Może rzeczywiście powinnam była rzucić męża? Wykopać drania z mieszkania, zacząć wszystko od nowa, zapomnieć o całym tym koszmarze. Czy wtedy moje córki byłyby mi wdzięczne?
Ania wpadła do mnie niezapowiedziana. Zdziwiłam się, bo zazwyczaj wcześniej dzwoniła.
– Cześć, mamo – powiedziała, nie robiąc żadnego cieplejszego gestu.
Nie przytuliła mnie, nie pocałowała...
Tak to już między nami jest i pewnie nigdy się nie zmieni. Córki dorosły, usamodzielniły się, jednak wciąż mają do mnie olbrzymi żal. Ania – trzydziestolatka, reaguje złością na każdą moją wzmiankę o naszej rodzinnej historii. Asia, cztery lata od niej starsza, odzywa się do mnie rzadko – zazwyczaj jedynie w święta. W dniu moich imienin nie zadzwoniła…
Udawałam, że mnie nie to nie rusza, ale przyglądając się sąsiadkom, czułam straszny żal. Panią Marię z dołu kilka razy w roku odwiedza syn, który na stałe mieszka w Norwegii. Do Ziuty z przeciwka córki z wnukami wpadają co kilka dni, a moja przyjaciółka wyjechała z synem i synową w góry.
Tylko ja siedziałam w mieszkaniu sama
Ania, co prawda, zadzwoniła, ale przyjeżdżać nie chciała.
– Twoje imieniny źle mi się kojarzą – powiedziała ostro, kiedy zaprosiłam ją na kawałek ciasta.
I wtedy sobie przypomniałam… Był upalny czerwiec. Ania miała siedem lat, Asia jedenaście. Odwiedzaliśmy akurat moich rodziców na wsi. Z mężem pokłóciłam się jakoś w południe – przepił pieniądze, które mu dałam i zaczęliśmy wzajemnie przerzucać się oskarżeniami. W tym samym momencie w kuchni pojawiły się nasze dziewczynki – obie z bukietami polnych kwiatów w rączkach, uśmiechnięte i beztroskie.
– Wszystkiego najlepszego, mamusiu – zaczęła cicho Asia, przestraszona gwałtownym wybuchem ojca, który właśnie krzyczał, że zmarnowałam mu życie.
Mąż wyrwał kwiaty starszej córce i z furią cisnął je w kąt.
– Ojcu życzenia składajcie, nie jej! – wrzasnął i zatoczył się na kredens.
Ania zaczęła płakać. Objęłam ją, ale wyrwała mi się i uciekła pod stół.
– Wyłaź stamtąd! Za duża jesteś na takie zabawy! – mąż za warkocz wyciągnął małą z kryjówki.
Krzyknęłam, żeby przestał, ale kazał mi się przymknąć
Po chwili wysłał dziewczynki na górę i pomimo moich próśb, trzymał je tam przez długie godziny, zamknięte w pokoju, o samej wodzie. Wieczorem był tak pijany, że zaczęłam się bać o rodziców. Tata był po operacji i nie miał tyle sił, co kiedyś. Mama popłakiwała w kącie, jednak nie usłyszałam od niej nawet słowa wyrzutu.
Wiedziałam, że marzyła o lepszym życiu dla nas, ale szanowała moją decyzję. A ja, pomimo wszystko, nie chciałam odejść od Mirka...
Takich wspomnień było więcej – awantury, wyzwiska, przemoc, wódka i łzy. Sama nigdy nie piłam, ale ciągłe znoszenie wybryków pijanego męża szybko odbiło się na moim zdrowiu. Przeżyłam ciężkie załamanie nerwowe, na jakiś czas trafiłam nawet do szpitala psychiatrycznego. Córki były wtedy u moich rodziców i wiem, że to były najszczęśliwsze chwile ich dzieciństwa.
Tak mi przynajmniej kiedyś wykrzyczała w gniewie Asia:
– Tylko u dziadków było nam dobrze! Bo dla ciebie zawsze ważniejszy był on!
O ojcu zawsze mówiła „on”. Ania też szybko przestała nazywać go tatą.
Nie podobało mu się to, wkurzało go
Raz nawet zbił je obie pasem, wrzeszcząc, żeby powtarzały: „kochamy cię, tatusiu”… Boże jedyny, jak one wtedy płakały. Szarpałam męża za rękaw i wrzeszczałam, żeby się opanował, ale tylko się śmiał, aż przechodziły mnie ciarki.
– Zrobiłam ci sałatkę – głos córki oderwał mnie od niewesołych wspomnień.
– Dziękuję, córciu – odparłam łamiącym się głosem.
Rozejrzała się po korytarzu.
– Wreszcie jakoś tu wygląda. Odkąd go nie ma, wszystko jest lepsze – zauważyła.
– Nie mów tak, nie powinnaś! Nie minął jeszcze nawet rok od pogrzebu, a ty…
– A ja ani razu nie byłam na jego grobie i wierz mi, nie wybieram się tam! – powiedziała córka ostrym tonem.
Schowałam słój z sałatką do prawie pustej lodówki. Powinnam zrobić jakieś zakupy...
Kiedy żył Mirek, gotowałam dla nas dwojga
Zazwyczaj zjawiał się na obiad podpity, ale zawsze coś tam zjadł. Dla siebie gotować mi się nie chce. Nagle przypomniał mi się pogrzeb męża. Ludzi była garstka, ledwie parę najbliższych sąsiadek. Pewnie przyszły z czystej grzeczności… Córki się nie pojawiły.
Błagałam je przez telefon, żeby przyszły chociaż na chwilę, do kaplicy, ale Asia rzuciła słuchawką, a Ania powiedziała, że ma inne plany. Stałam nad mężowską trumną i łzy płynęły mi po twarzy, ale nikt nie podszedł, żeby mnie podtrzymać, objąć, powiedzieć dobre słowo.
– Kto to widział, żeby pijusa takiego tak opłakiwać? – syknęła jakaś kobieta.
Skuliłam się w sobie. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię razem z tą mężowska trumną, na którą wtedy ostatnie oszczędności wydałam…
– Co u ciebie, córeczko? – zapytałam, gdy Ania usiadła za stołem.
Zresztą usiadła, to za dużo powiedziane – przycupnęła jedynie na skraju krzesła, jakby lada moment miała się zerwać i uciekać, byle jak najdalej od tych czterech ścian, których tak nienawidziła.
– To samo – wzruszyła ramionami. – W pracy w sumie lepiej, bo zmieniła się kierowniczka.
Chciałam zapytać, czy ma jakiegoś chłopca, ale wiedziałam, że to trudny temat. Właściwie nie byłam nawet pewna, czy kiedykolwiek była z kimś na serio. Wiedziałam, że miewa krótkie przygody, ale nikomu nie pozwala podejść do siebie na tyle blisko, żeby stworzyć prawdziwy związek.
Boi się mężczyzn, nie ufa im
– Po co to trzymasz? – nagle córka zerwała się i podeszła do kredensu, na którym stało nasze ślubne zdjęcie z Mirkiem. – Jak mogłaś przez te lata żyć z kimś takim, mamo? Wiesz, ile nocy z Aśką przepłakałyśmy? Jak nie chlał albo nie leczył kaca, to się awanturował. Czemu go nie pogoniłaś? Czemu opiekowałaś się nim do końca? Był złym człowiekiem, mamo! Zmarnował nam życie, ale ty wolałaś udawać, że nic takiego się nie dzieje!
– Zawsze was przed nim broniłam! – krzyknęłam ze łzami w oczach.
– Broniłaś nas? Niby jak? Błagając go, żeby nas nie bił? Trzeba go było pogonić! Ale ty wolałaś odgrywać rolę męczennicy.
– Był moim mężem. Waszym ojcem…
– Nieważne. Nie powinnyśmy w ogóle zaczynać tej dyskusji – córka odwróciła głowę, żebym nie zauważyła jej łez.
– Zawsze bardzo was kochałam. Wiem, że macie żal. Że nie byłam idealną matką. Ale zawsze was kochałam – szepnęłam.
– My też cię kochamy, mamo. Nawet Aśka, chociaż za cholerę by się do tego nie przyznała – uśmiechnęła się krzywo i włożyła żakiet. – Pójdę już.
– Gdybyś zobaczyła się z siostrą, pozdrów ją ode mnie – poprosiłam. – A co u niej słychać? Dalej jest z tą… Zuzanną?
– Niedawno razem zamieszkały.
Nigdy nie zaakceptowałam lesbijskiego związku starszej córki. Czułam jednak, że nie mam prawa oceniać ich wyborów. Obie córki miały żal do ojca, który zmarnował im dzieciństwo, ale mnie również obwiniały.
Czasem tak sobie myślę – może rzeczywiście powinnam była go rzucić. Tylko z czego bym żyła? Mirek chlał na umór, ale pieniądze zawsze przyniósł. Córki surowo mnie oceniają, ale żadna jeszcze nie urodziła dziecka. Nie wiedzą, jak to jest być matką. Mirek pił, ale był. Sama z dwójką dzieci bym sobie nie poradziła. A może po prostu w siebie nie wierzę? Tak, czy inaczej, czasu nie cofnę…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”