„W mojej rodzinie nie wylewa się za kołnierz, tego też nauczyłam swoje dzieci. To moja wina, że doszło do tamtej tragedii”

załamana staruszka fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Kiedy na świat przyszli synowie, najpierw Michał, później Adaś, Wiesiek dwa dni nie trzeźwiał. Tłumaczyłam sobie wtedy, że to z radości. Później tych okazji do wypitki było więcej. A to pierwsza komunia pierwszego syna, a to bierzmowanie drugiego, a to święta”.
/ 01.04.2023 10:00
załamana staruszka fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Dziś jak zwykle cały dzień mam zaplanowany. Najpierw nastawię zupę dla męża i syna. Później zrobię szybkie ciasto. Najlepszy będzie placek ze śliwkami. Ostatnio pielęgniarki mówiły, że bardzo smakował Hani. Wiem, że mówią tak tylko po to, żeby sprawić mi przyjemność. Przecież Hanka nie może przełykać. Nawet nie skosztowała mojego placka. One pewnie cały zjadły. Niech im idzie na zdrowie…

Ale mimo to zrobię drugi raz taki sam. Pójdę na działkę, nazbieram polnych kwiatów, zrobię bukiet. Taki, jaki lubiła dostawać od mojego syna. A później posiedzę z nią do wieczora. Jak co dzień… Wiem, że cokolwiek bym zrobiła, nie odkupię swojej winy. Ale dług wobec tej dziewczyny będę spłacać, póki starczy mi sił. Do końca moich dni.

Pochodzę z domu, gdzie za kołnierz się nie wylewało. Teraz mówi się na to jakoś naukowo. Ja tam uczona nie jestem, wiem po prostu, że ojciec lubił wypić, szczególnie od święta. Może dlatego wzięłam sobie chłopa, co też chętnie do butelki zaglądał.

Poznałam Wieśka na dyskotece

Dobrze tańczył, dobrze mu z oczu patrzyło. Miał pewną robotę. Był hydraulikiem, dopiero co kupił nowy samochód. Podobał mi się, której dziewczynie by się nie podobał taki kawaler. Po dyskotece odwiózł mnie do domu. Nie dałam się nawet pocałować, żeby nie pomyślał, że jestem łatwa. Może to go we mnie urzekło, bo zaczął przychodzić częściej. Z tego przychodzenia wychodził sobie weselisko.

– Tylko skrzywdź moją córkę, to własnej gęby w lustrze nie poznasz – powiedział mu ojciec, kiedy już byliśmy po ślubie.

Muszę powiedzieć, że Wiesiek się starał do ojcowej przestrogi dostosować. Roboty się nie bał, mnie szanował. A że od czasu do czasu wyszedł z kolegami na wódkę? Nie broniłam mu tego, bo i mój ojciec podobnie robił.

Kiedy na świat przyszli synowie, najpierw Michał, później Adaś, Wiesiek dwa dni nie trzeźwiał. Tłumaczyłam sobie wtedy, że to z radości. Później tych okazji do wypitki było więcej. A to pierwsza komunia pierwszego syna, a to bierzmowanie drugiego, a to święta… W naszym domu zawsze można było znaleźć alkohol.

Czemu oni tyle piją?

Chłopcy wychowywali się w przeświadczeniu, że picie jest czymś normalnym. Nic dziwnego, że kiedy dorośli, sami zaczęli popijać. Nie lubili mocnych alkoholi, ale za to piwo lało się w naszym domu strumieniami. Czasami aż mi się słabo robiło, gdy widziałam, ile butelek tego trunku pakują do bagażnika samochodu w sklepie!

– Pijakami zostaniecie – ostrzegałam.

Ale moi synowie na wszystko mieli wytłumaczenie.

– Mamuś, piwko przy sobocie, po robocie to nie alkohol – śmiał się Adaś, kiedy zwracałam mu uwagę.

Nie byłam przekonana, ale nie interweniowałam, bo przecież nieba bym moim chłopakom przychyliła. A że od czasu do czasu się zabawili? Młodzi są, wolno im. Pierwszy, choć młodszy, zakochał się Adam. Do tej pory pamiętam, jak opowiadał mi o Hani. Świata poza tą dziewczyną nie widział.

– To jest moja przyszła żona, mamuś – powtarzał.

Z tych jego opowieści spodziewałam się nie wiadomo jakiej miastowej królewny, tym bardziej że Adaś poznał ją na praktyce w mieście właśnie. Przeżyłam prawdziwy szok, kiedy w końcu Adam przyprowadził tę swoją Hankę do domu. Ładna była dziewczyna, nie powiem, ale taka spokojna, delikatna, zahukana, że człowiek miał wrażenie, że lada głośniejszym słowem ją przewróci.

– Jak ona sobie na wsi poradzi? – załamywałam ręce, bo ustaliliśmy, że po ślubie młodzi zamieszkają w naszym domu na piętrze. – Przecież ona takie chucherko, do wszystkiego nienawykła.

– Poradzi sobie, poradzi – śmiał się  Adam. – Już ta moja Hanka ma więcej siły niż niejedna wiejska baba!

– A najwięcej siły to ma do ciebie – dogadywał bratu Michał. – Skoro do niepicia cię przekabaciła!

To była prawda. Hania okazała się wielką przeciwniczką alkoholu. Powiedziała mi przy jednej z pierwszych sposobności, że jej tata zapił się na śmierć i to tak nią wstrząsnęło, że teraz nawet kropelki nie tyka. Ile razy mój Wiesiek namawiał tę dziewczynę, ile razy jej powtarzał, że „kieliszek wina to nawet ksiądz na spowiedzi zaleca” wszystko jak grochem o ścianę. Hania nie tylko sama była abstynentką, ale też namówiła do tego Adama. Mój Wiesiek, choć na głos nic nie mówił, nie był z tego specjalnie zadowolony.

– Z własnym synem przez tę jego babę się nie napiję – mruczał po kątach.

Mnie też postępowanie Hani wydawało się trochę przesadą, w końcu każdy wie, że chłopy są, jakie są, od czasu do czasu muszą wypić – ale taki już miałam zwyczaj, że się nie wtrącałam. Niech sobie żyją po swojemu. Tamten dzień doskonale pamiętam. Od tygodni coś się kroiło. Adam zapowiedział, że przyjadą do nas z Hanią w sobotę „powiedzieć nam coś ważnego”.

– Jak nic weselisko – zawyrokował Michał. – Szykuj, matka, jakąś gęś albo co innego uroczystego.

Przeczuwałam, że starszy syn miał rację. Oporządziłam się, jak umiałam. Przygotowałam dom, upiekłam kaczkę z jabłkami. Tylko nie mogłam od rana pozbyć się jakiegoś złego przeczucia. Nawet zwierzyłam się Wieśkowi, że coś mnie gryzie.

– Najmłodszy synuś chce ci wyfrunąć z gniazda, to i serce boli – wzruszył ramionami mój mąż. – Jak weselisko się szykuje, to trzeba domowego piwka nastawić!

Wiesiek od kilku miesięcy zajmował się domową produkcją piwa i coraz to serwował rodzinie nowe napitki.

– Adasia nie częstuj – upomniałam go. – On przecież niepijący.

– Niepijący, niepijący. Wątroby chorej nie ma – burknął Wiesiek. – Z ojcem własnym się chyba napije. Po ślubie baba będzie nim rządziła. Na razie to rządzę ja.

To było wspaniałe popołudnie

Tak jak się spodziewaliśmy, młodzi ogłosili zaręczyny. Aż przyjemnie było popatrzeć, jacy są szczęśliwi i zakochani!

– To trzeba opić! – krzyknął Wiesiek.

– Ale Adaś nie pije alkoholu – wtrąciła się szybko Hania.

– Dziewczyno, jakiego alkoholu – huknął na nią mój mąż. – Ja nie proponuję tu wódki, bo wiem, że wy miastowi. Specjalnie dla was nawarzyłem domowego piwka. Dla zdrowotności! Piwo to nie alkohol! To co, Adaś, po jednym?

Adam zerknął kątem oka na skwaszoną Hanię. Coś tam jej szepnął do ucha i wypił kufel piwa. A później drugi, bo Wiesiek tak powtarzał, że piwo to nie alkohol… Wieczorem goście zaczęli zbierać się do wyjścia.

– My chyba autobusem pojedziemy? – zatroszczyła się Hanka. – Przecież ty piłeś, Adaś.

– Co ja tam piłem – parsknął śmiechem mój syn. – Kochanie, piwo tylko, i to tyle godzin temu! A to przecież niedaleko, półtorej godzinki i jesteśmy w domu.

– Piwo piłeś – upierała się Hania. – Jedźmy pekaesem.

– A auto jak odbierzemy? – tłumaczył jej Adam. – Nie przesadzaj, naprawdę. Tyle godzin minęło, w upale… Alkohol dawno wyparował. W piwie to jest go tyle, co kot napłakał!

Do tej pory pamiętam, jak wsiadali do samochodu. Hanka niespokojna, jakby coś przeczuwała. Adam rozbawiony, pijany szczęściem. Tak ich zapamiętałam. Później już niewiele pamiętam.
Tylko jakiś telefon, jakiś krzyk na wsi.

– Wypadek był! Na krajowej szosie… auto takie jak waszego Adasia… Dziewczyna ponoć w ciężkim stanie… Kierowca pijany…

A później już nic, jakby przez mgłę

Pojechaliśmy oczywiście natychmiast do szpitala. Lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści.

– Chłopak się wykaraska. Poduszka się otworzyła, za dwa tygodnie będzie jak nowo narodzony. Ale dziewczyna… – starszy doktor spojrzał bezradnie.

Aż mnie lodowaty dreszcz przeszedł.

– Ale przecież mój syn nie jest żadnym pijakiem – szepnęłam. – On tylko piwo wypił.

– Piwo to też alkohol – odpowiedział ostro lekarz. – Mógł myśleć, co robi. Będzie ją miał na sumieniu do końca życia.

Jakby prorocze okazały się te słowa! Adam rzeczywiście szybko wykaraskał się po wypadku. Za to Hania… Od dwóch lat jest w śpiączce. Lekarze nie dają wielkich szans, że się wybudzi. Początkowo mój syn do niej przychodził, odwiedzał, rozmawiał. Ale czas leczy rany. Znalazł nową dziewczynę, planuje ślub. Zapomniał o Hani.

Teraz tylko ja przychodzę. Codziennie. Gotuję jej, rozmawiam z nią jak z synową, kwiaty przynoszę… Wiem, że jestem jej to winna. To ja tak wychowałam swoje dziecko, to ja nauczyłam go tej bzdury, że piwo to nie alkohol, to ja pozwoliłam, żeby uwierzył, że można wsiadać za kierownicę, jeśli wcześniej się piło. To przeze mnie to niewinne dziecko jest teraz w takim stanie. Do końca życia nie pozbędę się wyrzutów sumienia.

Mogę tylko robić to, co robię. Przychodzić do niej, odwiedzać – i wierzyć. Że pewnego dnia Hania się obudzi i wypowie to jedno słowo:

– Wybaczam.

Później mogę zamknąć oczy na wieki.

Czytaj także:
„Po śmierci taty, mama we wszystkim widziała znaki z zaświatów. Nie miałam serca powiedzieć jej, że to moja sprawka”
„Ojciec zdradzał mamę z młodymi studentkami i dorobił się dzieciaka. Egoista chce teraz zrzucić ten krzyż na moje barki”
„Latami opiekowałam się chorą mamą. Gdy pierwszy raz zdecydowałam się wyjechać... zmarła we śnie”

Redakcja poleca

REKLAMA