„Szef powiedział mi, że należę do ludzi, którzy zmieniają świat na lepsze, ale omal nie zwolnił mnie, gdy chciałem podwyżkę”

prawdziwe historie: miała rację fot. Adobe Stock, innervisionpro
„Ja – pragmatyk, trochę cynik, a ona – idealistka i naiwniaczka, ale ją kochałem. Nie sądziłem, że gdy zgodzę się jej towarzyszyć na nietypowej imprezie, której sensu nie rozumiałem, to tak wpłynie na moje życie zawodowe. I na mnie samego”.
/ 12.07.2023 11:15
prawdziwe historie: miała rację fot. Adobe Stock, innervisionpro

Nie miałem ochoty na żadną imprezę z tymi dzieciakami, w ogóle na nic nie miałem ochoty. Bałem się prowokować los, bo pech nie opuszczał mnie od tygodnia, a w zanadrzu miał jeszcze najlepszy punkt programu, czyli zwolnienie z roboty. „Po co się upominałem o tę podwyżkę? – pomyślałem po raz nie wiadomo który. – Gdybym wiedział, że szykują się redukcje, nosa bym nie wyściubił ze swojej norki. Dałem się podpuścić cwanym kolegom, nadstawiłem karku za wszystkich, a teraz za to beknę”.

Może nie będzie tak źle – pocieszała mnie Klaudia. – A poza tym i tak niczego nie zmienisz, siedząc w domu przez cały weekend i zamartwiając się. Jedź ze mną! Brakuje nam wolontariuszy. Dla dzieciaków nasza olimpiada to niezapomniane przeżycie, dla ciebie może być pouczającym doświadczeniem. Może nawet trochę wyluzujesz i znajdziesz w tym radość?

Cała ona, naiwna jak dziecko

Szczerze wątpiłem, by opieka nad niepełnosprawnymi intelektualnie mogła być dla kogokolwiek rozrywką… Cóż, Klaudia była niepoprawną idealistką i wierzyła, że pomagając innym, można uczynić świat lepszym. Osobiście raczej w to wątpiłem – rzeczywistość przypominała dżunglę, gdzie silniejszy zjada słabszego, a cwaniak korzysta z owoców pracy naiwniaka. Przykładu nie trzeba było daleko szukać: wychyliłem się w pracy, próbując wytargować dla całego zespołu podwyżkę, a teraz czekałem na wypowiedzenie. Większość kolegów doskonale wiedziała, że szef szykuje redukcję etatów, ale po co mieli mnie uświadamiać, skoro mogłem być kozłem ofiarnym i wystartować na ochotnika, zanim ktokolwiek weźmie pod uwagę ich kandydatury?

– Przesadzasz – orzekła moja dziewczyna. – Nie można wszędzie wietrzyć zasadzek, bo życie stanie się koszmarem. Jeżeli będziesz pozytywnie nastawiony do świata, świat odpłaci ci tym samym.

Cała ona, naiwna jak dziecko, ale czy właśnie nie dlatego się w niej zakochałem? Ostatecznie zdecydowałem się uczestniczyć w olimpiadzie dla dzieciaków z niepełnosprawnościami. W końcu jaką miałem alternatywę: siedzieć i użalać się nad sobą? Pojechałem z Klaudią do hali sportowej, gdzie odbywała się impreza o szumnej nazwie „Spartakiada”. Dostałem identyfikator i z miejsca zagoniono mnie do roboty.

Ciesz się chwilą!

Trochę czasu zajęło mi oswojenie się z towarzystwem, ale bezpośredni kontakt sprawił, że pozbyłem się uprzedzeń. Nieograniczona ufność, jaką dzieciaki obdarzały wszystkich napotkanych ludzi, budziła instynkt opiekuńczy i sympatię. Odnosiłem wręcz wrażenie, że kontakt z tymi dziećmi wydobywa z wolontariuszy wszystkie najlepsze cechy.

– A nie mówiłam? – powiedziała rozpromieniona Klaudia.

