„Ojciec zdradzał mamę z młodymi studentkami i dorobił się dzieciaka. Egoista chce teraz zrzucić ten krzyż na moje barki”

Załamana córka fot. Adobe Stock, altanaka
„Poczułam, że robi mi się niedobrze. Mama zmarła 5 lat temu. Ojciec ją zdradzał… Powiedziałam to na głos, a on spojrzał na mnie tak, że nagle zrozumiałam smutek mamy, kiedy mówiła o swoim małżeństwie. Nie mogłam uwierzyć, że człowiek, którego tak bardzo kochała, okazał się egoistą”.
/ 15.06.2022 12:15
Załamana córka fot. Adobe Stock, altanaka

Pamiętam dzień, w którym dowiedzieliśmy się, że mama ma nowotwór. Moją pierwszą myślą było: czy będzie na moim weselu? Miało się odbyć za ponad rok, a lekarze nie dawali jej więcej niż pięć, sześć miesięcy. A mama tak bardzo chciała zobaczyć, jak idę w białej sukni do ołtarza, zwłaszcza że mieliśmy już z Mariuszem córeczkę…

– Przesuniemy ślub – powiedział mój narzeczony. – Nie musimy mieć tego dworku ani kapeli, znajdziemy coś na szybko.

Ślub wzięliśmy więc w skromnej oprawie, a mama długo mnie przytulała podczas składania życzeń.

– Twój mąż to skarb – szepnęła wtedy.

– Obyś miała więcej szczęścia w małżeństwie niż ja…

Nie zdążyłam zapytać, co miała na myśli, bo w kolejce stały już kolejne osoby. A potem stan mamy się pogorszył i zapomniałam o tych dziwnych, smutnych słowach.

Dopiero podczas stypy spojrzałam na mojego świeżo owdowiałego tatę i zastanowiłam się, co naprawdę działo się w małżeństwie rodziców.

Kiedy byłam mała, ojciec był lekarzem, przyjmował jako kardiolog. Potem zrezygnował z praktyki i został profesorem na akademii medycznej. Oczywiście namawiał mnie, bym także studiowała medycynę, ale poszłam własną drogą i wybrałam bardziej techniczny zawód.

Ostatnio dziwnie się zachowywał...

Gdy zbliżały się pięćdziesiąte piąte urodziny ojca, chciałam mu wyprawić imprezę. Kiedy mama żyła, wszystkie jubileusze w rodzinie były hucznie obchodzone i chciałam kontynuować tę tradycję.

Ale ojciec mnie zaskoczył. Nie miał ochoty na dużą imprezę, chciał widzieć wyłącznie mnie, Mariusza i naszą córeczkę Elenę. Uznałam, że może po prostu nie podniósł się jeszcze z żałoby, dałam więc spokój z przyjęciem.

Dotarło do mnie też, że ojciec od dawna zachowywał się inaczej. Często nie można się było do niego dodzwonić, wiecznie nie było go w domu, bywał rozkojarzony i niecierpliwił się, kiedy wypytywałam go o samopoczucie.

Na „dwie piątki” daliśmy więc ojcu po prostu butelkę wybornego wiekowego wina i album naszej rodziny. Zebrałam w nim zdjęcia od młodości jego i mamy po fotki Eleny siedzącej mu na kolanach.

– O, to zrobiłem zaraz po jej urodzeniu – ożywił się, patrząc na zdjęcie wnuczki. – Pamiętam, jak kupowaliśmy z mamą fotelik samochodowy. Co to była za marka? Byliście z niego zadowoleni, prawda?

Zdziwiło mnie to pytanie

Elena miała już sześć lat, kto by pamiętał, jakiej marki był jej pierwszy fotelik? Ale to nie było jedyne dziwne pytanie o wnuczkę, jakie zadał mi tata. Kilka tygodni później wypytywał mnie, jak szybko zarosło jej ciemiączko i czy miała duży odczyn po szczepionkach.

Prawdę mówiąc, nie pamiętałam tego wszystkiego, bo kiedy urodziłam córkę, miałam na głowie tysiące innych spraw. Wcale nie było pewne, czy Mariusz i ja się pobierzemy, bałam się samotnego macierzyństwa, tego, jak sobie poradzę…

– Czemu mnie o to wszystko pytasz, tato? – zapytałam w końcu z lekkim zniecierpliwieniem.

– Tak sobie. Lubię wspominać dobre czasy – odmruknął i więcej nie nawiązał do wczesnego dzieciństwa Eleny.

W drugą rocznicę śmierci mamy chciałam wybrać się z tatą na jej grób. Zajechałam po niego bez uprzedzenia, bo nie odbierał moich telefonów. Kiedy weszłam przez furtkę, zobaczyłam pod wiatą garażową obcy samochód z fotelikiem dziecięcym na tylnej kanapie.

Miałam wrażenie, że sobie tego nie życzył

– Kasia? A co ty tu robisz?! – ojciec pojawił się przed drzwiami z niezbyt zadowoloną miną.

– Jest druga rocznica śmierci mamy. Jadę na cmentarz – odpowiedziałam lekko zdumiona tym nieprzyjaznym powitaniem. – Pomyślałam, że cię zabiorę.

– Nie terasz. Potem pojadę. Sam – odpowiedział niecierpliwie. – Coś jeszcze?

Zaraz wychodzę. W zasadzie to już szedłem do auta.

– A właśnie, czyje to auto stoi pod wiatą? – zapytałam.

Odpowiedział, że studentki, która przyjechała oddać pracę. Cóż, studentki są dorosłe, mogą rodzić dzieci podczas studiów – pomyślałam. Do domu nie weszłam. Miałam wrażenie, że sobie tego nie życzył.

Kilka miesięcy później ojciec oznajmił, że sprzedaje dom. Wyliczył, ile będzie mi się należało jako spadek po mamie, i dodał, że ta decyzja jest niepodważalna. Byłam zdruzgotana, bo kochałam ten dom. Wciąż czułam tam obecność mamy.

Kilka miesięcy później tata przelał mi umówioną sumę na konto i podał swój nowy adres. Zdziwiłam się, bo kupił sobie dwupokojowe mieszkanie, chociaż było go stać na dużo więcej. Wiedziałam, że dobrze zarabiał, miał też przecież środki ze sprzedaży domu. Zapytałam, czy założył jakąś lokatę albo w coś zainwestował.

– Można tak powiedzieć – mruknął. – Inwestycja to dobre słowo.

Rok później wyjaśniła się ta rozmowa

Więcej nie chciał mówić, a ja wyczułam, że jest tu jakaś tajemnica. Nie miałam jednak głowy do jego sekretów, bo staraliśmy się z Mariuszem o drugie dziecko, niestety – bezskutecznie.

– A nie myśleliście o adopcji? – zapytał kiedyś tata ni z tego, ni z owego. – Bylibyście w stanie przyjąć do rodziny obce dziecko?

Zdębieliśmy oboje na to pytanie, ale odpowiedzieliśmy twierdząco. Ojciec wyglądał na poruszonego naszą deklaracją. Rok później wyjaśniła się ta dziwna rozmowa. A także sprawa z pytaniami o fotelik i o niemowlęcy wiek Eleny.

Ojciec przyjechał po mnie po pracy. Miał poważną minę, chciał ze mną porozmawiać w parku. Wystraszyłam się nie na żarty, że jest chory jak mama.

Nie jestem chory… – westchnął, wbijając wzrok przed siebie, kiedy usiedliśmy na parkowej ławce. – Ale mam problemy. Pamiętasz ten samochód, który widziałaś u mnie rok temu?

– Ten studentki? – upewniłam się.

– Tak. Teraz już byłej studentki. Właśnie skończyła akademię. Dostała się na staż.

– Ale kto, tato? – czułam się skołowana tą rozmową.

– Ma na imię Patrycja – powiedział zduszonym głosem. – Sześć lat temu miałem z nią romans… Trwał ponad rok…

Po co w ogóle mi o tym powiedział?!

Poczułam, że robi mi się niedobrze. Mama zmarła pięć lat temu. Ojciec ją zdradzał… Powiedziałam to na głos, a on spojrzał na mnie tak, że nagle zrozumiałam smutek mamy, kiedy mówiła o swoim małżeństwie. Ta Patrycja nie była jedyna. Mój ojciec romansował ze studentkami!

Poderwałam się z ławki, nie chcąc o tym słuchać, ale on poprosił, bym ponownie usiadła.

– Mam dziecko z Patrycją – powiedział cicho. – To chłopiec. Adam. Ma trzy lata. Tak, zapłodniłem swoją studentkę, kiedy moja żona była śmiertelnie chora… Wiem, jestem ostatnim draniem, ale… Kasiu… to dziecko nie jest niczemu winne!

Nie słuchałam go. Nie rozumiałam, po co mi to powiedział. Nie chciałam wiedzieć, że mój ojciec był zdradzającym sukinsynem ani że mam przyrodniego brata młodszego od mojej córki!

Zerwałam się i zaczęłam biec do wyjścia z parku, ojciec nie miał szans mnie dogonić. Nie odbierałam telefonów od niego, ale zadzwonił do Mariusza. Powiedział mu to co mnie i jeszcze więcej. Zdradził, skąd ten nagły przypływ szczerości.

– Twój tata jest w kropce – przekazał mi mąż. – Ta jego ekskochanka to ambitna dziewczyna, dostała się na staż na kardiologii. To tłumaczy jej zainteresowanie twoim starym… – dodał z grymasem dezaprobaty. – W każdym razie ona nie chce już wychowywać dziecka, które ma z twoim ojcem. Powiedziała mu, że zrzeka się praw i zostawia mu syna pod opieką. Sprawa jest już w sądzie rodzinnym, wygląda na to, że ona nie zmieni zdania.

Potrzebowałam 3 dni, żeby to przetrawić

Mój pięćdziesięcioośmioletni tata miał prawie czteroletnie dziecko i właśnie został samotnym ojcem! W końcu pojechałam do niego, mając w nosie, że mogę znowu natknąć się na ekskochankę z dzieckiem. Na szczęście tym razem był w domu sam.

– Co zamierzasz zrobić? – zapytałam bez wstępów. – Oddasz syna do domu dziecka? Czy weźmiesz to na klatę i się nim zaopiekujesz? Wszyscy będą wiedzieli, że zdradziłeś mamę, kiedy walczyła o każdy dzień życia. Wszyscy się od ciebie odwrócą… – powiedziałam.

Nie wiem dlaczego, ale to torturowanie go słownie sprawiało mi jakiś rodzaj ulgi. Cała ta sytuacji bolała mnie niemal fizycznie. Nie mogłam przez to spać, jeść ani na niczym się skupić. Dopiero kiedy zobaczyłam, jak ojciec wije się pod gradem moich oskarżeń, poczułam się nieco lepiej. Ale ulga nie trwała długo. Zastąpiły ją szok i niedowierzanie, kiedy ojciec zapytał:

– A ty i Mariusz nie moglibyście adoptować Adama? Staracie się przecież o drugie dziecko, nie wychodzi wam… To twój przyrodni brat, i tak jesteście rodziną…

A więc to mu chodziło po głowie!

Zadygotałam ze złości! Pewnie gdyby ta Patrycja nadal zajmowała się dzieckiem i nie zrzekała się właśnie praw do niego, ojciec nigdy nie przyznałby się do swojego podwójnego życia. Domyśliłam się, że przekazywał jej pieniądze i regularnie widywał synka, ale też bardzo skutecznie ukrywał istnienie ich obojga.

Nagle zrozumiałam, że wielki pan profesor, tak podziwiany przez wszystkich, był zwyczajnym egoistą, który nie patrzył, czy swoim zachowaniem robi krzywdę innym. Zdradzał mamę, uwodził młode, zapatrzone w niego dziewczyny, a kiedy zdarzyła mu się wpadka, ukrywał własne dziecko przez trzy i pół roku…

– To twój syn i masz wobec niego obowiązki – powiedziałam twardo. – Nie proś mnie, żebym sprzątała po tobie bałagan. Mam własne życie i własne problemy.

