„Byłam w szoku, gdy ojciec nie zgodził się na mój ślub. Rozbił mi związek i naszą rodzinę dla własnego widzimisię”

załamane kobiety fot. Getty Images, Elena Bessonova / 500px
„– Nie możesz za niego wyjść – powiedział bardzo zdenerwowany. – Nie wolno ci! – Kocham cię, tato, ale to moje życie i nie ty będziesz mi go ustawiał – odparłam spokojnie. – Nie rozumiesz, on jest twoim bratem”.
/ 28.03.2024 11:15
załamane kobiety fot. Getty Images, Elena Bessonova / 500px

Z dzieciństwa nie pamiętam wiele. Wycieczkę do latarni morskiej w Jastarni, gdy miałam chyba pięć lat, bo wtedy się okazało, że boję się wysokości. Pierwszy obóz harcerski pod namiotami – nienawidziłam nocnych wypraw do lasu, bo wydawało mi się, że obłażą mnie pająki. I pierwszy pocałunek z Irkiem.

Irek był moim sąsiadem

Mieliśmy wtedy po dziesięć lat. Irek mieszkał po drugiej stronie korytarza. Jego rodzice przyjaźnili się z moimi, często wpadali do siebie na plotki, wspólne gotowanie obiadów, brydża. Pamiętam, jak mama wypłakiwała się cioci Dance. Wiedziałam, że żaliła się na ojca, ale nie wiedziałam z jakiego powodu. Dla mnie tata był ideałem: przystojny i zabawny. Uwielbiałam, jak na spacerach brał mnie na barana i biegł, a ja udawałam, że jestem kowbojem i jadę na koniu.

Wracając do Irka… Był młodszy ode mnie o pięć miesięcy. Mama i Danka razem chodziły z nami na spacery, pilnowały nas nawzajem, kiedy ta druga musiała wyjść czy odpocząć. Były bliższe sobie niż siostry.

Ja i Irek chodziliśmy do tej samej klasy, jeździliśmy na te same kolonie i obozy. Nic dziwnego, że też byliśmy sobie bliscy. Z początku jak brat i siostra. Ale podczas pewnych wakacji, na koloniach, okazało się, że Irek jest o mnie zazdrosny.

Czekałam na to

Chłopak z jego grupy na zabawie za długo ze mną tańczył i chciał, żebyśmy do siebie pisali po powrocie do domów. No i żebym była jego dziewczyną. Gdy z dumą powiedziałam o tym Irkowi, wściekł się. Powiedział, że sobie tego nie życzy. Spytałam, dlaczego. Z jednej strony byłam zdziwiona jego reakcją, a z drugiej – zadowolona. I gdy po chwili zmieszania i zdumienia powiedział, że to on chce być moim chłopakiem, zrozumiałam, że na taką odpowiedź czekałam, choć wcześniej o tym nie wiedziałam.

Wtedy właśnie się pocałowaliśmy. Niezręcznie, niewinnie, jak to dziesięciolatki. Wtedy między nami pojawiło się coś innego, coś,
co zapewne było przygotowaniem do późniejszego zakochania, miłości. Być może wspólnego życia. Po powrocie z kolonii upletliśmy z kolorowych nici dwie bransoletki i wymieniliśmy się nimi podczas księżycowych zaślubin. Za starym dębem, niedaleko śmietnika, w blasku sierpniowego księżyca przysięgliśmy sobie miłość i to, że zawsze będziemy razem.

Rodzice ciągle się kłócili

Ale tak się nie stało, bo rok później sąsiedzi się wyprowadzili do innego miasta. Straciłam Irka. I jednocześnie skończyło się moje szczęśliwe dzieciństwo, jakby zabrał je ze sobą. Rodzice kłócili się coraz częściej, a ja coraz jaśniej rozumiałam, w czym problem. Ojciec szybko się nudził powtarzalnością, potrzebował ciągłych podniet. Szukał ich na różne sposoby. W sporcie sięgał po bardziej ekstremalne aktywności. Zmieniał prace, gdy mu się nudziły, nawet gdy rodzinne konto na tym cierpiało. Sięgał po alkohol, czasem i inne używki.

Mama starała się go powstrzymać, wcisnąć w uregulowane koryto życia rodzinnego, ale tata był jak dzika rzeka, która żyje tylko, gdy rozlewa się szeroko. Z furią walczył o swoją wolność, jak wykrzykiwał podczas kłótni. Czasem pakował walizki i wychodził, z trzaskiem zamykając drzwi, znikając na tydzień, dwa. Mama wtedy płakała całymi dniami, zaniedbywała się i w końcu włączała całą rodzinę w walkę o odzyskanie ojca. W końcu wracał obrażony i dawał się łaskawie przebłagać.