Miała rację: obserwacja dzieciaków czerpiących radość z czynności, które normalny człowiek wykonywał machinalnie, dawała do myślenia. Przestałem się nawet zadręczać problemami, które prawdopodobnie czekały mnie w poniedziałek.

– Radzio, chłopie – powiedziałem do swojego odbicia w lustrze, gdy udało mi się wymknąć do toalety. – Jeszcze cały wieczór przed tobą, ciesz się chwilą!

W poniedziałek nie byłem już taki radosny. Z niepokojem oczekiwałem na rozwój wypadków. Nie wątpiłem, że po piątkowej awanturze, jaką zrobiłem w kadrach, kierownictwo musi zareagować, ale do południa kompletnie nic się nie działo. Koledzy opowiadali dowcipne weekendowe historyjki, a kierownik udawał wręcz, że mnie nie zna.

Niestety, musimy ograniczyć koszty

Wreszcie po przerwie obiadowej usłyszałem wezwanie, na które czekałem od rana.

– Radek do dyrektora – powiedział kierownik z mściwym uśmiechem na ustach.

Dostrzegłem kilka współczujących spojrzeń, ale większość kolegów udawała, że całkowicie pochłania ich praca.

U dyrektora byłem chyba tylko raz, i to przez pomyłkę. To już były naprawdę wysokie progi i zaproszenie w to miejsce nie wróżyło nic dobrego. Odpuściłem sobie windę, odkąd to skazaniec śpieszy się na egzekucję? Wejście schodami na drugie piętro nie zabrało mi dużo czasu, ale zawsze coś. Miałem nadzieję, że przynajmniej w sekretariacie każą mi poczekać.

– Niech się pan pośpieszy – sekretarka natychmiast pozbawiła mnie złudzeń. – Pan dyrektor ma zaraz ważne spotkanie.

Wszedłem i stanąłem skromnie tuż przed wielkim biurkiem, za którym siedział dyrektor, zatopiony w lekturze bez wątpienia bardzo ważnego pliku na ekranie swego laptopa. Zerknął w moją stronę, potem znów popatrzył na ekran i westchnął ciężko. Odsunął laptopa na bok i znów spojrzał na mnie.

– Proszę – powiedział, wskazując ręką. – Niech pan usiądzie.

Posłusznie klapnąłem na fotel stojący przed biurkiem.

– Zdaje pan sobie sprawę – zaczął szef poważnym tonem – że mamy kryzys gospodarczy?

Skinąłem głową, ale miałem wrażenie, że niepotrzebnie, bo chyba wcale nie czekał na moją odpowiedź.

– Nasza firma – kontynuował – próbuje przetrwać, ale, niestety, musimy ograniczyć koszty utrzymania, więc redukcje etatów są nieuniknione.

Spuściłem głowę. Właśnie dokonywała się moja egzekucja i jakoś nie miałem ochoty patrzeć w oczy mojemu oprawcy. Nawet pomyślałem, że w sekretariacie powinni zakładać takim petentom jak ja worki na głowę, by im choć trochę ulżyć, ale milczałem, czując, że jest już zdecydowanie za późno na zgłaszanie innowacyjnych projektów.

Sam wystawiał się pan do odstrzału

Dyrektorowi najwyraźniej torturowanie sprawiało przyjemność, bo nie zamierzał się spieszyć. Zamiast rozmawiać, wziął do ręki fotografię stojącą na biurku i przyglądał się jej z widocznym zainteresowaniem. Gdyby to był zwykły śmiertelnik, powiedziałbym nawet, że ze wzruszeniem. Wydawało się, że zapomniał o moim istnieniu, więc chrząknąłem, niby przypadkiem.

– No tak – ocknął się z zamyślenia. – Jeszcze przed godziną miałem zamiar pana zwolnić. Wiedziałem tylko tyle, że domagał się pan, w dość zresztą ostrych słowach, podwyżki dla całego zespołu, z którym pan pracuje. Po co mi w firmie jakiś rozrabiaka, który sieje ferment, pomyślałem. Gość sam wystawia się do odstrzału, więc decyzję mam ułatwioną. Tak kombinowałem, dopóki nie zajrzałem w pańskie akta i nie zobaczyłem zdjęcia. Teraz, muszę przyznać, jestem trochę zdezorientowany. Proszę mi powiedzieć, czy to naprawdę pan był wolontariuszem na wczorajszej spartakiadzie? To pana widziałem czy raczej pańskiego bliźniaka bądź sobowtóra?

