Miałem wspaniałych przyjaciół. Poznaliśmy się na wczasach, które spędzałem z rodziną nad jednym z polskich jezior. Pierwszy impuls wyszedł od naszych dzieci. Paulina przyprowadziła do naszego domku Kalinę, młodszą od siebie o dwa lata dziewczynkę.
– Skaleczyła się w palec. Trzeba pomóc rannej – orzekła moja ośmioletnia córeczka zdecydowanym głosem.
Poszedłem po apteczkę, przemyłem ranę wodą utlenioną i założyłem plaster. Żeby zająć czymś uwagę małej, zacząłem ją przekonywać, że jestem wielkim czarodziejem, który zna się doskonale na ratowaniu pięknych księżniczek. Między innymi za pomocą cudownego plastra. Dzieci i ja świetnie się bawiliśmy, a Kalina zapomniała o łzach i zranionym palcu. Potem wróciła do siebie.
W czasie obiadu do naszego stolika podszedł uśmiechnięty facet. Niósł na ramieniu Kalinę. Bogdan był mniej więcej w moim wieku.
– Dziękuję za fachowe zaopiekowanie się moją córcią. Ona twierdzi, że już prawie umierała – wskazał wzrokiem na plaster na jej palcu – ale pan cudem przywrócił ją do życia.
Umówiliśmy się po obiedzie na kawę. Bogdan miał przemiłą i ładną żonę, Małgosię. Oni też mieli dwie dziewczynki. I tak zaczęła się nasza wielka przyjaźń. Kiedy patrzę z perspektywy minionych lat na wspólnie przebytą drogę, mogę potwierdzić, że zdarzyło się między nami coś szczególnego. Nieczęsto bowiem przyjaźń tak mocno zespala ze sobą dwie rodziny na długie, długie lata.
Jakiś czas temu zarzucono mi jednak, że sprzeniewierzyłem się tej przyjaźni, a wręcz ją zdradziłem. Powiedziała mi to Kalina, która dzisiaj jest już dorosłą kobietą. Kiedy pewnego dnia zobaczyłem ją na progu mojego mieszkania, ucieszyłem się i zaprosiłem do środka. Zrobiłem kawę, postawiłem na stole ciasteczka.
– Co cię sprowadza? – spytałem.
– Długi czas zastanawiałam się, czy przyjść z tym do ciebie – odparła cicho. – Rodzice już nie żyją. Ty rozwiodłeś się z ciocią, czyli każdy poszedł w swoją stronę. Otóż ostatnio postanowiłam uprzątnąć na strychu stare rupiecie, które leżały tam od lat. W kuferku, który należał do mamy, znalazłam jej zapiski. Chyba nikt o nich nie wiedział.
Teraz muszę to wytłumaczyć
Kalina sięgnęła do torebki i wyjęła z niej niezbyt gruby zeszyt.
– Przez przypadek otworzyłam go na tej stronie – rozłożyła kartki przede mną i wskazała akapit palcem. Zaczęła czytać: – „Tak bardzo na niego czekam. Kiedy wreszcie do mnie przyjdzie? Nie chcę już żyć, ale dla niego gotowa jestem zrobić wszystko” – Kalina podniosła na mnie wzrok. – Czy ty kochałeś moją mamę? Bo z tego, co wyczytałam w pamiętniku, ona oddałaby za ciebie duszę.
– Rzeczywiście, przez długie lata byliśmy nierozłączni. Najpierw po prostu się polubiliśmy na wczasach. Po powrocie do Warszawy zaczęliśmy zapraszać się do siebie nawzajem. Wreszcie przyszedł taki czas, że widzieliśmy się niemal codziennie. A to my wpadaliśmy do was, a to twoi rodzice przychodzili do nas. Po roku znaliśmy nawzajem swoje rodzinne historie do czwartego pokolenia wstecz. Często śmialiśmy się, że może w poprzednim życiu byliśmy jakimś rodzeństwem, stąd ta ciągła konieczność widzenia się – powiedziałem. – W tamtym czasie twój ojciec stał się dla mnie najlepszym przyjacielem. Wydaje mi się, że on myślał o mnie w podobny sposób. Jeden drugiemu w jakimś stopniu imponował, co tylko pogłębiało wzajemne relacje. A jakiś czas później dowiedziałem się, że Małgosia, to znaczy twoja mama, zakochała się we mnie. Co ja do niej czułem? Dziś mogę zapewnić z ręką na sercu, że tylko wielką przyjaźń i nic więcej.
– Ale napisała, że powiedziałeś, że ją kochasz…
– Powoli dojdziemy i do tego.
– Chcesz się wymigać, wujku – to ostatnie słowo zabrzmiało w ustach Kaliny dosyć nieprzyjemnie.
Nie dziwiłem się takiej reakcji
Dziewczyna najwyraźniej uznała, że najlepszy przyjaciel jej ojca podstępnie uwiódł jego żonę. Cholera, gdyby wszystko w tym życiu było takie proste do wytłumaczenia… Przez wiele lat nie mogłem, a może i nie chciałem rozliczyć się przed sobą z tamtego okresu życia. Wizyta Kaliny wreszcie mnie do tego zmusiła.
Dlatego nie chciałem nic mówić szybko i pochopnie. Wytłumaczyłem to Kalinie i poprosiłem o większą cierpliwość.
– Nasze spotkania i wspólne wyjazdy trwały przez sześć lat. Aż pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że twoja mama ma raka. Zaatakował akurat kości żuchwy. Z konieczności nasze spotkania stały się rzadsze – Małgosia dużo czasu spędzała w szpitalu. Bogdan, twój tata, powiedział mi jakiś czas później, że przeszła poważną operację. Profesor, który ją wykonał, twierdził jednak, że zabieg się powiódł. Wszyscy byliśmy dobrej myśli. Ale pół roku później konieczna była druga operacja, kilka miesięcy później – trzecia.
– Jednak postępująca choroba pozostawiała na jej psychice i urodzie coraz bardziej widoczne ślady. Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia, żeby wiedzieć, jak piękną była kobietą – dodałem. – Pewnego dnia pojechałem z żoną do twojej mamy do szpitala. Od Bogdana dowiedzieliśmy się, że Małgosia się poddała. Przestała wierzyć, że jeszcze może wyzdrowieć. Nie chciała z nikim rozmawiać, po prostu leżała i smutnym wzrokiem patrzyła w ścianę.
– Zróbcie coś – Bogdan westchnął bezradnie, gdy zobaczył nas na szpitalnym korytarzu. – Ja już nie mam żadnych argumentów, żeby ją przekonać, że warto dalej walczyć.
Przed salą, w której leżała Małgosia, mojej żonie zrobiło się słabo. Dziś wiem, że w ten sposób próbowała uniknąć oglądania Małgosi…
Właśnie to chciała usłyszeć
Przekroczyłem próg sali i podszedłem do łóżka. Wydawało mi się, że Małgosia spała, ale otworzyła oczy, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Mówiła z trudem, ale słyszałem w jej głosie radość. To wtedy mi powiedziała, że od dawna się we mnie kocha. I spytała, czy ja również coś do niej czuję, bo według niej moje troskliwe zachowanie w ostatnim czasie jest dla niej dowodem, że tak.
– I to właśnie w tamtej chwili przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Dziś wiem, że to było nie w porządku, że nie powinienem był tego robić, ale wtedy pomyślałem, że może w ten sposób przekonam Małgosię, że warto jeszcze walczyć… Powiedziałem, że tak, kocham ją. Doskonale wiesz, Kalinko, że kiedy słyszymy to, co chcemy usłyszeć, zaczynamy w to jeszcze mocniej wierzyć. I nie zwracamy już uwagi na inne znaki, które przeczą słowom. Powiedziałem Małgosi, że Bogdan zmartwił mnie wiadomością, że się poddała.
– Wiem, że wszystko dobrze się skończy – powiedziałem i spojrzałem twojej mamie w oczy. – Dlatego musisz zacząć walczyć. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla mnie i dla nas.
Siedziałem z nią jeszcze długo i trzymałem za rękę. W końcu Małgosia zasnęła, a na jej twarzy mimo bólu gościł łagodny uśmiech. Wieczorem zadzwonił do mnie twój tata. Był zdumiony.
– Co takiego zrobiłeś, co powiedziałeś Małgosi? – spytał. – Odżyła, zaczęła nawet rozmawiać z lekarzami o kolejnych etapach leczenia… Wyraźnie wróciła jej chęć do życia.
Nie pamiętam, co mu powiedziałem, jakoś się wykręciłem od odpowiedzi. Jeszcze tego samego wieczoru powiedziałem swojej Ani o rozmowie z Małgosią. Że wyznałem jej miłość, której nie czułem, żeby zaczęła walczyć. Po chwili zastanowienia Ania powiedziała, że dobrze zrobiłem i jest ze mnie dumna.
Chciała mnie ciągle widywać
Opowiadałem Kalinie tę historię i równocześnie przypominałem sobie, co wtedy czułem.
W tamtych dniach miałem się za jakiegoś wybawcę, dzięki któremu ktoś ponownie postanowił podjąć walkę z chorobą. Z drugiej strony wiedziałem, że jestem zdrajcą, który żonie przyjaciela mówi, że ją kocha. Może i miałem dobre intencje, ale gdyby wszystko się wydało… Wolałem o tym nie myśleć.
Osoby zakochane często bywają samolubne. Małgosia nie była wyjątkiem. Chciała, żebym coraz częściej odwiedzał ją w szpitalu. Przystawałem na te prośby, choć często udawało mi się wykręcić wyjazdami służbowymi lub nagłymi rodzinnymi sprawami.