Ten rodzinny rollercoaster bardzo mnie męczył. Z początku kibicowałam mamie i złościłam się na ojca. Kiedy dorosłam, zrozumiałam, że żadne z nich nie jest bez winy. Ojciec, bo nawet nie chciał spróbować się zmienić, mama, bo nie potrafiła postawić sprawy jasno i być konsekwentna. W końcu uznałam, że choć oboje męczą się w tych odejściach i powrotach, to gdzieś w głębi najwyraźniej taki związek im odpowiada. Bo przecież – myślałam sobie – inaczej już by to przerwali, prawda?

Straciłam nadzieję

Mijały lata, kończyłam szkoły, studia. Kolorowa bransoletka na moim nadgarstku spłowiała od wody i słońca. Nigdy jej nie zdejmowałam, była dla mnie jak maskotka w swojej najbardziej pierwotnej roli talizmanu: przedmiotu, który uspokajał i zapewniał szczęście. Choć już pogodziłam się z myślą, że moje życie upłynie z dala od Irka, i zrozumiałam, że było to jedynie dziecięce zauroczenie, to coś mnie powstrzymywało przed jej zdjęciem.

Kiedyś, na trzecim roku studiów, gdy miałam okazję porozmawiać z psychologiem, powiedział mi, że bransoletka nie kojarzy mi się z Irkiem, lecz ze szczęśliwymi czasami dzieciństwa. Kiedy wierzyłam, że moi rodzice się kochają i tworzymy rodzinę, której nic nie zniszczy. I kiedy wąski krąg przyjaźni z sąsiadami był gwarantem tego, że mój przyjaciel będzie przy mnie wiecznie. Tak bowiem wygląda raj w oczach dziecka.
Myślę, że miał rację.

Nasze drogi znów się przecięły

Mówi się, że góra z górą się nie zejdzie, ale ludzkie ścieżki plączą się w znany tylko Bogu sposób. Kiedy obroniłam magisterkę, rodzice zafundowali mi tygodniową wycieczkę do Hiszpanii. W Barcelonie kelnerem w jednej z kawiarni był Irek. Poznałam go po spłowiałej bransoletce na nadgarstku – sztukowanej jak moja w miarę, gdy ciało rosło i sznurek zaczynał boleśnie odciskać się na skórze.

Irek przyjechał do Hiszpanii popracować w wakacje. Wracał do Polski pod koniec września. Został mu jeszcze rok studiów, trzy lata wcześniej musiał z powodu choroby matki wziąć dziekankę. Niestety, zmarła. Ojciec, jak powiedział mi później, już w Polsce, opuścił ich niedługo po tym, jak wyprowadzili się z naszego bloku.

– To były najszczęśliwsze lata mojego życia, te z tobą – mówił mi, dotykając palcami bransoletki na nadgarstku. Zupełnie jak ja.

Nasze uczucie wróciło, tym razem w dorosłej postaci. Postanowiliśmy nie tracić więcej czasu. Irek mieszkał i studiował w Gdańsku, ja we Wrocławiu. Trzeba było coś z tym zrobić. Związek na odległość nie wchodził w grę. Uprzedziłam rodziców, że mam dla nich niespodziankę.

– Poznacie mojego chłopaka – obiecałam.

Mama od razu się podekscytowała. Martwiła się już, że coś ze mną nie tak, skoro nie potrafię wejść w stałe związki. Nie rozumiała, kiedy mówiłam jej, że nie sztuka mieć faceta. Sztuka mieć takiego, z którym naprawdę chcesz być.

Nie chcieliśmy czekać

Irek zaplanował, że od razu podczas tej wizyty u rodziców mi się oświadczy. W końcu przecież nie był obcy, znali go i lubili, kiedy był dzieckiem. Był synem ich najlepszych przyjaciół.

Może mój ojciec przyjedzie na ślub – powiedział tęsknie.

Współczułam Irkowi. Opowiadał, że kiedy przeprowadzili się do Gdańska, to było tak, jakby opuścili bańkę spokoju. W domu zaczęły się niesnaski, kłótnie. Irek często siedział przed zamkniętymi drzwiami sypialni rodziców, nasłuchując.