– Kasiu, ja za dwa lata kończę sześćdziesiąt lat… – powiedział cicho i jakby błagalnie. – Jak sobie wyobrażasz gościa po sześćdziesiątce na zebraniach w szkole? I przechodzenie okresu dorastania dziecka, gdy będę miał siedemdziesiąt lat? Nie chodzi o mnie, tylko o Adama…

Wyszłam od niego z poczuciem krzywdy i zawodu. O wszystkim powiedziałam w domu Mariuszowi.

– On ma rację – stwierdził mój mąż, czym mnie zszokował. – Jest za stary, żeby wychowywać dziecko. Może naprawdę powinnyśmy je adoptować? Pomyśl, zawsze chcieliśmy mieć trójkę albo czwórkę, a mamy problem z zajściem w ciążę z drugim… A ten dzieciak nie jest niczemu winien. Jego matka go nie chce, ojciec to stary egocentryk, który pewnie nawet nie dożyje jego pełnoletności… Może chociaż się spotkamy z tą Patrycją i porozmawiamy?

Macierzyństwo najwyraźniej ją przerosło

Najgorsze było to, że Patrycja nie chciała się z nami spotykać. Sprawa zrzeczenia się przez nią praw rodzicielskich do Adasia właśnie była finalizowana w sądzie i młoda mama ponoć nie zamierzała się interesować tym, co z maluchem zrobi jego tata.

Uważała najwyraźniej, że odpowiedzialność za dziecko nie musi zawsze spoczywać na kobiecie. Nie mogłam jej za to winić. Gdyby było odwrotnie i to ojciec zrzekłby się praw i zostawił syna tylko z matką, nikt nie widziałby w tym nic nadzwyczajnego.

Młoda lekarka chciała robić karierę, nie planowała ciąży, a macierzyństwo najwyraźniej ją przerosło. Chłopczyk miał za to dobrze sytuowanego ojca i dobre warunki do życia. Sąd nie ociągał się z finalizacją procesu.

Kiedy spotkałam mojego przyrodniego braciszka po raz pierwszy, zrozumiałam, że ojciec faktycznie sobie nie radzi. Oczywiście starał się zaspokajać jego potrzeby, ale energiczny czterolatek był dla niego nie do upilnowania.

Wychowywała go niania. Widziałam głód uczucia w tym dziecku, a kiedy Adaś wszedł mi na kolana i przytulił się do mnie z całej siły, zrozumiałam, że nie mogę tego dłużej odwlekać.

– Adoptujmy go – powiedziałam mężowi. – Ojciec zrzeknie się praw rodzicielskich. Adaś będzie naszym drugim dzieckiem.

Proces adopcyjny był łatwy

Sądowi podobało się takie rozwiązanie, sędzia powiedziała nawet, że to będzie najlepsze dla dziecka. Z sali rozpraw wyszliśmy jako rodzice Adama, a mój ojciec w świetle prawa stał się jego dziadkiem.

Dzisiaj Elena i Adaś są wspaniałym rodzeństwem, także dla maleńkiej Jagódki, która przyszła na świat po ponad dziesięciu latach starań. Mojego taty nie ma już z nami, zabił go udar. Niech spoczywa w pokoju… Moje dzieci mają już tylko jednego dziadka, tatę Mariusza.

Adaś miał cztery lata, kiedy wszedł do naszej rodziny, ale nie pamięta, by kiedykolwiek miał inną mamę niż mnie. Mojego ojca wspomina wyłącznie jako dziadka.

Rozmawiamy z nim, by znał własną historię, rozumie to, ale tak naprawdę nie ma to dla niego żadnego znaczenia. Zawsze chcieliśmy mieć przynajmniej troje dzieci. Najważniejsze, że udało nam się spełnić to marzenie.

Czytaj także:
„Moja podopieczna zakochała się w koledze, który nie odwzajemnił jej uczuć. Nastolatka wpadła w rozpacz i zrobiła głupstwo”
„Sądziłam, że młodzi muszą się dotrzeć, a dziecko ich połączy. Ignorowałam sygnały, a w ich domu rozgrywał się koszmar”
„Siostra twierdzi, że powinnam udawać smutek na pogrzebie męża, bo wezmą mnie na języki. Jak mam płakać, skoro mi wesoło?”

Redakcja poleca

REKLAMA