Sąsiadka straciła pracę. Dowiedziałam się o tym, gdy kolejny raz zaproponowała, że może odebrać mojego synka z przedszkola i zaopiekować się nim przez 2-3 godziny, więc mogę posiedzieć dłużej w pracy albo zrobić zakupy.
– Chyba masz sporo wolnego czasu i ci się nudzi! – zaśmiałam się.
– Niestety, mam – westchnęła. – Straciłam pracę i nie wiem, kto mnie teraz zatrudni. Samotną matkę przedszkolaka, który co chwilę choruje…
Była sama ze wszystkim
Było jej ciężko, fakt. Wynajmowała niewielkie mieszkanko na tym samym piętrze, nasi chłopcy byli w podobnym wieku i często się bawili razem. Widziałam, że Agnieszka żyje skromnie. Starałam się jej tak pomagać, by nie odbierała tego jak litości. Była dumna, że mimo trudów radzi sobie sama. Ale nie odmawiała, gdy dawałam jej ubranka po moim synku, z których ten wyrósł, albo gdy kupowałam więcej owoców i się z nią dzieliłam, „żeby się nie zmarnowały”. Zabierałam też chłopców do sali zabaw, gdy ona pracowała dłużej.
To była relacja zwrotna, bo czasem to Aga ratowała mi życie i zajmowała się moim dzieckiem, gdy nagle wynikała sytuacja alarmowa i musiałam zostać w pracy, a mąż był znowu w rozjazdach służbowych.
Mając z Agnieszką tak bliską relację sąsiedzko-koleżeńską, nie mogłam nie zauważyć, że się martwi o przyszłość. Ojciec Kubusia wyjechał za granicę, by zarobić na rodzinę i przepadł jak kamień w wodę. Zmienił numer telefonu, wyparował z mediów społecznościowych i nijak nie dało się go namierzyć. Aga została ze wszystkim sama. Oszczędności, jeśli w ogóle jakieś miała, na pewno szybko topniały, a nowa praca na horyzoncie się nie pojawiała. Aga starała się być pozytywnie nastawiona do życia, ale widziałam w jej oczach lęk. Nic dziwnego, czasy były niepewne, a ona zdana tylko na siebie.
Nie wahałam się
Traf chciał, że z mojego działu odchodziła jedna z dziewczyn. Przeprowadzała się do narzeczonego, który mieszkał w innym mieście, i tam znalazła pracę. Gdy się o tym dowiedziałam, od razu zadzwoniłam do sąsiadki, żeby przygotowywała CV i wysłała mi na maila.
Szef wolał ludzi z polecenia, więc pomyślałam, że zaproponuję Agnieszkę na zwalniające się właśnie miejsce. Wstydu mi na pewno nie przyniesie, bo była miła, pracowita, uczciwa i ambitna. Nie było to może najlepiej płatne stanowisko, ale lepszy rydz niż nic. No i zawsze wypłata była pod koniec miesiąca, a godziny pracy pozwalały odebrać dziecko z przedszkola na czas, a nie gnać z wywieszonym językiem i przepraszać opiekunkę za spóźnienie. To też było ważne.
Tydzień później Agnieszka zaczęła z nami pracować. Szef stwierdził, że wydaje się kompetentna, więc da jej szansę na pokazanie, co potrafi. Sąsiadka została asystentką działu, co było stanowiskiem na chwilę, bo większość z tych asystentów dość szybko awansowała. Agnieszka też na to liczyła. Skończyła zaocznie administrację i miała nadzieję, że jak mały podrośnie, będzie mogła zrobić studia podyplomowe. Chciała się rozwijać i pokazać dziecku, że można coś osiągnąć w życiu, nawet jeśli jest trudno i trzeba walczyć o byt.
Wszyscy byli zadowoleni
Zatrudnienie Agi okazało się strzałem w dziesiątkę. Dokumenty leżały, gdzie powinny, przygotowane i należycie uporządkowane. Każdy był na czas powiadomiony o najbliższych spotkaniach, skończyły się opóźnienia, czekanie na pieczątki… Szef też zauważył, że pod względem organizacyjnym i przepływu dokumentów wszystko działa jak w zegarku.
– Powinienem dać ci premię za to, że ją do nas przyprowadziłaś – powiedział.
– Lepiej daj tę premię Agnieszce – uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Cieszyłam się, że wszyscy są zadowoleni. Agnieszka, bo znalazła pracę. Szef, bo poleciłam dobrego pracownika. Załoga, bo Aga ułatwiała im życie. Ja, bo mogłam pomóc i miałam towarzystwo podczas drogi z pracy i do pracy. Jak to się mówi, sytuacja win-win.
Do czasu.
Pojawiły się plotki
– Ta twoja koleżanka coś często do gabinetu szefa zagląda, nie zauważyłaś? – zagadnęła mnie Stefa, której pokój sąsiadował z gabinetem kierownika.
– Większość dokumentów wymaga jego podpisu, zapomniałaś? – mruknęłam.
Uzupełniałam dane w tabeli i nie chciałam się pomylić. Biurowych ploteczek było u nas stosunkowo mało, bo się lubiliśmy i raczej nie obgadywaliśmy nawzajem, no ale wiadomo, gdzie jest grupa ludzi, tam będą i ploty.
– Podpisów nie zbiera się po pół godziny… – nie ustępowała Stefa. – Żeby potem nie było, że nie ostrzegałam. Lepiej zawczasu się zastanowić, co może docierać do uszu szefa. Żebyśmy później gorzko nie płakali. I żeby się to na tobie, Lila, nie odbiło.
– Na mnie? Czemu na mnie? – wreszcie spojrzałam na nią uważniej.
– A kto polecił tę skarżypytę do pracy? Przecież nie ja, prawda?
Nie wiem, może Stefa miała gorszy nastrój, który musiała jakoś wyładować, albo miała coś na sumieniu, stąd takie oskarżenie.
Zrobiłam się podejrzliwa
Niemniej sprawiła, że zaczęłam przyglądać się Agnieszce. Uwijała się jak sikorka karmiąca młode, ale znajdowała czas, by raz, dwa razy dziennie zajrzeć do szefa. Gdy wchodziła z dokumentami, po dwóch minutach była już u nas z powrotem, rozdając podpisane albo podbite pieczątką papiery. Gdy wchodziła z pustymi rękami, spędzała w gabinecie nawet kwadrans. A gdy wychodziła, miała taki uśmiech, jakby była z siebie bardzo zadowolona.
No to ładnie! Czyżby naprawdę załatwiała sobie awans, donosząc na nas? Bo niby czemu tak długo tam siedziała? Jeśli czegoś nie wiedziała, zazwyczaj pytała mnie. Nie musiała doszkalać się w gabinecie kierownika. Za to skarżyć… Zawsze się znajdzie powód. A to ktoś przedłużył sobie przerwę na papieroska, a to ktoś się spóźnił i udawał, że grzecznie siedzi przy biurku od siódmej trzydzieści, a to ktoś wydrukował nie ten dokument i trzeba było dłużej czekać na właściwy, a to ktoś urwał się wcześniej, bo miał umówioną wizytę u dentysty…
Małe biurowe grzeszki, nic wielkiego, w końcu jesteśmy tylko ludźmi, ale jak szef się uprze, może polecieć po premii, wpisać upomnienie do akt, zyskać pretekst do zwolnienia. Rozpędzałam się w swoich podejrzeniach, a Agnieszka nie ukrywała, że zależy jej na szybkim awansie, więc może…
Inni też zwrócili uwagę na te przydługie odwiedziny i zaczęły się komentarze. Nie brałam w nich udziału, bo uznałam, że potrzebuję dowodu, nim oficjalnie uznam Agnieszkę za skarżypytę czy wręcz donosicielkę. Ale zaczęłam bardziej się pilnować. Atmosfera w dziale wyraźnie siadła…
Byłam zaskoczona
– No, no, muszę powiedzieć, że twoja koleżanka ma wiele do powiedzenia na temat pracy w naszym biurze… – zaczął kierownik, gdy wezwał mnie do siebie.
Najwyraźniej na dywanik. Szlag. Teraz to ja będę szukać nowej pracy. Załatwiłam Agnieszce robotę, a ona mnie wygryzła. Bliższa koszula ciału… Już ja jej popilnuję dziecka! Już ja jej owocki albo placek podrzucę! Mimo wszystko jesteśmy sąsiadkami, jak mogła to zrobić? Wydawała się lojalna. Jak można się tak pomylić! Myśli przelatywały mi pod czaszką z prędkością światła, ale usta były jak sparaliżowane. Nie wiedziałam, jak się bronić, bo nie miałam pojęcia, co Aga o mnie nagadała.
Uniosłam więc tylko pytająco brwi.
– Według Agnieszki zatrudniam tutaj same anioły, które robią dużo więcej, niż się od nich oczekuje.
Tym razem milczałam ze zdumienia.
– Tak, tak, podobno wszystko robicie szybciej i lepiej, niż ustawa przewiduje, każdy jest przyjazny i pomocny, mało tego, Ilona ożywiła magicznie drukarkę, nie czekając, aż dział IT się do nas pofatyguje.
– Racja – odezwałam się wreszcie, bo faktycznie, Ilona rozkręciła sprzęt małym śrubokręcikiem, który nosi przy breloku do kluczy, i naprawiła drukarkę.
Tego nikt się nie spodziewał
– Zasiedziałem się za biurkiem i przestałem zauważać oraz doceniać, ile robicie. Agnieszka zwróciła mi uwagę, że nasz dział ma lepsze wyniki od całej reszty i że należą się wam gratyfikacje. Jesteś tu najdłużej, zatem proponuję ci stanowisko zastępcy kierownika działu. Byłabyś moją prawą ręką, idzie za tym podwyżka uposażenia, ale też nowe obowiązki i większa odpowiedzialność. Zastanów się przez kilka dni, czy masz ochotę podjąć to wyzwanie.
Tego dnia niemal każdy wchodził do gabinetu na miękkich nogach, a wychodził zdziwiony, ale zadowolony. Bo albo dostał premię, albo podwyżkę.
A mnie było też zwyczajnie wstyd, że spanikowałam i podejrzewałam Agnieszkę o bycie cwaną, nielojalną i gotową iść po trupach do awansu. Co jest z nami, ludźmi, że jak się boimy, od razu oskarżamy innych o wszystko co najgorsze? Przecież zasadniczo byliśmy porządnymi osobami, które solidnie pracowały. A jednak w biurowej kuchni krążyły nawet plotki o romansie Agi z żonatym szefem. Nikt nie pomyślał, że nowa asystentka działu okaże się naszym dobrym duszkiem. No po prostu wstyd. Ale dostaliśmy lekcję na przyszłość.
Tego wieczoru mój mąż został z chłopcami w domu, a ja zaprosiłam Agnieszkę na drinka, by jej podziękować.
– Daj spokój, tylko prawdę powiedziałam.
Tylko. I aż.
Czytaj także: „Gdy wygrałem miliony, myślałem, że mogę wszystko. Szybko straciłem kasę i żonę, a potem wylądowałem na zasiłku” „Moje rajskie wakacje skończyły się tragedią. W jednej chwili straciłam męża, córkę i sens mojego życia” „Mąż chciał mnie wytresować, ale się nie dałam. Gdy się wściekł, zaryzykowałam życie, by od niego uciec”