„W ostatniej chwili uratowałam dziewczynę syna przed napaścią. Na imprezie ktoś odurzył ją pigułką gwałtu”

Ofiara napaści seksualnej fot. Adobe Stock
Gdy syn nie wrócił na czas z klubu, postanowiłam po niego pojechać. Na miejscu okazało się, że muszę ratować jego byłą sympatię.
/ 08.04.2021 18:16
Ofiara napaści seksualnej fot. Adobe Stock

Myślałam, że człowiek nie wysypia się nocami tylko przy małych dzieciach. Niestety, kiedy moje podrosły okazało się, że to płonna nadzieja.
– Mamo, idę w sobotę na imprezę do Dagmary. Mogę wrócić po drugiej? – pytała mnie czasem szesnastoletnia Agnieszka i już wiedziałam, że szykuje się bezsenna noc, bo przecież będę na nią czekała. W tym momencie syn, osiemnastoletni Marek, przypominał sobie zazwyczaj o swoich różnych zobowiązaniach.
– Mama, ja rano wyjeżdżam na ten trening w terenie, co ci mówiłem. O szóstej mamy autokar. Obudzisz mnie o piątej? Zrobiłabyś mi rano kanapki?
Mówiłam, że tak, obudzę. Po sprawdzeniu o drugiej w nocy, że Agnieszka wróciła z imprezy trzeźwa, i wyekspediowaniu trzy godziny później syna na trening, musiałam wstać o siódmej, żeby odwieźć najmłodsze dziecko do szkoły na godzinę ósmą. Ech…

Ufałam swoim dzieciom

Któregoś razu syn zwrócił się do mnie z dość nietypową prośbą.
– Chcę jechać z Asią na imprezę do moich znajomych, ale jej mama się nie zgadza, bo to jest na działce za miastem. Powiedziała, że może zmieni zdanie, jeśli porozmawia z tobą. Zadzwoniłabyś do niej?
Asia była dziewczyną Marka, do osiemnastki brakowało jej kilku tygodni. Jej rodzice byli bardzo opiekuńczy, wiedziałam, że niechętnie wypuszczają ją z domu nocami. Postanowiłam jednak trochę wstawić się za młodymi i zadzwoniłam do mamy Asi.
– Wie pani, ja po prostu się o nią boję – wyznała kobieta. – Marek to porządny chłopak, ale poza nim na tej prywatce będą inni, obcy ludzie. Asia wie, że ma nie pić alkoholu, ale niech pani sama powie: pamięta pani, co się wyrabiało na takich imprezach, jak my byliśmy tacy młodzi?

Zapewniłam ją, że świetnie pamiętam i w pełni rozumiem jej obawy. Dodałam, że mam szesnastoletnią córkę i też się o nią boję, kiedy wychodzi wieczorami. Z drugiej strony te spotkania z przyjaciółmi czy wyjścia z chłopakiem są przecież ważną częścią młodości. Kiedy mają się bawić, jak nie teraz?
– No tak, ale wie pani… To jest domek na działce, tam nawet policji nikt nie wezwie, jakby impreza wymknęła się spod kontroli. Jakbyśmy mieli samochód, to bym pojechała po córkę tak koło trzeciej, no ale nie mamy… A mąż nie chce, żeby ona nocowała z obcymi ludźmi – dodała mama Asi.
– Wie pani co? – powiedziałam ucieszona, bo wpadłam na pomysł. – To może ja po nich pojadę o tej trzeciej? Dla mnie to nie problem. Odbiorę ich i odwiozę Asię pod sam blok. Możemy się tak umówić?

Dogadałyśmy się i młodzi pojechali do przyjaciół Marka. Pojawiłam się tak, jak się umawialiśmy – równo za pięć trzecia w nocy zaparkowałam samochód pod domkiem jego znajomych.
– Marek, już jestem, zabierz Asię i chodźcie – powiedziałam do syna przez telefon. Po chwili ich zobaczyłam. Mój syn wyglądał na nieszczęśliwego, był zgarbiony, patrzył pod nogi, a ona miała naburmuszoną minę. Zignorowałam te młodzieńcze fochy i zgodnie z obietnicą odstawiłam dziewczynę do domu.

