„Po macierzyńskim czułam się bezwartościowa na rynku pracy. Byłam mamuśką, nie kobietą sukcesu”

zawstydzona kobieta fot. Adobe Stock, sakkmesterke
„Koleżanka nadal miała burzę czarnych włosów do połowy pleców, choć teraz pewnie musiała farbować siwe odrosty, wciąż mocno się malowała i nosiła bajecznie kolorowe, luźne sukienki. Ta, którą miała na sobie, była cała w geometryczne wzory, do tego Elwira miała na sobie bransoletki z kości i srebra oraz wielkie kolczyki”.
/ 21.06.2023 22:00
zawstydzona kobieta fot. Adobe Stock, sakkmesterke

Nim otworzyłam wielkie drzwi, odetchnęłam głęboko kilka razy. A potem wspięłam się po schodach i nacisnęłam klamkę…

– Dzień dobry – przywitałam się, tłumiąc uczucie paniki. – Jestem tutaj pierwszy raz i…

Mężczyzna w butach o wzorze krokodylej skóry nie dał mi skończyć. Wiedziałam, że jest kimś ważnym, bo pozostali patrzyli na niego z szacunkiem, a nawet lękiem. Odburknął coś na moje powitanie, a potem pokazał mi łóżko zasłane żółtą i czerwoną tkaniną.

– Proszę się rozebrać i położyć – polecił, nie patrząc na mnie. – Już? Dobrze.

Zamarłam, kiedy do mnie podszedł i kazał mi usiąść

I to do tego w zrelaksowanej pozie. Byłam zupełnie naga i nagle pożałowałam, że nie mam długich włosów, które zasłoniłyby chociaż moje piersi.

– Proszę zgiąć nogę, druga prosto – patrzył na mnie jakbym była przedmiotem. – Ręce za głowę, o, dobrze. Niech się pani rozluźni.

Uśmiechnął się nagle i nie wiedziałam, czy bardziej mnie to cieszy, czy przeraża.

Wygodnie pani? Może dołożymy poduszkę. Hej, poproszę jeszcze jedną poduszkę!

Ktoś natychmiast usłużnie mu ją podał, a on wsunął mi ją pod plecy.

Już się nie uśmiechał, taksował spojrzeniem moje nagie ciało, a potem ukucnął i coś pstryknęło. Poczułam, że powietrze wokół mnie robi się ciepłe i domyśliłam się, że włączył piecyk, żebym nie zmarzła. Nie wiem dlaczego, ale to mnie wzruszyło. Przecież przyszłam tu do pracy, nie musieli się mną tak przejmować. A jednak ktoś pomyślał, że mogę zmarznąć bez ubrania.

Sześć godzin później ubrałam się i wyszłam

Nogi miałam jak z waty. Moje mięśnie drżały z wysiłku, byłam głodna i zmęczona. Dostałam jednak pieniądze w gotówce i to mnie uszczęśliwiało. Trochę tylko się martwiłam tym, co podsłuchałam: że następnego dnia spędzę sześć godzin na klęczkach.

Kiedy przyszłam do domu, rozpłakałam się z napięcia i stresu. Zastanawiałam się, jak do tego doszło, że od dziś wykonuję taką pracę.

Ale przecież świetnie wiedziałam… Dwanaście lat na rynku pracy to cała wieczność. Kiedy więc Flora poszła do przedszkola, ocknęłam się nagle w świecie, w którym moje wykształcenie i doświadczenie było bezużyteczne. Oczywiście rozsyłałam CV i pytałam znajomych o pracę, ale prawda była dość brutalna: żeby wrócić na rynek, musiałabym uczyć się wszystkiego praktycznie od nowa, tyle się zmieniło.

Niestety, ja nie mogę pracować popołudniami. Przy czwórce dzieci, od trzech do dwunastu lat, niełatwo było mi znaleźć czas na szkolenia i naukę.

– Wezmę cokolwiek, byle to nie była praca na zmiany – powiedziałam w końcu do męża, który pracował tyle, że w domu praktycznie tylko spał.

Nie mogłam pracować po siedemnastej, bo wtedy młodszym dzieciom kończyła się świetlica, a Florze przedszkole i musiałam ich bezwzględnie odebrać. Janek nieraz wracał do domu po ósmej wieczorem i jedyne, o czym marzył, to ciepła kolacja i chwila spokoju po całym dniu w markecie budowlanym.

Szybko okazało się, że takie zajęcia jak sprzątanie czy praca przy kasie w sklepie wymagają dyspozycyjności popołudniami i wieczorami. Zaczęłam wpadać w panikę, bo potrzeby finansowe rodziny rosły, a ja byłam bezrobotna.

Któregoś razu spotkałam dawną koleżankę z klasy

Mimo że od skończenia przez nas podstawówki minęło dwadzieścia sześć lat, natychmiast ją poznałam.

– Elwira! Ty się nic a nic nie zmieniłaś! – wykrzyknęłam zdumiona.

Koleżanka nadal miała burzę czarnych włosów do połowy pleców, choć teraz pewnie musiała farbować siwe odrosty, wciąż mocno się malowała i nosiła bajecznie kolorowe, luźne sukienki.

Ta, którą miała na sobie, była cała w geometryczne wzory, do tego Elwira miała na sobie bransoletki z kości i srebra oraz wielkie kolczyki, które podzwaniały przy każdym jej ruchu.

Ucieszyła się na mój widok i zaprosiła mnie na kawę. Pamiętałam, że skończyła liceum plastyczne i byłam ciekawa, co robiła potem.

– Poszłam za swoją pasją – odpowiedziała. – Dzisiaj uczę studentów. A ty co robisz?

No i nie wiedzieć kiedy, rozkleiłam się przy Elwirze

Mimowolnie zagryzłam dolną wargę. Wstydziłam się przyznać, że jestem bezrobotna, zwłaszcza tej pięknej, spełnionej kobiecie, która siedziała naprzeciw mnie i opowiadała o swojej wystawie, którą właśnie zorganizował jej prezydent naszego miasta.

– Urodziłam czworo dzieci – bąknęłam. – Jestem, póki co, mamą na cały etat.

Okazało się, że Elwira ma dwie córki. Z zazdrością popatrzyłam na jej smukłą sylwetkę. Ja po kolejnych ciążach przybierałam tylko kilogramy i nigdy już nie udało mi się ich zgubić. Nie wiem, dlaczego wtedy o tym pomyślałam, może w Elwirze było coś, co skłaniało do zwierzeń. Kiedy zaczęłam mówić, słuchała mnie z uwagą i ciepłem w spojrzeniu.

Gdy dotknęła mojej dłoni, wyrażając zrozumienie i otuchę, nie wytrzymałam i rozpłakałam się, narzekając na swoje życie.

– Czuję się bezużyteczna, brzydka i gruba… – łkałam cicho. – Jestem na utrzymaniu męża, nie mam znajomych, całymi dniami prawie nic nie robię, a potem wpadam w kocioł karmienia dzieci, odrabiania lekcji i wożenia ich na zajęcia… Nie wiem, co ja zrobiłam ze swoim życiem…

W szkole nie przyjaźniłam się blisko z Elwirą, ale teraz miałam wrażenie, że to jedyna osoba, która mnie rozumie. Kiedy się rozstawałyśmy, obiecała, że popyta o pracę dla mnie i może zadzwoni.

Nie wiem, jak mnie do tego namówiła

Tłumaczyłam jej, że to niemożliwe, że mogę rozbierać się tylko dla męża. Poza tym, kogo interesowałoby moje ciało? Kiedy patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, czułam obrzydzenie.
Mimo to przełamałam wstyd i poszłam. Potrzebowałam pieniędzy na opłacenie wycieczki klasowej Witka. Janek już się zapożyczał, nawet nie mówiłam mu o kolejnej potrzebie.

Tamtego dnia po raz pierwszy rozebrałam się przed kimś innym niż mój mąż. Do tego było to grono liczące około dwudziestu osób, kobiet i mężczyzn.

To Elwira załatwiła mi pracę modelki na uczelni plastycznej. Powiedziała, że nikogo tam nie interesują perfekcyjne ciała, że wręcz dobrze jest szkicować czy malować modela z defektami. Mężczyzna, który ustawiał mnie do pozowania pierwszego dnia, był uznanym profesorem akademii. Pomimo szorstkiego obycia, bardzo mnie szanował, troszczył się, czy nie jest mi chłodno, pozwalał na przerwę, kiedy z napięcia sztywniały mi mięśnie.

Drugiego dnia na akademii rzeczywiście pracowałam na klęczkach. To była niezwykle wymagająca pozycja z uniesionymi rękoma i odgiętą szyją. Musieliśmy robić wiele przerw, a po każdej z nich profesor łagodnie ustawiał moją pozę od nowa.

Mimo że byłam naga, nie czułam się już skrępowana

Studenci patrzyli na mnie ze skupieniem, a kiedy w przerwach oglądałam ich prace, byłam wstrząśnięta tym, na jak wiele sposobów można interpretować to, co się widzi. Na ich pracach moje ciało nie było bryłą tłuszczu z rozstępami, jak je widziałam. Było obiektem artystycznej obserwacji i to mnie poruszało.

Studentom pozuję już trzeci rok. Mężowi przyznałam się dopiero po dwóch miesiącach. Zareagował bardzo dojrzale.

– Przecież to praca jak każda inna – powiedział. – Jeśli tobie to nie przeszkadza i czujesz, że to jest dla ciebie dobre, ja nie mam nic przeciwko temu.

– Wiesz, nie robię tego tylko dla pieniędzy – przyznałam się. – Lubię atmosferę w pracowni, lubię pracować ze studentami i profesorami. A żebyś ty widział, jak oni mnie malują! To piękne obrazy!
Ale to nie było tylko to. Podczas pracy jako modelka odzyskałam wiarę w siebie.

Zaczęłam patrzeć na swoje ciało tak jak malarze

Jeden ze studentów powiedział mi, że mam przepiękne nadgarstki, jakaś dziewczyna namalowała tylko moje stopy, czarne od pokruszonego węgla, który wala się po podłodze pracowni.

Jej praca zdobyła pierwsze miejsce na jakimś konkursie międzyuczelnianym, a ona powiedziała, że nie dokonałaby tego z innym modelem, bo moje nogi i stopy są wyjątkowe i inspirujące. Nigdy wcześniej bym tak nie pomyślała o żadnej części mojego ciała!

Oczywiście pozowanie ma swoje wady. Wracam do domu bardzo zmęczona, bo utrzymywanie jednej pozycji przez wiele godzin to ciężka praca fizyczna. Czasami chce mi się spać albo przeciwnie – czuję przemożną chęć poruszania się. Ale tak naprawdę lubię to, co robię. Dostałam nawet swój olejny portret, ale Janek nie pozwolił mi go powiesić, bo to jednak akt. Trzymam go za szafą. Wyjmę go, kiedy będę już na emeryturze.

Chociaż nie jestem pewna, czy na tę emeryturę przejdę tak szybko. Słyszałam, że najstarsza modelka na warszawskiej akademii miała 72 lata i przeszła do legendy, pozując nago na wydziale rzeźbiarstwa. To się nazywa potęga kobiecości!

Czytaj także:
„Sąsiadka wzbudza we wsi pogardę, bo lubi wypić i źle się prowadzi. Nikt nie chce jej pomóc, choć u niej bieda, aż piszczy”
„Postanowiłem, że czas, jaki Magdzie pozostał, spędzimy razem. Nawet jeśli będzie próbowała mnie odgonić, nie dam się”
„Dorabiam na ulicy, bo z emerytury nie starcza mi na chleb. Teraz takie czasy, a młodzież nawet tego nie uszanuje”

Redakcja poleca

REKLAMA