Jak mogła mi to zrobić? Jak mogła mnie wychowywać w takim kłamstwie? Ta wiadomość złamała mi serce. Moje dzieciństwo okazało się nieprawdziwe! Gdzie jest mój ojciec? A co ważniejsze – kim jest?
Prawdę poznałam na pogrzebie
Przez całe życie uważałam, że mam szczęśliwe dzieciństwo. Dwójkę kochających rodziców, którzy o mnie dbali. Ojciec odszedł z tego świata, gdy byłam jeszcze na studiach. Odebrał nam go nowotwór płuc. Przeżyłyśmy jego śmierć ciężko, ale miałyśmy siebie. Parę lat później koszmar wrócił.
Diagnoza dotycząca matki spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.
Ona również chorowała na nowotwór – rak piersi i miała już przerzuty. Lekarze nie dawali jej dużo czasu. Zaopiekowałam się matką. Spędziłyśmy razem kilka cudownych miesięcy i jak sądziłam, rozmawiałyśmy szczerze. Opowiadała mi, jak poznała mojego ojca i jak się w sobie zakochali. Mówiła, jak zaszła w ciążę i jak bardzo była szczęśliwa. Tymczasem teraz wszystko to miało okazać się kłamstwem. Czemu mi to zrobiła?
Był to pochmurny, lekko deszczowy dzień. Siłą woli zebrałam się, by wstać z łóżka. Nie wszystko pamiętam z samych uroczystości żałobnych, bo czułam dojmujący ból po stracie ukochanej matki. Jedno jednak będę pamiętać na zawsze, bo wiadomość ta zmieniła moje życie.
W kaplicy na ławce usiadła koło mnie siostra mojej matki i powiedziała, że ma dla mnie bardzo ważną wiadomość. W dłoniach trzymała kopertę.
– Proszę ciociu, nie teraz – tylko tyle zdołałam wtedy powiedzieć, a ona chwilowo umilkła.
Widać jednak było, że jest coś, co nie daje jej spokoju. Nerwowo ściskała w dłoniach kopertę, ale nie wracała już do tematu podczas mszy. Ja więc chwilowo zapomniałam o tej krótkiej wymianie zdań. Gdy ruszyliśmy za karawanem w stronę cmentarza, ciocia podeszła ponownie i chwyciła mnie za dłoń. Jej dotyk i spojrzenie zmroziły mi krew w żyłach – wiedziałam już, że nie uniknę rozmowy
– Nie spiesz się dziecko, musimy porozmawiać – powiedziała zdecydowanym głosem. Wtedy znowu zwróciłam uwagę na kopertę, którą już solidnie pomiętą, trzymała w drugiej ręce. Dłonie jej drżały.
– Ciociu porozmawiajmy później, proszę – wyszeptałam i próbowałam wyrwać moją dłoń z jej uścisku. Odwróciłam się nawet i próbowałam ruszyć za orszakiem żałobnym, ale ciocia nie dawała za wygraną.
– Teraz, to nie może dłużej czekać – powiedziała i podała mi nieszczęsną kopertę. – Otwórz – dodała.
Patrząc jej w oczy, wzięłam korespondencję i zajrzałam do środka. Była tam jedna kartka – krótki list od matki. To mnie zainteresowało. Zerknęłam więc i przebiegłam wzrokiem tekst.
Ten list zmienił moje życie w kilka sekund
Miałam uczucie, że ziemia usuwa mi się spod stóp. Z jego treści wynikało, że mój ukochany ojciec, który zawsze przy mnie był … nie był moim rodzicem. Poczułam, że mdleję i wtedy ktoś podtrzymał mnie i nie pozwolił upaść. Podniosłam wzrok znad kartki, ale ciocia już szła za jadącym wolno karawanem. Gdy odzyskałam równowagę, ruszyłam szybciej i dogoniłam siostrę mojej matki.
– Czemu teraz mi to dałaś? – powiedziałam z pretensją w głosie. – Mój świat runął dzisiaj podwójnie.
– Wiem dziecko, ale twoja matka chciała ci to dać wcześniej, tylko nie zdążyła – powiedziała ze smutkiem w głosie. Wiedziałam, że mówiła prawdę. – Resztę opowiem ci na stypie.
Wstydziłam się uczuć, które zaczęły mną targać. Zaczęłam we wspomnieniach szukać elementów, które powinny mi dać do zrozumienia, że mężczyzna, który mnie wychował, nie był moim ojcem. Niczego nie mogłam skojarzyć. Czułam się oszukana i zawiedziona. Moja matka i rzekomy ojciec mnie okłamali! Łzy płynęły z moich oczu już nie tylko z żalu po stracie rodzicielki, ale i ze złości i bezsilności.
Na stypie usiadłyśmy z boku, by móc spokojnie porozmawiać.
– Musisz zrozumieć kochana, że nasza młodość była w innych czasach. Nie było tyle tolerancji – zaczęła ciocia z westchnieniem. Tymczasem ja, choć cierpiałam po stracie matki, ledwo mogłam wytrzymać, oczekując na dalszy ciąg opowieści. – Wiesz o tym, że twoja matka miała cię bardzo młodo?
– Tak – odparłam – urodziła mnie, mając 18 lat.
Ciocia zapatrzyła się dal, a jej oczy zdawały się widzieć coś innego niż widok za oknem.
– Byłyśmy dziećmi – mówiła dalej. – Ona miała 18 lat, a ja raptem rok mniej. Nie mogłam jej pomóc. Wieść o jej ciąży spadła na nas nagle, bo twoja mama też nie od razu się przyznała. Nie da się jednak w pewnym momencie dłużej ukrywać ciąży. Przyznała się rodzicom, a twoim dziadkom, którzy wpadli w szał. To były inne czasy… – westchnęła.
Ciocia wzięła łyka herbaty i kontynuowała tym razem patrząc do wnętrza kubka, jakby teraz to tam widziała coś więcej niż parujący napój:
– Twoja mama nie od razu chciała powiedzieć, kto jest ojcem. Nasi rodzice jednak nie odpuszczali. Podejrzewali nawet romans z jakimś nauczycielem w szkole, ale wiadomość okazała się dużo gorsza. Twoja mama powtarzała tylko, że bardzo go kocha i że jest miłością jej życia. Starała się go chronić przed naszymi rodzicami. Płakała, protestowała, ale tak naprawdę była też tylko dzieckiem i w końcu musiała powiedzieć prawdę. To był szok.
Czułam narastające napięcie i lęk.
– Wiesz o tym, że dziadkowie w przeciwieństwie do twojej mamy, mieli mnie i ją dość późno?
Skinęłam głową. Babcia urodziła mamę, gdy miała 40 lat, a jej siostrę – 41. Mówiono jej, że nie może mieć dzieci, a jednak zaszła w dwie ciąże bardzo szybko jedna po drugiej. Co to jednak miało do rzeczy?
– Czy wiesz, że przed naszymi narodzinami twoi dziadkowie adoptowali chłopca z domu dziecka?
To mną wstrząsnęło
Zmroziło mi krew w żyłach. Zaczęło do mnie docierać, co ciocia chce powiedzieć. Okazało się, że bardzo niewiele wiem o swojej własnej rodzinie. Ciocia uśmiechnęła się smutno i mówiła dalej:
– Dziadek dostał szału, gdy dowiedział się, kto jest twoim ojcem. Romek był trzy lata starszy od twojej mamy, więc miał 21 lat w tamtym czasie. Został adoptowany, gdy miał około 10 lat, o ile dobrze pamiętam, a został bardzo surowo ukarany. Nie był naszym biologicznym bratem, ale jednak stał się rodziną. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, więc gdyby się wydało, kto jest twoim ojcem, nasza rodzina nie miałaby spokojnego życia. Mój ojciec wyrzucił więc Romka z domu i oboje z mamą pousuwali wszystko, co świadczyło o jego życiu z nami.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Nie dość, że okazało się, iż moja mama ma jeszcze inne rodzeństwo, to wyszło na jaw, że mój biologiczny ojciec żyje, a dziadkowie okazali się być bezwzględni surowi.
Ciocia sięgnęła do swojej torebki, otworzyła ją i wyjęła z niej jeszcze jedną kopertę. Siedziała przez chwilę, patrząc na nią, a następnie podała mi ją, mówiąc:
– Twój ojciec prosił, bym ci to kiedyś dała, jeśli będzie po temu okazja.
Wzięłam od niej tę korespondencję. Koperta była zaklejona. Drżącymi rękoma otworzyłam ją i wyjęłam z niej czarno białe zdjęcie oraz list. Na fotografii był młody mężczyzna z plecakiem. Nieśmiało rozłożyłam kartkę z listem:
Kochane dziecko!
To nie był mój wybór, że nasze losy się rozeszły. Liczę na to, że kiedyś mi wybaczysz, że nie było mnie przy Tobie, gdy dorastałeś lub dorastałaś, bo nawet nie wiem, czy jesteś chłopcem, czy dziewczynką. Jeśli kiedyś będziesz chciał lub chciała mnie poznać, będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Twój tata Romek.
Po przeczytaniu tych kilku słów łzy płynęły z moich oczu. Miałam szansę odzyskać jedno z rodziców! Poczułam wyrzuty sumienia za złość względem matki.
– Czy on … żyje? – wyszeptałam.
– Tak i chciałby cię poznać. Mam jego adres, jeśli będziesz chciała.
To zaskakujące zakończenie dnia sprawiło, że choć straciłam jedno z rodziców, odzyskałam drugie. Nie mogłam się doczekać, by poznać mojego biologicznego ojca.
Czytaj także:
„Urabiałem się po łokcie, by żona i córka żyły jak pączki w maśle. Kochanka natomiast była moją wisienką na torcie”
„Byłam dla matki zbędnym balastem, bo wolała swoich fagasów. Gdy kolejny ją porzucił, stanęła z walizkami w moim progu”
„Lekarz kazał mi załatwić ziemskie sprawy i wybrać sobie wygodną trumnę. Mam rozliczyć się z życiem”