„Dorabiam na ulicy, bo z emerytury nie starcza mi na chleb. Teraz takie czasy, a młodzież nawet tego nie uszanuje”

starszy mężczyzna fot. Adobe Stock, grki
„Kiedy się schylił, zobaczyłem, że zasłania twarz, ale i tak nie dałem się zwieść. Poznałem go po ciuchach, po posturze. Paweł był cwaniakiem, ale wbrew temu, co wpierała mu matka, głupim. Wyciągał mi z kieszeni pieniądze, sapał wściekle, a ja postanowiłem, że tak łatwo mu nie pójdzie”.
/ 17.06.2023 22:30
starszy mężczyzna fot. Adobe Stock, grki

Przez całe życie byłem muzykiem. To zawód wspaniały, ale niepozbawiony wad. Jedną z nich jest to, że moja emerytura nie daje mi szans na przeżycie do pierwszego. Gram na akordeonie, więc nie zastanawiałem się długo nad tym, jak dorobić sobie do tej marnej pensyjki, którą co miesiąc dostaję. Wyszedłem z instrumentem na ulicę.

Nie miałem większych oporów, bo już nieraz zdarzało mi się muzykować w ten sposób. Co prawda, grałem tak przeważnie w młodości, ale jakie znaczenie ma wiek. Zresztą, dla prawdziwego artysty każda scena jest dobra – ulica też.

Grałem więc wszystko. Piosenki wojenne, złote hity z polski i zagranicy, trochę klasyki. Wszystko, co podobało się ludziom, co zachęcało ich, żeby wrzucić do kapelusza tych parę groszy. No tak, sprawiłem sobie na ten cel nawet kapelusz…

Czasem nawet nie mogłem uwierzyć, że ludzie są tak hojni. Bywało, że co godzinę, dwie musiałem wyciągać pieniądze z kapelusza, bo zbierała się sumka zniechęcająca przechodniów do wrzucania kolejnych datków. Miałem nawet swoich stałych fanów i mecenasów. Bywało, że dwa razy młodszych od siebie bankierów czy menedżerów knajp z rynku. Taki już los artysty.

– Panie Marianie, jak pan zagra człowiekowi na koniec pracy, to dostaje takiego kopa, że nawet chętnie wróciłby na nadgodziny – śmiał się jeden z nich.

– Niech pan już lepiej do domu wraca, panie Arku. Pan wie, co małżonka mówi na te pana nadgodziny – żartowałem.

– Ona nie mówi, ona krzyczy – żartował sympatyczny młody kierownik z banku.

Nie lubiłem tego chłopaka, on wszędzie szukał „okazji”

Dzień mijał mi więc bardzo przyjemnie. Poznałem wielu ludzi, zarabiałem, no i czułem się ciągle potrzebny. Wszyscy mnie lubili, bo staram się być dla ludzi uprzejmy. Mam też do nich zaufanie. Żyję już na świecie grubo ponad siedemdziesiąt lat i w sumie jeszcze się na człowieku nie zawiodłem. No właśnie, jeszcze… W końcu musiał przyjść ten czas. A przyszedł za sprawą jednego nerwowego młodzieńca.

To jeden z tych, którzy większość dnia spędzali na rynku. Mógł mieć ze dwadzieścia lat i szukał dla siebie sposobu na życie. Ale nie w taki przyjęty powszechnie sposób, gdy ludzie rozwijają zainteresowania, wybierają szkoły. On należał do tych niespokojnych dusz, które chciałyby już, tu i teraz – robić karierę, mieć bogactwo od razu, już. Najlepiej bez większego wysiłku. Znaliśmy się, przychodził do mnie często posłuchać, pogadać. Nie odtrącałem go, choć czułem, że z tej znajomości nic dobrego nie wyniknie. To nie był człowiek, przy którym czułem się dobrze.

– Panie Marianku – tak do mnie mówił. – Pan tu niezły interes kręci z tą harmonią. Ile pan wyciąga w czasie dnia? No ile? – dopytywał z rękami w kieszeniach i zawsze rozbieganym wzrokiem.

Nigdy nie patrzył na mnie, jak rozmawialiśmy. Zawsze się rozglądał. Trochę, jakby wypatrywał zagrożenia, a trochę, jakby szukał okazji. Do czego? Tego nie wiedziałem i nie chciałem wiedzieć.

– A różnie, Pawełku. Do emerytury sobie dorobię. Na chleb starczy – śmiałem się.

– Ta, na chleb, na chleb… Na chleb i pełny koszyk zakupów w hipermarkecie pewnie. Przecież widzę, jak panu sypią. Niech pan nie kręci głową, sypią. Co ja ślepy jestem? Może, jakbym się tak nauczył grać, to też bym kaskę na tym robił, co? Ile taki akordeon?

– No sporo, sporo…

– Ale ile?

– Oj, gry na akordeonie to się trzeba długo uczyć… – zbywałem go.

– Ja jestem zdolny. Mama tak mówiła zawsze. Że zdolny, ale leniwy. Wie pan. Ale ja nie jestem leniwy, ja tylko nie jestem głupi i nie dam się wykorzystywać w jakiejś durnej fabryce za parę groszy. Ja nie jestem stworzony do pracy na taśmie! – kręcił głową i ciągle się rozglądał.

Trochę to było irytujące. To jego gadanie i to rozglądanie wokół.

– A do czego jesteś stworzony, Pawełku, co? – pytałem z przekąsem, którego on nawet nie zauważał.

Do rzeczy większych, panie Marianku – rechotał. – A teraz pan wybaczy, ale idę wyciągnąć parę szlugów od gówniarzy – i szedł prosto na grupę nastolatków, którzy byli tak wystraszeni, że publicznie palą papierosy, że oddawali mu połowę paczki, jak tylko na nich spojrzał.

Nie lubiłem w nim tego właśnie, że zawsze wybierał sobie słabszych na ofiary swojego bezczelnego procederu. A to od młodzieniaszków fajki, a to parę groszy od jakichś dzieciaków, a to bezdomnym zabrał wino albo piwo, które sobie za uzbierany złom kupili. Innym razem widziałem, jak dla jakiejś idiotycznej draki podrywał dziewczynę, która przyszła na rynek z chłopakiem na wózku. Słowem, śliski typ był z tego Pawełka. Jak śliski przekonałem się na własnej skórze. Swoją drogą uświadomiłem sobie też, że i mnie zaliczał do tego grona słabszych, których można zrobić na kasę. Można wykorzystać.

Wracałem kiedyś późnym wieczorem z akordeonem i całodniowym zarobkiem do domu. Szedłem tą samą trasą, co zwykle, bo mam z rynku naprawdę niedaleko. Byłem zamyślony, za sobą miałem upalny i męczący dzień. Nie wiem, nie pamiętam, o czym rozmyślałem. Może o tym, co będę grał kolejnego dnia, może o tym, co zagrałem źle, a może o tym, co zjem na kolację i czy napiję się wiśniówki.

Z tych rozmyślań wyrwało mnie gwałtowne pchnięcie w plecy. Upadłem na ręce, a ciężki akordeon, który niosłem na plecach, przygniótł mnie tak, że aż zaryłem nosem w ziemię.

– Co jest, do cholery!? – zdążyłem tylko krzyknąć, ale nie zdążyłem się obrócić. Ból eksplodował mi w klatce piersiowej, doszedł aż do głowy.

Napastnik zerwał mi akordeon i przykucnął, żeby przeszukać kieszenie. Kiedy się schylił, zobaczyłem, że jest w kominiarce, ale i tak nie dałem się zwieść. Poznałem go po ciuchach, po posturze. Paweł był cwaniakiem, ale wbrew temu, co wpierała mu matka, głupim. Wyciągał mi z kieszeni pieniądze, sapał wściekle, a ja postanowiłem, że tak łatwo mu nie pójdzie.

Niech wie, że ja wiem; że jest zdrajcą

Żebra piekielnie mnie bolały i byłem już za stary, żeby gnojkowi dołożyć, ale chciałem spojrzeć mu w oczy, żeby wiedział, że nie udało mu się ukryć. Żeby choć na chwilę poczuł się jak zdrajca, jak szuja, którym był. Sięgnąłem ręką i zdarłem mu z głowy tę kominiarkę. Miałem rację, to był on. Popatrzył na mnie rozpaczliwie. W tym spojrzeniu znalazłem zakłopotanie, wstyd, strach. Patrzyłem na niego uparcie i nic nie mówiłem.

Chciałem, żeby zobaczył całą moją gorycz, złość i ból. I zobaczył. Pewnie pojawiły się wyrzuty sumienia, które rozwścieczyły go jeszcze bardziej. Podniósł się, stanął, spojrzał na mnie z nienawiścią.

Obudziłem się, gdy pochylali się nade mną ratownicy pogotowia. Znalazł mnie jeden z sąsiadów i zadzwonił po karetkę. Krzątali się nade mną, a ja myślałem tylko o ręce. O moim źródle utrzymania, o moim poczuciu godności, o wszystkim, co na starość mi zostało. Myślałem, bo jej nie czułem i to mnie przerażało.

– Ręka? – wykrztusiłem do ratowników.

– Niech pan odpoczywa. Niech pan się nie denerwuje – uspokajał mnie lekarz. – Jakoś ją panu poskładamy do kupy – uśmiechnął się, ale tak smutno.

Panie Marianie, harmonia jest. Zostawił, drań… – sąsiad pokazał nienaruszony instrument i też się uśmiechał.

Chcieli mnie pocieszyć. Ale ja wiedziałem, że już więcej nie zagram. Nie po takim złamaniu, nie w moim wieku. Miałem tylko nadzieję – grzeszną, ale i chyba płonną zarazem – że moja twarz będzie śniła się temu cholernemu draniowi po nocach do końca życia. Dlatego mu w te oczy tak patrzyłem. Dlatego zaryzykowałem wszystko, co mi zostało. Niech wie, niech gnojek wie. To był mój ostatni akord…

Czytaj także:
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”
„Pokochałam faceta odpowiedzialnego za śmierć mojego męża. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem dzieciom, kim on jest”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”

Redakcja poleca

REKLAMA