– Zosiu, wpadniesz dzisiaj do mnie na kawkę? Muszę ci coś pokazać! – prawie zapiszczała do telefonu Halinka, a mnie od razu ogarnęły złe przeczucia.
Za każdym razem, gdy dzwoniła z takim entuzjazmem, podejrzewałam, co chce mi pokazać. Nazajutrz razem z naszymi mężami wybierałyśmy się na sylwestra. Intuicja podpowiadała mi, że ten wieczór może okazać się katastrofą! A to z powodu dość… hmm… nietypowej relacji, która łączyła mnie z Halinką.
Poznałyśmy się dziesięć lat temu, kiedy obie w krótkim odstępie czasu wprowadziłyśmy się do starej kamienicy w centrum Poznania. To było spełnienie moich marzeń… Z blokowiska z wielkiej płyty przenieśliśmy się do miejsca z duszą! Nie mogłam się doczekać urządzania nowej przestrzeni, bo urządzanie wnętrz jest moją pasją! Liczyłam na to, że sąsiedzi nie będą zbyt uciążliwi, ale nie spodziewałam się, że spotkam kogoś, kto stanie mi się aż tak bliski.
Zamieszkałyśmy z Halinką drzwi w drzwi i od razu zauważyłyśmy, że wiele nas łączy. Miałyśmy mnóstwo wspólnych tematów i podobne poczucie humoru. Obie miałyśmy wówczas nastoletnie dzieci, pracowałyśmy w urzędach – ja w gminie, a ona w biurze zarządu dróg i mostów. Nasze drogi nieraz przecinały się i zawodowo, i prywatnie.
Mój syn chodził na karate, więc Halinka uznała, że jej syn powinien – i woziłyśmy tam nasze dzieciaki na zmianę. Podobną propozycję Halinka rzuciła, gdy powiedziałam, że moja Gosia chodzi na angielski, jej córka też chciała się go uczyć, więc zorganizowałyśmy im wspólny transport.
Początek znajomości był bardzo udany
Cieszyłam, że trafiłam na taką sąsiadkę i że się zaprzyjaźniłyśmy. Wpadałyśmy jedna do drugiej na kawę, często razem wychodziłyśmy na zakupy. Halinka mówiła, że mam świetny gust, zachwycała się ciuchami, które sobie kupowałam.
Pewnego razu poszłyśmy razem do galerii handlowej, bo szukałam czegoś na ważny wyjazd z pracy. Buszowałam między stojakami, aż w końcu wypatrzyłam dwurzędowy delikatny żakiet o doskonałym kroju. Był trochę drogi, ale na tyle oryginalny, że z pewnością wart swej ceny.
– Jaki piękny żakiet! Ty to zawsze wypatrzysz coś niesamowitego. Masz oko do ciuchów!
Miło mi było to słyszeć. Halinka zresztą często prawiła mi komplementy. Podobała jej się moja fryzura, moje meble, nawet kubki do kawy. Czasem czułam się wręcz onieśmielona tymi jej ciągłymi ochami i achami. Kilka tygodni po naszych zakupach, spotkałam Halinkę w drodze do pracy… Na jej widok stanęłam jak wryta, bo Halinka… miała na sobie dokładnie taki sam biały żakiet jak ten, który ja kupiłam.
– O! Mój żakiet! – zaśmiałam się, a ona okręciła się jak modelka.
– Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Przecenili je, więc kupiłam, bo bardzo mi się podobała!
– Jasne, że nie! To dla mnie komplement – uśmiechnęłam się.
Mogła chociaż przemilczeć to, że go przecenili – pomyślałam. Nie przypuszczałam, że w ten sposób dałam Halince przyzwolenie do naśladowania wszystkich moich wyborów. Kiedyś przyszłam do niej na kawę, na stole stał serwis do kawy… identyczny jak ten, który mam w domu. Halinka tłumaczyła, że wypatrzyła go na promocji i nie mogła się oprzeć, bo mój jej się podobał.
W ciągu kilku kolejnych miesięcy sąsiadka zmieniła swoją starą, wysłużoną kanapę na sofę, którą doskonale znałam, telewizor na ten sam model co nasz i kupiła bliźniaczy stolik kawowy. Co więcej, jej długie, ciemne włosy także stawały się coraz jaśniejsze i krótsze – widziałam, że nieuchronnie zmierzała do zdublowania mojej fryzury. Początkowo trochę się z tego śmiałam, ale kiedy któregoś dnia przyszła po mojego Maćka, żeby zawieźć go na karate ubrana w mój standardowy strój: ciemne jeansy i koszulkę w paski, spojrzałam na nią mocno zdegustowana.
Miałam już dość tego klonowania
– Halinka… zaczynamy wyglądać jak bliźniaczki! – jęknęłam.
– Prawda? – zaśmiała się, jakby nie widziała w tym żadnego problemu.
Może jej wydawało się to zabawne i na swój sposób urocze, ale ja uważałam, że w tym wieku powinna mieć już swój gust! Inspirowanie się czyimś stylem to co innego niż jego bezmyślne naśladowanie. Zaczynało mnie to naprawdę irytować. Pewnego dnia córka wróciła ze szkoły zdenerwowana i powiedziała, że nie zamierza dłużej siedzieć w jednej ławce z Izą.
– Co się stało?– zapytałam zdziwiona, bo do tej pory dziewczynki były nierozłączne i bardzo się lubiły.
– Mama Izy kupiła jej identyczny plecak jak mój! Tylko ja miałam taki w całej szkole, a teraz Iza mówi, że to ona miała go pierwsza, i to ja od niej odgapiłam – rozpaczała. – Mamo, ona wcześniej kupiła taki sam długopis jak mój, a potem piórnik, a teraz to!
W innej sytuacji uznałabym to za problem wyssany z palca i kazałabym Gosi przestać histeryzować, ale teraz wkurzyłam się nie na żarty. Co ona sobie wyobrażała?! Jeszcze chwila i nasze dzieci także będą chodzić tak samo ubrane. Nawet mąż, który zwykle nie zwracał uwagi na stroje, zauważył, że ona mnie naśladuje, i zapytał, czy mi to nie przeszkadza.
Oczywiście, że mi przeszkadza, ale kiedy zwróciłam jej na to uwagę, tylko się zaśmiała. Najwyraźniej po niej to spływało. Nie chciałam się z nią kłócić, bo poza tym dziwacznym naśladownictwem, była naprawdę równą babką. Uznałam jednak, że tak dalej być nie może – i musiałam jej to uświadomić. Musiała odczuć na własnej skórze to, co ja – inaczej niczego nie zrozumie. Postanowiłam uknuć intrygę, żeby utrzeć Halince nosa i pokazać, że to co robi, nie ma sensu.
Jak mnie zobaczyła, o mało nie padła!
Kiedy zadzwoniła do mnie z taką ekscytacją w przeddzień imprezy sylwestrowej, obawiałam się, że znów trafiła na jakąś okazję bliźniaczo podobną do mojego zakupu. Nie myliłam się. Halinka, rozpromieniona, zaprowadziła mnie do salonu i zaprezentowała swój nowy żyrandol.
– Halinka… – załamałam ręce. – Kupiłaś taki sam żyrandol jak mój!? Rozumiem, że chcesz, żebym czuła się u ciebie jak u siebie w domu, ale to już przesada!
– Nie rozumiem, czemu ci to przeszkadza. Po prostu uważam, że masz dobry gust. Kiedyś uznawałaś to za komplement – skrzywiła się.
Miałam tego powyżej uszu. Kiedy Halinka wyszła do łazienki, postanowiłam, że czas na odwet. Dyskretnie zajrzałam do jej szafy. Czerwona cekinowa suknia na sylwestra wisiała tam przygotowana na nasze wielkie wyjście. Sprawdziłam metkę, żeby dowiedzieć się, gdzie moja sąsiadka ją kupiła, i jeszcze tego samego dnia ruszyłam jej śladem. W sklepie podeszłam do ekspedientki i zapytałam, czy mają jeszcze ten model.
– Powinny jeszcze być… – powiedziała i poszła szukać sukienki.
Trwało to długo. Zaczęłam się już nawet obawiać, że mój wspaniały pomysł spali na panewce! W końcu jednak znalazła ostatnią sztukę w moim rozmiarze. Nawet nie poszłam jej przymierzyć. Nie interesowało mnie, czy będzie dobrze leżała ani jak będę w niej wyglądała! Nie po to ją przecież kupowałam. Miała służyć do ucierania nosa.
Zapłaciłam za sukienkę i wróciłam do domu pełna złośliwej satysfakcji. Przed wyjściem zrobiłam makijaż, ułożyłam włosy i włożyłam kreację. Z zadowoleniem zauważyłam, że sukienka naprawdę pięknie się układa. Zarzuciłam na wierzch długi płaszcz. Chciałam zrobić wrażenie!
Tak jak się umówiliśmy, Halinka z mężem zapukali do nas, bo mieliśmy jechać razem taksówką. Moja sąsiadka miała na sobie rozpięty płaszcz, a pod spodem oczywiście czerwoną, cekinową sukienkę.
Patrzyła na mnie oniemiała
– Jesteś już ubrana? Chciałam zobaczyć twoją suknię! – Halinkę wprost zżerała ciekawość, ale powiedziałam, że musimy się spieszyć i że zobaczy ją na miejscu. Męża oczywiście uprzedziłam wcześniej o mojej intrydze i poprosiłam, żeby milczał jak grób.
Taksówka już czekała na podjeździe. Wsiedliśmy do niej w wyśmienitych nastrojach i ekscytowaliśmy się nadchodzącą imprezą. Gdy byliśmy już na miejscu, pierwsze kroki skierowaliśmy do szatni. Gdy zdjęłam płaszcz, Halince zrzedła mina.
– O mój Boże… Zośka! Mamy takie same sukienki! – syknęła. – No i co my teraz zrobimy?!
– Wiem! Niespodzianka! Zauważyłam ją u ciebie w szafie i nie mogłam się powstrzymać. Była przeceniona o pięćdziesiąt procent, uwierzysz?
Halinka aż poczerwieniała ze złości. A więc mój plan się powiódł! Dotarło do niej wreszcie to, co tyle razy próbowałam jej powiedzieć. Widziałam, że jest wściekła. Poszłam do łazienki i przebrałam się w klasyczną czarną suknię do kostek. Halinka odetchnęła z ulgą.
Przestała mnie wreszcie ślepo naśladować, już nie chce być moim klonem, jest po prostu sobą. Moja strategia przyniosła zamierzony skutek… A nasza przyjaźń przetrwała!
Czytaj także:
„Dzięki młodemu kochankowi wreszcie czuję się szczęśliwa. Odwdzięczam mu się drogimi zakupami, za które płaci mój mąż”
„Teściowa to snobka, pozuje na kogoś, kim nie jest. Robi z siebie wielką szlachciankę, a ja od dawna wiem, że to brednie”
„Prezent na 40-stą rocznicę ślubu moich rodziców, wywołał burzę z piorunami. Nie wiem, czy ich małżeństwo to przetrwa"