– Kiedy twoja mama wróciła ze szpitala do domu, zacząłem bywać u was niemal codziennie – kontynuowałem. – Myślę, że w tamtym czasie twój ojciec czuł się dość niekomfortowo… Pewnego dnia przestraszyłem się nie na żarty. Byliśmy z Małgosią sami w pokoju. W pewnej chwili wyciągnęła kartkę i zaczęła czytać wiersz. Napisała go dla mnie. Był pełen emocjonalnych wyznań… Co miałem jej powiedzieć? „Słuchaj, tamto wyznanie było tylko po to, żebyś się nie poddawała. Zależy mi na tobie, ale nie w taki sposób, jak myślisz”?
To ta miłość mobilizowała ją do walki
Małgosia poprzez esemesy informowała mnie o każdym dobrym wyniku i zapewniała, że wychodzi już na prostą. Niestety, choroba nie odpuściła. Któregoś dnia wpadłem do was po telefonie Małgosi. Prosiła, żebym natychmiast przyjechał. Powoli zapadał zmrok, a my siedzieliśmy w pokoju. Byliśmy sami, Bogdan miał dopiero wrócić z pracy. Małgosia tuliła się do mnie, ja obejmowałem ją ramieniem. Próbowałem ją pocieszyć, obiecać… Ale nie bardzo miałem co. Jednocześnie w duszy czułem straszny smutek.
No i przy okazji gryzło mnie, że wkręciłem się w coś, co całkowicie mnie przerosło. Już nie kierowałem żadnymi wydarzeniami, tylko musiałem płynąć z coraz bardziej rwącym nurtem. W którymś momencie próbowałem się nawet wyplątać z tej niewygodnej sytuacji. Zacząłem kłamać, że moja żona chyba coś podejrzewa. No i Bogdan też zaczyna patrzeć na mnie podejrzliwym wzrokiem. W odpowiedzi usłyszałem:
– To nic. Jakoś przez to wszystko przejdziemy. Na pewno nam się powiedzie. Zobaczysz. Obiecuję…
Bogdan w czasie jednej z rozmów powiedział, że według lekarzy dalsze leczenie Małgosi nie ma już sensu. Kilka miesięcy później twoja mama umarła. Tymczasem między mną a moją żoną zaczęło się coś psuć. Nasze drogi rozchodziły się już od dawna. Pół roku po śmierci Małgosi trzymały nas razem tylko dzieci. Tylko że moje córki miały już szesnaście i osiemnaście lat. Wydawało mi się, że powinny rozumieć, że czasami dla dwojga ludzi jest lepiej, kiedy przestaną być ze sobą. Dla jasności – nie miałem nikogo na boku ani nie myślałem o przeżyciu drugiej młodości u boku innej partnerki.
Półtora roku po pogrzebie twojej mamy spakowałem rzeczy i odszedłem z domu. Zostawiłem rodzinie wszystko. Mnie zależało jedynie na własnej wolności. Ania najwyraźniej sądziła, że trzyma mnie na krótkiej smyczy i nie odważę się na taki krok. Zawiodła się. Pewnego dnia zadzwonił do mnie twój tata. Zapytał, czy bym go nie odwiedził.
– Dawno cię u nas nie było – zaczął.
– Coś się stało? – zapytałem.
Wtedy dowiedziałem się, że odwiedziła go Ania. Podobno powiedziała mu, że uwiodłem Małgosię, kiedy jeszcze była zdrowa, a potem, w czasie choroby, bawiłem się jej uczuciem…
Przez nią straciłem przyjaciela
Nie mogłem tego pojąć. Jak bardzo trzeba być prymitywnym, zajadłym i żądnym zemsty, żeby zrobić coś takiego? Czy Ania nie pomyślała, jak bardzo zrani Bogdana takim pomówieniem? Jej cel był jasny – wszyscy, którzy mnie znali, mieli się dowiedzieć, jakim to byłem podłym i złym człowiekiem. Nie obchodziło mnie, że właśnie w ten sposób nagadała na mnie innym znajomym. Ale do dziś nie mogę jej darować, że przy okazji zraniła osobę, która kompletnie na taki cios nie zasługiwała.
Przez to straciłem najlepszego przyjaciela. Nie zdołaliśmy się pogodzić do śmierci Bogdana. Gdyby nie ów donos, może pewnego dnia powiedziałbym mu prawdę o sobie i Małgosi. Jestem pewien, że zrozumiałby mnie.
– Powinieneś był iść mimo tej podłości. Myślę, że tata na ciebie czekał – powiedziała Kalina.
– Niestety nie wszystko idzie w naszym życiu tak, jak byśmy sobie tego życzyli.
Jeszcze jakiś czas siedzieliśmy i wspominaliśmy dawne dni. Przy pożegnaniu Kalina przytuliła się do mnie i szepnęła na ucho tylko jedno słowo: „Dziękuję”.
Czytaj także:
„Moja córka znajdowała pocieszenie w domu dziecka. Twierdziła, że matka ją porzuciła, a mi tylko przeszkadza w pracy”
„Teściowa traktowała mnie jak popychadło. Jednak to ja zaopiekowałam się nią po wylewach, pomimo że byłam w 2 ciąży”
„Pijawki żerują na bezbronnych staruszkach. Obiecują magiczne garnki i materace, a potem >>płać babo raty do końca życia<<”