– Matka płakała, a ojciec mówił coś gniewnie, ale na tyle cicho, że nie rozumiałem słów – opowiadał. – Był tak zły, że przestał mnie zauważać. I pół roku później wyprowadził się z domu. Wyjechał z kraju. Nigdy do mnie nie napisał. Ja chciałem, ale mama twierdziła, że nie zna adresu. Wiem teraz, że kłamała. Po jej śmierci, kiedy sprzątałem jej rzeczy, znalazłem wiedeński adres ojca. Napisałem, ale okazało się, że od lat już tam nie mieszka. Nie wiem, dlaczego ojciec odciął się od rodziny i dlaczego mama nie chciała, bym spróbował go odzyskać. A teraz już się nie dowiem.

Czasem nie warto błagać o coś, co ktoś nie chce nam dać z własnej woli – powiedziałam, próbując go pocieszyć. – Taki dar nie ma wartości. Jak wymuszona miłość.

Pokiwał głową.

– Masz rację. A mimo to w głębi serca mam nadzieję, że jakoś śledzi moje życie i pojawi się na ślubie. To byłby dla mnie najlepszy prezent.

Byliśmy szczęśliwi

Irek przyszedł na rodzinny niedzielny obiad. Z szerokim uśmiechem na twarzy, ledwie mogąc z podekscytowania ustać w miejscu, powiedziałam rodzicom:

– Pamiętacie sąsiadów z naprzeciwka? Waszych przyjaciół? To Irek, ich syn i moja szczenięca miłość, jak mówiliście. 

Szczerzyłam się jak idiotka. Mama rozłożyła szeroko ramiona i przycisnęła Irka do piersi.

Cudownie znów cię widzieć. A jak mama?

Posmutniała na wieść o śmierci dawnej przyjaciółki. Nigdy nie rozumiała, dlaczego Danka po wyjeździe zerwała kontakt. Przypuszczała, że powodem było po prostu życie, obowiązki i brak czasu. Przy stole z rozrzewnieniem wspominała dawne dzieje i dorzucała Irkowi jedzenia na talerz.

Ojciec nie zgodził się na ślub

Ojciec natomiast siedział przy stole ponury, jak nie on, nie patrząc na gościa. I nie dolewał sobie wina, co też było zastanawiające. Ale, prawdę mówiąc, zbyt wiele o tym nie myślałam, bo tak naprawdę czekałam z niecierpliwością na chwilę, kiedy Irek powie, że chce poprosić ojca i mamę o moją rękę. Stało się to przy kawie. Irek odchrząknął i powiedział nieco zdenerwowanym głosem:

– Powiedziała pani, że marzy, bym częściej gościł w waszym domu. Myślę, że tak się stanie. Bo chciałbym prosić państwa o zgodę na nasz ślub. Mój i Iwony. Mam już nawet pierścionek – wyjął z kieszeni spodni pudełeczko.

– Och, to cudownie! – krzyknęła mama i popatrzyła na mnie. – Wreszcie! A już się bałam, że coś z tobą nie tak, córeczko. A ty po prostu czekałaś na swoją dziecięcą miłość. Jakie to romantyczne! Prawda, Heniu?

Popatrzyła na ojca. A ten odparł ponurym i stanowczym głosem:

– W żadnym razie. Nigdy się na to nie zgodzę!

– Tato?!

– Henryk? A tobie co odbiło? – głos mamy był pełen niedowierzania.

– Nie zgadzam się! – krzyknął tata i wstał z fotela. – Koniec i kropka.

Wyszedł z pokoju, mama poszła za nim. Odprowadziłam Irka do drzwi. Nie było sensu, żeby u nas zostawał i brał udział w rodzinnej awanturze. W korytarzu słyszałam, jak mama puka do drzwi sypialni, w której tata się zamknął.

– Wiesz, że jego zakaz nic nie znaczy? – powiedziałam, przytulając się do narzeczonego. – To nie średniowiecze.

– Na szczęście – odparł. – Choć byłoby miło, gdyby dał zgodę. Zobaczymy się jutro?

– Jasne.

To nie mogła być prawda

Posprzątałam ze stołu, wrzuciłam naczynia do zmywarki i poszłam do swojego pokoju. Tata przyszedł chwilę później.

– Nie możesz za niego wyjść – powiedział bardzo zdenerwowany. – Nie wolno ci!

– Kocham cię, tato, ale to moje życie i nie ty będziesz mi go ustawiał – odparłam spokojnie.

– Nie rozumiesz – odetchnął głęboko, a potem powiedział ściszonym głosem, jakby nie chciał, by ktokolwiek go usłyszał. – On jest twoim bratem. Przyrodnim.

