„Mąż zarabia pieniądze, więc chce rządzić w domu. Mnie traktuje jak dziecko. Kontroluje moje wydatki i wydaje mi rozkazy”

mąż, który rozkazuje żonie fot. Adobe Stock, alfa27
„Mam cały dzień spędzić przy garach, jednocześnie zajmując się dziećmi?! I jeszcze wystroić się, bo hrabia tak sobie życzy?! Już ja ci dam popalić!” – uznałam, po czym zrobiłam sałatkę, wysypałam ciastka na talerzyk i… na tym zakończyłam przygotowania do imprezy”.
/ 23.04.2022 22:17
mąż, który rozkazuje żonie fot. Adobe Stock, alfa27

Gdy Łukasz i ja skończyliśmy 27 lat, stwierdziliśmy zgodnie, że jesteśmy już za starzy na „chodzenie”. Przyszła pora na założenie rodziny. Niedługo po ślubie zlikwidowano sklep, w którym pracowałam. Nie zdążyłam znaleźć sobie nowej pracy, bo… już byłam w ciąży! Urodził się Oskarek. Wprawdzie myśleliśmy tylko o jednym dziecku, ale los zakpił z naszych planów i wkrótce była z nami Oliwka. Wiedziałam, że przy dwójce małych dzieci szybko nie znajdę nowej pracy…

– Po co mamy płacić za żłobki i przedszkola? Siedź w domu, jak długo chcesz. Ja na nas zarobię! – stwierdził mąż.

Fakt – odkąd Łukasz założył z kolegami firmę remontowo-budowlaną, wiodło nam się coraz lepiej. Nie musiałam martwić się o pieniądze. Mijał miesiąc za miesiącem…

Zajęta domem i dziećmi nie od razu zauważyłam, że Łukasz daje mi coraz mniej pieniędzy na życie. Nawet „500 plus” wpływało na jego konto. Większe zakupy robiliśmy wspólnie w weekendy. Mąż zostawiał mi na niezapowiedziane wydatki jakieś drobne kwoty, ale coraz bardziej je ograniczał. Co gorsza, miałam problem, żeby wyjść z domu, kiedy Łukasza nie było, a przecież czasem trzeba.

Nie mogłam liczyć na pomoc ani mojej mamy, ani teściowej. Z mamą Łukasza się nie dogadywałam. Wymarzyła sobie inną synową – jego poprzednią dziewczynę, którą rzucił, kiedy poznał mnie. Teściowa od początku patrzyła na mnie z niechęcią i po ślubie niewiele się zmieniło. Proszenie jej o pomoc byłoby dla mnie upokarzające. Z kolei moja mama przeżywała drugą młodość! Po wielu latach wdowieństwa przeprowadziła do innego miasta, gdzie mieszkał jej wybranek.

Moje dzieci bardzo kochałam, ale mocno dawały mi popalić. Koleżanki miały swoje życie i coraz rzadziej mnie odwiedzały. Z natury jestem towarzyska i doskwierał mi brak jakichkolwiek rozrywek.

Jestem kobietą i muszę o siebie dbać

Łukasz w niedzielę najczęściej nie pracował. Liczyłam na to, że chociaż czasami, w ten jeden dzień w tygodniu, to on zajmie się dziećmi, a ja będę mogła trochę odetchnąć…

– Oszalałaś?! – obruszył się, kiedy którejś niedzieli zapytałam, czy zostałby na trochę z Oliwką i Oskarem.

– Tylko na parę godzin! Ja całymi dniami nie wychodzę z domu! Muszę wreszcie psychicznie odpocząć!

– A myślisz, że ja się bawię?! Zarabiam na was wszystkich! Ty sobie siedzisz w domu i seriale oglądasz!

– Co?! – poczułam wściekłość. – Jakie seriale?! Człowieku, czy ty wiesz, co mówisz? Przy dwójce małych dzieci nie mam czasu nawet porządnie się wykąpać!

– Sama chciałaś mieć dzieci – stwierdził.

– A ty nie chciałeś?!

Nie mogłam uwierzyć, że to słyszę… Gdzie podział się mój czuły, opiekuńczy, kochający mąż?! Mój bohater? Nasze małżeństwo miało wyglądać zupełnie inaczej…

– Zostaw mi stówę – poprosiłam jeszcze. – Jutro pójdę z dziećmi na spacer, przy okazji kupię sobie trochę kosmetyków. Wszystkie mi się pokończyły…

– A po co ci kremy? Przecież nikt oprócz mnie i dzieci tu cię nie ogląda!

– Jestem kobietą i muszę trochę o siebie zadbać!  – poczułam, że puszczają mi nerwy. – A w ogóle to dlaczego ja nie mogę korzystać z twojego konta?! Są też na nim moje pieniądze z „500 plus”!

– Bo ty zawsze wydawałaś na głupoty! – krzyknął Łukasz.

– Ja nie jestem twoją niewolnicą! To miał być partnerski układ! Zrezygnowałam na kilka lat z pracy zawodowej, żeby zająć się dziećmi, ale to też praca! I to wyczerpująca!

– Nie przesadzaj – skwitował mój mąż.

– Okej! W takim razie dzieci idą do żłobka, a ja wracam do pracy! – wykrzyczałam.

–  Po to tak zasuwam, żeby dzieci mogły być w domu! Nie zgadzam się na żłobek!

Poszliśmy spać obrażeni na siebie. Następnego dnia było jak zwykle. Rano Łukasz pobiegł do pracy, a ja zostałam z dziećmi: karmienie, pranie, sprzątanie. Kiedy szykowałam obiad, usłyszałam dzwonek do drzwi. W progu stała… mama Łukasza.

– Przyszłam ci pomóc… – westchnęła ciężko już od progu.

– W czym? – zdziwiłam się.

– Też uważam, że nie ma w czym, ale zdaniem Łukasza ty sobie nie radzisz… Ja w twoim wieku miałam trójkę dzieci i nikt mi nie pomagał! A codziennie był obiad dwudaniowy! – oznajmiła mi i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka.

– Napije się mama czegoś? – zapytałam.

– Nie, dziękuję, obejdzie się… – odparła i  od razu przystąpiła do ataku. – Czyli mój syn ci nie odpowiada, tak? Za mało pracuje, za mało jest zaradny?

Uznałam, że skoro już teściowa pofatygowała się do mnie, powinna poznać prawdę o swoim ukochanym, idealnym synku.

– Nic takiego nie powiedziałam! Ale czasem muszę wyjść popatrzeć na ludzi. Kupić sobie coś. A on mnie całkiem odciął od pieniędzy. Traktuje mnie jak trzecie dziecko!

Po jej minie było widać, że moje słowa jednak trochę ją zaskoczyły, ale oczywiście postanowiła stanąć murem za Łukaszkiem i bronić go jak niepodległości.

– Na pewno daje ci pieniądze na życie! Poza tym teraz to trzeba na dzieciach się skoncentrować, a nie na zakupach! Na randki już nie chodzisz! Malowidła i nowe ciuchy nie są ci najbardziej potrzebne! – pouczyła mnie mentorskim tonem.

Zagotowało się we mnie.

– Mamo, a dlaczego ty jesteś zawsze elegancko ubrana? I umalowana? W twoim wieku? Powinnaś się na wnukach skupić, a nie na strojeniu się! – wypaliłam.

Teściowa zbladła.

– Widzę, że nie potrzebujesz mojej pomocy – wycedziła przez zęby, patrząc na mnie wzrokiem bazyliszka. – Idę do domu.

Był cały czerwony ze wstydu

Wieczorem wrócił Łukasz.

– Jak mogłaś tak mamie powiedzieć?! Dzwoniła do mnie! Raptem zbliża się do sześćdziesiątki, a ty jej wiek wypomniałaś?!

