„W każde andrzejki mam pełno roboty. Kobiety chcą, żebym przepowiadała, czy są z właściwym mężczyzną. Same oczu nie mają?”

W Andrzejki wróżki mają najwięcej pracy fot. Adobe Stock, Bombardho
„Byłam także pewna, że układ kart okaże się pomyślny. Kiedy je rozłożyłam, zgodnie z przewidywaniami ukazała mi się wielka miłość, porozumienie na każdej płaszczyźnie, głębia szczęścia i zrozumienia. Ale obok tych kart odsłoniły się także inne, z których niezbicie wynikało, że… żadnego ślubu nie będzie”.
/ 29.11.2022 16:30
W Andrzejki wróżki mają najwięcej pracy fot. Adobe Stock, Bombardho

Stawiam czasem tarota, choć daleka jestem od tego, aby nazywać siebie wróżką. Czytanie kart stało się moim hobby, moją pasją. Tak, czytanie, bo kiedy je odsłaniam, to czytam z nich jak z książki. Nie zawsze, bo tarot jest kapryśny i kiedy ja lub karty mamy gorszy dzień, to z wróżenia nic nie wychodzi. Postawiłam już tarota wielu ludziom i nauczyłam się przy tym nie tylko interpretacji. Wyrobiła mi się także moja intuicja, bo w niektórych osobach można czytać jak w książce, nie używając do tego kart. Czasami wystarczy, że tylko spojrzę na kogoś, kto wchodzi do mojego domu, i już wiem, jakie pytanie zada i jaką dostanie odpowiedź!

Tak właśnie było z tamtą młodą dziewczyną…

Kiedy tylko ją zobaczyłam, notabene było to w Andrzejki, wiedziałam, że jest bezgranicznie szczęśliwa. W każde Andrzejki miałam najwięcej roboty. Przychodziły tłumy ludzi, zwłaszcza kobiet, które zadawały to samo pytanie: czy ich partner jest tym odpowiednim. Czy ich nie zdradzi, nie porzuci ani nie zrani. Z tą dziewczyną było tak samo. Wprost promieniała, a z jej oczu biła radość. Dziewczyna powiedziała mi, że za kilka tygodni wychodzi za mąż, i dodała, że chciałaby wiedzieć, czy powinna to zrobić, czy dobrze wybrała…

Będę z Rafałem szczęśliwa? A może się pomyliłam i to nie jest jeszcze TEN mężczyzna? – z tymi słowami kobiecym gestem pochylała głowę, ukazując smukłą szyję, a jej dłoń bezwiednie wędrowała do włosów.

Zakręciła na palcu kosmyk, a ja już wiedziałam, że kocha tego chłopaka do szaleństwa, bo nawet mówiąc o nim, odsłania szyję w erotycznym geście. I bawi się włosami, co zawsze oznacza seksualną gotowość. Byłam także pewna, że układ kart okaże się pomyślny. Kiedy je rozłożyłam, zgodnie z przewidywaniami ukazała mi się wielka miłość, porozumienie w na każdej płaszczyźnie, głębia szczęścia i zrozumienia. Ale obok tych kart odsłoniły się także inne, z których niezbicie wynikało, że… żadnego ślubu nie będzie. A w każdym razie nie wtedy, kiedy przewidywała dziewczyna.

Rozmawiając z osobą, której wróżę, zawsze staram się zachować spokojną twarz. Moimi klientami w takich chwilach i tak targają silne emocje. Każdy obawia się i magii, i przyszłości. Chociaż chce ją poznać, to jednak nie zawsze wiadomości, które otrzymuje, są dla niego pomyślne. Mimo że na widok rozkładu kart nawet nie drgnęła mi powieka, dziewczyna i tak się domyśliła, że dzieje się ze mną coś dziwnego.

Proszę mówić szczerze – powiedziała.

– Nie zamierzałam inaczej – odparłam.

Przyjrzałam się jeszcze raz kartom

Wyraźnie wskazywały na chorobę jako przyczynę braku ślubu. Chora miała być dziewczyna, nie jej partner. Spojrzałam na nią jeszcze raz: wyglądała kwitnąco. Poradziłam jej jednak, aby zrobiła profilaktycznie badania.

Nic panią nie niepokoi, jeśli chodzi o zdrowie? – spytałam, lecz zaprzeczyła.

– Ale czy my z Rafałem będziemy szczęśliwi i bez ślubu? – zapytała.

– Tak! – zapewniłam ją gorąco. – Bardzo! On szalenie panią kocha i z kart wynika jasno, że jest właściwym partnerem.

– W takim razie jest to wróżba, której było mi potrzeba! – uśmiechnęła się szeroko.

Pożegnałam ją także uśmiechem, wierząc, że ostatecznie wszystko w jej życiu się dobrze ułoży, prędzej czy później. Tak przecież wskazały karty tarota. W ciągu następnych miesięcy wiele razy o niej myślałam i miałam nadzieję, że mimo wszelkich przeciwności jest szczęśliwa. Ponowne zobaczyłam ją zimą półtora roku później, przypadkiem, gdy robiłam zakupy w centrum handlowym. Szła o kulach, wsparta na ramieniu mężczyzny.

– Dzień dobry! – uśmiechnęła się na mój widok. – Pani karty miały rację. Faktycznie nie doszło do ślubu! Dwa tygodnie wcześniej miałam poważny wypadek. Wysiadając z autobusu, zaczepiłam nogą o schodek. Kierowca tego nie zauważył, zamknął drzwi i pociągnął mnie za sobą. Miałam połamane obie nogi, zwichnięte biodro. Dobrze, że skończyło się tylko na takich obrażeniach, mogło być dużo gorzej… Przeszłam kilka operacji, potem rehabilitację. Nie wiem, czy bym się nie załamała, gdyby nie Rafał. On przez cały czas tak mnie wspierał!

Okazało się też, że zgodnie z moją wróżbą jej cierpienie nie będzie trwać wiecznie:

– Miesiąc temu, mimo że nadal chodzę o kulach, wzięliśmy ślub. Nie chciałam już czekać… – uśmiechnęła się.

I słusznie – powiedziałam, patrząc na nich oboje z wielką przyjemnością: mieli wspólną aurę, która sprawiała wrażenie, jakby stanowili jedno.

Życzyłam im szczęścia, a kiedy wróciłam do domu, postawiłam tej parze karty jeszcze raz. Wyszło im piękne i długie życie w otoczeniu przyjaciół, dzieci i wnuków.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA