Życie pokazało, że bratowej nie chodzi o posiadanie rodziny, a o wyrwanie jak największej ilości pieniędzy. Przez jej działania straciłam kontakt z bratankiem, a to przecież najbliższa rodzina. Nigdy nie zrozumiem, co motywuje ludzi do takiego postępowania.
Musieliśmy sobie jakoś radzić
Tata zmarł, kiedy byliśmy jeszcze na studiach. Zostaliśmy więc sami z mamą, która starała się nam zapewnić jak najlepszy start. Nie jest to łatwe zadanie dla samotnej kobiety z dwójką dzieci – dorosłych, ale jednak dzieci. Wszystkie koszty utrzymania i rachunki spadły na nią. Żeby nas utrzymać, dalej prowadziła firmę, którą założyła razem z tatą. Były to duże hurtownie odzieżowe.
Najgorzej śmierć taty przeżył mój brat. Nie potrafił się pozbierać i zachorował na depresję. Skończyło się nie tylko na terapii, ale także na braniu leków, bo potrafił przez tydzień nie wychodzić z pokoju. Trwało to prawie dwa lata i w jego przypadku zaowocowało tym, że nie ukończył studiów. Dlatego obie z mamą bardzo cieszyłyśmy się, kiedy zaczął znowu spotykać się ze znajomymi, a pół roku później poznał Alinę. Ich znajomość rozpoczęła się na jednych z zajęć terapeutycznych, na które uczęszczał mój brat. Tym bardziej była to więc pozytywna wiadomość, bo Alina wiedziała, że Łukasz miał problemy i akceptowała to.
A przynajmniej tak się wydawało. Alina i Łukasz byli szczęśliwi. Rok po tym, jak zaczęli się spotykać, zdecydowali się wziąć ślub. W następnym roku Alina spodziewała się dziecka. Nasza mama rozkwitła. Cieszyła się na wnuka, ale też świetnie radziła sobie jako bizneswoman. Ja też znalazłam dobrze płatną pracę i spotykałam się z przystojnym, serdecznym i uczuciowym mężczyzną.
Narodziny Grzesia, synka mojego brata, wniosły wiele radości do naszego życia. Wszyscy oszaleliśmy na jego punkcie i odwiedzaliśmy młodych w każdej wolnej chwili. Łukasz i Alina byli dumnymi i szczęśliwymi rodzicami. Wszystko wyglądało tak pięknie – przez następny rok. Potem mój brat nagle stracił pracę i załamał się po raz kolejny.
Łukasz nie dał sobie pomóc
Okazało się, że tym razem problemem była nie tylko depresja, ale też zaczął sięgać do kieliszka. Nie szukał pracy, zaczął znikać gdzieś po nocach. Alina dzwoniła zapłakana, że zostaje sama z synkiem. Nie wiedziałyśmy, co robić. Mama zdecydowała, że trzeba spotkać się z Łukaszem i poważnie z nim porozmawiać. Zaprosiła więc nas do domu w pewien weekend na obiad. Brat przyszedł, ale koszmarnie nietrzeźwy. Ledwo udało mu się wejść. Zamiast siedzieć z nami przy stole, zasnął na kanapie.
– Może to i lepiej – powiedziała mama. – Porozmawiamy z nim, jak wstanie.
Łukasz obudził się następnego ranka na koszmarnym kacu. Ja i mama spałyśmy też w salonie na fotelach, żeby mieć pewność, że nie wyjdzie, zanim z nim porozmawiamy.
– Łukasz, posłuchaj proszę – powiedziałam. – Czy zdajesz sobie sprawę, że niszczysz swoją rodzinę? Masz przecież małe dziecko!
– Idealna się odezwała – wybełkotał. – Mam prawo do własnego szczęścia!
– No ale dziecko to przecież twoje szczęście! – powiedziała mama. Łukasz roześmiał się gorzko i wyszedł.
Kilka miesięcy później okazało się, że Alina zdecydowała się złożyć pozew o rozwód. Nie mogła już dłużej znieść tego, że wracał nietrzeźwy, nie zajmował się domem, nie pomagał w wychowaniu syna i znikał nie wiadomo gdzie. Rozumiałyśmy z mamą jej decyzję, choć było nam smutno z tego powodu.
Wszystko zaczęło się walić
Nieszczęścia zaczęły nas nawiedzać jedno po drugim… Potem nagle zachorowała nasza mama. W sumie nie wiadomo, co właściwie jej było. Któregoś dnia nagle zasłabła i zemdlała w biurze. Pracownicy wezwali pogotowie, które zabrało ją nieprzytomną do szpitala. Pamiętam, że był to piątek, bo planowałam z moim mężczyzną wyjazd w góry, a ta wiadomość powstrzymała nas przed realizacją planów.
– Co się stało? – zapytał mój brat z paniką w oczach, gdy spotkaliśmy się pod salą, gdzie leżała nasza mama. O dziwo wyglądał na trzeźwego.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ale miałam wrażenie, że strach w oczach mojego brata i tak nie pozwoliłby mu zrozumieć, co właściwie się stało. Zresztą za chwilę się o tym przekonałam, bo gdy pojawił się lekarz i zapytaliśmy go, co dolega mamie, powiedział:
– Niestety nie wiemy – rozłożył bezradnie ręce. – Musimy zakończyć diagnostykę. Niestety na razie nie odzyskała przytomności.
Po jego odejściu mój brat ponownie zapytał, o co chodzi tak, jakby nie był obecny przy rozmowie. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że niestety jest tak zestresowany, że nie zrozumiał nic z wypowiedzi lekarza, choć ten przecież nie powiedział niczego skomplikowanego. Alina trzymała w ramionach Grzesia i nie mówiła nic. W pewnym momencie pielęgniarka wyprosiła nas z pokoju, mówiąc, że skończyły się już godziny odwiedzin. Niechętnie, ale posłusznie, opuściliśmy szpital.
Niestety poranek nie przyniósł dobrych wieści. Obudził mnie telefon ze szpitala. Odebrałam i dowiedziałam się, że niestety mama nie żyje. Ugięły się pode mną kolana i opadłam bez sił na podłogę. Mój chłopak podbiegł i pomógł mi się podnieść. Usiadłam na kanapie i zadzwoniłam do brata.
– Łukasz… muszę ci coś powiedzieć…
– Nie kończ… – powiedział i się rozłączył.
I tak oto wszystko, co się działo dobrego, nagle znikło. Zaczął się czarny czas dla naszej rodziny. Nie mogłam liczyć na pomoc brata w organizacji uroczystości pogrzebowych. Alina też nie była zainteresowana pomocą. Zostałam więc zupełnie sama ze wszystkim. Gdyby nie mój mężczyzna, nie wiem, czy dałabym radę.
Testament wprawił nas w zdumienie…
Jak zawsze, gdy ktoś umiera, pozostaje do uregulowania kwestia spadkowa. Okazało się, że mama pozostawiła testament. Wyraźnie w nim zaznaczyła, że wydziedzicza w całości mojego brata, a wszystko zostawia mnie. Majątek już w tej chwili nie był mały, bo działalność gospodarcza, którą zaczynała jeszcze z tatą, przynosiła znaczne dochody. Już tylko z tego co widzieliśmy na szybko, to do podziału był dom, liczne ruchomości, dwa samochody.
– Jakim cudem mogłaś dostać to wszystko? – powiedziała Alina, gdy poznała treść dokumentu.
– Zgodnie z tym, co napisała mama, to dostałam to, bo jej pomagałam, byłam przy niej cały czas i z nią mieszkałam, a mój brat jak wiesz… No powiedzmy, że nie mógł nic dostać w sytuacji, w jakiej teraz się znajduje.
– Co z tego zamierzasz mi dać? – zapytała oschle Alina.
– Tobie? – Nie mogłam uwierzyć w dziwne zachowanie bratowej.
– Albo dasz mi coś z własnej woli, albo wystąpię o zachowek. Nie dam się ograbić.
Popatrzyłam z niedowierzaniem. Skąd wzięło się w niej tyle agresji? Nigdy nie miałyśmy złych relacji. Wręcz przeciwnie – zawsze uważałam, że świetnie się dogadujemy.
– Alina, co w ciebie wstąpiło?!
– Twój nic niewarty brat porzucił rodzinę, a teraz jeszcze twoja matka nie uwzględniła w testamencie swojego jedynego wnuka. Jeśli nic mi nie dasz, wystąpię o zachowek.
– A występuj sobie! – rzuciłam zirytowana i wyszłam z biura notariusza, gdzie początkowo chcieliśmy uregulować kwestie spadkowe.
Zaczęłyśmy ze sobą walczyć
No i rzeczywiście – bratowa wystąpiła do sądu o zachowek dla Grzesia. Podnosiła absurdalne argumenty, które miały zapewne spowodować, by wyszarpać jak najwięcej pieniędzy. Pojawił się też nagle mój brat, który również złożył sprawę w sądzie. On z kolei uważał, że testament został sfałszowany albo sporządzony w drodze przymusu i tylko dlatego został wydziedziczony z grona spadkobierców.
Od pogrzebu mamy spotykaliśmy się zatem wyłącznie na salach sądowych lub towarzystwie prawników. Nie mogłem zrozumieć, jak dobre życie, które przecież mieliśmy, mogło przerodzić się w coś takiego. Okazywaliśmy sobie jawną nienawiść i każdy tylko patrzył, jak zranić drugą osobę.
Ja widziałam jednego winnego całej tej sytuacji – Alinę. Życie pokazało, że nie chodzi jej tylko o posiadanie rodziny, a o wyrwanie jak największej ilości pieniędzy. Miałam i mam przekonanie, że Alina od zawsze liczyła tylko na nie. Kiedy natomiast okazało się, że ich nie otrzyma w taki sposób, w jaki sobie wymyśliła, to postanowiła zniszczyć naszą rodzinę. Przestało jej zależeć na utrzymaniu pozorów.
Podobnie jestem przekonana, że również mój brat nie wystąpiłby do sądu, gdyby nie bratowa. Nie mam pojęcia, jak go przekonała do tej całej batalii, ale nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Nie wierzę również, że Łukasz mógł liczyć, iż mama zostawi mu firmę w sytuacji, gdy wybrał alkohol ponad rodzinę. Tym właśnie sposobem, gdy w końcu zakończymy spory sądowe, nie będzie już żadnych rodzinnych więzi. Już dzisiaj bratowa uniemożliwia mi spotkania z Grzesiem, którego nie widziałam od dwóch lat. Ogarnia mnie niezwykły smutek, gdy myślę o tym, co nas łączyło, a co znikło bezpowrotnie.
Czytaj także:
„Mąż był bezpłodny, ale bardzo chciał mieć dzieci. Pchał mnie w ramiona kochanków z nadzieją, że któryś mnie zapłodni”
„Moja rodzina ma alergię na życie. Rodzice zginęli w wypadku, brat umarł młodo, a ja zostałam sama jak palec”
„Przez 2 lata modliłam się do św. Rity o dobrego męża. Stał się cud i dostałam wdowca w pakiecie z niemowlakiem”