Przełknąłem ślinę i skinąłem głową.

– Tak – potwierdziłem – To byłem ja. Mógł mnie pan widzieć wczoraj na tych zawodach.

– Chłopak, który pomylił kierunki i pobiegł w drugą stronę – powiedział dyrektor łamiącym się ze wzruszenia głosem – jest moim synem. Siedziałem na widowni i trzymałem za niego kciuki…

Przerwał i odwrócił się do okna.

Rzeczywiście, jedno z dzieci, chyba z nadmiaru emocji, pomyliło kierunki i zamiast w stronę mety pobiegło gdzieś w bok. Mały przejawiał tyle entuzjazmu i zaangażowania, że zrobiło mi się go żal, że tak pędzi prosto na barierki oddzielające nas od widowni. Pomyślałem, że szkoda by było, gdyby grzmotnął w metalową konstrukcję, zamiast przerwać papierową wstęgę mety. Podbiegłem więc do niego, podałem mu dłoń i skorygowałem kurs. Razem ukończyliśmy ten bieg, a dzieciak był taki szczęśliwy, że rzucił mi się na szyję i byłby mnie chyba udusił, gdyby go ktoś ze mnie nie ściągnął.

Byłem oszołomiony obrotem spraw

– Miłego ma pan chłopaka – powiedziałem, żeby przerwać niezręczną ciszę, która zapadła w gabinecie.

– Dziękuję – odpowiedział szef, odwracając się znów w moją stronę. – Ty też chyba jesteś miły, co zbiło mnie trochę z tropu. Myślałem, że gość, który w ostatni piątek domagał się podwyżek, będzie zwykłym mąciwodą, a tu przychodzi facet, który w czasie wolnym, zamiast iść na piwo, zajmuje się niepełnosprawnymi dzieciakami. Pomyślałem sobie: ten chłopak to nie żaden rozrabiaka, tylko idealista, gatunek na wymarciu. Ktoś, kto nadstawia karku za innych. I zadałem sobie pytanie: czy chciałbym się przyczynić do unicestwienia takiego człowieka?

Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

– Otóż nie – kontynuował. – Powiem więcej, jestem niezmiernie rad, że ktoś taki pracuje w mojej firmie. Postanowiłem nawet ustosunkować się do uwag dotyczących płac. Podwyżka pensji na razie nie jest możliwa, ale obiecuję premię za dobre wyniki, a wiem, że wasz zespół nie ma z tym problemu. Zatem właściwie może pan wrócić do kolegów i zakomunikować im, że kierownictwo ugięło się pod ciężarem pańskich argumentów.

Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Byłem oszołomiony obrotem spraw, więc chwilę trwało, zanim się pozbierałem z głębokiego fotela. Uścisnąłem jego dłoń, a on na pożegnanie powiedział jeszcze:

– Idealiści tacy jak pan są w stanie uczynić ten świat lepszym.

Nikt jeszcze nie uraczył mnie takim komplementem. Ba, nikt do tej pory nie nazwał mnie idealistą, ale, o dziwo, to było miłe. No i co ja mam teraz powiedzieć mojej dziewczynie? Wychodzi na to, że jej sposób na życie jest lepszy niż mój.

Czytaj także:
„Odeszłam z zakonu i nie wiedziałam, jak mam żyć. Nie byłam gotowa na prawdziwe życie i na to, że mogę się zakochać”
„Mąż zdradzał mnie na prawo i lewo. Przysięgłam sobie, że nigdy więcej żadnego chłopa, ale Borys wydawał się inny”
„Poleciałem w tango i jednej nocy miałem 2 kochanki. Zdradziłem żonę, ale to nie romans był w tym wszystkim najgorszy”

Redakcja poleca

REKLAMA