„W każde święta rodzina mnie upokarzała i wyzywała od starych panien. Samotna Wigilia była najlepszym pomysłem”

W święta rodzina mnie upokarzała fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Nie będę słuchać życzeń, żebym w tym roku już na pewno jakoś sobie ułożyła życie. Nie będę słuchać przy każdej dokładce, że o ile facet to nie pies i na kości nie poleci, to jednak mogłabym już powstrzymać apetyt: >>Bo, kochana ty nasza, jedzenie ci męża nie zastąpi<<. Nie będę wymyślać powodów, dla których nie prezentuję pierścionka na palcu”.
/ 22.12.2022 09:15
W święta rodzina mnie upokarzała fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Znaleźć faceta w moim mieście to naprawdę karkołomne zadanie. Zwłaszcza jak kobieta doskonale wie, czego chce. Nie żebym od razu chciała księcia z bajki. Co to, to nie. Książęta, wbrew pozorom, nie szukają księżniczek, tylko służących. „Przynieś, wynieś, pozamiataj”.

To nie była moja wymarzona rola

Chciałam znaleźć partnera, który by mnie kochał i szanował. A gdyby był do tego odrobinę romantyczny, to już w ogóle spełnienie marzeń. Randkowanie przypominało jednak tor przeszkód, na którym pozostawiono błędne oznaczenia. Miałaś iść bez przeszkód, prostą drogą, a co rusz wpadałaś na minę. Nawet te randki z polecenia – gdy znajomy zapewniał: to świetny facet, znam go od lat – ostatecznie okazywały się nieporozumieniem. Albo człowiek, który siedział naprzeciwko, nie miał właściwie nic do powiedzenia, albo mówił wyłącznie o sobie, oczywiście li tylko w superlatywach. Byłam coraz bardziej zmęczona i zniechęcona, a zbliżały się święta. Strach się bać. Czas, kiedy miłością albo romantycznością ocieka dosłownie każda reklama, film z dzwoneczkami w tle czy premiera książki.

Miłość zawsze świetnie się sprzedaje, ale w tym okresie najlepiej. Miałam dość poszukiwań na siłę i stwierdziłam, że w tym roku spędzę święta sama w domu, nie strasząc i nie prowokując jako singielka bliższej ani dalszej rodziny. Nie będę słuchać życzeń, żebym w tym nowym roku już na pewno jakoś sobie ułożyła życie. Nie będę słuchać przy każdej dokładce, że o ile facet to nie pies i na kości nie poleci, to jednak mogłabym już nieco powstrzymać apetyt: „Bo, kochana ty nasza, jedzenie ci męża nie zastąpi”. Nie będę wymyślać kolejnych powodów, dla których w tym roku nie prezentuję dumnie pierścionka zaręczynowego na palcu. Obejrzę coś na DVD, zjem pyszne jedzonko odgrzane w mikrofali, a jak mnie poniesie, może nawet zrobię jakąś sałatkę. Pośpię do południa, nie przejmując się tym, że trzeba wstać i zrobić śniadanie dla hordy prawie obcych mi ludzi, choć niby krewnych. Może pospaceruję, jeśli pogoda mnie nie zniechęci.

To był dobry plan

Takie święta marzyły mi się od lat, tyle że dotąd nie miałam odwagi tego zrobić. Lenistwo lenistwem, ale lubiłam dekoracje świąteczne, a bez choinki już w ogóle nie wyobrażałam sobie Bożego Narodzenia – najlepiej, gdyby stała od początku grudnia i dekorowała mój dom. Uznawałam tylko żywe drzewko, no tak mam, niech mnie ekolodzy przeklną. Wybrałam się po nie tydzień przed Wigilią. Tego roku nie było już stoiska z choinkami pod moim osiedlowym samem, musiałam pojechać do hipermarketu.

Zaparkowałam i wkroczyłam do innego świata. Metalowa siatka wyznaczała granicę lasu w środku miasta. Chociaż byłam na parkingu przed wielkim sklepem, czułam się jak w zaczarowanej krainie. Zapach igliwia i żywicy sprawiał, że od razu poczułam się inaczej. Świerki, jodły, sosny. W doniczkach i cięte, niskie i wysokie, szczuplutkie i rozłożyste… Wybierać i przebierać. W takim dniu byłam jak dziecko. Chciałam wszystkiego i nie umiałam się zdecydować.

– Przepraszam, może mi pan pomóc? – zwróciłam się więc z pytaniem do pracownika, który stał do mnie tyłem.

Odwrócił się, a mnie zmiękły kolana. Ależ przystojniak! Mężczyzna był jak skrojony pod moje marzenia, a największe wrażenie robiły jego błękitne oczy. Chyba nigdy wcześniej nie wiedziałam tak intensywnego koloru tęczówek.

– Tak? – zapytał ciepłym, męskim głosem. – Co dla pani? – uśmiechnął się, a ja mało nie klapnęłam na ziemi, tak mnie coś ścięło. Ten uśmiech, ten głos…

– Potrzebuję choinki – wydukałam mało inteligentnie.

Całe szczęście, że nie trafiła pani do sklepu rybnego. Tutaj coś na pani potrzeby poradzimy – facet puścił do mnie oko, a ja oblałam się rumieńcem.

Boże, robię z się siebie kretynkę. Przystojny facet, a mnie od razu inteligencja pikuje w dół. Potrzebuję choinki? No jasne, a czego mogę szukać w drugiej połowie grudnia w punkcie sprzedaży choinek?!

– Jakiego drzewka pani szuka?

– Dużego – tu byłam zdecydowana.

Chciałam, żeby na te kilka tygodni zajęła pół mojego salonu. Żeby tam królowała.

Niech długo stoi i ładnie pachnie – starałam się odzyskać rezon i zbudować jakieś poprawne zdanie po polsku.

– No, przynajmniej jedna zdecydowana klientka! – mężczyzna poprowadził mnie w kąt, gdzie stały wysokie drzewka. – Jodła będzie długo stać, świerk będzie pachniał. Niestety – zastrzegł od razu – albo jedno, albo drugie. Tak przynajmniej twierdzi mój kuzyn, który zajmuje się choinkami. Ja mu tylko pomagam, więc niech pani nie oczekuje ode mnie rozpraw dendrologicznych. Wiem tyle, ile mi na szybko powiedział.

– No to teraz mam dylemat… – westchnęłam. – No dobra, świerk. Jak jodła nie pachnie, to równie dobrze można postawić sztuczne drzewko. A nie o to chodzi. Proszę mi wybrać taki ładny.

Dla pani najładniejszy!

Pokazał mi kilka drzewek, wybrałam jedno i już się zastanawiałam, jak je zapakuję do mojego samochodziku, kiedy przystojny i uprzejmy sprzedawca choinek zapytał mnie o adres, pod który mają dostarczyć wybrany świerk.

To była miła niespodzianka

Wieczorem ktoś zadzwonił domofonem, a potem do drzwi. Kiedy otworzyłam, za drzwiami stał przystojniak z moim świerkiem, zapakowanym w siatkę na czas transportu, a także z wiankiem ze świerku i wielką gałęzią jemioły.

To od mojego kuzyna, w prezencie do zakupu choinki – powiedział, podając mi kłujący wianek. – A to… – uniósł jemiołę do góry – już całkowicie ode mnie – uśmiechnął się, jakby zrobił mi doskonały dowcip.

– No ładnie! – zaśmiałam się. – Dużo pan napiwków w postaci buziaków dostaje od zadowolonych klientek?

– Może mi pani nie wierzyć, ale jemiołę zabrałem ze sobą pierwszy raz.

Jasne, że nie wierzyłam. Niemniej było miło, wesoło, więc odłożyłam wianek na podłogę i cmoknęłam uroczego dostawcę w obydwa policzki. Tak dla żartu, ale… Pachniał igliwiem, był przystojny jak jasna cholera, a błękit jego oczu po prostu parzył. A co mi tam, pomyślałam, więcej go nie zobaczę, więc chociaż sprawdzę, zrobię mały test… Pocałowałam go trzeci raz, delikatnie muskając kącik jego ust. Chyba się tego nie spodziewał, bo na sekundę zesztywniał, ale chwilę później w plecy wbijała mi się futryna, a my całowaliśmy się, jakby jutra miało nie być. Jemioła leżała gdzieś pod naszymi nogami. Miałam wrażenie, jakby mnie naelektryzował, jakby z jego palców strzelały iskry, które zakradały się pod moje ubranie, pod skórę, unosiły mi włoski na całym ciele. Nigdy w życiu nie całowałam się z nieznajomym, powinnam mieć mnóstwo obaw, a chciałam, żeby to niesamowite elektryzowanie nigdy się nie skończyło.

