„W dzieciństwie babcia wmówiła mi, że moja mama nie żyje, ale dorosłam i nabrałam wątpliwości. Postanowiłam ją odnaleźć”

kobieta, która chce odnaleźć matkę fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock
„Wszystko w środku mi skamieniało. A więc matka nie spoczywała w rodzinnym grobowcu. Poczułam narastającą złość. Na babcię, na ciotkę. Czemu nie mówiły mi prawdy? To okrutne! Każde dziecko ma prawo znać prawdę o rodzicach. A skoro kłamały w sprawie matki, może i z ojcem jest inaczej, niż mówiły?”.
/ 20.09.2022 21:30
kobieta, która chce odnaleźć matkę fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock

Nigdy nie brakowało mi matki. Zmarła, gdy byłam niemowlęciem, więc jej nie pamiętałam. Mój świat kręcił się koło babci i ciotki Agnieszki, starszej ode mnie tylko dziesięć lat. Kochałam babcię, Agę podziwiałam i chciałam być tak piękna jak ona. Babcia zapewniała, że tak będzie, bo mama była ładna, a tata przystojny.

– Choć to łajdak – mówiła babcia i ciężko wzdychała.

Wierzyłam jej na słowo, bo w domu nie było żadnych zdjęć poza ślubnym monidłem dziadków na ścianie i komunijnym zdjęciem Agnieszki.

Lata mijały, a ja nie pytałam o rodziców. Wiedziałam, że ojciec nie chciał mnie uznać i rozstał się z mamą, zanim się urodziłam. Mama zmarła przed moimi pierwszymi urodzinami. Ku zdziwieniu kolegów, zawsze spokojnie mówiłam o tym, że jestem sierotą. Mimo braku rodziców miałam szczęśliwe dzieciństwo. Problemy zaczęły się znacznie później. Dobrze pamiętam kiedy: wtedy kiedy babcia trafiła do szpitala.

Dlaczego mnie okłamały?

Miała mieć standardową operację, ale pojawił się problem z wybudzeniem z narkozy. Siedziałyśmy z Agnieszką w korytarzu i zastanawiałyśmy się, co będzie dalej. Czy babcia przeżyje i wyjdzie z tego szpitala? Wreszcie pojawił się lekarz i poinformował nas, że sytuacja jest opanowana. Babcia trafiła na salę intensywnej opieki medycznej. Podłączona do jakichś rurek wyglądała jak kosmonauta na orbicie. I psychicznie była odległa od nas o lata świetlne.

Jednak z czasem zagrożenie życia zmalało, babcia zaczęła dochodzić do siebie. Tylko noce miała trudne. Czy coś ją bolało, czy dręczyły ją koszmary – panie, które leżały na tej samej sali, nocą kilka razy wzywały pielęgniarki, bo babcia miotała się po łóżku. Lekarze mówili, że to nic poważnego, pewnie skutki narkozy i że dają jej leki na uspokojenie. Ale ja nie chciałam, żeby moją babcię faszerowano narkotykami. Postanowiłam zostać na noc i potrzymać babcię za rękę. Może to brak bliskości, kontaktu z najbliższymi budził jej niepokój?

Rzeczywiście, babcia, jak tylko poczuła moją dłoń, przestała się szamotać. Zaczęła równomiernie oddychać, a nerwowe charczenie, przeszło w szept. Pewnie śniła. Przytknęłam ucho do jej ust, bo myślałam, że może o coś prosi. Prosiła.

– Przyjdź, choć na herbatę. Zobacz, jak ona urosła. Nic jej nie mówiłam. Aga też nie wie… Przyjdź, ona się nie dowie – mamrotała.

Gdy głowiłam się, z kim rozmawiała, sama to wyjawiła.

– Aniu – powiedziała wyraźnie, a ja aż podskoczyłam. To było imię mojej zmarłej matki! – Aniu, ona jest pewna, że nie żyjesz, wszyscy tak myślą…

Po tym dziwacznym wyznaniu babcia zasnęła. Wyszłam ze szpitala poruszona. To mama żyje? Czemu uchodzi za zmarłą? Po co te kłamstwa?

Wszystko jej się miesza – pokręciła głową Aga, gdy ją o to zapytałam. – To od tej narkozy.

– Nie wierzę ci – babcia była bardziej przekonująca. – Masz mi powiedzieć, co się stało z moją matką!

– Wszystko wiesz. Po prostu umarła. Pojedź na jej grób, pomódl się i daj mi święty spokój.

Postanowiłam jechać na cmentarz. Położyłam, jak zawsze, na płycie pomnika czerwoną różę i popatrzyłam na napis na nagrobku. Potem poszłam prosto do dyrekcji cmentarza. Miałam w sobie jakiś spokój i wiedziałam, że wyjaśnię tę sprawę. Nie dam się zbyć. Człowiek albo żyje, albo jest martwy.

– Możemy sprawdzić dokumenty. Wszystko jest w komputerze – pochwalił się urzędnik zarządu cmentarza, gdy już obejrzał mój dowód. Po czym z ekranu komputera zaczął czytać: – Eugeniusz, Maria, Piotr, Paweł. To wszystko. Chce pani daty?

– Na nagrobku jest jeszcze Anna.

– Proszę pani, na nagrobku rodziny piszą, co chcą. Może to grób symboliczny? Pochówku Anny nie było.

Wszystko w środku mi skamieniało. A więc matka nie spoczywała w rodzinnym grobowcu. Poczułam narastającą złość. Na babcię, na ciotkę. Czemu nie mówiły mi prawdy? To okrutne! Każde dziecko ma prawo znać prawdę o rodzicach. A skoro kłamały w sprawie matki, może i z ojcem jest inaczej, niż  mówiły?

Musiałam wreszcie poznać prawdę

Wracałam do domu z przekonaniem, że przycisnę Agnieszkę, i zmuszę do poważnych wyznań, ale jej nie zastałam. Na stole w kuchni leżała kartka: „jestem w szpitalu”. Pojechałam tam. Agnieszka siedziała w korytarzu i płakała. Na ten widok serce mi się ścisnęło. Bałam się, że z babcią już koniec. Na szczęście tak nie było.

– Mamę właśnie operują – chlipała ciotka. – Miała wylew do mózgu. Pewnie dlatego tak nią telepało.

Nie miałam sumienia jej dręczyć, też bardzo niepokoiłam się o babcię. Jednak nie wytrzymałam.

– Dlaczego nie było pogrzebu mojej matki? Dlaczego ona nie leży w grobowcu rodzinnym? Ona żyje, tak? – zapytałam Agnieszkę.

– No co ty? – oburzyła się. – Twoja matka zmarła, ale…. – zawahała się.

– Mów! – prawie krzyknęłam.

– Nie wiem, czy powinnam. Ja sama byłam wtedy dzieckiem. To tak bolesne i zarazem skomplikowane, że wolałabym, żebyś porozmawiała o tym z babcią – ciotka próbowała się wymigać.

Tak to wtedy odbierałam i nie zamierzałam jej na to pozwolić.

– Nie. Ty masz mi teraz powiedzieć wszystko, co wiesz – zażądałam.

Była zbyt zmartwiona chorobą swojej matki, by długo mi się przeciwstawiać. Zaczęła więc mówić.

– Byłam dzieckiem. Wiem tyle, ile mi mówiono. Chroniono mnie. Twoja matka zniknęła, pewnie utopiła się w rzece, ale ciała nigdy nie odnaleziono. Sąd uznał ją za zmarłą. To dlatego jest grób symboliczny.

Zatkało mnie. To było zupełnie niespodziewane wyjaśnienie. Logiczne. Jasne. Prawdopodobne.

– A co z moim tatą?

To kolega Ani ze szkoły. Twoja matka była przecież nastolatką, jak cię urodziła. Twój tata był jeszcze młodszy. Jak okazało się, że masz się pojawić na świecie, to rodzice twojego ojca jednej nocy spakowali się i wyjechali z synami nie wiadomo dokąd. I tyle ich widzieliśmy. Ania była załamana. Może dlatego potem stało się to nieszczęście.

– Jak to? – spytałam zdziwiona.

Łaziła gdzieś po nocach. Spać nie mogła. Zamiast siedzieć z tobą, wychodziła na długie spacery. Aż któregoś dnia nie wróciła. Bardzo za nią tęskniłam. I jeszcze wciąż tęsknię – dodała moja ciotka.

– A może ona nadal żyje? – zapytałam nieśmiało.

– Na pewno nie – Agnieszka wytarła nos w zmiętą chusteczkę. – Nie wierzę, że nie chciałaby nas zobaczyć. Bardzo się kochałyśmy.

Babcia na szczęście przeżyła operację i wróciła do domu. Nie była jednak już w pełni sobą. Postarzała się. Miała kłopoty z mówieniem, z pamięcią, poruszaniem się. Zadawałam jej masę pytań, ale nie umiała na nie odpowiedzieć. Ja jednak czułam, że muszę dalej zgłębiać zagadkę śmierci mojej matki i zniknięcia ojca.

Pewnego dnia wpadłam na pomysł, aby zapytać o nich w starej szkole. „Rodzice tam chodzili, muszą tam być ich jakieś dokumenty” – pomyślałam. Nie dotarłam do sekretariatu, bo wcześniej spotkałam starego woźnego, który chętnie zgodził się na rozmowę. Okazało się, że pamięta mojego ojca i mamę

– Nie jesteś do niej podobna. Raczej do ojca – rzucił staruszek.

– Nigdy go nie widziałam, nawet na zdjęciu – przyznałam.

Jego rodzina uciekła przed plotkami, przed wstydem. Zamieszkali na drugim końcu Polski.

– Gdzie? Pojadę tam – szybko rzuciłam z determinacją w głosie.

– W Szczecinie. Tam odsyłaliśmy papiery do szkoły twojego ojca. Pamiętam jak dziś, bo w szkole aż wrzało na ten temat. A potem ta tragedia z twoją matką… – westchnął. – Takie dramaty rzadko się zdarzają.

Przez chwile milczeliśmy. Potem zapytałam, gdzie jego zdaniem mogę pójść, żeby dowiedzieć się czegoś o ojcu. Nie wiedział. Znalazłam się w kolejnym zaułku. Nikt nic nie wiedział. Nikt niczego nie pamiętał. Jest tu jakaś tajemnica, której strzeże wiele osób. Dlaczego? Może nigdy się nie dowiem. Nie godziłam się na taki obrót spraw, ale nie bardzo wiedziałam, co mam robić.

Zachował się jak ostatni szczeniak...

Jednak nie ma to jak mieszkać w małym mieście. Nie minęło wiele czasu, jak zaszłam do pasmanterii, bo zgubiłam guzik od płaszcza.

Podobno szukasz ojca? – zagadnęła mnie właścicielka, tęga starsza pani, którą znałam od zawsze.

– Tak – przyznałam.

– On kontaktuje się z moim synem. Razem grali kiedyś w piłkę nożną i odnowili kontakt przez internet.

I tak dostałam adres e-mailowy ojca, ale z początku bałam się do niego napisać. Wreszcie się odważyłam. Odpowiedział mi bardzo szybko. Umówiliśmy się na spotkanie w bezpiecznym miejscu: w Warszawie, z dala od ludzkich oczu… Jechałam tam niemal nieprzytomna z emocji. Sama nie wierzyłam, że tak szybko udało mi się go odnaleźć, że zgodził się przyjechać… Później i on przyznał, że także bardzo się denerwował przed tym spotkaniem.

Był przystojny, ciemnowłosy, już lekko siwiejący.

– Trochę głupio, że wcześniej cię nie odszukałem – stwierdził.

– Fakt – przyznałam. – Dlaczego?

– Chyba bałem się tamtego miasteczka, twojej matki.

– Przecież ona nie żyje. Musiałeś o tym wiedzieć – stwierdziłam.

– Oczywiście, powiedzieli mi o jej zniknięciu. Ale chyba nigdy nie uwierzyłem, że ona nie żyje. Najgorsze, że ja zachowałem się jak szczeniak. Rodzice wywieźli mnie jak uczniaka – mówił z zakłopotaniem.

– Byłeś uczniem.

– I co z tego?! – wzruszył ramionami. – Byłem przede wszystkim tchórzem i pewnie jestem nim do tej pory.

– A dlaczego uważasz, że ona nie umarła? Bo wiesz, ja także mam takie przeczucie – zaciekawiłam się.

– Nie wiem, czy powinienem to mówić. Czy warto burzyć spokój wielu osób? To nie jest kwestia przeczucia. Ja ją po prostu spotkałem ja na ulicy w Warszawie. A w tym samym czasie na południu szukali jej ciała. Więc wtedy na pewno żyła…

– To na pewno była ona? Rozmawiałeś z nią? – aż uniosłam się na krześle, słysząc te rewelacje.

– Nie rozmawiałem, ale to była ona. Patrzyła na mnie z takim niemym ostrzeżeniem w oczach. Nie chciała, żebym do niej podszedł, to nie podszedłem… – rozłożył ręce w geście bezradności.

– A ja? Czy nigdy nie chciałeś niczego o mnie wiedzieć? Dlaczego się nie odezwałeś? – nie rozumiałam.

Milczał. Widziałam, że ma niewyraźną minę. „Chyba rzeczywiście nie dorósł i nadal jest tchórzem…” – pomyślałam.

Nigdy jej nie wybaczę

– Dziś mogę tylko powiedzieć, że nie należy zbyt wcześnie wchodzić w życie – bąknął po dłuższym czasie. To jednak nie była odpowiedź, dzięki której mogłabym darzyć go szacunkiem. Niestety.

Gdzie mam szukać matki? – spytałam go.

– Myślę, że Ania nie jest wcale daleko od ciebie. Nie mam pojęcia, po co udaje zmarłą, ani gdzie jest, ale pewnie twoja babcia wie wszystko.

Raczej mi nie powie… – stwierdziłam i pożegnałam się z ojcem.

Nie chciałam mieć z nim nigdy więcej do czynienia.

A jednak babcia powierzyła mi ten tak pilnie strzeżony sekret rodzinny. Najpierw to ja opowiedziałam jej, jak szukam matki, jak znalazłam ojca. Mówiłam o tym bez nadziei, że babcia wyjdzie ze swojej skorupy i powie mi prawdę, jeśli ją jeszcze pamięta. Wreszcie się przełamała.

– Dobrze więc: Ania żyje – wydusiła z siebie w końcu.

– Mamo! Jak to! – krzyknęła ciotka Agnieszka, która była bardziej zszokowana niż ja.

– Nic ci nie mówiłam, bo byłaś mała, a poza tym zawsze miałaś długi język. Ania postanowiła zniknąć. Szukałam jej naprawdę przerażona. Najpierw żywej, potem nawet umarłej. W końcu złożyłam wniosek o uznanie jej za zmarłą. No i kiedyś do mnie zadzwoniła. Powiedziała, że nie może wrócić. Zaczęła nowe życie.

– A ja! Ja nic dla niej nie znaczyłam? – wrzasnęłam.

– Oczywiście, że znaczyłaś i zawsze na bieżąco jej pisałam o twoich sprawach, ale nie miała dość siły psychicznej, by żyć tu z nami. Przeszła załamanie nerwowe, dlatego zniknęła. Nie wiedziała, gdzie jest ani kim jest. Wszystko wróciło dopiero po czasie. A zresztą znasz ją.

– Jak to?

– To jest ta miła pani, która wynajmuje raz do roku pokój gościnny przy naszym muzeum i coś tam pisze. Profesor… To twoja matka.

– Nie mogę uwierzyć… – zaczęłam, ale Agnieszka weszła mi w słowo:

– Jak to? – krzyknęła.

 – To ja modlę się dwadzieścia lat za duszę mojej siostry, która spokojnie sobie żyje i robi karierę i czuje się szczęśliwa?! To jest… to jest… podłe! – rzuciła ciotka z furią, a po chwili do naszych uszu dobiegł trzask zamykanych drzwi wejściowych.

 – Tylko wróć! – krzyknęła za nią babcia, ale Agnieszka nic nie odpowiedziała.

Po chwili ciszy babcia zapytała:

Możesz wybaczyć Ani?

– Nigdy jej nie wybaczę – powiedziałam z pełnym przekonaniem.

Czytaj także:
„Ukochany przez rok wodził mnie za nos. Oddałam mu serce i swoje ciało, a w zamian on porzucił mnie jak kulawego psa”
„Sąsiadka wszystko ode mnie kopiowała. Tak samo ubrane dziecko, przystrojony dom... Męża też mi zaraz ukradnie?”
„Siostra wyszła za psychopatę, który znajdował radość w gnębieniu jej. Godziła się na upokorzenia ze strachu… o mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA