„Mieszkańcy wzbraniali się przed osiedlowym monitoringiem. Szczęka im opadła, gdy zobaczyli, co się nagrało”

sąsiedzi się kłócą fot. Adobe Stock, JackF
„Patrzyłam na pana Lucjana i przypomniałam sobie historię, o której w bloku było dosyć głośno. Starszy pan wracał późno z przedstawienia teatralnego. Kiedy wszedł do klatki schodowej, napadło go dwóch wyrostków. Zabrali pieniądze i ulotnili się jak kamfora. Wszyscy żałowali poszkodowanego, ale ten machnął ręką i nie powiadomił policji”.
/ 01.06.2023 13:15
sąsiedzi się kłócą fot. Adobe Stock, JackF

Jestem administratorką bloku mieszkalnego. Być może niedługo będzie o nas równie głośno w prasie i telewizji, co o mieszkańcach domu we Wschowie. Tam lokatorka umieściła na swojej klatce kamery, które monitorują schody i półpiętra przez okrągłą dobę.

Ludzie zaczęli protestować i uskarżać się, że są permanentnie obserwowani. Podobnie rzecz ma się u nas. Z tym tylko, że tam monitorują jedną klatkę, a tutaj wszystkie sześć w całym bloku, włącznie z piętrami.

Jak się tego spodziewałam, na pierwszym spotkaniu lokatorów z administracją podniósł się ogólny raban. Co ciekawe, wszystkich wzburzył nie tyle koszt całego przedsięwzięcia, ile sam fakt instalacji kamer.

Ludzie poczuli się podglądani

Na zebranie właścicieli z administracją przyszło ponad sześćdziesiąt osób. Nikt nie zwrócił uwagi na siedzącego w kącie dzielnicowego i duży telewizor ustawiony w rogu sali.

– Czy można normalnie żyć, kiedy z każdej strony jest się podglądanym i podsłuchiwanym? – żalił się pan Lucjan, który ze świętym oburzeniem zaczął uderzać laską w podłogę.

– W budynku i na klatce schodowej jest zamontowanych zdecydowanie za dużo kamer. Ja sobie wypraszam, żeby cały czas żyć w jakimś, jak to mówi mój kochany wnuczek, Matriksie.

Patrzyłam na pana Lucjana i przypomniałam sobie historię, o której w bloku było dosyć głośno. Starszy pan wracał późno z przedstawienia teatralnego. Kiedy wszedł do klatki schodowej, napadło go dwóch wyrostków. Zabrali pieniądze i ulotnili się jak kamfora. Wszyscy żałowali poszkodowanego, ale ten machnął ręką i nie powiadomił policji: „Najważniejsze, że jestem zdrowy. Reszta to frajer” – stwierdził wówczas stanowczo.

Następnie zabrała głos sąsiadka z trzeciej klatki. Pani Joasia wychowuje samotnie dwoje dzieci.

– Nie wiem jak państwo – zaczęła, patrząc po twarzach kilkudziesięciu osób – ale ja nie mam nic przeciw tej, jak to niektórzy ją nazywają, inwigilacji. Klatki schodowe nie należą do mieszkańców, ale są wspólnie użytkowaną przestrzenią. Chciałabym wchodzić na czyste schody lub jechać windą, w której nikt nie nabazgrał na ścianach wulgarnych słów.

Wszyscy od razu zrozumieli

Pół roku temu syn mecenasa, który mieszka w pierwszej klatce, zamalował flamastrem całą windę wulgarnymi słowami. Nigdy by go nie złapano, gdyby z kieszeni nie wypadł mu notatnik, którego charakter pisma zgadzał się z napisami na ścianach. Na pierwszej kartce widniał: „Mój telefon”, a pod spodem cyfry.

Mieszkaniec klatki, który znalazł notatnik i odkrył podobieństwa, zadzwonił pod podany numer. Nie było problemów z dojściem do tego, kto pokryje koszty czyszczenia, a były niemałe.

Niestety, dwa miesiące temu ktoś na tej samej klatce porysował ostrym narzędziem wszystkie lamperie. Teraz nadają się już tylko do naprawy i ponownego odmalowania. Sprawca do tej pory pozostaje nieznany, a ściany straszą wyglądem. Głos w dyskusji zabrał w tym momencie mecenas z pierwszej klatki.

– Rozumiem intencje, które kierowały pomysłodawcami zamontowania monitoringu w naszym bloku. Ale od tego czasu to już nie jest normalny blok, ale przestrzeń, w której stale na nas patrzy Wielki Brat.

Trochę pan przesadza, panie mecenasie – rzucił gospodarz domu, w którego mieszkaniu znajduje się urządzenie do nagrywania obrazu ze wszystkich kamer w budynku.

– Ja przesadzam? – żachnął się mecenas. – Niektórzy z nas mają prawo wystąpić do prokuratury przeciw naszej administracji z oskarżeniem o tak zwany stalking. Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, to informuję, że zgodnie z art. 190a kodeksu karnego, jest to zakaz fizycznego lub wirtualnego zbliżania się do osoby, która czuje się prześladowana.

Warto przy tym wspomnieć, że istotnym elementem tego paragrafu jest podglądanie, śledzenie i długotrwała obserwacja miejsca zamieszkania danej osoby. Pasuje jak ulał!

Na sali zapadła wymowna cisza

Mecenas zdawał się zatem postawić kropkę nad „i”. Nasze działania są bezprawne i naruszają sferę dóbr osobistych, określanych mianem: „Prawo do prywatności”. Nie ukrywam, że to ja wpadłam na pomysł monitorowania bloku. Zakładaliśmy, że jeśli to wypali, kamery zaczniemy montować w innych domach, które należą do naszej spółdzielni. Nigdy nie kierowała nami chęć śledzenia kogokolwiek.

Cóż może nas obchodzić, że pan X wraca po nocy do domu pijany, a pani Y co chwilę sprowadza do domu innego mężczyznę. Bardziej interesowały nas spore oszczędności, które uzyskamy dzięki temu, że ludzie będą mniej niszczyli wspólne mienie, bojąc się uwiecznienia na taśmie i opłat za wyrządzone szkody.

Dostrzegłam drwiące spojrzenie pana mecenasa. Biedaczek nie był nawet świadom, jak dobrze przygotowałam się do tego spotkania.

Szanuję pana zdanie, panie mecenasie – ruszyłam do boju. – Jednak w tym wypadku trudno jest mówić o stalkingu. Ten paragraf dotyczy sytuacji, gdy jest ofiara i konkretna osoba, która ją prześladuje. Podobne stanowisko ostatnio podzielił sąd w Lublinie, który w sprawie lokatorki ze Wschowa wypowiedział się w następujący sposób – sięgnęłam po kartkę. – „Klatka schodowa jest miejscem publicznym i każdy może przyglądać się temu, co dzieje się w tym miejscu. Najlepszym przykładem może być wizjer w drzwiach. Korzystanie z niego nie rodzi żadnych skutków prawnych o naruszenie czyjejś sfery prywatności. Kamera zamontowana na klatce – gdyby nie możliwość zapisywania danych – pełniłaby podobną funkcję jak wizjer. Ponadto działanie lokatorki, właścicielki kamery, miało na celu wyłącznie obronę przed działaniami bezprawnymi i zasługującymi na silniejszą ochronę niż dobra osobiste”.

Na sali znowu zapadła cisza

Jeden do jednego. Nie był to jednak koniec naszego pojedynku. W podejmowaniu decyzji administracyjnych lokatorzy mieli większościowe udziały i to oni decydowali o ważnych sprawach wspólnoty. Tym razem głos zabrała lokatorka z klatki numer 5.

– Kiedy koledzy mojej córki dowiedzieli się, co się u nas wyrabia, to przestali do nas przychodzić. Prawdę mówiąc, wcale im się nie dziwię. I najgorsze, że nie mamy pojęcia, co z takimi nagraniami może się stać, jak mogą później zostać wykorzystane.

W ostatniej chwili ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć paru słów za dużo. Koledzy jej córki nie tyle powinni się martwić o swój wizerunek, ile o to, by matka nie dowiedziała się, że całe towarzystwo przez pewien czas przesiadywało w jej mieszkaniu na wagarach. Nie byłaby tym zachwycona.

Jedni bronili, drudzy krytykowali zapędy naszej administracji. Jak zwykle, gdy Polacy o czymś dyskutują, w końcu musiało zejść na politykę. W pewnym momencie jakiś bezzębny dziadek wypalił, że to z pewnością rząd chce wziąć za twarz obywateli i właśnie rozpoczął testowanie nowego sposobu, który ma ubezwłasnowolnić wszystkich Polaków. Nie chciałam komentować tych bzdur i wreszcie, jako prowadząca zebranie, zabrałam na koniec głos.

– Z pewnością wszyscy z państwa przez cały czas zadają sobie pytanie, dlaczego naszym obradom przysłuchuje się pan dzielnicowy, i dlaczego w tej sali znajduje się telewizor?

Zauważyłam, że kiedy to mówiłam, niektóre twarze pobladły.

– Otóż chciałabym, żeby zobaczyli państwo nagrania, które przez czas swojej dotychczasowej pracy zanotowały pracujące na waszych klatkach kamery – dodałam z uśmiechem.

Po sali przebiegł szmer, ktoś zaprotestował, ktoś krzyknął, że to przecież bezprawne. Ale w końcu się uspokoili, światła zostały zgaszone i wreszcie puszczono obraz z odtwarzacza.

Wkrótce zobaczyliśmy moment napadu

Jedna z twarzy złodziei została utrwalona i powiększona na stop-klatce.

– Czy to nie pański siostrzeniec, panie Lucjanie – zapytał dzielnicowy.

– Czy właśnie dlatego nie powiadomił nas pan o przestępstwie?

Na sali zapadła martwa cisza. Kolejny obraz pokazał pijanego pana mecenasa. Ten praworządny obywatel wrócił do domu w środku nocy. Po ciemku wchodził po schodach i żłobił śrubokrętem rysy na lamperiach kilku pięter. Najwyraźniej mścił się na wspólnocie za cztery tysiące, które zapłacił za wymianę ścian windy. Prawnik nie podejrzewał, że kamery pracują również na podczerwień.

Puściliśmy jeszcze kilka nagrań, które kwalifikowały się do spotkania z policją z tych samych powodów, co poprzednie. Właśnie po to zaprosiłam na zebranie dzielnicowego.

Po zakończeniu pokazu nikt już nie protestował

Krewki dziadek, który krzyczał o ubeckich działaniach rządu, który zabiera się za niewinnego obywatela również stanie przed kolegium.

Kamery zanotowały bowiem, jak w trakcie małżeńskiej awantury, wybiegł za żoną na klatkę i rzucił w nią talerzem. Kobieta na szczęście się uchyliła, ale talerz stłukł szybę w oknie. Wszyscy sąsiedzi wiedzieli, kto jest winny, ale nikt nie puścił pary z ust i nie wskazał winowajcy.

Nikt bowiem nie miał ochoty zadzierać z kłótliwym cholerykiem, który co chwila groził każdemu, kto mu podpadł, że on wszystkich powywiesza, gdy już prawdziwi Polacy dojdą do władzy.

Czytaj także:
„Zorganizowałam w szkole słodki Dzień Dziecka. Nie spodziewałam się, >>madki<< rzucą się na mnie z pretensjami”
„Moje małżeństwo było jak złota klatka. Nie kochałam męża, ale lubiłam luksus. Byłam zbyt chciwa, by odejść”
„Bogata baba w markowych ubraniach wyszydzała ubogą matkę z dzieckiem pod sklepem. Dopilnowałam, żeby dopadła ją karma”

Redakcja poleca

REKLAMA