Dopiero następnego dnia zapytałam Marka, dlaczego w samochodzie panowała taka przygnębiająca atmosfera.
Rozstaliśmy się – burknął. – Jak po nas przyjechałaś, właśnie byliśmy w trakcie zrywania. Aśka dokończyła potem SMS-ami…
– Ojej, naprawdę? Tak mi przykro… – wyraziłam współczucie i dodałam, że może jeszcze wszystko da się naprawić. Syn tylko spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i westchnął dramatycznie. Nie miałam pojęcia, o co poszło młodym, ale wyczuwałam, że Marek w czymś zawinił. Prawie osiągnął już pełnoletność, ale wciąż był niedojrzałym dzieciakiem, a Asia – doskonale to wiedziałam – sporo od niego wymagała.

To była dziewczyna z tak zwanego „dobrego domu”. Świetnie się uczyła, skończyła szkołę muzyczną, miała poukładane w głowie. Agnieszka zdradziła mi, że Asia po raz pierwszy pocałowała się z Markiem dopiero po miesiącu związku. Rodzice wpoili jej, że ma się szanować i zachowywać odpowiedzialnie. Wiedziałam, że nie piła alkoholu i nie akceptowała szczeniackich zachowań, do których czasami był zdolny mój syn. Przypuszczałam, że Marek zrobił coś, co absolutnie jej się nie spodobało i uznała, że nie będzie sobie zawracać głowy takim lekkoduchem. Cóż, to była ich sprawa.

Mimo młodzieńczych dramatów, życie toczyło się dalej. Nadeszły kolejne imprezy i kolejne bezsenne noce spędzone na oczekiwaniu na zgrzyt klucza w zamku. Marek mógł wracać o dowolnej godzinie, ale musiał zawsze wcześniej powiedzieć, która to będzie.
– To osiemnastka kumpla – oznajmił, usiłując przed lustrem ułożyć sobie grzywkę na żel. – Bawimy się w klubie, wchodzimy za darmo na listę. Niby fajnie, ale nie mamy sali dla siebie. Pewnie będzie pełno napakowanych kolesi podrywających laski z tipsami, i nadzianych starszych gości, którzy myślą, że to ich druga młodość… Mama, będę góra o trzeciej, mnie nie bawią takie klimaty.

Kiedy się spóźnił, czułam, że coś jest nie tak

Nie wrócił jednak o trzeciej. O czwartej też go nie było, bo budziłam się co chwila, spoglądając na budzik. Jego telefon nie odpowiadał. Leżałam niespokojnie do wpół do piątej, w końcu szturchnęłam męża w ramię.
– Posłuchaj, Marek nie wrócił, coś się musiało stać! – zaalarmowałam go.
– Tak, stało się tyle, że zabalował… Jak wróci, to z nim porozmawiam – mruknął mąż i odwrócił się na drugi bok.
– Nie, to niemożliwe – zaprotestowałam. – Zawsze był słowny. Dotąd nie zawiódł naszego zaufania. Słuchaj, jedź do tego klubu!

Ale mąż ani myślał poddać się ogarniającej mnie panice. Uznał, że młody nawalił i trzeba mu będzie wyznaczyć karę, ale nie zamierzał nigdzie jeździć w środku nocy. Ubrałam się więc i wsiadłam w samochód. Impreza w klubie ciągle trwała. Zapłaciłam ze złością za wstęp i weszłam do środka. Od razu zobaczyłam Marka. Siedział na obszernej kanapie z kilkoma kolegami i kiwał się nad kieliszkiem. Dotarło do mnie, że jest pijany w sztok. Ruszyłam do niego z prędkością rakiety.
– Niech pani da spokój… – zaczęli błagać mnie jego koledzy, bo sam Marek ledwie wiedział, gdzie jest. – Zobaczył Aśkę z jakimś gościem, jak się migdalą przy barze. Gdy poszli do dark roomu, załamał się. Postawiliśmy mu kilka drinków, bo chciał się z nim bić. Pani mu daruje, serio…

Nie zamierzałam słuchać takich idiotycznych wymówek. Marek nie dotrzymał słowa, naraził mnie na ogromny stres i do tego upił się prawie do nieprzytomności.
– Zabieram go – warknęłam do chłopców. – Pomóżcie mu dojść do auta, jak tacy z was dobrzy koledzy! – dodałam. Nie dyskutowali ze mną, tylko zarzucili sobie Marka na ramiona i powlekli go w stronę wyjścia. Otworzyłam samochód i kazałam im przypiąć go pasami na tylnym siedzeniu. Nagle coś mi się przypomniało.
– Co wy mówiliście o Asi? – zapytałam. – Że ona się z kimś całowała? I to w takim miejscu, że Marek to widział?

To mi nie pasowało do obrazu dziewczyny, jaki miałam w głowie. Asia się szanowała, nigdy bym jej o coś takiego nie podejrzewała. No i przede wszystkim jakim cudem matka pozwoliła jej tak długo bawić się w klubie? Chłopcy zaczęli coś mamrotać, aż wywnioskowałam z tego, że była dziewczyna Marka zachowywała się jak mocno pijana, szalała na parkiecie z rozpiętą bluzką, a potem dawała się obmacywać jakiemuś dopiero co poznanemu facetowi. Zabrał ją w końcu do pokoju za salą taneczną, gdzie było przygaszone światło i bardzo głębokie kanapy, idealne do miłosnych igraszek.
– Chwila, zostańcie z nim.

Wróciłam do klubu. Przed dark roomem, czyli tym ciemnym pokojem, do którego wchodziły pary spragnione chwili na osobności, stał wielki ochroniarz. Zmierzył mnie wzrokiem. No tak, musiałam wyglądać na typową mamuśkę w średnim wieku, która przyszła tu robić kłopoty.
– Wejście dalej kosztuje sto złotych – poinformował mnie, próbując odstraszyć spojrzeniem, ale wiedziałam, że kłamie.
– Bzdura! – warknęłam. – Zapłaciłam za wejście do klubu i mam prawo się po nim poruszać. A tam jest niepełnoletnia dziewczyna, prawdopodobnie pijana. Barman sprzedał jej alkohol. Naprawdę chce pan, żebym wezwała tutaj policję?
Tam nie ma żadnych niepełnoletnich – odparł, ale odrobinę mniej pewnie. – Sprawdzamy dowody osobiste przy wejściu. Może pani już stąd iść?
– Dzisiaj była impreza prywatna. Gości z listy też wylegitymowaliście?

Szłam o zakład, że w tym momencie zbladł, chociaż było zbyt ciemno, bym mogła to dostrzec. Pijani nieletni w klubie z alkoholem to był koszmar każdego właściciela takiego przybytku. Musiałam trafić w dziesiątkę: ochrona nie sprawdzała dowodów gości, którzy przyszli na osiemnastkę i byli na liście solenizanta. Duży błąd, który przecież mógł ich kosztować licencję! W końcu ochroniarz zreflektował się. Pozwolił mi wejść do dark roomu, ale sam podążał za mną krok w krok.

To był naprawdę ciemny pokój. Ledwie widziałam sylwetki par, zalegających na głębokich kanapach. Przyglądałam się jednak każdej dziewczynie, szukając Asi.
– Nigdzie nie widzę tutaj tej dziewczyny – powiedziałam do ochroniarza.
– Mówiłem pani! – powiedział tonem, jakby odzyskał całą pewność siebie. – Musi pani stąd wyjść. Proszę, idziemy. Położył mi rękę na ramieniu, ale ją strząsnęłam.

Była praktycznie nieprzytomna

Gdzie, do cholery, była Asia? Chłopcy byli pewni, że widzieli jak tu wchodziła. Nagle zobaczyłam ruch w korytarzyku za ostatnią kanapą. Wysoki mężczyzna prowadził ledwie trzymającą się na nogach kobietę, obejmując ją mocno w pasie. Ot, pijana – pomyślałam odruchowo i nagle rozpoznałam jej sylwetkę.
– Asia! – podbiegłam do pary i spojrzałam w półprzymknięte oczy byłej dziewczyny syna. – Asia! Kim pan jest? Dlaczego ona jest nieprzytomna?! – zażądałam wyjaśnień od wysokiego mężczyzny, który podtrzymywał jej niemal całkowicie wiotkie ciało.
– Spokojnie, proszę pani – powiedział ochroniarz dość nerwowym tonem. – To ta dziewczyna? – zapytał tylko.
– Ej, to moja przyjaciółka – powiedział mężczyzna i usiłował odgrodzić mnie ciałem od lejącej mu się przez ręce Asi. Rzuciło mi się w oczy, że był paskudny. Kurza klatka piersiowa, małe oczka, koszmarnie wystająca grdyka, przerzedzone włosy. Mówił piskliwym głosem.
– Nic jej nie jest, trochę za dużo wypiła, ale zaraz odwiozę ją prosto do domu. Spokojnie… Co pani robi?!

