Dyscyplinę wpoił mi ojciec, wojskowy. Odkąd pamiętam, tłukł mi do głowy, że najważniejsze to wytyczyć sobie cel, a potem robić wszystko, żeby go osiągnąć. Gdy zacząłem pływać, musiałem być najlepszy. Srebrny medal go nie zadowalał.
– Kiedy coś robisz, musisz dać z siebie wszystko – tłumaczył mi, gdy ja trząsłem się z zimna na brzegu basenu, ściskając w ręku ociekający wodą medal.
Nie był złoty, więc tata nie był ze mnie dumny.
– Będziesz więcej trenował, będzie i złoto.
Tak samo było w szkole. Nie zadowalały go czwórki. Musiałem być prymusem.
– Synu, pamiętaj, dobre oceny to dobre studia – mówił. – A to gwarancja dobrej pracy i dużych pieniędzy. Tylko dzięki nim zdobędziesz u ludzi szacunek.
Mama była inna, ale za bardzo bała się taty, żeby mu się przeciwstawić. A ja, chociaż oczywiście jako nastolatek buntowałem się przeciw takiej tyranii, zapamiętałem jego słowa. Maturę zdałem śpiewająco, nie miałem problemów z dostaniem się na studia. Bez wysiłku przechodziłem kolejne lata.
– Więcej starań – tata ciągle nie był zachwycony moimi wynikami. – Stać cię na więcej.
Ojciec wiedział, co dla mnie dobre
Jego wymagania przenosiły się też na moje dziewczyny. W liceum niespecjalnie interesował się moim życiem prywatnym – chyba że według niego przeszkadzało mi w nauce. Ale kiedy jako już człowiek pełnoletni przedstawiłem mu swoją wybrankę, zabrał mnie na poważną rozmowę.
– Ile czasu spotykasz się z tą Moniką? – zapytał, gdy zaproponowałem, żeby przyszła do nas na świąteczny obiad.
– Nie wiem – wzruszyłem ramionami, a potem się zastanowiłem. – Z rok?
– Ale chyba nie traktujesz jej zbyt serio?
– O co ci chodzi? Jest moją dziewczyną!
– No i mam nadzieję, że na tym poprzestaniecie – powiedział. – To nie jest odpowiednia partia dla ciebie.
Nieodpowiednia partia?! Tak mnie zaskoczył, że nic nie odpowiedziałem. A jednak jego słowa dały mi do myślenia. Nauczony, że ojca trzeba słuchać, nie mogłem obojętnie przejść do porządku dziennego nad tym, co mi oświadczył. Zacząłem się przyglądać Monice, zastanawiać, rozważać. Już nie wydawała się tak idealna. I w efekcie nasz związek się rozpadł.
Kolejna moja wybranka też nie podbiła serca mojego taty. Ani następna.
– Synu, ja ci nie bronię się bawić i podrywać najpiękniejsze dziewczyny na świecie – powiedział. – Spotykaj się z nimi, baw, śpij. Ale pamiętaj, że dobra żona to taka, która nie tylko cię będzie kochać, ale i wesprze na każdym polu. Niech będzie bogata albo z jakimiś koneksjami. Z takimi dziewczynami jak te twoje daleko nie zajdziesz. A przecież masz cel w życiu, prawda?
Już wtedy miałem. Zamierzałem zostać dyrektorem poważnej firmy komputerowej, w której zacząłem pracować jeszcze na studiach.
– Ale to moje prywatne życie – broniłem się.
– Tu też trzeba sobie postawić poprzeczkę. Nie bierz pierwszej lepszej.
No i znowu go posłuchałem. Zaraz po studiach poznałem córkę dyrektora banku. Niezbyt urodziwa, ale dostała w posagu mieszkanie w Warszawie, dom na Mazurach i pokaźne konto. Wystarczyło, żeby rozpalić moją miłość…
Dorota jest porządną, mądrą kobietą. Pracuje na uczelni, co dodatkowo podbija mój prestiż. Umie gotować. O porządek nie musi się starać, bo zatrudniamy panią do sprzątania. A ona ma czas, żeby dbać o siebie. I tak naprawdę mógłbym uznać swoje życie za idealne, gdyby nie dwie sprawy.
Po pierwsze, nudzę się z nią. Żona przy całej swojej inteligencji jest zwyczajnie nijaka. Brakuje jej polotu, luzu, spontaniczności. Także w łóżku… Idealna na oficjalnych przyjęciach, w domu nie ma nic do zaoferowania. Dotarło to do mnie mniej więcej po dwóch latach, gdy wróciłem po pracy do domu i nagle poczułem się jak w hotelu. Czysto, spokojnie i zimno.
A po drugie.. No cóż, to przykre, ale chociaż się staramy, nadal nie mamy dzieci. A od ślubu minęło już sześć lat! Zrobiliśmy badania, niby wszystko jest w porządku, ale co miesiąc przeżywamy kolejne rozczarowanie. Może powodem jest to, że i nasz seks jest jak nasze życie – nijaki?
Chyba to nuda popchnęła mnie do szukania wrażeń poza domem. Najpierw przez przypadek, na imprezie, gdy jedna z dziewczyn wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nie miałaby nic przeciwko. A potem już poszło. Pochlebiam sobie, że nie muszę płacić ze seks. Na razie po prostu zdobywam kobiety. Poznaję je w klubach, knajpach – tam, gdzie chodzę, żeby oderwać się od tej nijakiej, porządnej szarości, jaką mam na co dzień. I nie mam wyrzutów sumienia.
Żona to żona, a te wszystkie przygody to tylko chwilowe przyjemności. Ona się nawet nie domyśla, że ją zdradzam. Zresztą, ja tego tak nie traktuję; to tylko seks, żadna zdrada. Staram się być dobrym mężem. A dziewczyny też wiedzą, że nie mają na co liczyć. I niczego nie oczekują. A przynajmniej tak do niedawna sądziłem. Bo okazało się, że nawet niewinne przygody, jak te moje przypadkowe znajomości, mają swoje konsekwencje.
Zupełnie nie kojarzyłem tej kobiety
Trzy tygodnie temu moja sekretarka zadzwoniła i poinformowała mnie, że jakaś pani chce się ze mną widzieć; czeka w sekretariacie. Nie byłem z nikim umówiony, ale też miałem chwilę, więc ją poprosiłem. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem kobietę z niemowlęciem. Moi klienci nie przychodzą na spotkania z dziećmi…
– Dzień dobry – powiedziałem, wskazując jej miejsce za biurkiem. Była wyjątkowo ładna i to mnie nastawiło do niej pozytywnie. – Czym mogę służyć?
– Nie poznajesz mnie? – zapytała, przechylając głowę.
– A powinienem? – zdziwiłem się, przyglądając się jej uważniej.
Nie, byłem pewny, że zapamiętałbym te długie włosy, zalotny uśmiech i te oczy…
– Nie wiem, może i nie – wzruszyła ramionami i postawiła na podłodze nosidełko. Dziecko na szczęście spało. – To była tylko jedna noc – dopowiedziała.
– Słucham? – zrobiło mi się gorąco.
– Jedna noc. W klubie – tu wymieniła nazwę, a ja poczułem się słabo. Klub, w którym bywam notorycznie! – Mówiłeś, że nie szukasz miłości, a mnie było wtedy wszystko jedno. Nie jestem łatwa, ale tamtej nocy chciałam się zabawić. No i bardzo mi się podobałeś. Dlatego nie mam pretensji. Oboje tego chcieliśmy.
– Więc o co chodzi? – zapytałem, a potem się zreflektowałem. – W ogóle nie rozumiem, po co pani przyszła?
– Kiedy się zorientowałam, że jestem w ciąży, byłam wściekła – powiedziała, patrząc na mnie spokojnie.
Uciekłem wzrokiem. Najchętniej uciekłbym z pokoju, lecz nie mogłem tego zrobić.
– Chciałam ją usunąć, ale nie potrafiłam. Potem myślałam, że cię znajdę. A kiedy już urodziłam, to stwierdziłam, że tak ma zostać. To moje dziecko, tylko moje… Myślałam, że dam radę, jednak nie dałam – ciągnęła. – Nie mam pracy, skończyły mi się oszczędności. Ja sobie poradzę, ale dziecko nie może cierpieć biedy. Dlatego tu przyszłam, chociaż wcale nie miałam ochoty.
– O czym pani mówi? – zapytałem, czując, jak po plecach płynie mi pot.
– To twój syn – powiedziała. – Michał, jak ty. Ma cztery miesiące.
– Ale to niemożliwe – wydukałem, patrząc na śpiącego niemowlaka. – W ogóle nie jest do mnie podobny!
– W tym wieku trudno to stwierdzić! – roześmiała się. – Ale oczywiście możemy zrobić testy. Ja jestem pewna ojcostwa, ale rozumiem twoje wątpliwości.
– To niemożliwe – powtórzyłem.
– Takie rzeczy się zdarzają, gdy dwoje ludzi uprawia seks – popatrzyła na mnie z ironią. – Nie chcę wyłudzić pieniędzy. Ale nie mam za co utrzymać dziecka.
Nie wyrzuciłem jej, zgodziłem się na zrobienie testów. Byłem pewny, że to zwykła naciągaczka; kiedy zobaczy, że ze mną nie pójdzie jej tak łatwo, zrezygnuje. Nawet podziwiałem ją za zimną krew.
Wyniki przyszły tydzień temu. Nie ma najmniejszej wątpliwości, Michał to moje dziecko. Syn, na którego tak czekałem, który miał być ukoronowaniem mojego życia, kropką nad „i”, spełnieniem wszystkiego, co osiągnąłem; dumą i nadzieją… Tylko jak ja o tym powiem żonie?!
Czytaj także:
„Zgorzkniała sąsiadka nie dawała mi żyć, ciągle straszyła mnie policją. Przez nią bałam się nawet spuścić wodę w toalecie”
„Zdradziła go z własnym bratem i zaszła w ciążę, a potem chciała wrobić w ojcostwo, żeby płacił na dziecko”
„Kupel chciał zostawić rodzinę dla jakiejś pierwszej lepszej. Nie mogłem spokojnie patrzeć, jak marnuje sobie życie”