałam ani jemu, ani jego uczuciu do mnie. Od tego momentu staram się wynagrodzić mu tę nielojalność, o której nie ma pojęcia i mam nadzieję, że nigdy się o niej nie dowie.
Czytaj także:
„Mąż kłamał, że jest chory, by traktować mnie jak służącą i doić ze mnie kasę. Łajdak myślał, że się nie zorientuję”
„Byłam w szoku, gdy ojciec nie zgodził się na mój ślub. Rozbił mi związek i naszą rodzinę dla własnego widzimisię”
„Żałuję, że załatwiłam sąsiadce pracę. Za przysługę odpłaciła mi się chodząc do szefa na skargi”