Moja młodość upłynęła mi głównie na czekaniu, aż do sklepu przywiozą towar. Ale nie narzekam. Bo teraz, razem z mężem, mamy co wspominać!
– Przepraszam, pan tu nie stał – ostry głos wyrwał mnie z zamyślenia. Starszy facet wyraźnie miał pretensje do chłopaka w moim wieku, który cicho coś mu tłumaczył.
Za chłopakiem wstawiła się jakaś kobieta:
– Ależ stał, proszę pana – głos miała jak przekupka. – Przecież był przede mną, dwie godziny temu odszedł, a wcześniej stał, stał na pewno.
Facet zrejterował przed jej atakiem, a chłopak zajął swoje miejsce. Przyjrzałam mu się uważnie. „Gdzieś go już widziałam, ale gdzie? Jest mniej więcej w moim wieku, ale nie chodzi do mojej szkoły. Z osiedla też go nie kojarzę… Może z kolejek? Pewnie tak. Moja siostra śmieje się, że to lepsze niż jakiś dom kultury albo wieczorki zapoznawcze. Fakt – przed sklepami potrafię spędzić kilka godzin. Tak jak teraz – wiadomo, że przywiozą szynkę, ale kiedy i ile?”
Dzień czy noc - odstać swoje trzeba
– Cześć, siora – Marta klepnęła mnie w ramię. – Idź do domu, mama zrobiła naleśniki. I mówiła, że któregoś razu w nocy trzeba postać, bo wersalki przywiozą.
Powlokłam się do domu na te naleśniki, ale po drodze rzuciłam ostatnie spojrzenie na chłopaka. Przystojny. Jak go poznać? Nagle on na mnie popatrzył, więc speszona, odwróciłam głowę…
Mama postawiła przede mną talerz i jak zwykle zaczęła się użalać.
– Zmęczona? Widzisz, jakie to czasy? Zamiast biegać z koleżankami, musicie w kolejkach stać. A właśnie! Gosiu, w środę meble mają przywieść na Marchlewskiego. Może uda się dostać tę wersalkę? Na naszej spać już nie można… Tata tam dziś po pracy pojedzie, zobaczy, może już jakieś listy społeczne są. Ale tak czy siak, trzeba będzie postać, pewnie ze dwie noce. Podzielicie się z Martą?
– Mamuś, a jest wyjście? Przecież rozumiem, wiem, jak jest.
– Kochana jesteś – mama pocałowała mnie w czubek głowy.
W sobotę znowu tkwiłam w kolejce, ale tym razem dla siebie: po „Świat Młodych” i „Filipinkę”. Właśnie dochodziłam do okienka, kiedy coś mnie tknęło i odwróciłam głowę. Kilka osób za mną stał on! Ten przystojniak. Chyba mnie poznał, bo uśmiechnął się. A ja spuściłam głowę, czując, że się rumienię. Że też ja wszystko muszę mieć wypisane na twarzy! Kupiłam te swoje gazety i ze wzrokiem wbitym w ziemię powędrowałam do domu.
We wtorek koło 20.00 Marta wsadziła głowę do mojego pokoju.
– Siora, to ja idę stać – powiedziała, wkładając ciepły sweter. – Przyjdź tak coś koło północy, co? Cześć.
Koło 23.00 zajrzała mama.
– Marta nie wzięła koca – podała mi reklamówkę. – Ma ze sobą krzesełko turystyczne, to niech ci zostawi. I może termos z herbatą weź?
– Mamo, przecież to nie jest wyprawa na tydzień – zaoponowałam. – Wezmę tylko latarkę, to sobie poczytam. Baterie trzeba kupić…
– Tacie powiem, kupi. No, dziękuję ci, kochanie, biedactwo moje.
Zmęczeni ludzi zaczęli... tańczyć
Pijąc kawę przed wyjściem zastanawiałam się, czy ja rzeczywiście jestem takie biedactwo. Przecież to nie jest wina rodziców, że żyjemy w takich czasach. Pewnie, że wolałabym się wyspać, ale w kolejce też bywa ciekawie. Ludzie się solidaryzują, pomagają sobie. Czasami, oczywiście, bo czasami to odchodzą tam niezłe wojny. Ostatnio tak się pożarli, że kierownik sklepu aż milicję wzywał. Nuda podczas takiego czekania jest raczej wykluczona. Natomiast zawsze można kogoś poznać, obserwacje socjologiczne prowadzić…
Spakowałam książkę, latarkę, wzięłam ten nieszczęsny koc i poszłam pod sklep. Usiadłam na stołeczku i zagłębiłam się w lekturze. Nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje dookoła. Nagle od książki oderwała mnie muzyka i czyjś głos:
– Ej, chłopcze, pogłośnij nieco to radyjko, będzie weselej.
Leciała „Muzyka nocą”. Ludzie, którzy już mieli dość siedzenia, zaczęli podrygiwać i… tańczyć. Oderwałam się od lektury i rozejrzałam. Starsi siedzieli i uśmiechali się, młodsi wygłupiali się na placyku koło sklepu. Poszukałam wzrokiem właściciela tranzystorka i... To on, mój przystojniak z kolejki! Tym razem nie odwróciłam wzroku. A chłopak wstał i podszedł do mnie.
– A ty nie tańczysz? – zapytał. – Wolisz książki? Co czytasz?
Nadrabiałam zaległości do matury, więc nie było się czym chwalić.
– Jacek jestem – przedstawił się. – Chyba już cię gdzieś widziałem… Też w jakiejś kolejce, no nie?
– Gośka – powiedziałam. – Tak. W niejednej. To lepszy sposób na poznawanie ludzi niż klubokawiarnia.
Powiedział, że mieszka niedaleko, ale od niedawna. Też robi maturę i ostatni rok chodzi do starej szkoły. Dlatego go nie widywałam.
– Nie miałem okazji poznać nikogo – powiedział. – Może umówilibyśmy się na niedzielę? Oprowadziłabyś mnie trochę po osiedlu.
Radio grało, ludzie rozmawiali, częstowali się herbatą i kanapkami. A ja siedziałam i opowiadałam Jackowi o sobie. Całe szczęście, że zdążyłam się z nim umówić, zanim mama przyszła mnie zmienić.
A w niedzielę… W niedzielę zaczęłam nowy etap życia. Od tej pory razem staliśmy w kolejkach i było nam absolutnie obojętne, czy czekamy na pachnący chleb czy na karkówkę. Wszystko było romantyczne. Od tego czasu minęło już 34 lata, a my nadal jesteśmy razem.
Czytaj także:
„Ojciec żąda ode mnie kasy, choć zniknął z mojego życia, gdy miałam 3 lata. On sam odmówił mi pomocy, gdy o nią prosiłam”
„Przyjęłam pod swój dach kuzynkę, a ona traktuje go jak darmowy hotel. Ale to ja jestem ta najgorsza, bo niby ciągle się czepiam”
„Kasa i pęd do kariery przesłoniły mi cały świat. Żona i syn poszli w odstawkę, liczył się prestiż, samochód i duży dom"