Zapewne każdy chociaż raz w swoim życiu zrobił pewnie coś głupiego i nieodpowiedzialnego. Coś, czego w tej chwili się wstydzi i chętnie cofnąłby czas, ale już nie może.
Ja na przykład zgodziłam się kiedyś na rozbieraną sesję zdjęciową. Nie, nie taką pornograficzną, tylko bardziej artystyczną. Czarno-białe zdjęcia, półcień, zarys ciała, fragment piersi, jakaś delikatna linia pleców i kształt pośladków. Nie zmienia to jednak faktu, że pokazałam także twarz.
Kiedy dałam się namówić na te zdjęcia przeszło dwadzieścia lat temu, miałam piękne ciało i pustkę w portfelu. Uparłam się na studia w mieście wbrew woli rodziny. Ojciec najchętniej by mnie widział na stałe u siebie w sklepie, za ladą. Od razu zapowiedział, że nie da ani grosza na moje „fanaberie”. Uważał, że wyższe wykształcenie do niczego się nie przydaje. A mama mu przytaknęła.
Nie miałam także oparcia w rodzeństwie. Mój brat był za mały, aby wyrazić swoją opinię, a starsza siostra uznała, że wyjazd do miasta jest po prostu ucieczką przed ciężką robotą. Moja rodzina była zupełnie inna niż ja.
Kompletnie mnie nie rozumieli
– Ty się będziesz tam bawiła, a ja mam tutaj zasuwać, tak? – siostra rzucała mi gniewne słowa i wrogie spojrzenia.
Nie wiem, może to była zazdrość. Zatem byłam zdana tylko na siebie, zarówno finansowo, jak i psychicznie. Nie miałam dochodów i przez pierwsze tygodnie żyłam
z pieniędzy zaoszczędzonych podczas dorabiania w rodzinnym sklepiku. Było mi ciężko.
„Mogłabym tutaj umrzeć z głodu i chłodu, i nikt by się mną nie zainteresował!” – myślałam z rozpaczą, kiedy naprawdę nie miałam już co do garnka włożyć. Przez cały ten czas żywiłam się głównie chlebem ze smażoną cebulą, do której od czasu do czasu wbijałam sobie jakieś jajko.
Z zazdrością patrzyłam na swoje koleżanki ze studiów, które dostawały z domu całe torby smakowitości przygotowywanych przez troskliwe mamusie. Czasami oczywiście mnie częstowały, lecz starałam się nie korzystać z tego zbyt często, bo wiedziałam, że wtedy powinnam im się odwdzięczyć. A to było, niestety, niemożliwe.
Pewnego czerwcowego popołudnia siedziałam sobie w parku i wkuwałam do letniej sesji. Promienie słońca delikatnie muskały moje policzki. Bardzo lubiłam tak siedzieć i się wygrzewać. Przynajmniej za tę jedną przyjemność w życiu nie trzeba było płacić.
W pewnym momencie zauważyłam, że przygląda mi się jakiś facet. Siedział wprawdzie kilka ławek dalej, ale wyraźnie spoglądał w moim kierunku. Zrobiło mi się trochę nieswojo, bo o tej porze nie było w parku prawie nikogo. Matki zabrały swoje rozbrykane pociechy na obiad, staruszkowie ukryli się przed żarem w swoich domach. W zasięgu wzroku miałam jedynie tego faceta. Co gorsza, wstał właśnie z ławki i zmierzał w moim kierunku.
Zerwałam się także z zamiarem natychmiastowej ucieczki, lecz miałam ze sobą tyle ciężkich książek, że nie byłam w stanie ich wszystkich szybko pozbierać. A za żadne skarby bym ich nie zostawiła, bo pożyczyłam je z uczelnianej biblioteki. Z czego bym potem za nie zwróciła?
– Proszę się nie bać, chcę pani tylko dać swoją wizytówkę! – widząc mój popłoch, powiedział z miłym uśmiechem facet i podał mi nieduży, zadrukowany kartonik.
„Zbigniew R.. Artysta fotografik” – przeczytałam zaskoczona i od razu poczułam lekkie rozbawienie.
Wiedziałam, że to jakiś zboczeniec!
Dla mnie, dziewczyny z małego miasteczka, takie określenie brzmiało co najmniej dziwacznie. Zawód fotografa kojarzył mi się przede wszystkim z robieniem zdjęć ślubnych czy komunijnych na tle tapety z widoczkiem lasu lub zachodzącego słońca. Ze sztuką nie miało to raczej wiele wspólnego. A tu nagle jakiś „artysta”!
– Robię akty – wyjaśnił pan, czym natychmiast mnie zmroził.
„Pornografia! – przebiegło mi przez głowę. – Wiedziałam, że to jakiś zboczeniec! Trzeba było uciekać, póki mogłam”.
Tymczasem pan fotografik wyjaśnił mi, że robi „lekko rozebrane” zdjęcia pań i dobrze za nie płaci. Wymienił przy tym sumę, która dosłownie wbiła mnie w ziemię. Za dzień, dwa pozowania – równowartość dwóch miesięcy utargu w sklepie moich rodziców. To mi się nie mieściło w głowie!
– Na pewno zażąda pan czegoś więcej niż tylko odsłonięcia kawałka biustu! – wypaliłam. – Za takie pieniądze!
Uśmiechnął się ze zrozumieniem. Najwyraźniej nie po raz pierwszy spotykał się z podobną reakcją. Zapewnił mnie, że jego modelki są nietykalne, oraz że zaufały mu już dziesiątki pań.
– Wystawiam swoje prace za granicą – poinformował mnie z nieskrywaną dumą.
Dla mnie w tamtych czasach mógł równie dobrze wysyłać je na Marsa, bo ta planeta była w moim wypadku tak samo osiągalna jak NRD czy Czechosłowacja, nie mówiąc
o Zachodzie. Nigdy nie byłam za granicą i nie sądziłam wtedy, że to się zmieni.
Nie od razu jednak zdecydowałam się na tę sesję. Musiało minąć jeszcze parę tygodni. Dopiero gdy głód zajrzał mi w oczy, postanowiłam obejrzeć pracownię Rolskiego.
Fotograf poznał mnie i ucieszył się, że przyszłam. Jego studio wyglądało całkiem normalnie – lampy, aparaty, jakaś kanapa przykryta zwiewnym szalem i parawan, za którym miałam zrzucić ubranie.
Miejsce było całkiem przytulne
A jednak pierwszego dnia nic z tego nie wyszło. Byłam strasznie spięta i za bardzo się wstydziłam, żeby się rozebrać. Dopiero następnego dnia zdobyłam się na odwagę
i zrobiliśmy kilkadziesiąt ujęć.
Pamiętam, że tamtego wieczoru po raz pierwszy od dawna najadłam się do syta za pieniądze zarobione podczas pozowania. Myślałam wtedy, że w gruncie rzeczy zrobiłam dobry interes. Miałam wreszcie za co żyć i nie bałam się niczego, bo przed sesją Rolski dał mi na piśmie zapewnienie, że nie opublikuje swoich zdjęć w polskich gazetach. Byłam młoda, głupia, więc mu uwierzyłam.
Byłam pewna, że moja rodzina nigdy w życiu nie zobaczy moich nagich zdjęć. I że nie dowie się o moich osiągnięciach modelki z przypadku. Tyle że wtedy nikt jeszcze nie słyszał o internecie. A tymczasem teraz... Teraz każdy może mieć własną stronę internetową czy konto na portalu społecznościowym. I koncerny, i małe firmy nie mogą się bez nich obyć.
Pan Zbigniew, który nadal pracuje jako fotograf, nie jest wyjątkiem. Na swojej stronie internetowej zamieścił portfolio, w którym znajdowały się również moje zdjęcia. Właśnie te sprzed lat. Przypadkiem trafił na nie Jacek, mój 17-letni syn…
Pewnego zimowego poranka pokazał mi je na ekranie swojego laptopa i spytał, czy to ja. Odebrało mi mowę! Wpatrywałam się w swoje stare fotografie bez słowa i czułam się dziwnie.
Nie widziałam ich od wielu lat
Owszem, dostałam od Zbigniewa odbitki, ale włożyłam je do pudełka po butach i schowałam głęboko w szafie. Nikomu ich nigdy nie pokazywałam. Może tylko raz mężowi. Uznałam bowiem, że nie powinnam mieć przed nim tajemnic. Stwierdził wtedy, że bardzo mu się podobają, ale ma nadzieję, że od tej pory jedynym fotografem robiącym mi nagie zdjęcia będzie on sam. Ponieważ wyczułam w jego słowach nutkę dezaprobaty, więcej nie wyjmowałam tych zdjęć.
A teraz mój własny niepełnoletni syn oglądał je sobie w internecie! U nas w domu nagość zawsze stanowiła tabu. Ja sama byłam raczej wstydliwa, a tamta sesja to był jedyny taki wybryk w moim życiu. W ciągu sekundy zadecydowałam, że za nic w świecie nie przyznam się synowi, że na tych zdjęciach jestem ja. Inaczej chyba spaliłabym się ze wstydu.
– Dlaczego oglądasz pornografię? Nie wstyd ci? – zaatakowałam go gwałtownie.
– Kto ci pozwolił na ściąganie takich zdjęć.
– Mamo, to nie jest żadna pornografia! – wytłumaczył mi spokojnie Jacek, po czym zaczął robić mi wykład na temat sztuki.
Było mi strasznie głupio, gdy mój własny syn bronił mnie… przede mną! Dobrze odegrałam rolę oburzonej i zagniewanej matki. Zakazałam mu kategorycznie otwierania tego typu stron i zapowiedziałam, że jeśli jeszcze raz zobaczę, że szuka gołych panienek w sieci, to będzie miał szlaban na komputer. I to na długo.
– Dzisiaj wyjątkowo nie powiem o tym incydencie ojcu! – zakończyłam swoją przemowę, starając się ukryć drżenie głosu.
A reszta rodziny? Znajomi?
Chciałam, by syn pomyślał, że robię mu łaskę, zatajając całą sprawę przed tatą. Tak naprawdę jednak to mnie zależało na tym, aby mąż nie dowiedział się, że moje zdjęcia trafiły do sieci! Boże, sama nie wiem, jak zareagowałby na informację, że tam są! Poza tym wstyd przed synem to tylko jedna sprawa. A reszta rodziny? Znajomi?... No i moi pracownicy! Co powiedzą, gdy trafią na te zdjęcia?…
Od tamtej sesji tak wiele zmieniło się w moim życiu. Nie jestem już biedną studentką, kieruję kilkunastoosobowym zespołem. Moi podwładni darzą mnie szacunkiem. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś z nich mógł oglądać mnie w negliżu!
Pomyślałam, że trzeba koniecznie odkupić od fotografa prawa do publikacji tych zdjęć. Ale... zaraz, zaraz. Przecież kiedyś dał mi na piśmie gwarancję, że nie ujrzą światła dziennego. Ten papier powinien gdzieś być. Tyle że zapewnienie dotyczyło prasy... Muszę porozmawiać z jakimś prawnikiem. Jeszcze tego samego dnia dostałam odpowiedzi na wszystkie pytania. Pewna swego zadzwoniłam do studia fotograficznego i umówiłam się na spotkanie.
– Panie R., nie miał pan prawa publikować moich zdjęć w internecie – naskoczyłam na niego już od progu. – Jeśli natychmiast ich pan stamtąd nie usunie, spotkamy się w sądzie! Czy wyrażam się jasno?
Fotograf spojrzał na mnie zdumiony
Przez lata nie zmienił się prawie wcale. Przybyło mu tylko zmarszczek i siwych włosów na skroniach. Przez chwilę przyglądał mi się, jakby szukał w pamięci mojej twarzy.
– Pani Justyna, zgadza się? – powiedział po chwili. – Była pani jedną z moich najlepszych modelek, wie pani o tym?
Nasza rozmowa nie trwała długo. R. przeprosił za umieszczenie moich zdjęć na swojej stronie i obiecał, że je stamtąd usunie. Sądziłam, że załatwiłam sprawę, ale niedawno w komputerze mojego syna odkryłam jedno z nich. Widocznie skopiował je i zachował dla siebie. Aż tak mu się spodobało, czy jednak rozpoznał swoją matkę...
Czytaj także:
„Narzeczony pracował po nocach, patrzył na mnie z obrzydzeniem i nie dotknął mnie od tygodni. Było dla mnie jasne, że ma kochankę"
„Chciałam zemścić się na koleżance z pracy, ale przesadziłam. Teraz modlę się za jej zdrowie i płaczę pod szpitalem”
„Siostra to hipokrytka. Od lat nie postawiła nogi w kościele, a córkę zmusza do wiary. Boi się, że ludzie będą wytykać ją palcami”