Podniósł głos, bo zaczęłam potrząsać Asią, która kompletnie nie reagowała. Na moment otworzyła oczy i spojrzała dookoła nieprzytomnym wzrokiem, potem znowu stała się całkowicie bezwolna. Była pijana? Coś mi nie grało, i to nie tylko dlatego, że znałam tę dziewczynę i wiedziałam, że nigdy by się nie doprowadziła do takiego stanu.
– Od niej nie czuć alkoholu! – krzyknęłam. – Coś ty jej podał?!

Po tych słowach wypadki potoczyły się bardzo szybko. Towarzysz Asi nagle stał się bardzo nerwowy i chciał jak najszybciej wyjść z lokalu. Ja mu na to nie pozwoliłam i zażądałam, żeby mi podał adres dziewczyny, skoro zamierzał odwieźć ją do domu. Oczywiście zaczął coś kręcić. Kazałam ochroniarzowi położyć Asię na jednej z kanap i zawołać menedżera lokalu. Zapowiedziałam ostro, że jeśli wypuści tego mężczyznę z klubu, wezwę policję.

Ochroniarz wezwał przez krótkofalówkę kolegę, żeby postał przy zatrzymanym, a sam poszedł po szefa. Ja zostałam sam na sam z Asią, próbując ją za wszelką cenę ocucić. Podeszło do nas kilka osób, zaciekawionych awanturą. Zaczęłam ich wypytywać, czy widzieli wcześniej Asię z tym typem. Jedna dziewczyna coś sobie przypomniała.
– Siedziała koło mnie przy barze, jak on do nas podszedł. Najpierw do mnie, ale go spławiłam – relacjonowała. – Ona chyba też nie miała ochoty na podryw tego pajaca, ale potem zobaczyłam, że tutaj wchodzą. Wyglądała na nieźle pijaną. Słaniała się na nogach… Zalegli tam – wskazała jedną z kanap. – Nie wyglądała, jakby jej przeszkadzało, że on ją obmacywał.

Cholera! Asia była w takim stanie, że pewnie nie przeszkadzałoby jej nawet, gdyby ktoś przecinał ją w talii piłą mechaniczną! Dziewczyna miała kompletny odlot! Oddychała bardzo płytko, od czasu do czasu poruszała dziwnie kończynami, jej źrenice praktycznie nie reagowały na światło. Kiedy przyszedł menedżer, czyli facet w golfie i marynarce oraz z wielkim złotym zegarkiem, zażądałam wezwania nie tylko policji, ale też pogotowia.
– Ta dziewczyna jest córką moich znajomych – oznajmiłam. – I ktoś u was w klubie podał jej narkotyki. Zapewne tamten mężczyzna – wskazałam towarzysza Asi, który usiłował do kogoś zadzwonić.
– Proszę pani, nikogo nie będziemy wzywać – powiedział do mnie bardzo cicho menedżer i nagle zrobiło mi się nieswojo. – Pani zabierze tę dziewczynę, odwiezie ją do domu i pouczy jak wytrzeźwieje, żeby więcej się u nas nie pokazywała. 
Chłopcy odprowadzą was do drzwi. Albo możemy przejść na zaplecze i wyjaśnić sobie tę sprawę inaczej. To jak? Wychodzi pani? Nie odważyłam się sprzeciwić. Pewnie nikt nie przyszedłby mi z pomocą, gdyby ochroniarze na polecenie menedżera chcieli mi coś „wyjaśnić” na zapleczu.

