Mieliśmy iść robić sushi wspólnie z Magdą i Dominikiem, ale oczywiście Mariusz znowu mnie zostawił na lodzie.
– Kochanie, naprawdę się dzisiaj nie wyrwę – tłumaczył przez telefon, a ja ściskałam komórkę tak mocno, że aż zdrętwiały mi palce. – To wyjątkowa sytuacja, uwierz mi. Wiem, że obiecałem, że pójdziemy, ale zrozum, skarbie, muszę przygotować dokumenty do sprawy na jutro, wszystko spadło na mnie…
– Przestań już! – w końcu mu przerwałam. – Twoja praca zawsze jest ważniejsza niż nasze plany! I nie mów mi, że to wyjątkowa sytuacja, bo robisz to trzeci raz w tym miesiącu!
Rozłączyłam się, nim powiedział, że jest mu przykro, ale że robi to przecież dla nas. Bo, wiadomo – dobra praca to gwarancja szczęścia, prawda?
Mariusz najwyraźniej tak właśnie uważał i nigdy nie odmawiał swojemu pracodawcy, kiedy ten dawał mu zadania na nadgodziny. Jasne, rozumiałam, że początki w kancelarii prawnej są ciężkie, ale nie można tego robić kosztem narzeczonej, prawda?
Do Magdy i jej świeżo poślubionego męża poszłam więc sama. Mieliśmy być we trzy pary, a wyszło na to, że byłam piątym kołem u wozu, niemal dosłownie, bo przyjaciółka, jej mąż i ich znajomi świetnie sobie dawali radę w kuchni beze mnie.
Ja chyba psułam wszystkim nastrój
– Ej, co jest? – zapytała Magda, siadając koło mnie na sofie. – Coś nie tak między wami? Rany… Nie! Chyba nie myślisz, że on kłamie z tymi nadgodzinami?
No nie. Nie pomyślałam o tym, dopóki ona na to nie wpadła. Ale kiedy już ta wątpliwość została wypowiedziana na głos, nie mogłam wyrzucić jej z głowy. Czy to możliwe, żeby Mariusz mnie zdradzał? Zastanowiłam się nad tym i dotarło do mnie, jak niewiele właściwie wiem o jego pracy.
Czy naprawdę musiał siedzieć wieczorami, przygotowując się do rozprawy następnego dnia? Czy inni też tak robili? Kiedy go o to zapytałam wprost, spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Jedna ze wspólniczek jest dość atrakcyjna. Jak na sześćdziesięciolatkę – rzucił ironicznie. – Reszta to faceci.
– Serio? Nawet na recepcji siedzi facet? – nawet nie wiem, kiedy zrodziła się we mnie podejrzliwość.
– Recepcja jest na dole budynku i przechodzę koło niej dwa razy dziennie – westchnął. – Ola, o co ci właściwie chodzi? Skąd te wszystkie pytania?
Nie chciałam mu mówić, jaką myśl zaszczepiła w mojej głowie Magda. Uznałam, że lepiej będzie, jeśli uśpię jego czujność i sama to sprawdzę. Powiedziałam o swoim planie przyjaciółce i była pod wrażeniem.
– Chcesz go śledzić? – patrzyła na mnie niemal z zachwytem. – Ale serio myślisz, że on ma kogoś na boku?
Wzruszyłam ramionami. Miał czy nie miał, jedno było pewne: ciągle były wymówki, żeby nie spędzać ze mną wieczorów. Bywało, że znikał z domu w weekendy, bo „praca”, a do tego…
Mariusz miał powód, żeby unikać zbliżeń
– Nie sypiamy z sobą od kilku tygodni – powiedziałam z trudem i Magda aż głośno nabrała tchu.
To była, niestety, prawda. Oczywiście, Mariusz miał doskonały powód, żeby unikać zbliżeń. Zmęczenie. Kiedy zamieszkaliśmy razem, kochaliśmy się codziennie. Potem coraz rzadziej, a ostatnio nic. Mariusz wracał z pracy, brał prysznic, coś tam zjadał, wyjmował z lodówki wino, nalewał nam po kieliszku i kładł się na kanapie.
Potem najczęściej zasypiał na niej, nawet nie dopijając tego wina. Raz zainicjowałam kontakt intymny, ale mnie przeprosił i powiedział, że nie jest w stanie nawet myśleć o seksie, bo ma tak ciężki tydzień w pracy i ciągle tylko rozmyśla o tym, czy wszystko zrobił właściwie.
Wtedy to brzmiało sensownie, ale kiedy dodało się dwa do dwóch, zaczęło mi wychodzić, że być może jestem jedną z tych dziewczyn, które nie widzą oczywistych sygnałów, że partner je zdradza.
Dlatego chciałam go sprawdzić. Ale w dzisiejszych czasach nie da się komuś „przetrzepać” komórki. Mariusz nosi smartwatcha na ręce i tam odczytuje wszystkie wiadomości oraz widzi, kto do niego dzwoni. Nawet gdybym znała kod odblokowujący jego telefon, nic by mi to nie pomogło. A nie znałam.
Zaczaiłam się więc na niego pod jego biurowcem. Pomyślałam, że może przyłapię go na tym, że wychodzi z jakąś kobietą. Ale nie. Wyszedł z innym mężczyzną, rozmawiali o czymś nerwowo. Coś jednak się wydarzyło. Kiedy wyjeżdżał z parkingu, nie pojechał w lewo, tak aby dojechać do naszego domu, tylko prosto, kierując się na most. To było dziwne. Natychmiast do niego zadzwoniłam.
– No hej – przywitał się. – Właśnie wyszedłem z pracy. Jadę już do domu.
– Tak? – poczułam, że moje brwi podjeżdżają do góry. – A gdzie jesteś?
Wymienił nazwę ulicy, którą jedzie się do nas. Wiedziałam, że kłamał. Myślał, że miałam jechać do babci, do domu opieki, i nie zorientuję się, kiedy wróci. Mogłam się z nim skonfrontować wieczorem, ale co by mi odpowiedział? Pewnie, że nie chciał mnie irytować, ale musiał podjechać gdzieś po pracy, zawieźć jakieś dokumenty, bo szef mu kazał. To była dobra wymówka, że nie chciał mnie drażnić, bo jego praca stała się punktem zapalnym naszego związku.
– Mam wrażenie, że jestem dla ciebie kompletnie nieważna, liczy się tylko praca! – wyrzucałam mu.
– To co mam zrobić? – denerwował się. – Powiedzieć szefowi, że moja narzeczona nie może zrozumieć, że muszę zostawać kiedy on mnie potrzebuje? Wiesz, ile kosztowało mnie, żeby się dostać do tej kancelarii? Naprawdę mam to zostawić, żeby chodzić z tobą do Magdy i robić sushi?
Strasznie się wtedy pokłóciliśmy
Czułam, że on mnie nie rozumiał. Albo… tylko udawał, że nie rozumie! Bo jeśli miałby inną kobietę, dokładnie to właśnie by mówił, prawda? Wbijał mnie w poczucie winy, żebym przestała czepiać się jego wiecznych nieobecności.
Kiedy więc któregoś dnia zadzwonił z sądu i powiedział, że wszystko poszło źle i musi siedzieć do późnej nocy, a może i do rana, dostałam histerii. Mówił, że może zostać na noc w biurze? Było dla mnie właściwie jasne, że on miał romans. Pamiętam, że krzyczałam i płakałam do słuchawki, a on usiłował mnie uspokoić. Powtarzał, że porozmawiamy później, bo teraz on musi się skupić na sprawie.
– Nie będzie żadnego „później” – wypaliłam. – Nie chcę tak dłużej żyć, Mariusz! Kiedy wrócisz, będę u rodziców. Nie widzę nas dalej razem.
Słyszałam, jak głośno nabrał, a potem wypuścił powietrze.
– Kochanie, nie rób takich rzeczy, proszę cię – powiedział bardzo napiętym tonem. – To naprawdę cholernie ważna sprawa i nie mogę teraz wyjść. Muszę to zrobić do rana, a czas mija. Proszę cię, po prostu się uspokój, a jutro…
Nie dałam mu dokończyć. Wrzasnęłam coś wulgarnego i się rozłączyłam. A potem, kiedy zaczął do mnie wydzwaniać, zablokowałam jego numer. Ale kiedy trochę ochłonęłam, zrobiło mi się głupio z powodu tej reakcji. Pomyślałam, że najlepiej byłoby porozmawiać. Ale nie chciałam czekać.
Wsiadłam do autobusu i pojechałam pod biurowiec Mariusza. Chciałam zadzwonić z recepcji na dole i powiedzieć mu, żeby na chwilę zszedł. Upewniłabym się, że naprawdę był w biurze – to raz, a dwa – naprawdę nie chciałam tak tego zostawiać do następnego dnia. Ale kiedy weszłam do holu, zobaczyłam go. Stał tyłem do drzwi, pochylony nad recepcyjną ladą, za którą widziałam blond koczek. To do tej kobiety mój narzeczony właśnie mówił:
– …dlatego właśnie zamierzam ją rzucić… Jutro to zrobię, nie ma na co czekać. Za dużo mnie to kosztuje!
Stałam tam jak sparaliżowana
A więc dostałam to, czego chciałam… Mój narzeczony właśnie mówił do swojej kochanki, że jutro mnie rzuci. Poczułam, że zalewa mnie fala paniki. Musiałam wydać jakiś dźwięk, bo Mariusz odwrócił się i zdębiał na mój widok.
– Ola…? Co ty tu robisz??
– Słyszałam… co… mówiłeś… – powiedziałam, chcąc jednocześnie stamtąd uciec i nie mogąc się ruszyć.
– Słyszałaś? – nie wyglądał na zmartwionego. – No to już wiesz. Jutro chcę rzucić tę robotę. Znajdę coś innego, będę miał więcej czasu dla ciebie. Ej, co jest?
Ale ja już płakałam. Miałam zapchany nos i mokre policzki. Trzęsłam się. Objął mnie i mocno przytulił. Ponad jego ramieniem dostrzegłam, że blond kok należy do kobiety w średnim wieku, która patrzyła na nas z iście macierzyńskim wzruszeniem.
Potem Mariusz powiedział mi, że tego wieczoru, po awanturze ze mną, chciał po prostu wyjść z pracy i już nie wrócić, ale pani Agata przekonała go, żeby zrobił to, jak należy. Potem, kiedy już zrozumiałam, że wymyśliłam cały ten jego romans i że naprawdę zaharowywał się, żeby zdobyć pozycję zawodową, sama zabroniłam mu pochopnie rzucać kancelarię.
– Wytrzymamy – obiecałam. – Będę cię wspierać. Zostań w tej pracy, jesteś w tym dobry. A my… My mamy przecież przed sobą całe życie razem!
Czytaj także:
„Nie wiem, gdzie jest mój mąż i to jest najgorsze. Jak człowiek umiera, to odwiedza się jego grób. A co ja mam? Setki pytań w głowie"
„Ojciec zostawił mnie, gdy najbardziej go potrzebowałem, a teraz wyciąga łapy po kasę. Nie dostanie złamanego grosza”
„Nie chcę kolejnego dziecka. Nie chodzi nawet o pieluchy czy zarwane noce. W ciągu roku kochałem się z własną żoną... 5 razy!"