Szczęka mi opadła. Dosłownie. Stałam i gapiłam się na niego, niezdolna myśleć ani mówić.

Mama się wściekła

Jednak mama, która właśnie weszła do pokoju, nie miała z tym trudności. Od razu połączyła wszystkie fakty.

– Zdradziłeś mnie… – powiedziała z niedowierzaniem.

Gdy na nią spojrzałam, w jej oczach dostrzegłam narastający gniew.

– Byłaś wtedy w ciąży. Nie dopuszczałaś mnie do siebie.

Ojciec powiedział to obronnym tonem, jakby chciał usprawiedliwić i zbagatelizować swój czyn.

– Co za zbrodnia, byłam w ciąży i nosiłam twoje dziecko! Źle się czułam. A ty nie mogłeś się powstrzymać i uwiodłeś sąsiadkę?! A ta… pod moim nosem… – oczy mamy błyszczały gniewnie. Nakręcała się bardziej niż kiedykolwiek widziałam. – I taką była niby, przyjaciółką…

– Widzisz – wtrącił tata z satysfakcją. – Nie moja wina. Jakby suka nie dała, pies by nie wziął.

Gruby błąd.

– Nie! To wszystko twoja wina! – mama zmarszczyła brwi, jakby coś przyszło jej do głowy. – Wiedziałeś, że to twój syn. I przez dziesięć lat pozwalałeś, żeby nasze dzieci się przyjaźniły. I one…

Wszystko stało się jasne

– Nie jestem głupi – warknął tata. – Jak zauważyłem, co się święci, zorganizowałem, żeby wyjechali.

– Zorganizowałeś? – powtórzyłam, bo wreszcie mnie odetkało. Nagle wszystko zrozumiałam. – Po prostu powiedziałeś wszystko sąsiadowi, tak? To dlatego on zostawił żonę i dziecko pół roku po przeprowadzce? Dlatego przestał kontaktować się z synem! – mój głos wszedł na wyższe tony, bo zaczął trząść mną gniew. – Czy wiesz, że Irek do dziś cierpi, nie rozumiejąc, dlaczego ojciec go porzucił? Matka mu nie powiedziała prawdy. Jak mogłeś zrobić coś takiego?!

Ojciec otworzył usta, by coś powiedzieć, ale mama nie dała mu najmniejszej szansy:

– Więc wyjechali, potem matka twojego dziecka została sama, bez męża. Czy wspomagałeś ich jakoś przez te lata? Płaciłeś chociaż alimenty?

Patrzył na nią z tępym wyrazem twarzy.

– Nie przyszło ci to do głowy, tak?! – wysyczała mama. – To ja teraz już wiem, jakim jesteś człowiekiem. Tchórzem, hipokrytą i egoistą!

Odwróciła się i wyszła z pokoju. Za nią poszedł ojciec. Przez zamknięte drzwi słyszałam, jak próbuje tłumaczyć jej swoje racje. Tym razem nie słuchała. Coś się w niej zmieniło, coś pękło. Wkrótce wystąpiła o rozwód.

Nie potrafimy o sobie zapomnieć

A ja? Moje życie legło w gruzach w tamtej jednej chwili. Oczywiście powiedziałam Irkowi, że jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Był tak samo zdruzgotany jak ja. Wrócił do swojego miasta. Przez rok nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Chcieliśmy zapomnieć. Spaliłam bransoletkę, by mi o nim nie przypominała. Na darmo. Nie chciało mi się żyć.

Pewnego dnia dostałam list. Taki starodawny, w kopercie. W środku była kartka z napisanym długopisem pytaniem:

„Czy mamy pozwolić, by grzechy naszych ojców zniszczyły nasze szczęście?”.

I bilet lotniczy do Sztokholmu, gdzie – jak wiedziałam – Irek dostał pracę. Długo się nie zastanawiałam, co zrobić. Po czym szybko zaczęłam się pakować.

Czytaj także: „Narzeczony z wakacji zamiast muszelek, przywiózł kochankę. Dowód ze zdrady uwiecznił na naszym romantycznym filmie”
„Dla teściów jestem żałosnym biedakiem. Zawsze mnie poniżają, bo ich córka powinna mieć lepszego męża niż ja”
„Mój ukochany wolał bandę patałachów goniących za piłką, niż figlowanie ze mną. Pocieszenie znalazłam w ramionach innego”

Redakcja poleca

REKLAMA