Inni chłopacy już dawno mieli panny, a ja na studniówkę mogłem pójść albo sam, albo z Bertą. Chodziliśmy razem na kółko historyczne. Nie wiem, czy była ładna, ale była ewidentnie dla mnie za wysoka. Koledzy nabijali się, że jak dojdzie co do czego, to się zgubię albo coś. Jakby nie wystarczały epitety: krasnal, owsik, Tomcio Paluch.
Życia bym nie miał, gdybym zjawił się z nią na balu. Flip i Flap. Mogę sobie wyobrazić te teksty. Mimo wszystko nie chciałem urazić Beci (na imię miała Beata) odmową wprost, więc wybrałem trzecie wyjście: rozchorowałem się.
Na studiach nie było lepiej, choć dziewczyn było sporo
Na moim wydziale chyba przeważały nad facetami. Jednak zrażony wcześniejszymi doświadczeniami, bałem się wyjść z inicjatywą. Gdy na spotkaniu z kolegami z liceum, po kilku browarach, wygadałem się, że nadal jestem prawiczkiem, musiałem uciekać, żeby mnie siłą nie zaciągnęli do burdelu.
Wtedy powiedziałem sobie: dosyć. Dosyć bycia niewidzialnym. Nie urosnę ani nie wyprzystojnieję, ale mogłem popracować nad sylwetką. Bieganie, rower, siłownia, odpowiednie ćwiczenia. Miałem czas, skoro nie randkowałem, i miałem plan.
Chciałem wyrzeźbić ciało, nie zaś przypakować i wyglądać karykaturalnie. Polubiłem to i powoli, lecz konsekwentnie, dzień po dniu, pracowałem nad zbudowaniem formy. Udało się. Nabrałem mięśni, siły, kondycji, a wraz z nimi pewności siebie, która przyciąga kobiety nawet bardziej niż wygląd.
Przestałem być niewidzialny i wreszcie zdobyłem doświadczenie, którego mi brakowało. To była przygoda na jedną noc, z dziewczyną poderwaną w klubie, ale dowiodła, że mogę się podobać.
Znalazłem sposób na kobiety
Liczył się dobry wygląd, pewność siebie, przejmowanie inicjatywy. Trochę poszalałem, nadrabiając zaległości, ale w końcu zapragnąłem czegoś stałego, na serio, na dłużej, może nawet na zawsze?
Renata była śliczną, drobną blondynką, przy której wyglądałem jak siłacz.
Zakochałem się po uszy. Studiowałem i jednocześnie pracowałem dorywczo, by mieć pieniądze na wyjścia z nią i prezenty dla niej. Skończyło się nagle i bez ostrzeżenia, gdy wyznałem, że zbieram na pierścionek zaręczynowy.
– Ale dlaczego? Powiedz – nalegałem jak głupi.
– Nie pasujemy do siebie i tyle.
– Ale ja cię kocham!
Wydęła usta.
– Zaraz takie wielkie słowa… Lubię cię, ale mam wyższe aspiracje niż… nauczyciel historii. Ile ty zarobisz? Co mi możesz ofiarować za te drobne? Tak, jestem materialistką, jak większość kobiet, bo myślimy przyszłościowo. Pieniądze może szczęścia nie dają, ale bez nich trudno być szczęśliwym. Sorry.
Złamała mi serce, zdeptała dumę, a po tym wszystkim…
Zwykłe sorry?! Ale przynajmniej udzieliła mi ważnej życiowej lekcji. Zrozumiałem, że kobiety tak naprawdę pragną kasy i pozycji. W porządku. Wybrałem historię, bo ją lubiłem, ale w matmie i informatyce też byłem niezły.
Straciłem dziewczynę, więc znowu miałem sporo czasu tylko dla siebie. Studia historyczne nie są zbyt obłożone zajęciami, treningi weszły mi w krew, więc bez trudu dałem radę wcisnąć w grafik naukę programowania. Przynajmniej nie myślałem o Renacie. A po dyplomie nie pracowałem w szkole, tylko jako spec od stron internetowych. Miałem do tego dryg, więc na brak roboty i pieniędzy nie narzekałem.
Stać mnie było na markowe ciuchy, modne gadżety, snobistyczne kluby, a podrywanie dziewczyn stało się łatwe jak oddychanie. Przyznaję, przesadzałem, jakbym nie wiedział, że ilość nie przekłada się na jakość, a etykietkę nieudacznika przyklejoną mi przez Renatę zamieniam na opinię łatwego faceta.
Wtedy poznałem Edytę. Włosy do pasa, pełne usta, rzęsy, którymi zahaczała o sufit, bujne piersi i nogi modelki. Prawdopodobnie tylko te nogi były w pełni dziełem natury, nie wnikałem jednak. Może i była plastic fantastic, ale liczył się efekt końcowy. Doskonale rozumiałem chęć poprawy własnego ciała i urody, sam kiedyś wyglądałem inaczej i byłem pełen kompleksów.
Gorzej, że z biegiem czasu zacząłem dostrzegać w Edycie rysy, których żadna operacja plastyczna nie naprawi. Nigdy mi się nie zwierzała, od tego miała koleżanki. I to z nimi wolała wychodzić na miasto. Ja słyszałem, że nie możemy być ciągle razem, bo się sobą znudzimy.
– Nie jestem kobietą bluszczem, lubię być niezależna – mówiła, kiedy zarzucałem jej, że spędzamy razem za mało czasu.
Fakt, była niezależna, tak bardzo, że stawałem się zbędny
Do niczego mnie nie potrzebowała, no prawie, bo zawsze chętnie korzystała z moich pieniędzy. Wciąż miała jakieś nowe zachcianki. Biżuteria, buty, ciuchy, kosmetyki… Na początku przyjmowałem za coś naturalnego, że ją rozpieszczam, obsypuję prezentami, uszczęśliwiam.
Cieszyło mnie i wbijało w dumę, że stać mnie na taką piękną, luksusową kobietę. Ale kiedy zorientowałem się, że ona tych podarunków wymaga, że od nich uzależnia swój humor i ochotę na seks, poczułem się jak frajer. Jestem jej chłopakiem czy sponsorem? – zastanawiałem się.
Gdy przy jakiejś kłótni jej to wytknąłem, wpadła w szał, jakbym nazwał ją prostytutką. No cóż, uderz w stół…
– Ty draniu, jak możesz! Jesteś podły! – krzyczała, a potem zamknęła się w swoim pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Zza nich dobiegł mniej płacz…
Przypomniałem sobie, jak się poczułem, podsumowany przez Renatę, i pomyślałem, że właśnie zrobiłem coś takiego Edycie: przykleiłem jej brzydką łatkę. Zrobiło mi się głupio i postanowiłem załagodzić sprawę. Poszedłem kupić na przeprosiny jej ulubionego szampana i czekoladki. Edyta jest atrakcyjna, mężczyźni zawsze byli dla niej hojni, więc się do tego przyzwyczaiła, trudno ją winić…
Wszedłem do domu. Nigdzie jej nie było
Może się wyniosła na parę dni do matki, za karę? Ale nie, znalazłem ją na balkonie. Rozmawiała przez telefon.
– Nie, to koniec, czuję takie rzeczy… Mówię ci. Szkoda mojego zachodu. Wycisnęłam z niego, ile mogłam, ale wkrótce zakręci kurek albo zacznie bredzić o ślubie, bachorach, brr…
Wyszedłem na taras, żeby Edyta mnie zauważyła.
– O cholera! Muszę kończyć.
Nic nie mówiłem, ona też niewiele miała do dodania. Przeprosin się nie doczekałem, za to jeszcze tego samego dnia spakowała swoje rzeczy i wyniosła się z mojego mieszkania oraz życia. Szampana, którego mieliśmy wypić na zgodę, wypiłem sam. Smakował gorzko.
Kolejny raz zawiodłem się na kobiecie
I miłości w ogóle. Gdzie popełniałem błąd? Może to moja wina, a nie ich? Może wciąż tkwił we mnie chuderlawy, zakompleksiony kujon i krasnal, którego kobiety nie zauważały i nie chciały? Nie dostrzegały i nie doceniały prawdziwego mnie. Za to widziały pozory, więc dostawałem pozorne uczucie.
Zraziłem się i zniechęciłem do związków. Starałem się zadowolić swoje wybranki i kończyłem porzucony, oszukany, potraktowany przedmiotowo. Może kobiety nie potrafią szczerze kochać? OK, będę taki sam!
Nie unikałem romansów, ale już nie miałem złudzeń i kiedy któraś chciała ode mnie czegoś więcej, odchodziłem. Stałem się cyniczny, żyłem samotnie, egoistycznie, ale całym sercem.
Aż któregoś dnia w firmie, dla której wtedy pracowałem, zobaczyłem na korytarzu uroczą brunetkę. Była bardzo wysoka, ale jej figura sprawiała, że wzrost dodawał jej gracji i podkreślał smukłe nogi. Nasze spojrzenia się spotkały – i dosłownie utonąłem w jej wielkich, brązowych oczach. Dziewczyna zarumieniła się, uśmiechnęła lekko spłoszona, a potem szybko odeszła w swoją stronę. Sprawiała wrażenie kruchej i nieśmiałej. Ostrożnej.
Takiej, która nie zadaje się z podrywaczami, bo raczej woli być sama, niż dać się zranić. To nas łączyło. Zarazem była zupełnie inna niż kobiety, z którymi się do tej pory zadawałem, i może ta inność mnie do niej ciągnęła. Poza tym było w niej coś znajomego, tak jakbyśmy już kiedyś się spotkali.
Może tak wygląda zauroczenie od pierwszego wejrzenia?
Beata była nową dyrektorką do spraw marketingu. Niedobrze. Kobietom robiącym karierę trudniej zaimponować swoją pozycją i zamożnością. Ale ta dziewczyna tak mnie zauroczyła, że postanowiłem spróbować. Spodziewałem się długich podchodów i zachodów, więc zaskoczyła mnie, gdy po prostu przyjęła zaproszenie do najmodniejszej restauracji w mieście. Czyżbym się co do niej pomylił?
A co, może byś wolał, żeby się z tobą bawiła w kotka i myszkę, sprytnie stosowała technikę przyciągania i odpychania? Chciałeś szczerości, to nie narzekaj, zbeształem sam siebie.
Wieczór układał się cudownie. Piliśmy wyśmienite wino, jedliśmy drogie przystawki i prowadziliśmy lekką rozmowę. Trochę żartowaliśmy, trochę flirtowaliśmy. Już planowałem dalszy ciąg, gdy Beata upiła spory łyk wina, oblizała wargi, a potem spojrzała na mnie przeciągle i zapytała:
– Nie poznajesz mnie?
– Owszem, wyglądasz znajomo. Aktorka, modelka? – zgadywałem. – Mogłem cię widzieć w jakiejś reklamie albo teledysku?
– Ty mnie naprawdę nie poznajesz! To ja, Duża Berta. Becia z kółka historycznego!
Kiedy to powiedziała, wreszcie skojarzyłem
Zrozumiałem, dlaczego zawsze na jej widok czułem, że skądś ją znam. Te brązowe oczy, te pulchne usta… Tyle że cała reszta była zdecydowanie inna. Teraz jej uroda już nie ginęła w nieprzeciętnym jak na kobietę wzroście. Teraz Beata wyglądała jak aktorka z latynoskiej telenoweli: zaokrąglona, gdzie trzeba, śliczna, seksowna i pełna wdzięku.
– Widzę, że odzyskałeś pamięć. Tak, to naprawdę ja. Jestem tą samą dziewczyną, której nie chciałeś – roześmiała się gorzko. – Teraz ci się podobam, prawda?
– Bardzo – przyznałem.
– Ale ty mi się już nie podobasz. Kiedyś byłeś świetnym chłopakiem. Miałeś pasje i marzenia. Lubiłam cię. Naprawdę. Myślałam, może głupio, że skoro oboje nie jesteśmy idealn, będzie nam razem po drodze, że możemy się zaprzyjaźnić, wspierać… I tak, pójść razem na tę głupią studniówkę, skoro żadne z nas nie ma pary.
Ale ty uciekłeś, bo co? Bo bałeś się, że… że co? Że będę w tańcu jak połamana żyrafa? Bo tak gadali? A ja umiem tańczyć! Specjalnie brałam lekcje. I dla kogo? Dla kurczaka, który wyrósł na puszczalskiego pozera. Niedobrze mi się robi, jak na ciebie patrzę – wycedziła, po czym wstała i wyszła z lokalu, zostawiając mnie zawstydzonego i oniemiałego.
Naprawdę tak o mnie myśli, czy mści się za studniówkę?
I co mam teraz robić? Zapomnieć czy walczyć? Powinniśmy przynajmniej wyjaśnić sobie to i owo…
Nazajutrz w pracy sama mnie znalazła i zaprosiła na piwo wieczorem. Nic z tego nie rozumiałem, ale oczywiście zgodziłem się na spotkanie. Zabrała mnie do zwykłego pubu i przeprosiła za wczoraj.
– Poniosło mnie, przepraszam...
– Ja też przepraszam. Zachowałem się wtedy jak tchórz.
– Daj spokój! – uniosła dłoń. – Wcale nie byłoby mi lżej, gdybyś dał mi oficjalnego kosza. Chciałeś być miły, na swój sposób oczywiście. A ja jestem już dość dorosła, żeby wiedzieć, jak bardzo nastolatki są podatne na opinie innych. Wiem też, że uczuć nie da się wymóc, że miałeś prawo mi odmówić. To proste.
Uśmiechnąłem się tylko, a ona kontynuowała:
– Oboje się zmieniliśmy… Na lepsze czy gorsze? – to się okaże. Więc zacznijmy od nowa, OK? Cześć, jestem Beata.
Wyciągnęła do mnie rękę, którą po męsku uścisnąłem.
– Cześć, jestem Tomasz.
Czytaj także:
„Pies to mój najlepszy przyjaciel, ale powinien znać swoje miejsce. Dla mnie jest kanapa, dla niego kojec przy garażu”
„Kumpel zrobił mnie w bambuko. W kilka chwil straciłem wszystkie oszczędności, na które tak długo pracowałem”
„Z pola dobiegał płacz, skomlenie. Myślałam, że to zagubione dziecko. Okazało się, że chodziło o porzucenie"