Musieliśmy oderwać się od siebie, żeby złapać oddech. Żadne z nas nie było już rozbawione, raczej kosmicznie zaskoczone intensywnością tego, co przed chwilą czuliśmy. Patrzyliśmy na siebie, dysząc ciężko.

No to się porobiło…

– Chciałbym… – niebieskooki odchrząknął. – Chciałbym to jeszcze powtórzyć. Może z kolacją wcześniej?

Skinęłam głową, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie nawet słowa.

– Jutro, około dwudziestej?

Znowu skinięcie.

– Tak na marginesie, mam na imię Patryk.

To nie była szablonowo rozpoczęta znajomość. No i co z tego? Miałam w nosie, co sobie o mnie pomyśli, chciałam być spontaniczna, chciałam być sobą, zapomnieć o udawaniu, krygowaniu się, chciałam otwarcie wyrażać, czego pragnę. A pragnęłam jego. Miałam ochotę wciągnąć go do mieszkania, pozbawić ubrań i zrobić kolejny test. I chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, chciałam odkryć, kim tak naprawdę jest facet, który pomaga kuzynowi sprzedawać choinki i całuje jak sam Szatan. Przegadaliśmy cały wieczór, najpierw przy spaghetti i winie, potem podczas spaceru. Miasto wyglądało magicznie, udekorowane girlandami światełek i bombek. Szliśmy uliczkami starówki, kierując się w stronę parku. Nie przestawaliśmy flirtować, plotkować, rozmawiać, śmiać się. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, nasycić. Jakby przypadek zetknął nas właśnie po to, byśmy mogli nadrobić wcześniejsze niedopatrzenie losu. „Ups, przecież mieliście być razem, a nie osobno. Ach, to dlatego z innymi wam nie wychodziło, już to naprawiamy i za usterki przepraszamy”.

Kiedy odprowadził mnie do domu, nie pozwoliłam mu wrócić do siebie zbyt szybko... Mój plan samotnych świąt w dresie spełzł na niczym. Tych kilka wolnych dni spędziliśmy razem, zasadniczo nie wychodząc z łóżka. Gotowaliśmy na zmianę, choć Patryk stwierdził, że jako prawnik powinien mieć od tego jakiegoś aplikanta. Rozmawialiśmy, oglądaliśmy świąteczne filmy, czytaliśmy… i kochaliśmy się. To były niesamowite dni, wypełnione blaskiem choinkowych lampek, zapachem świerku, magią. Nie zastanawiałam się, co będzie dalej, kiedy jemioła zwiędnie i zżółknie, a życie wróci na stare tory codzienności. Nie chciałam myśleć o jutrze, by nie psuć sobie tego, co jest tu i teraz. Patryk…

Zrozumiałam, że miał dwa poważne związki, które nie wypaliły, i do następnego mu się na spieszy. Czy mi przeszkadzało, że traktuje mnie jak intensywną znajomość bez zobowiązań?

A co, miał mi się oświadczyć po kilku dniach?

Oboje byliśmy dorosłymi ludźmi, nieśliśmy swój niewidzialny bagaż doświadczeń; mnie też się nie paliło do „żyli długo i nieszczęśliwie”, a tym się może skończyć, jak masz za duże oczekiwania. Jest dobrze, póki… jest dobrze. A jednak nie doceniłam własnego czaru.

– Wpadnę po ciebie jutro wieczorem. Mam dwa bilety do teatru, co ty na to? – spytał Patryk, zbierając się do wyjścia.

Pokiwałam w milczeniu głową.

– Co się dzieje?

Nic, trzeba wracać do dawnego życia. Pracy, zakupów, sprzątania… – wzruszyłam ramionami.

Nie wiedziałam, jak wyrazić to, co się we mnie działo, tę niepewność.

– Ale mam nadzieję, że nadal znajdziesz trochę czasu dla mnie? – Patryk podszedł do mnie, objął i spojrzał mi głęboko w oczy tym swoim niesamowitym błękitem. – Nieładnie rozkochać w sobie faceta w święta, a po świętach go rzucić.

– Zakochujesz się we mnie?

Już po mnie, pozamiatane. Czas przeszły dokonany, zakochałem się, całkowicie, po uszy, umarł w butach – pocałował mnie. – Na amen – rzucił okiem na nadgarstek, na którym chwilę wcześniej zapiął zegarek. – Dobra, najwyżej się spóźnię do kancelarii… – pociągnął mnie w stronę łóżka.

Sylwestra też świętowaliśmy razem i wspólnie wkroczyliśmy w nowy rok. I cały ten rok byliśmy niemal nierozłączni. Przeżywałam romans jak z filmów, jak z opowieści o dwóch połówkach pomarańczy. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem taki facet wciąż jest kawalerem. On nie mógł pojąć, czemu dotąd żaden szczęściarz nie powiódł mnie do ołtarza. Widać musieliśmy trafić na siebie, by zaiskrzyło, by pojawiła się magia, byśmy w tym samym czasie chcieli tego samego i by odrzucało nas od tych samych rzeczy. Bo wygląd i seks schodzą na drugi plan, gdy macie różne priorytety, oczekiwania, marzenia, nawet sposoby spędzania wolnego czasu. Myśmy się dobrali jak w korcu maku. Każdego dnia zakochiwałam się w nim mocniej.

Nawet nasze kłótnie były niesamowite

Bo jeśli możesz się z kimś kłócić, a zaraz potem śmiać się, to znaczy, że jesteście sobie pisani. Na kolejną Gwiazdkę pojechaliśmy razem kupić choinkę. Właściwie pojechaliśmy, aby ściąć ją osobiście na plantacji kuzyna Patryka. Sypał lekki śnieg, dając nadzieję na białe święta. Wokół pachniało lasem, żywicą i igliwiem. Wybieraliśmy duże drzewko, by rozpanoszyło się w salonie, kiedy naraz Patryk ukląkł i wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Oświadczyny też były nietypowe, nieszablonowe. Uniósł brwi i patrzył na mnie, pytając wyłącznie oczami, czy za niego wyjdę. A ja uklękłam obok niego i pocałowałam go jak wtedy, rok temu, najpierw w oba policzki, a potem trzeci raz, muskając kącik jego ust. Chwilę później wilgotny śnieg moczył nam ubranie, gdy tarzaliśmy się w nim, śmiejąc się i całując. Dobrze, że pudełeczka z pierścionkiem nie zgubiliśmy!

Choć tego roku nie musiałabym wysłuchiwać życzeń, żebym wreszcie sobie kogoś znalazła, a póki co odchudzała się przy suto zastawionym stole, stwierdziliśmy, że odpuścimy sobie świętowanie z rodzinami. Zapoczątkowaliśmy nową świecką tradycję spędzania tych dni razem, tylko we dwoje i zamierzamy ją kontynuować. Cieszyć się wolnymi dniami i swoim doborowym towarzystwem. OK, może zrobimy wyłom za rok, gdy połączymy Gwiazdkę ze ślubem? Ale to plany, a w naszym przypadku zawsze najważniejszy był spontan. Nie sądziłam, że miłość można znaleźć tak niespodziewanie, bez wysiłku, kiedy już człowiek odpuścił sobie szukanie, staranie się, udawanie lepszej wersji samego siebie.

To był najszczęśliwszy zbieg okoliczności w moim życiu, że pojechałam po choinkę akurat tam. I że chory kuzyn poprosił Patryka o pomoc. Ponoć miłość zawsze znajdzie sposób. Ponoć z przeznaczeniem nie wygrasz… Nie zamierzam się z tym kłócić. 

Czytaj też:
Małgorzata Socha ukrywa swojego męża przed mediami? „Nie jest osobą publiczną i nie chce się pokazywać”
Sandra Kubicka o zerwanych zaręczynach. Wyznała, dlaczego odwołała ślub miesiąc przed ceremonią
Katarzyna Figura o relacji z Dodą: „Bywało różnie”

Redakcja poleca

REKLAMA