– Ona mi pierwsza wypomniała!

– To co innego! Ty jesteś młoda. Wiesz, jak ona się poczuła?!

– Guzik mnie to obchodzi! – wrzasnęłam.

Doszłam do wniosku, że mam dosyć Łukasza, jego matki i całego mojego życia. Nie poznawałam męża. Kiedy zarabiał mniej, żyło się nam zupełnie inaczej. Czułam, że mnie kocha. Teraz odsuwaliśmy się od siebie… „Tak będzie już zawsze? – myślałam ponuro. – Łukasz ma mnie w garści, przynajmniej dopóki dzieci są małe”. Nie miałam nawet siły walczyć o swoje. Tymczasem kilka dni później…

– Martusiu – zaczął rano Łukasz.

Otworzyłam usta ze zdumienia. Dawno tak miło się do mnie nie zwracał.

– W piątek wpadną do mnie koledzy z firmy. Będą z żonami – ciągnął.

– A po co? – zdziwiłam się.

– Pogadać o interesach, ciebie poznać… Nalegali, nie mogłem odmówić.

– A co z dziećmi? Nie mamy niańki!

– Przyjdą po ósmej! Dzieci już śpią o tej porze. Oni długo nie będą siedzieć… Aha! Mam prośbę. Naszykuj coś dobrego do jedzenia. Tak jak tylko ty potrafisz! – powiedział Łukasz z przymilnym uśmiechem.

– A stać nas na to? – spytałam złośliwie.

– Dziś wieczorem pojedziemy do supermarketu na zakupy. Kupimy, co tylko będziesz chciała!

„Ludzki pan!” –  zakpiłam w myślach. 

W piątek rano Łukasz wyszedł do pracy.

– Wieczorem cały stół ma być zastawiony! I… ubierz się ładnie! – rozkazał w progu.

„Mam cały dzień spędzić przy garach, jednocześnie zajmując się dziećmi?! I jeszcze wystroić się, bo hrabia tak sobie życzy?! Już ja ci dam popalić!” – uznałam. Zrobiłam sałatkę, wysypałam ciastka na talerzyk i… na tym zakończyłam przygotowania do imprezy.

 Po ósmej przyszło dwóch kolegów Łukasza z żonami. Dziewczyny były wymalowane, ładnie ubrane i… obie zamurowało na mój widok. Stałam w moim ulubionym dresie i kapciach. Zero makijażu. Czyli tak, jak wyglądałam na co dzień. Łukasz oblał się rumieńcem. Najchętniej nie przyznałby się, że jestem jego żoną!

– Przepraszam za swój wygląd, ale mąż nie pozwala mi wydawać pieniędzy na ubrania i kosmetyki. Dobrze, że mi chociaż mydło kupuje! – zaszczebiotałam.

Zapadła krępująca cisza. Łukasz był już bordowy na twarzy.

– Marta się wygłupia… – wydukał tylko.

– Zapraszam do stołu! Czym chata bogata! – ogłosiłam uroczyście.

Goście Łukasza niewiele się odzywali. Skubnęli trochę sałatki i pod byle jakim pretekstem pożegnali się i uciekli. Spodziewałam się strasznej awantury. Tymczasem…

– Marta, przepraszam cię – powiedział mąż i przytulił mnie, bardzo skruszony.

Na szczęście zrozumiał.

Czytaj także:
„Latami kryłam niewiernego męża, by uniknąć plotek i ostracyzmu. Owoc jego zdrady do teraz zatruwa mi życie”
„Mam syna, na którego czekałem sześć lat. To ukoronowanie mojego idealnego życia. Tylko jak powiedzieć o tym żonie?”
„Wstydziłam się utraty pracy, nikomu się nie przyznałam. Żyłam, jak dotychczas, a sterta niezapłaconych rachunków rosła”

Redakcja poleca

REKLAMA