„W Mateuszu zakochałam się z miejsca. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, co zrobił swojej poprzedniej dziewczynie…”

Nowa pracodawczyni była dla mnie podła fot. Adobe Stock, Tunatura
„– Skarbie mój, ktoś mnie przed tobą oczernił. W życiu bym cię nie skrzywdził! – uwolnił moją rękę i uniósł dłonie. – Kto ci na mnie nagadał? Moja była? Nie wiem, skąd się znacie, ale to wszystko z zemsty… – Nie znam twojej byłej. A nie chcę z tobą być, bo już nie czuję się z tobą komfortowo ani bezpiecznie…”.
/ 13.12.2022 15:15
Nowa pracodawczyni była dla mnie podła fot. Adobe Stock, Tunatura

Zima nie jest dobrą porą dla singli. Po budzącej nadzieje wiośnie i aktywnym lecie, jesienią i zimą możliwości na zmianę statusu opadają jak liście z drzew. U mnie co roku powtarzała się ta sama prawidłowość. Znajomości, które jeszcze latem wydawały się ekscytujące i dobrze rokujące na przyszłość, proporcjonalnie do spadku temperatury zaczynały stygnąć i się wykruszać. Co roku miałam nadzieję, że tym razem nawiązany latem romans czy znajomość przetrwa choćby do sylwestra, i każdorazowo boleśnie się rozczarowywałam.

Starałam się więc nie obiecywać sobie za dużo

Moje postanowienia zachwiały się w posadach, gdy poznałam Mateusza. Wydawał się szczerze zainteresowany, nie tylko moim ciałem, ale i całą resztą. Dużo rozmawialiśmy i choć nie zawsze mieliśmy zbieżne poglądy, to nasze dyskusje były bardzo interesujące. Czułam się z nim na tyle dobrze, że zaczęłam nieśmiało marzyć o wspólnej przyszłości i uznałam, że może pora wprowadzić go w krąg moich znajomych. Przedstawiłam go mojej najbliższej przyjaciółce. Aśka podczas wspólnie zorganizowanego wypadu na grzyby uważnie mu się przypatrywała. On niby nie zwracał nią specjalnej uwagi, ot tyle, ile nakazuje dobre wychowanie, ale odnosiłam wrażenie, że nie czuje się dobrze w naszym wspólnym towarzystwie. Jakby był zazdrosny o moje relacje z Aśką, nasze porozumiewanie się „w pół słowa i gestu”, nasze żarty, wspominki. Trochę mnie to martwiło, ale liczyłam, że z czasem się dotrą i przywykną do siebie. W niedzielę wieczorem, kiedy Mateusz opuścił już moje mieszkanie, zadzwonił telefon melodyjką ustawioną „na Asię”.

Hej! Jesteś sama? – usłyszałam zamiast powitania.

– Tak, przed chwilą wyszedł – zakomunikowałam, domyślając się, że chce poplotkować o Mateuszu. – Możesz nawijać. Jak ci się spodobał?

– Wcale – cała Aśka.

Nigdy nie owijała w bawełnę, tylko jak snajper pociskiem waliła prawdą między oczy.

Daj sobie z nim spokój, najlepiej zaraz.

– Możesz to jakoś uzasadnić? – też przeszłam na skrótowy styl.

– Mogę – w jej głosie usłyszałam napięcie. – Ale to zaboli…

– Bo?

– Bo to psychopata.

– Mateusz? Jak możesz! – uniosłam się. – Przecież dopiero go poznałaś!

– I tu się mylisz. On mnie nie kojarzy, ale ja jego bardzo dobrze. Chodził z dziewczyną z mojej firmy, która nie raz i nie dwa zjawiała się w pracy w okularach przeciwsłonecznych w pochmurny dzień, a w długich rękawach w upał. Daj sobie z nim spokój, nim ciebie też skrzywdzi.

– Jesteś tego pewna? Może to ktoś podobny do niego?

– Jak chcesz, skontaktuję cię z nią. Wy poznaliście się w czerwcu, ona uwolniła się od niego w marcu po tym, jak wróciła ze zwolnienia po złamaniu ręki. Wniosła sprawę do sądu o znęcanie się i facet dostał sądowy zakaz zbliżania się do niej. Ale ona do dziś, wychodząc z pracy, rozgląda się wokół nerwowo. Mówić dalej?

– Nie… Dzięki za ostrzeżenie. Muszę to przemyśleć…

– Nie myśl za długo. Wiem, że potrafi być czarujący, jak każdy psychopata, ale to pozory.

Przez całą noc analizowałam Mateusza

Zaczęłam kojarzyć pewne fakty, które do tej pory upychałam gdzieś z tyłu głowy. Jakiś zimny błysk w jego oku, kiedy podczas jazdy na rowerze najechałam na korzeń i wywróciłam się. Wprawdzie zaraz przyszedł mi z pomocą i troskliwie się zajął moim rozbitym kolanem, ale zanim to nastąpiło, przez chwilę po prostu się gapił, jakby rozkoszował się moim cierpieniem. Przypomniałam sobie pewną noc, której nie chciałam pamiętać, kiedy, zamiast pieszczotami wprowadzić mnie w nastrój, po prostu przycisnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować, mówiąc po wszystkim: „Sorki, poniosło mnie, tak na mnie działasz”. Te wszystkie incydenty zaczęły wypełzać z mojej podświadomości i zrozumiałam, że Aśka może mieć rację. Tym razem to ja pierwsza ochłodziłam, a potem zerwałam letnią znajomość. Jeśli miałabym jakieś wątpliwości co do słuszności swojej decyzji, Mateusz sprawił, że się ich pozbyłam.