Lekarz potwierdził, że mogło dojść do dramatu

Kilka minut później byłam już na parkingu. Koledzy Marka odeszli, on sam spał pijackim snem. Przypięłam pasem kompletnie bezwładną Asię i drżącymi rękami przekręciłam kluczyk w stacyjce. Kiedy odjeżdżałam, odprowadzały mnie ponure i groźne spojrzenia menedżera klubu i jego dwóch postawnych ochroniarzy. Z samochodu, cała roztrzęsiona, zadzwoniłam do matki Asi. Wciąż miałam w telefonie jej numer. Okazało się, że odchodziła od zmysłów, bo córka miała wrócić przed drugą, a nie powiedziała, w jakim klubie są urodziny. Kiedy opisałam jej stan Asi, poprosiła, bym od razu odwiozła ją do szpitala. Sama już jechała tam z mężem.

Na oddziale lekarz zaczął pytać, co wzięła dziewczyna. Opowiedziałam mu w jakich okolicznościach ją znalazłam.
– Krew na morfologię, badanie ogólne i obecność GHB – rzucił do pielęgniarki, podając jej wypisane skierowanie. Potem zwrócił się bezpośrednio do mnie:
Najprawdopodobniej ktoś wrzucił jej do drinka pigułkę gwałtu. Wie pani, co to jest? – zapytał i popatrzył na mnie uważnie.
Zadrżałam na samą tę nazwę. Oczywiście, że wiedziałam, co to takiego, mam przecież szesnastoletnią córkę.
– Substancja bez smaku i zapachu, dobrze rozpuszczalna w wodzie, sokach i drinkach – odpowiedziałam przerażona. – Ofiara po jej zażyciu traci świadomość. Nie wie, co się z nią dzieje… Jest zamroczona, wygląda jakby była pijana. Potem nie pamięta, co się z nią działo, nawet do kilku godzin od podania tego świństwa…
– Dokładnie – przytaknął. – Dodam jeszcze, że kwas gamma-hydroksymasłowy jest trudny do wykrycia w organizmie po ośmiu godzinach. Zobaczymy, co powie laboratorium. Na razie pacjentka będzie pod kroplówką. Ponieważ sprawa może mieć charakter przestępstwa, musimy wezwać policję.

Potem przyjechali rodzice Asi i resztę historii znałam już tylko z ich relacji. Potwierdziło się, że dziewczynie ktoś wrzucił do szklanki pigułkę gwałtu. Ostatnie, co pamiętała to fakt, że piła sok jabłkowy i usiłowała spławić natrętnego kolesia o bardzo wystającej grdyce. Złożyłam zeznania na policji, ale dano mi do zrozumienia, że nic nie wskórają. W takich sprawach monitoring w klubie zwykle się „zawiesza”, barman nic nie pamięta, a ochrona nie wie, o jaką dziewczynę chodzi. Zrobią wszystko, by nie rozeszła się wieść, że grasuje u nich zboczeniec odurzający swoje ofiary i wykorzystujący je seksualnie.

Nie miałam wpływu na dalszy ciąg wydarzeń. Zrobiłam, co do mnie należało. Na szczęście po kilku dniach Asię wypuścili ze szpitala. Przyszła mi podziękować. Obie wiedziałyśmy, przed jakim dramatem uchroniła ją moja interwencja… Marek nie mógł sobie wybaczyć, że tak po prostu uwierzył w to co zobaczył i pochopnie uznał, że Asia dała się obmacywać obcemu facetowi. A potem się upił… Wyciągnęłam wobec niego konsekwencje.

Ta historia przeraziła mnie. Asia jest naprawdę rozsądną dziewczyną, nie pije alkoholu, jest ostrożna wobec obcych, a jednak wystarczył ułamek sekundy, żeby ktoś niepostrzeżenie wrzucił jej pigułkę gwałtu do soku. Zrozumiałam, że to się może zdarzyć każdej z nas. Długo rozmawiałam o tym z Agnieszką. Poprosiłam, by mi obiecała, że nigdy nie spuści swojego drinka z oka, szczególnie w nowym miejscu.
– A najlepiej nigdzie nie idź sama – dodałam. – Jak się pokłócisz z chłopakiem, wróć do domu.

Uważajcie na siebie nawzajem z koleżankami, bo przed takimi zwyrodnialcami uchroni was tylko czujność! To też mój apel do czytelniczek. Nie udawajmy, że to nie nasz problem. Ostrzegajmy nasze córki, wnuczki, siostry, same też uważajmy na to, kto się do nas przysiada. Bądźmy swoimi najlepszymi ochroniarzami. Bo nie wszystkie historie kończą się tak szczęśliwie, jak ta Asi… 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA