„Pijawki żerują na bezbronnych staruszkach. Obiecują magiczne garnki i materace, a potem >>płać babo raty do końca życia<<”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, auremar
„Wiedziałem, że to był cios poniżej pasa, że nie powinienem mówić tak do tej mojej biednej, oszukanej staruszki. Ale to było jedyne wyjście, żeby jakoś przemówić jej do rozsądku i żeby zgodziła się wycofać się z tej całej transakcji”.
/ 05.11.2022 16:30
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, auremar

Moja żona upiekła na niedzielę drobiowy pasztet ze śliwkami, dokładnie taki, jaki mama najbardziej lubi. Korzystając z wolnego popołudnia, postanowiłem więc odwiedzić staruszkę. Podchodząc pod jej kamienicę, zauważyłem, że mama wiesza pranie na balkonie. Zamachałem więc do niej ręką, a ona podniosła się i przechyliła przez poręcz.

– Michałku, zaczekaj chwileczkę, zrzucę ci klucze, to zajrzyj do skrzynki, może jakieś listy przynieśli – krzyknęła.

Rzeczywiście, w skrzynce było całkiem sporo kopert, ale większość maminej poczty stanowiły ulotki reklamowe i gazetki sieciówek. Wziąłem jednak wszystko na górę, bo staruszka lubiła oglądać te wszystkie promocyjne, okazyjne oferty. Głównie z nudów, bo przecież żadnych większych zakupów już nie robiła.

Gdy tylko zrobiła nam herbatę, zabrała się za przeglądanie swojej poczty. Nie przeszkadzałem jej, czekałem cierpliwie, aż skończy. Chciałem z nią spędzić trochę czasu, żeby nie narzekała, że taka samotna. Popijałem wolno herbatę z sokiem malinowym i podjadałem ciasteczka.

– O, zobacz, mam zaproszenie na spotkanie! – mama z błyskiem w oczach przeczytała kartkę wyjętą z białej, podłużnej koperty. – Do hotelu mnie zapraszają, na wykład o zdrowym śnie... – spojrzała na mnie rozjaśnionym wzrokiem. – I prezent dla każdego obiecują, i poczęstunek, ciastko z kawą, a przy okazji można kupić zdrowotny materac. Cudownie!

– Mamo – przerwałem jej dość ostrym tonem. – Znowu zaczynasz?

– O co ci chodzi? Przecież wiesz, że mam kłopoty z kręgosłupem, ciągle mnie wszystko boli – popatrzyła na mnie żałosnym wzrokiem. – Taki materac by mi się przydał. Pewnie i na raty można go kupić.

– Jak tamte garnki, co to cudownie gotowały? – podniosłem głos, już naprawdę wykurzony. – Mało ci było odkręcania wszystkiego? Znowu chcesz się dać nabrać jakimś hochsztaplerom? Bo jakąś lurą cię poczęstują i starym ciastkiem?

Mama dopiero teraz przypomniała sobie tamtą sytuację.

Zrobiła skruszoną minę

– No z tymi garnkami to wtedy przesadziłam – westchnęła ciężko, lecz po chwili dodała rozmarzona. – Ale taki materac...

– Nawet o tym nie myśl i zabraniam ci cokolwiek kupować – powiedziałem stanowczo. – Jak chcesz, to idź z jakąś swoją kumą, jak ci się chce tak bardzo napić za darmo lury, ale zanim tam pójdziesz, to zostawisz u mnie swój dowód, dobrze?

Mama popatrzyła na mnie tak, jakbym jej jakąś krzywdę wyrządził, ale ja dobrze wiedziałem, o czym mówiłem. Rok temu też dostała zaproszenie do jakiejś restauracji na pokaz gotowania w cudownych garnkach, co to ani tłuszczu nie trzeba, ani soli, a wychodzą z nich prawdziwe rarytasy. Ósmy cud świata po prostu. Po pokazie wszyscy jego uczestnicy byli zaproszeni na darmowy obiad do restauracji. No i mama tak się zachwyciła tym zaproszeniem, że nie zważając na swoje bolące kolana i strzykanie w kręgosłupie, pognała tam ze swoją kumpelą.

Tego samego dnia, wieczorem, zadzwoniła do nas rozentuzjazmowana, jakby spotkało ją największe szczęście tego świata.

– No mówię ci, Michasiu, jaki uprzejmy był ten prelegent, jaki grzeczny! – piała w słuchawkę z zachwytu. – I jak pięknie mówił o tych garnkach, że na parze, że bez soli, bo mięso ma sól samą w sobie. Przyrządził filet z kurczaka i nas częstował. Rzeczywiście smaczny był, a przecież nie widać było, żeby go solił – opowiadała. – A potem wylosowali dziesięć osób, które mogły kupić te garnki o pięć procent taniej i wyobraź sobie, że ja znalazłam się wśród tych szczęśliwców...

– Co takiego? – przerwałem jej, nie wierząc własnym uszom.

– No kupiłam te garnki w promocji, bo mnie wylosował ten miły pan, a potem to jeszcze obiad zjedliśmy. Tylko te kluski do pieczeni były trochę zimne... – kontynuowała mama swoją opowieść.

– Zaczekaj mamo, czekaj chwilę – krzyknąłem, chcąc przerwać te zachwyty. – Jak to kupiłaś te garnki, w jaki sposób?

– No na raty, jakże by inaczej, przecież nie mam aż tyle gotówki – oznajmiła.

– To znaczy za ile? – jęknąłem.

– Tylko dwa i pół tysiąca za komplet, bo ten rabat dostałam – odparła mama spokojnie. – Ale nic się nie martw, na raty mam rozłożone i tylko sześćdziesiąt złotych miesięcznie mnie to wyniesie.

Zakończyłem tę rozmowę, bo musiałem natychmiast pojechać do mamy. Miałem nadzieję, że uda mi się jeszcze jakoś odkręcić całą tę transakcję. No, bo co ta moja kochana staruszka nawywijała! Garnków cudownych za ponad dwa tysiące jej się zachciało na stare lata.

Już mniejsza o to, że takie drogie. Ale co ona w nich zamierzała gotować? Te swoje chude zupki i owsiankę na śniadanie? Dała się omotać tym uprzejmym oszustom, jak wiele innych samotnych, starszych ludzi, którzy tylko dlatego dostawali te zaproszenia, bo mieli jakiś stały, gwarantowany dochód, emeryturę lub rentę. Nie rozumiała, że te obiadki darmowe, nawet z zimnym makaronem, to była tylko taka gra, żeby ich podejść, zdobyć ich zaufanie i sympatię.

Ale mama nie pozwoliła sobie niczego przetłumaczyć. A nawet nazwała mnie zazdrosnym złośliwcem, bo ja przecież takich cudownych garnków nie miałem, a jej przywiozą już za trzy dni.

Musiały paść przykre słowa, żeby nabrała rozumu

– Czy ty mamo nie rozumiesz, że to jest oszustwo?! – wrzasnąłem w końcu na nią, bo już nie wiedziałem, jak mam przemówić jej do rozsądku. – Całe życie przeżyłaś, troje dzieci wychowałaś, codziennie gotowałaś obiady i zwykłe garnki ci wystarczyły, prawda? Po co ci to?

– Ale teraz są inne czasy – mama uparcie kręciła głową. – I stać mnie jeszcze na sześćdziesiąt złotych miesięcznie.

– A czy ty popatrzyłaś dokładnie, na ile to jest lat rozpisane? – machnąłem jej przed nosem umową kupna na raty, którą tak nierozsądnie podpisała. – Przecież ty prawie połowę więcej musisz samych prowizji i odsetek zapłacić za ten chłam. 

W ogóle jej to jednak nie ruszyło.

– No to co? Stać mnie – wzruszała ramionami, patrząc na mnie niechętnie.

Sam nie wiem, jak to się stało, że powiedziałem jej wtedy coś tak okrutnego. Miałem potem wyrzuty sumienia, ale byłem tak wkurzony tą jej naiwnością, a jeszcze bardziej niegodziwością tych naciągaczy żerujących na starych ludziach, że przestałem panować nad swoimi słowami.

– Ciebie może nawet i stać będzie, owszem – popatrzyłem jej prosto w oczy. – Ale mnie już nie bardzo...

– Nie rozumiem – zdziwiła się mama. – Przecież to ja te garnki kupiłam.

– A skąd wiesz, że będziesz żyła tyle lat, co? – krzyknąłem. – A jakbyś umarła, to ja będę musiał te twoje garnki spłacać!

– No, co ty mówisz Michałku? – mama popatrzyła na mnie żałośnie, a potem pociągnęła nosem.– Ja przecież chyba jeszcze tak szybko nie odejdę z tego świata...

Wiedziałem, że to był cios poniżej pasa, że nie powinienem mówić tak do tej mojej biednej, oszukanej staruszki. Ale to było jedyne wyjście, żeby jakoś przemówić jej do rozsądku i żeby zgodziła się wycofać się z tej całej transakcji.

– No pewnie, mamo, że nie odejdziesz – objąłem ją i przytuliłem. – Będziesz jeszcze żyła bardzo długo. Przecież dbasz o siebie, zdrowo się odżywiasz – ucałowałem ją w oba policzki. – I do tej twojej diety wcale ci niepotrzebne te garnki.

Lepiej dmuchać na zimne, niż potem rozpaczać

Mama w końcu pozwoliła mi wszystko odkręcić. Zadzwoniłem do firmy i od razu na nich napadłem, że oszukują starszych ludzi i że mama chce zrezygnować.  O dziwo, pani, z którą rozmawiałem, nie robiła jakichś większych przeszkód, zgodziła się po kilkunastu minutach moich tłumaczeń anulować tę transakcję.

Niestety, teraz mama znowu wyskoczyła z jakimś cudownym materacem. Pewnie też za kilka tysięcy, rozłożonych na raty.

– Wiesz, Michasiu, może rzeczywiście masz rację – westchnęła zrezygnowana, gdy wspomniałem o zabraniu dowodu. – To my sobie pójdziemy z Marysią do tej kawiarni nad rzeką, tam gdzie łabędzie pływają, zamiast do tego hotelu...

No i bardzo dobrze. Ale na wszelki wypadek zabrałem ze sobą to zaproszenie, tak, żeby mama nie widziała. Bo lepiej dmuchać na zimne, niż potem rozpaczać. Jeszcze by mamę ta darmowa lura z ciasteczkiem skusiły i znów byłby problem...

Czytaj także:
„Nie wierzyłam, że kuzynka może być szczęśliwa z mężem. Byłam pewna, że im większy uśmiech, tym mocniej on ją leje za drzwiami”
„Przyjaciółka powtarzała, że mąż mnie upokarza. Jest, jaki jest, ale przynajmniej nie jestem sama, jak ona! Żal mi takiej feministki”
„Zostałem wrobiony i muszę spłacać kredyt, którego nie zaciągnąłem. Bank żąda pieniędzy, a policja rozkłada ręce...”

Redakcja poleca

REKLAMA