Był środek lata. Biegłam rozgrzaną od słońca krakowską ulicą w poszukiwaniu urodzinowego prezentu dla mojej przyjaciółki. Wreszcie dotarłam do sklepu. Zatrzymałam się przed wystawą, aby jeszcze raz przyjrzeć się ręcznie zdobionemu wazonowi. Już miałam wejść do środka, gdy nagle z nieba lunął rzęsisty deszcz.
Przestraszona cofnęłam się i schowałam pod sąsiednim daszkiem. Po chwili wiedziałam, że popełniłam błąd, nie wchodząc do sklepu. Teraz jednak było już za późno, żeby się wycofać. Ulewa odcięła mi drogę ucieczki.
Wkrótce dołączyło do mnie jeszcze kilka osób. Pod daszkiem zrobiło się tłoczno. Z jednej strony przyciskał się do mnie jakiś jegomość, z drugiej kobieta na wysokich obcasach. W tej właśnie chwili zadzwonił mój telefon.
– Halo – odebrałam po dłuższej chwili szamotania się z mokrą torbą.
– Mówi Andrzej – usłyszałam. – Ciociu, mama nie przyjedzie. Wczoraj przeszła rozległy zawał. Lekarze mówią, że wyjdzie z tego, ale na razie musi pozostać w szpitalu.
Nie byłam w stanie powiedzieć nic sensownego
Zapytałam tylko o adres szpitala, obiecując, że odwiedzę ją w najbliższy weekend. Rozłączyłam się. Patrzyłam tępo przed siebie, a z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Nie zdążyłam sięgnąć po chusteczkę, gdy przede mną pojawiła się męską dłoń z całą ich paczką.
– Proszę – powiedział stojący obok mnie mężczyzna.
Skinęłam głową, dziękując w ten sposób za pomoc.
– Pani pozwoli – mężczyzna najwyraźniej nie miał ochoty poprzestać na chusteczce. – Przepraszam, ale słyszałem pani rozmowę. Zdecydowanie nie powinna pani teraz stać tu i moknąć. Zapraszam na kawę i coś mocniejszego.
Nim zdążyłam zaprotestować, pociągnął mnie za sobą na skąpaną deszczem ulicę. Byłam tak zaskoczona, że pozwoliłam, aby obcy mężczyzna zabrał mnie do kawiarni, posadził przy stoliku i złożył w moim imieniu zamówienie.
Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę
Alkohol przyniósł ukojenie i rozwiązał mi język. W towarzystwie nieznajomego poczułam się na tyle bezpiecznie, że zaczęłam mu opowiadać o swojej przyjaźni z Klarą. O tym, jak wspierała mnie w trudnych chwilach, kiedy mój chłopak wyjechał do Ameryki, i później, gdy okazało się, że byłam dla niego tylko przelotnym romansem, bo za wielką wodą czekała już żona i dwoje małych dzieci. Klara była, gdy walił mi się świat, i kiedy szalałam ze szczęścia. A teraz leży na szpitalnej sali. Nieprzytomna.
– Muszę do niej jechać – stwierdziłam. – Przepraszam, zamęczam pana swoimi opowieściami, a nawet nie wiem, jak ma pan na imię.
– Henryk – przedstawił się mężczyzna.
– Bardzo mi było miło pana poznać. Dziękuję za wszystko, ale teraz naprawdę muszę już iść. Powinnam kupić bilet na pociąg i odwiedzić Klarę. Jestem jej teraz bardzo potrzebna.
– Rozumiem. Czy pozwoli się pani podwieźć na dworzec? – zapytał.
Zgodziłam się
Henryk nie tylko dotrzymywał mi towarzystwa przy kasach biletowych, ale i odwiózł mnie do domu. Dopiero, gdy zamknęłam za sobą drzwi mieszkania, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nic o nim nie wiem. Pojawił się nagle, pomógł i równie szybko zniknął. Jakby był tylko snem.
W nocy przyśnił mi się jego kojący głos i zapach jego wody toaletowej. Zbudziłam się z poczuciem tęsknoty i złością, że nie wzięłam jego numeru telefonu. Już się zastanawiałam, jak odnaleźć Henryka, kiedy tuż po ósmej ktoś zapukał do moich drzwi. Otworzyłam. Na korytarzu stał kurier z bukietem kwiatów.
Zaskoczona, wśród pąków znalazłam karteczkę ze słowami: „Dzisiaj zaświeci słońce, może się spotkamy w „naszej” kawiarni, a potem odprowadzę Panią do pociągu, Henryk”.
Pod spodem widniał jego numer telefonu. Natychmiast zadzwoniłam. Serce biło mi jak oszalałe, starałam się jednak, by mój głos brzmiał naturalnie. Z radością potwierdziłam spotkanie.
Na miejscu byłam już godzinę wcześniej. By zabić czymś czas, weszłam do pobliskiej księgarni i sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę. Nawet nie zdążyłam na nią spojrzeć, gdy usłyszałam za sobą znajomy głos.
– Nie wiedziałem, że lubisz majsterkować. Mamy ze sobą więcej wspólnego, niż myślałem – zażartował.
Zaskoczona spojrzałam na Henryka, a zaraz potem na książkę. Tytuł na okładce zdradzał wszystko: „Młotek twoim najlepszym przyjacielem”. Oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
Z każdym dniem coraz bardziej go pragnęłam
Tym razem to mój wczorajszy pocieszyciel opowiadał o sobie. O pracy, kobiecie, która opuściła go wiele lat temu, a on przysiągł sobie, że nie zwiąże się z nikim, do kogo nie poczuje czegoś metafizycznego.
– Dalej czekam, a za miesiąc będę obchodził czterdzieste urodziny – uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
Zamilkłam zakłopotana i zaczęłam nerwowo mieszać kawę.
Wieczorem Henryk odprowadził mnie do pociągu. Gdy dotarłam do domu Klary, zadzwonił, żeby sprawdzić, czy jestem już na miejscu. Następnego dnia znów się odezwał, pytając o zdrowie mojej przyjaciółki, a kiedy wróciłam do Krakowa, czekał na mnie na peronie z bukiecikiem czerwonych różyczek. Widziałam, że ucieszył się na mój widok. Przytulił mnie do siebie i pocałował mocno. Poczułam, jak bardzo za nim tęskniłam.
Od tej pory widywaliśmy się coraz częściej
Gdy Klara lepiej się poczuła, zabraliśmy ją na wycieczkę. Całą trójką pojechaliśmy do kopalni soli w Wieliczce. Po powrocie zjedliśmy obiad przy krakowskich Plantach, a potem odwieźliśmy ją na dworzec. W drodze powrotnej Henryk zaprosił mnie na swoje urodziny.
Przyszłam pod wskazany adres.
– Jestem pierwsza? – zapytałam.
– I jedyna – uśmiechnął się. – To szczególny dzień, w którym chciałem być tylko z tobą.
Nalał wina. Chciałam do niego podejść i od razu rzucić mu się w ramiona, ale zabrakło mi odwagi. Nie wiedziałam, jak zareaguje. Usiedliśmy obok siebie na kanapie. Henryk zaczął gładzić moją rękę. Usiadłam mu na kolanach. Pocałowałam delikatnie w usta. On zatopił się w moim dekolcie. Powoli rozpiął guziki bluzki.
Pożądałam jego dotyku, ust, ciepła jego ciała. Nigdy wcześniej nikogo tak nie pragnęłam jak w tej chwili Henryka. Wreszcie stało się to, na co czekałam. Byłam jego.
Badaliśmy się wzajemnie przez resztę nocy. Jednocześnie odkrywałam przy nim samą siebie, swoje możliwości i pragnienia. Nie śpieszyłam się z niczym, podobnie jak mój kochanek. Dawkowałam sobie rozkosz, jak czekoladki, które najpierw długo obracasz w dłoni, a potem zjadasz powoli. Małymi kęskami. Henryk przytulił mnie do siebie.
– Będziesz się śmiała, ale kiedy usłyszałem twój głos pod tym daszkiem, wiedziałem, że nie stoimy koło siebie przypadkowo. Kiedyś już musieliśmy się spotkać.
– To niemożliwe. Na pewno bym cię zapamiętała.
– Nie mówię o tym życiu. O wiele wcześniej. Czuję to. Dobrze, że udało mi się ciebie odnaleźć – uśmiechnął się. – Marzyłem, aby te urodziny były przełomem w moim życiu. Stało się, a zaplanowałem to wiele lat temu.
Czytaj także:
„Zakochałem się w koleżance z pracy, ale zrezygnowałem z tej miłości przez głupie plotki. Prawie ją straciłem”
„Koleżanki z pracy poszły na emeryturę, a mój wniosek ZUS odrzucił. Żyję za 1000 zł, bo w tym kraju są równi i równiejsi”
„Koleżanka z pracy zaszła ze mną w ciążę i nie chce mnie znać. Twierdzi, że nie jestem ojcem, a ja wiem, że to brednie”