Nie jesteśmy zbyt religijni w naszej rodzinie. Osobiście jestem zdeklarowaną ateistką, a do kościoła wchodzę w ramach zwiedzania zabytkowych świątyń, względnie na czyjś pogrzeb albo ślub. Moja siostra jeszcze chodzi do kościoła w Boże Narodzenie, głównie po to, by dzieci zobaczyły szopkę, no i w Wielkanoc, ale nie w niedzielę, bo nie ma na to czasu. Idzie w Wielką Sobotę święcić jajka, bo dzieci by jej nie wybaczyły, gdyby nie dostały w rękę koszyka z barankiem i kurczakiem.
Rodzice czasem wybiorą się na mszę w niedzielę, ale zdarza im się to raz na kwartał. Mama woli włączać transmisję mszy, jak nie zapomni… Moja siostra była równie pobożna jak ja, ale ochrzciła dzieciaki dla świętego spokoju, jak dowodziła. Kiedy to usłyszałam, parsknęłam śmiechem.
– Dla równowagi powinnaś je ochrzcić w kilku różnych świątyniach – ironizowałam.
– No wiesz! – obruszyła się Dominika. – Nie rób sobie jaj z wiary.
– Ja? Chyba ty! – zripostowałam.
Nie drwiłam z wiary jako takiej
Szanowałam cudze uczucia religijne i uważałam, że każdy ma prawo wierzyć, w co chce. O ile faktycznie wierzy… Co innego jednak granie pobożnego pod publiczkę. Hipokryzja. Mijały lata i wreszcie nadeszła długo wyczekiwana przez moją siostrzenicę chwila. Zdała do trzeciej klasy szkoły podstawowej, co oznaczało, że w kolejnym roku przystąpi do pierwszej komunii. Słowo daję, miałam mdłości na samą myśl o tej dętej uroczystości. Nie dlatego, żebym miała coś przeciw samej idei, ale ta oprawa, to całe szaleństwo… Paranoja.
Cały rok został podporządkowany temu jednemu wydarzeniu. Jak tylko ogłoszono termin, ludzie rzucili się do rezerwowania sali, szykowali się jak na wesele, choć przecież wystarczyłby odświętny obiad. Dzieci cały rok uczyły się modlitw, aktów wiary, przykazań, choć niewiele z nich rozumiały.
Wyspecjalizowane krawcowe szyły alby, w których dzieci miały wyglądać jednakowo i skromnie, choć niekoniecznie wyglądały, bo jak zwykle diabeł tkwił w szczegółach. Pewnie dlatego za cenę takiej alby można by kupić trzy inne sukienki, które młoda mogłaby włożyć na kilka innych okazji. Razem z naszą matką wybierały zaproszenia. Zaproszenia! Jakby nie można było zwyczajnie zadzwonić i przekazać informacji. Opadła mi szczęka, gdy dowiedziałam się, że pojechały we trzy na degustację tortu komunijnego… Dominika ciągle narzekała na składki.
– Stówa na prezent dla księdza, pięćdziesiąt dla siostry – wyliczała. – Ozdobienie kościoła i sprzątanie sto pięćdziesiąt. Jakiś obrazek na pamiątkę kolejna setka. Alba trzysta, ofiara na kościół sto pięćdziesiąt…
– Sprzątanie kościoła za prawie dwie stówy od dziecka? Rany boskie!
Szybko przeliczyłam w myślach, że osiem klas po dwadzieścioro dzieci z hakiem w każdej, daje naprawdę konkretną kwotę.
– Przecież kościół chyba tak czy siak jest sprzątany? A dekoracje? Przecież tam zawsze są kwiaty. I wystawiają dekorację, która co roku jest chyba taka sama, nie? Ten wielki kielich i winogrona. Więc za co ta składka?
– Niczego nie rozumiesz, to się nie wypowiadaj! – irytowała się siostra.
– Fakt, nie rozumiem. Czemu godzicie się na takie zdzierstwo? Stówa na prezent dla księdza? Przecież to ogromne pieniądze! I czemu siostra ma dostać tańszy? Bo jest kobietą? Kiecka za trzy stówy, którą dzieciak ponosi parę godzin i do widzenia?
– To jest bardzo ważny dzień w życiu dziecka… – zaczęła moja mama.
– Ta, jasne, Aniela aż się pali, żeby co niedziela latać do kościoła – usadziłam ją. – Przykład idzie z góry. A wy czego ją uczycie? Co tydzień przekupujesz ją przyjęciem i prezentami – wytknęłam siostrze. – Znękane dzieci chcą, żeby ten głupi rok dobiegł końca, żeby już nie musiały się uczyć modlitw i udawać aniołków, sztorcowane na każdym kroku, bo przecież komunia za pasem i muszą się zachowywać! Młoda mówiła, że część dzieciaków wprost ma obiecane, że od przyszłego roku nie będą musiały chodzić na religię. Wy też przecież nie zamierzacie dalej udawać katolików z prawdziwego zdarzenia i uczciwie praktykować. Więc nie zgrywaj mi tu wielce oburzonej. Doskonale wiesz, że Aniela nie musi iść do tej komunii, ale chcesz zrobić imprezę stulecia, więc ją do tego zmuszasz!
Zapadła głucha cisza po moim wybuchu. I w tej ciszy rozległ się głosik:
– To prawda, mamo?
Nie zauważyłyśmy, że Aniela stanęła w drzwiach kuchni i wszystko słyszy.
Ksiądz straszy piekłem, gdy ktoś się pomyli
– Naprawdę nie muszę iść do komunii? Mówiłaś, że muszę, że wszystkie dzieci muszą. Czyli kłamałaś?
– Kochanie, wszystkie dzieci idą do komunii, bo to ważne święto. A jak chcesz bez komunii mieć przyjęcie i prezenty? – Dominika złapała się swojego ulubionego argumentu.
– Tego głupiego przyjęcia też nie chcę! Ani żadnych prezentów! Nie chcę chodzić na msze i zdawać modlitw u księdza. On nas straszy piekłem, jak się pomylimy! Nie chcę iść do piekła!
– Nie pójdziesz do żadnego piekła! – zapewniłam ją szybko, zanim moja matka czy siostra zdążyły zareagować. – Nie ma takiej opcji. I nie musisz iść do komunii, jak nie chcesz – dodałam, idąc za ciosem. – Możesz sama zadecydować. To jest ważny krok w twoim życiu, więc jeśli nie chcesz teraz go zrobić, bo nie rozumiesz po co, możesz to zrobić później, jeśli tak zdecydujesz. Owszem, nie dostaniesz góry prezentów, ale też odpadną ci wszystkie obowiązki związane z komunią, które miałaś do tej pory.
– Tak? – Aniela się rozpromieniła. – No to ja nie pójdę do żadnej komunii, mamo! Nie chcę i już! – oświadczyła stanowczo i w podskokach wybiegła z kuchni.
– Coś ty narobiła, kretynko?! – rozdarła się moja siostra i pobiegła za młodą.
Nasza mama pomaszerowała za nimi, rzucając przez ramię:
– Uważaj na kotlety. Chociaż ich nie spal.
Muszę przyznać, że czułam dumę z siostrzenicy. Mimo usilnych starań nie udało się rodzinnym zastępom przekonać młodej do zmiany zdania. Kiedy dotarło do niej, że naprawdę nie musi brać udziału w tym całym cyrku – bo dla dziecka niepraktykujących rodziców to szopka, a nie misterium – uznała, że nie chce tego robić, i koniec. Nie dała się przekupić ani prezentami (no bo w sumie niczego konkretnego nie potrzebowała), ani tym, że w albie będzie wyglądać jak królewna („mam dużo ładniejsze sukienki, mamo”), ani przyjęciem („siedzenie za stołem jak w święta u babci to nudy”).
Siostra jest na mnie śmiertelnie obrażona
Moja siostra była wściekła. Głównie na mnie. Wszystko miała zaklepane, wpłaciła zaliczki albo i całość, wyszukany na Allegro wianek leżał w szafie obok białych butów… A tu nastąpił bunt. Młoda odmówiła też chodzenia na religię.
– Ksiądz sam powinien iść do piekła, a nie straszyć nim małe dzieci! – pyskowała matce, gdy ta próbowała ją przekonać do uczestnictwa w katechezach.
Kto powiedział, że dziewięciolatka nie może mieć własnego zdania, że nie ma prawa go mieć ani o nie walczyć? Nie szkolny psycholog. Wezwany na pomoc potwierdził, że nie wolno zmuszać dziecka do chodzenia na lekcje, które nie są obowiązkowe, a które mogłyby wywołać uraz psychiczny. Lepiej, by dziecko poszło do komunii później, skoro teraz nie jest gotowe.
Impreza została odwołana. Siostra ze szwagrem stracili pieniądze, co ich dość mocno zabolało. No i nie mogli pochwalić się zdjęciami z uroczystości. W szkole podobno od razu rozeszła się wieść o „tej Anieli, co nie pójdzie do komunii”. Zaraz potem zrezygnowało jeszcze dwoje dzieci, więc może zbuntowana Aniela wytyczyła nowy szlak?
Inna plotka głosi, że ksiądz się obraził na naszą rodzinę. Gdybym miała być złośliwa, powiedziałabym, że moja rodzina widuje go tak rzadko, że raczej nie odczuje tego faktu, ale nie chcę być złośliwa, więc zmilczę. Największą korzyścią z całej tej sytuacji jest to, że zbliżyłyśmy się z Anielą.
Moja siostra jednak stara się nam ograniczać kontakt. Obawia się, że nakładę jej córce do głowy innych rewolucyjnych teorii. Ale młoda i tak zawsze znajdzie sposób, żeby ze mną pogadać. O wszystkim. Bo moja siostra zwykle ucina interesujący Anielę „kontrowersyjny” temat.
– Mama mówi, że jestem za mała – poskarżyła się niedawno młoda. – Albo że kiedyś się dowiem. Albo zwyczajnie kłamie. Sama słyszałam, jak mówiła przez telefon, że jest chora, a nie była. A jak ja mówię, że boli mnie głowa, to wyzywa mnie od kłamczuch. Ona od pracy może się migać, ale ja od szkoły nie. Jak to jest?
I bądź tu, człowieku, mądry
Jak wytłumaczyć dziecku podwójne standardy, jakie stosują dorośli w wychowaniu swoich pociech? Jak usprawiedliwić taktyki przekupstwa, białego kłamstwa, zbywania, straszenia i odgórnych zakazów typu „nie, bo nie”? Heca z komunią jest najlepszym przykładem, co się dzieje, gdy rodzice robią jedno, a mówią drugie.
– Ty jedna, ciociu, mówisz mi prawdę, jak jest – Aniela przytuliła się do mnie z wdzięcznością, gdy wyjaśniłam jej jakąś kolejną zawiłą kwestię, która wcale zawiła nie była, gdy się mówiło wprost.
Lubię, gdy oczy Anieli rozbłyskują zrozumieniem. To moja nagroda.
Od afery z komunią uchodzę w rodzinie za antyreligijną i antykościelną. No cóż, moje poglądy są ogólnie znane, ale nie dlatego powiedziałam dziecku prawdę, żeby odwieść je od przystąpienia do komunii, tylko dlatego, że mała zasługiwała na prawdę. Nieważne, ile ma się lat, każdy na nią zasługuje.
I na to, by zostać wysłuchanym, by móc podjąć decyzję zgodną z własnym ja. Gdyby moja siostra posyłała córkę do Pierwszej Komunii, bo to wynika z jej głębokiej wiary, ze szczerej chęci wychowywania dziecka w duchu katolickim, znalazłaby argumenty, by ją przekonać, ale… to nie była taka sytuacja, więc poległa. Mam nadzieję, że moja mama i siostra kiedyś zrozumieją, skąd wziął się bunt Anielki. W końcu wszystkim nam zależy na dobru tego dzieciaka.
Czytaj także:
„Zdradziłam męża ze szkolną miłością sprzed lat. Mikołaj zachwycał się moim ciałem i jędrnością skóry. Kiedy usłyszałam podobny komplement od Jacka?"
„Rodzice w rok zdążyli się pobrać, zrobić dziecko i się rozwieść. Myślałam, że to szczenięcy wybryk, lecz prawda była inna”
„Moja żona zginęła jadąc do kochanka. Kiedy przeczytałem jego maile, zdębiałem. Jak mogła się zakochać w takim sk****?"