„Ukochany przez rok wodził mnie za nos. Oddałam mu serce i swoje ciało, a w zamian on porzucił mnie jak kulawego psa”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, flowertiare
„Nagle poczułam się niepewnie. Czyżbym niewłaściwie odczytała sygnały? Owszem, Wiktor nigdy nie wyznał wprost, że mnie kocha, nawet kiedy ja to deklarowałam, ale przecież spotykaliśmy się, sypialiśmy ze sobą, dobrze nam było razem, troszczyliśmy się o siebie. Chyba więc miałam prawo myśleć, że on mnie kocha”.
/ 20.09.2022 07:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, flowertiare

Wiktora poznałam na jednym z  portali randkowych. Najpierw tylko ze sobą mailowaliśmy, a potem dzwoniliśmy do siebie niemal codziennie.

– Gosiu, spotkajmy się – usłyszałam wreszcie. – Tak dobrze nam się rozmawia na odległość. Sprawdźmy, czy twarzą w twarz też będzie tak miło.

– A jeśli nie będzie miło? – zaniepokoiłam się, bo przecież nasz układ mógł się sprawdzać właśnie dlatego, że był bezpieczny, z daleka? – Jeśli zabraknie nam tematów do rozmowy?

– To zobaczymy, czy umiemy razem pomilczeć – odparł z wyczuwalnym w głosie uśmiechem.

W domyśle: kolejnego rozczarowania

Hm, z moim mężem dobrze nam się rozmawiało, dobrze milczało, a jednak nie uchroniło nas to przed rozpadem małżeństwa. Najwidoczniej jego zdaniem z inną kobietą i rozmowy, i milczenie były lepsze.

– Zastanowię się – odparłam. – Zadzwonię jutro i dam ci znać.

Całą noc biłam się z myślami niczym nastolatka przeżywająca pierwsze miłosne rozterki. Mama chyba miała rację, twierdząc, że po nieudanym małżeństwie bałam się kolejnego związku.

– Zrobiła się z ciebie uczuciowa asekurantka – wytknęła mi mama. – Uważasz, że ciągłe spoglądanie w przeszłość ma sens? Idź do przodu. Chyba że naprawdę chcesz skończyć jako bezdzietna stara panna…

– Nie chcę, ale…

– Żadnych „ale”. Daj szansę temu całemu Wiktorowi. Może wam się nie uda, ale jeśli nie spróbujesz, to nie uda się na pewno – podsumowała z tą swoją żelazną logiką.

Wieczorem zadzwoniłam więc do Wiktora i zgodziłam się na randkę. Jak było? Wspaniale! Wiktor na żywo podobał mi się jeszcze bardziej niż na zdjęciach, no i nadal świetnie nam się rozmawiało. Sama nie wiem, kiedy się w nim zakochałam, a on zdawał się odwzajemniać moje uczucia. Ale nie spieszył się z deklaracjami.

Spotykaliśmy się już prawie pół roku, czasem ja zostawałam u niego na noc, czasem on spał u mnie. Wszystko zdawało się układać, ale nadal nie wiedziałam, czy on widzi dla mnie miejsce w swoich planach na przyszłość.

Jego słowa były jak cios obuchem

Marzyłam o normalnym związku:  chciałam mieć męża – tym razem już na całe życie – i dzieci. Dlatego bardzo chciałam wiedzieć, czy Wiktor myśli podobnie. Zakładałam, że tak, w końcu w wielu sprawach się zgadzaliśmy. Czemu więc nie proponował, żebyśmy razem zamieszkali? A może czekał, aż ja poruszę ten temat? Pewnego popołudnia, kiedy siedzieliśmy u mnie, zebrałam się na odwagę:

– Tak się zastanawiałam… Spotykamy się już od dłuższego czasu… – serce waliło mi jak młotem. – Więc chciałabym… to znaczy, w jakim kierunku… – plątałam się, a Wiktor patrzył na mnie spokojnie, czekając, aż sformułuję myśli, więc wzięłam głęboki oddech i sprecyzowałam: – Chciałabym wiedzieć, jak widzisz nasz związek w przyszłości.

– Związek? – zdziwił się.

– No tak, związek. Kochamy się, prawda? Więc jesteśmy parą, tak…?

Nagle poczułam się niepewnie. Czyżbym niewłaściwie odczytała sygnały? Owszem, Wiktor nigdy nie wyznał wprost, że mnie kocha, nawet kiedy ja to deklarowałam, ale przecież spotykaliśmy się, sypialiśmy ze sobą, dobrze nam było razem, troszczyliśmy się o siebie. Chyba więc miałam prawo myśleć, że on mnie kocha…

– Gosiu, my się tylko spotykamy. Spędzamy wspólnie czas.

– Czyli co? Jesteśmy przyjaciółmi z opcją seksu?

– Przecież jest dobrze tak, jak jest. Po co to jakoś określać?

– Może po to, żebym wiedziała, na czym stoję! – zdenerwowałam się. – Mam już swoje lata, chcę urodzić dzieci, patrzeć, jak dorastają.

– Hm… No to mamy problem, bo ja nie jestem gotowy na tak poważne zobowiązania. I może nigdy nie będę.

Byłam kompletnie zszokowana tym, co od niego usłyszałam.

– Nie kochasz mnie? – wydukałam.

– Dobrze mi z tobą. Po co to psuć?

– Psuć? Jeśli ludzie się kochają, to chcą być razem. Planują wspólną przyszłość, tworzą rodzinę.

– A skąd ja mogę wiedzieć, co będzie za kilka lat? – znowu się wykręcił od jasnej deklaracji. – Może mi się odmieni, a może ty nie będziesz chciała się już ze mną spotykać? – uśmiechnął się, próbując obrócić wszystko w żart.

To ja podjęłam decyzję o rozstaniu

– I co? Kilka kolejnych lat mamy się tylko spotykać? – nie mogłam uwierzyć, że ktoś może tak myśleć!

Wiktor wzruszył ramionami. Zwykle taki elokwentny, a teraz nagle nie miał nic do powiedzenia. W tej jednej chwili moje marzenia legły w gruzach. Zakochałam się w mężczyźnie, który zachowywał się tak, jakby coś do mnie czuł, ale nie chciał tego nazwać ani – tym bardziej – pójść dalej. Może bał się zaryzykować, a może rzeczywiście tylko miło spędzał ze mną czas, czekając, aż pojawi się ktoś lepszy?

W głębi duszy miałam nadzieję, że to nim wstrząśnie, że rozłąka pozwoli mu zrozumieć, co do mnie czuje. A gdy odkryje, że popełnił wielki błąd,  wróci i powie, że nie może beze mnie żyć. Niestety, tak się nie stało.

– Zmarnowałam na niego prawie rok – wypłakiwałam się mamie.

– Będzie dobrze. Żal w końcu minie, a każde doświadczenie czegoś nas uczy, więc nie zmarnowałaś roku, tylko wzbogaciłaś się o…

– Tą filozofią dla ubogich chcesz pocieszyć mnie czy siebie? – chlipnęłam. – Ty radziłaś, żebym dała mu szansę.

– Nie przypominaj mi o tym! – żachnęła się.

Mijały miesiące, a ja wciąż nie umiałam zapomnieć o Wiktorze. Nie było dnia, żebym o nim nie myślała. Tęskniłam za naszymi rozmowami, za jego dotykiem, śmiechem, głosem… Gdyby chciał wrócić, przyjęłabym go z otwartymi ramionami. Mama mówiła, że to już nie jest miłość, tylko jakaś obsesja. Tak jakby Wiktor rzucił na mnie urok.

– Martwię się o ciebie. Gdyby kiwnął palcem, poleciałabyś jak na skrzydłach, co? – pytała prowokująco.

Wolałam nie odpowiadać. A tydzień później przekonałam się, że mama miała rację. Jeśli chodzi o Wiktora, to jestem pozbawiona poczucia godności osobistej i dumy. Zadzwonił do mnie, a ja nawet nie pomyślałam, żeby mu nagadać, a potem się rozłączyć.

Serce zabiło mi żywiej

– Od dwóch miesięcy zbierałem się na odwagę, żeby do ciebie zadzwonić. Od czasu wypadku…

– Jakiego wypadku? – spytałam przerażona. – Boże, coś ci się stało?

Chwilę trwała cisza, a potem padły słowa, które były jak cios obuchem.

– Musieli mi amputować stopę – powiedział. – Była zmiażdżona, nie dało się jej uratować. Chyba los mnie ukarał za to, jak cię potraktowałem. Sądziłem, że skoro ci bardziej zależy, to do mnie wrócisz. Gdy tak się nie stało, wmawiałem sobie, że nie ma czego żałować. Taki ze mnie kretyn! A teraz jeszcze kaleka. Musisz mnie zobaczyć – jestem taki żałosny, że trudno mi się oprzeć. Nie masz wyjścia, pewnie wybaczysz kalece! – kpił, ale za dobrze go znałam, żeby nie wyczuć, że jest smutny i zdołowany.

– Zaraz u ciebie będę – rzuciłam.

Nie przypominał dawnego siebie. Zmizerniał, wychudł, postarzał się. Nie prosił o pomoc, a ja jej nie oferowałam. Zaczęłam do niego przychodzić. Niewiele rozmawialiśmy, po prostu byłam przy nim.

Pomagałam w sprzątaniu, zakupach, gotowaniu. Masowałam kikut, niemal siłą woziłam Wiktora na rehabilitację, pilnowałam, by wykonywał zalecone ćwiczenia, kazałam mu nosić protezę, której nienawidził. Tuliłam go, gdy płakał, goniłam go do pracy, bo jako freelancer pracujący w domu nie potrzebował do zarabiania zdrowej nogi. Mama tego nie rozumiała.

– Ty chyba oszalałaś! Na co liczysz? Na jego miłość z wdzięczności? Jak myślisz, dlaczego on się do ciebie odezwał? Teraz jesteś najlepszą opcją, jaka może mu się trafić. On jest bezwstydny, pozbawiony skrupułów, a ty głupia i naiwna jak dziecko!

– Wiem, może masz rację. Ale ja wciąż coś do niego czuję…

– Pytanie, co on czuje do ciebie! I czy kiedykolwiek coś czuł! – grzmiała. – Myślisz, że gdyby sytuacja była odwrotna, on zająłby się tobą?

Czy taka miłość byłaby prawdziwa?

Pewnie nie… Ale było coś, co sprawiało, że nie potrafiłam zostawić go na pastwę samotności, depresji. Pozwolić, by zajmowała się nim, i to za pieniądze, wynajęta pielęgniarka. Patrzył na mnie tak, jakby tęsknił, choć byłam tuż obok, tak jakby chciał o coś zapytać, ale się bał. Nie wiedziałam, co nas teraz łączy, kim dla siebie jesteśmy.

Czy zajmowałam się nim w nadziei na to, że on zakocha się we mnie z wdzięczności? Czy taka miłość byłaby prawdziwa? A może troską o niego leczyłam swoje złamane serce. Albo…  chciałam mu pokazać, co stracił? Niewypowiedziane słowa w końcu zaczęły nam ciążyć. To Wiktor pierwszy przerwał milczenie.

– Dlaczego to robisz? Poświęcasz się dla mnie? Z litości? A może z zemsty? Zraniłem cię, więc teraz chcesz mnie od siebie uzależnić, przywiązać jak psa do budy, a potem zostawić?

– Skoro tak myślisz, to dlaczego do mnie zadzwoniłeś?

– Bo… jestem jak żebrak, wezmę, co mi dasz. Nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję, że pozwoliłem ci odejść. Ale wtedy byłem inny, taki pewny siebie, arogancki, nie umiałem cię docenić. Nie umiałem kochać tak, jak na to zasługiwałaś. Teraz… boję się, że mi nie uwierzysz, pomyślisz, że mówię tak, bo jesteś mi potrzebna… Ale ja… nie wyobrażam sobie życia bez ciebie…

Patrzyłam na niego i diagnozowałam swoje uczucia. Kochałam go, może nawet bardziej niż kiedyś, bo przestał być taki idealny, ale miał rację, nie ufałam mu. Chciałam to zmienić, ale sytuacja temu nie sprzyjała. Był tylko jeden sposób, by sprawdzić szczerość jego wyznań.

– Weź się w garść, przestań sabotować rehabilitację, pracuj ciężko – doprowadź do tego, że nie będę ci potrzebna. Dopiero wtedy zdecydujemy, czy chcemy być razem czy nie.

W jego uśmiechu dostrzegłam przebłysk dawnej przekory.

– No to szykuj się do ślubu, bo drugi raz tego nie spieprzę!

Czytaj także:
„Dniami i nocami haruję przy dziecku, a mąż w niczym nie pomaga. Że niby jest zmęczony i musi odpocząć. A ja nie muszę?”
„Dałam siostrze palec, a ona wyrwała mi całą rękę. Żeruje na moim dobrym sercu, traktuje jak sponsorkę i służącą”
„Syn jest już 5 lat po ślubie, a ja wciąż nie doczekałam się wnuków. To na pewno wina jego żony, bo woli robić karierę”

Redakcja poleca

REKLAMA