Co ty sobie myślisz? – warknął, gdy mu powiedziałam, że nie widzę dla nas przyszłości.

Złapał mnie za nadgarstek, w jego oczach błysnęła furia.

– Pogrywasz ze mną? Kim ja dla ciebie jestem? Pieprzoną zabawką, którą można rzucić w kąt, kiedy się znudzi?

Z trudem nad sobą panował, a ja pogratulowałam sobie w myślach, że na miejsce spotkania wybrałam zatłoczoną kawiarnię.

– Nie, ale ja też nie jestem zabawką, którą można bezkarnie połamać – odparłam. – Twoja reakcja najlepiej dowodzi, że bywasz gwałtowny. Puść, to boli.

– Skarbie mój, ktoś mnie przed tobą oczernił. W życiu bym cię nie skrzywdził! – uwolnił moją rękę i uniósł dłonie. – Kto ci na mnie nagadał? Moja była? Nie wiem, skąd się znacie, ale to wszystko z zemsty…

Mateusz, nie znam twojej byłej. A nie chcę z tobą być, bo już nie czuję się z tobą komfortowo ani bezpiecznie…

– Chodzi ci o tamto? – przerwał mi. – Poniosło mnie, przecież przeprosiłem…

– I co z tego? Jak cię znowu poniesie, znowu przeprosisz, a potem znowu? Nie dla mnie taka huśtawka. Chcę to zakończyć tu i teraz.

On nie chciał. Jeszcze przez miesiąc, to prosząc, to grożąc, próbował mnie przekonać do zmiany zdania. Potrafił naubliżać mi przez telefon, a potem czekać pod moim domem z kwiatami. Ostrzegłam go, że pójdę na policję, jeśli się nie odczepi.

Wtedy dał mi spokój

Zapewne się przestraszył drugiej rozprawy w sądzie. To już by była recydywa. Choć wiedziałam, że podjęłam jedyną słuszną decyzję, nie czułam się dobrze. W jesienne wieczory znów byłam sama i nachodziły mnie chwile, w których tęskniłam za Mateuszem, za tym dobrym Mateuszem. Znów czekały mnie samotne jesienne wieczory…

Chyba cię pogięło – podsumowała moje tęsknoty Aśka. – Niby w Boga nie wierzę, ale na mszę dałam w podzięce, że udało ci się od niego bezboleśnie uwolnić.

– Kochana jesteś, ale syty głodnego nie zrozumie. Ty masz swojego Oskara, masz się z kim śmiać, z kim płakać, kłócić się, godzić… A ja? Wciąż sama… – użaliłam się.

Westchnęła i popukała się w głowę.

– Mniej poezji, więcej realizmu. To zdrowsze. Wiem, że samotność jest trudna, ale lepsza niż ciągły strach. Lepiej płakać z samotności niż z bólu po kolejnym pobiciu. Poza tym nie rób z siebie Robinsona na bezludnej wyspie. Przecież nie jesteś sama. Masz nas, rodzinę, znajomych, jesteś lubiana, urocza, w końcu trafisz na właściwego faceta…

– Zdaje się, że ostatniego wartościowego zgarnęłaś dla siebie – mruknęłam.

Kiedy wyszła, zrobiłam sobie herbatę z sokiem malinowym, by nieco złagodzić gorycz, jaką czułam. Moje myśli nie były wesołe. Znowu czekały mnie długie, samotne wieczory i puste weekendy, snucie się po galeriach handlowych i zazdrosne zerkanie na pary, które spierają się, co wybrać na prezent gwiazdkowy dla teściowej. Mój kiepski nastrój balansował na granicy chandry, więc sięgnęłam po mroczny, krwawy kryminał i zagłębiłam się w lekturze. Bohaterka przeżywała piekło nieudanego związku i ta lektura paradoksalnie pomogła mi uporać się ze smutkiem.

Usnęłam spokojna i bezpieczna

Racja, lepiej płakać z braku miłości niż z powodu siniaków zrobionych przez ukochanego. Z samotnością da się walczyć. Zapisałam się na kurs hiszpańskiego i zastanawiałam się nad przyjęciem proponowanej mi dodatkowej pracy. Właśnie kułam kolejne hiszpańskie słówka, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Na progu stała Aśka, za nią krył się Oskar, który trzymał jakieś zawiniątko.

– Cześć, wchodźcie! – ucieszyłam się. – Co się tak czaicie?

– Cześć… – Oskar wychylił się zza pleców Aśki. – Na mnie nie krzycz, to był jej pomysł… – podał mi zawiniątko, które było ciepłe i ruchliwe.

Zajrzałam pod kocyk i zobaczyłam kłębuszek futerka, z którego wyzierały cudne brązowe ślepka. Żywa pluszowa przytulanka…

– Sunia znajomych się oszczeniła i pomyślałam… – tu Aśka się zacięła i umknęła wzrokiem w bok. – No, pomyślałam… że może… no, wiesz…

– Szczeniaczek! Jaki słodki! – zawołałam.

– Będzie cię kochał i bronił – powiedziała Asia. – Chciałaś porządnego faceta, masz faceta. Takiego, którego możesz sobie wychować, który będzie wierny i lojalny – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Nie wiedziałam, czy mam dziękować Aśce czy się na nią gniewać. Nie powinno się robić takich prezentów, ale… od pierwszego spojrzenia zakochałam się w tej kulce futra. I czułam, że ta miłość, w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich, przetrwa dłużej niż jeden sezon…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA