Poznaliśmy się w pociągu w drodze na wakacje nad morze. Całą drogę staliśmy na korytarzu, więc wywiązała się rozmowa. Okazało się, że Janek właśnie rozstał się z dziewczyną i postanowił wyjechać, żeby pomyśleć, co dalej. Pocieszałam go, jak umiałam, a następnego dnia wpadliśmy na siebie przypadkiem na plaży. Zaczęliśmy spędzać razem całe dnie i na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Kilka tygodni później zadzwoniłam do Janka, żeby powiedzieć, że musimy się spotkać.
Miałam mu coś ważnego do przekazania
Na mój widok poderwał się od stolika:
– Słuchaj, muszę ci o czymś powiedzieć.
– Ja też!– krzyknęłam. – Jestem w ciąży!
– To… świetnie – wykrztusił z trudem.
Zbladł nagle i nie miał wesołej miny, ale też nie uciekł, tylko wypytał o wszystko. Od razu też zadeklarował, że się ze mną ożeni.
– A o czym ty chciałeś mi powiedzieć? – zapytałam, już wychodząc.
– A, to nic ważnego – westchnął.
Dopiero kilka lat później, gdy złożył pozew o rozwód, przyznał, że chciał mnie wtedy poinformować, że pogodził się z byłą dziewczyną i wracają do siebie. W tamtej sytuacji zachował się jednak jak mężczyzna. Pobraliśmy się jeszcze przed porodem, Janek po aplikacji zaczął pracować w kancelarii u ojca, urodziły nam się bliźniaki…. Przez pierwsze trzy lata ich życia byłam okropnie zajęta. Janek nawet wynajął opiekunkę, żebym mogła odpocząć i gdzieś się czasem wyrwać, ale nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby zrobić to we dwoje. Ja miałam swoje życie, w domu, bo nigdy nie musiałam pracować, a Janek ciągle przesiadywał w kancelarii. Naprawdę, gdyby nie dzieci, nic by nas nie łączyło. Nieraz przez całe dnie nie zamieniliśmy słowa!
Kiedy Staś i Igor poszli do przedszkola, ja zajęłam się urządzaniem domu, który dostaliśmy od rodziców Janka. Teściowie uwielbiali wnuki, więc chłopcy od zawsze mieli wszystko. Nawet mi do głowy nie przyszło, że to się może otrzeć o tragedię… Kiedy pewnego dnia Janek przyszedł wcześniej z kancelarii i z poważną miną oznajmił mi, że musimy porozmawiać, przestraszyłam się nie na żarty: pewnie jest chory albo wpadł w jakieś prawne tarapaty! Tymczasem on… zażądał rozwodu. Okazało się, że już od jakiegoś czasu spotyka się z tą swoją dziewczyną sprzed lat.
– Sama wiesz, że poza dziećmi nie mamy ze sobą nic wspólnego – wyjaśniał mi jak małemu dziecku. – Nie bój się, zadbam o to, żeby niczego wam nie zabrakło. Będę płacił alimenty również tobie…
No, spróbowałby nie! Zatrudniłam dobrego adwokata i wywalczyłam rozwód z winy Janka, alimenty na siebie i dzieci, a w dodatku dom. Oczywiście, od razu go sprzedałam, bo po co mi taki kolos? Kupiłam wielkie, wygodne mieszkanie na ekskluzywnym osiedlu. Nie miałam skrupułów, by domagać się od niego dla siebie i synów wszystkiego, co najlepsze. Na święta i urodziny żądałam dla nich najnowszych (i najdroższych!) gadżetów, telefonów, tabletów, gier, rowerów, quadów… Dzieciaki posłusznie powtarzały wszystko, co wbijałam im do głowy.
– Idź do tatusia – mówiłam, kiedy prosili mnie o coś. – Na pewno ci kupi. Przecież musi wam wynagrodzić to, że was zostawił!
Niech płaci!
Nie zaprzestałam swoich żądań nawet wtedy, kiedy Jankowi urodziły się dwie córki. Podejrzewałam, że musi cienko prząść, z czwórką dzieci i dwójką żon na utrzymaniu, ale co mnie to w końcu obchodziło? Gdyby mnie nie zostawił, nie miałby kłopotu! Bliźnięta rosły, więc rosły też ich potrzeby. Wakacje za granicą, kursy językowe, dodatkowe zajęcia pochłaniały górę pieniędzy. Nawet moi synowie to zauważyli. Staś raz przyszedł do mnie z poważną miną.
– Wiesz, mamo, Anita i Klaudia nie chodzą na dodatkowy niemiecki… I rowery też mają gorsze od naszych, i pokoje mniejsze… A Klaudia powiedziała, że bluzę ma od kuzynki, bo ona już z niej wyrosła. Moje wszystkie są ze sklepu. Czemu tak jest?
– Może tak wolą – odparłam.
Co miałam powiedzieć? Że taty nie stać, bo pieniądze wydaje na niego i jego brata? Jak kiepsko jest, dowiedziałam się dopiero, kiedy Janek przyszedł, żeby porozmawiać o zmniejszeniu kwoty alimentów. Tłumaczył się, że jest kryzys. Wyśmiałam go wtedy i wyrzuciłam za drzwi. Też wymyślił sposób na oszczędzanie! Moi synowie co prawda wstrzymali się z kosztownymi zachciankami i nawet w wakacje pracowali u ojca w kancelarii, ale ja to co innego! Przyrzekłam sobie solennie, że nigdy nie wyjdę znów za mąż, żeby nie stracić swojego źródła utrzymania. Nie, żebym nie miała propozycji, ale wolałam niezobowiązujące romanse niż stały związek. Tylko jakoś żaden mój kochanek nie rozumiał, że to świetny sposób na życie, i oskarżali mnie o chciwość i interesowność. Odkąd chłopcy poszli na studia, nudziłam się jak mops, zajęłam się urządzaniem wnętrz.
Nie miałam co robić
Miałam bogatych sąsiadów, którzy nie chcieli dzielić się dochodami z urzędem skarbowym, więc robiłam to „po znajomości”, i tak też odbierałam zapłatę. Raz co prawda sąsiadka, zachwycona moim dziełem, zaproponowała mi urządzenie swojego biura, ale do tego musiałabym zarejestrować firmę i straciłabym alimenty od Janka. Wszystko zostało więc po staremu. Aż do tamtego sądnego dnia wiosną…
Jakoś w południe, kiedy dobierałam materiały, którymi chciałam na nowo obić krzesła, usłyszałam wycie karetek pogotowia i straży pożarnych. Rzuciłam się do okna, ale w oddali widać było tylko kłęby czarnego dymu, włączyłam więc telewizor na lokalną stację.
– W godzinach porannych doszło do wybuchu w kamienicy w centrum – usłyszałam komunikat. – Miało tam siedzibę wiele biur. Gruzowisko jest przeszukiwane, na razie nic nie wiadomo o ofiarach śmiertelnych.
Boże, co to się dzisiaj dzieje… Do mieszkania wpadł Igor.
– To twoja wina! – krzyknął.
– Nie bądź śmieszny – oburzyłam się. – Co, bombę podłożyłam czy jak?!
– To twoja wina, że tata tam mógł być! – niemal płakał. – To przez ciebie musiał brać dodatkowe zlecenia i został doradcą prawnym w tamtym biurze. I teraz nikt z nas nie może się do niego dodzwonić!
Oklapłam bezwładnie na krzesło, nagle zabrakło mi tchu. Przecież ja nie chciałam! Skąd mogłam wiedzieć, że Janek musiał więcej pracować? Ostatnio był co prawda blady i miał podkrążone oczy, ale żeby przeze mnie musiał zaharowywać się na śmierć? I to może nawet dosłownie?! Pojechaliśmy z Igorem w te pędy do domu Janka i Krysi, żeby tam poczekać na wieści. Krysia nie wyrzuciła mnie za drzwi (ja tak bym zrobiła…). Za to podała mi rękę na powitanie i powiedziała, że brak wiadomości to dobra wiadomość. Czekaliśmy wszyscy w kuchni. Co jakiś czas dzwoniliśmy do Janka albo na infolinię dla rodzin ofiar, ale nic nie było wiadomo. Nagle ktoś otworzył drzwi wejściowe.
– Boże, jesteś! – Krysia pierwsza dopadła Janka i uwiesiła mu się na szyi.
Potem staliśmy już wszyscy objęci i płakaliśmy jak bobry.
– Byłem akurat z klientem na obiedzie, kiedy to się stało – wyjaśnił Janek.
Kilka dni później poszłam do kancelarii Janka i zgodziłam się na obniżenie alimentów na razie o połowę. Muszę coś mieć na „nową drogę życia”. Bo chcę otworzyć własną firmę. Mój były obiecał mi pomóc. O sprawach osobistych pomyślę później.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”