Karolina brylowała w biurze, wszędzie było jej pełno. Odkąd dołączyła do naszego zespołu, stała się jego bohaterką i liderką. Wszyscy ją uwielbiali. Kobiety chciały z nią chodzić na zakupy albo umawiać się na ploteczki, a faceci wiadomo – w kuchni, w palarni nie szczędzili jej komplementów.
Codziennie omawiali, jak nasza gwiazda wygląda, komentowali fryzurę i snuli przypuszczenia, jakim to ustawionym facetem musi być jej mąż albo narzeczony. Cóż się dziwić? Karolina była nieprzeciętnie atrakcyjną laską.
Podobno jej narzeczony był przystojny i bogaty
Fajnie było słuchać jej śmiechu, lubiłem, gdy wpadała do naszego pokoju. Zawsze coś zabawnego albo ciekawego powiedziała… Jednak po jakimś czasie zorientowałem się, że coś dziwnego się ze mną dzieje.
Zacząłem o niej coraz częściej myśleć, nawet w domu. Przyłapałem się na tym, że przykładam większą uwagę do swojego wyglądu, kupiłem parę nowych koszul, choć do tej pory zestaw dżinsy plus T-shirt wydawał mi się absolutnie w porządku.
Do pracy przychodziłem coraz bardziej zestresowany. Chciałem spotkać Karolinę, a zarazem każde zetknięcie z nią w pokoju albo na korytarzu to było istną męczarnią. Wydawało mi się, że ona doskonale wie, jak na mnie działa, i czułem się jak speszony chłopaczek. Cały czas miałem w głowie wizję jej faceta: bogatego przystojniaka, zarządzającego jakąś firmą.
Ja byłem zwykłym informatykiem, wieczory spędzałem z książką albo w kinie.
„Przecież taka kobieta nie zwróci uwagi na takiego mięczaka jak ja” – zatruwałem się czarnymi myślami.
Czułem, że się zakochuję w Karolinie, a wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nie dość, że złamie mi serce, to jeszcze wieść się rozejdzie po firmie, chłopaki będą śmiać się ze mnie do końca świata. Jeszcze dojdzie do tego, że będę musiał odejść z pracy, żeby uniknąć kpin.
Postanowiłem dać sobie spokój z nierealnymi marzeniami o kobiecie, u której nie miałem szans. Pod pretekstem ułatwienia współpracy z Jurkiem, drugim informatykiem w naszej firmie, poprosiłem prezesa o przeniesienie mnie do jego pokoju – tak zwanej serwerowni na końcu korytarza, gdzie rzadko kto zaglądał.
Szef trochę się zdziwił, że chcę pracować w tej dusznej klitce, ale nie miał powodów, by mi odmówić. Zaszywałem się więc tam rano, wychodziłem tylko na obiad czy do łazienki, ale nikt się wokół mnie nie kręcił. Zwłaszcza Karolina nie miała powodów, żeby tam przychodzić, więc mój cel został osiągnięty – praktycznie przestałem ją widywać.
A jednak nie przyszła. No i bardzo dobrze
Na początku pomogło. Trochę się uspokoiłem, przestałem obsesyjnie o niej myśleć, wydawało mi się, że stłumiłem w sobie to gorące uczucie. Miesiąc później dostałem maila od zarządu, że szykuje się coroczna impreza integracyjna. Na zaproszeniu był dopisek, że w tym roku na bal możemy zaprosić osoby towarzyszące.
„No tak, Karolina zaprezentuje wreszcie zespołowi swojego narzeczonego, o którym w firmie krążą już legendy. To będzie kubeł zimnej wody na mój durny łeb” – powiedziałem sobie.
Z takim nastawieniem szedłem na imprezę w niezłym humorze. Specjalnie na tę okazję kupiłem modne spodnie i marynarkę, pod którą zamiast koszuli włożyłem jedwabny sweterek w kolorowe paski. Wyglądałem elegancko, ale niebanalnie zarazem…
Gdy dotarłem na miejsce, w sali było już pełno gości. Większość zespołu rzeczywiście przyszła z żonami, mężami albo narzeczonymi. W pierwszej chwili poczułem się lekko zmieszany – byłem chyba jedyną osobą bez pary, ale szybko mi przeszło. Odstresowała mnie świetna atmosfera i… nieobecność Karoliny.
Udawałem, że tego nie zauważam i niewiele mnie to obchodzi, ale podsłuchałem w rozmowie dziewczyn, że powiedziała w ostatniej chwili koleżance z pokoju, że nie przyjdzie. Poczułem lekkie ukłucie rozczarowania w sercu. Niby wiedziałem, że będę patrzył, jak bryluje z narzeczonym, ale jednak miło byłoby ją zobaczyć.
Postanowiłem szybko zagłuszyć te myśli i zacząć się bawić. Dołączyłem do znajomych. Drinki i przekąski były bardzo smaczne, didżej miksował największe hity lat 80., szaleliśmy na parkiecie w jednym kółku. Po jakimś czasie ktoś przygasił światła, a z głośników poleciały pościelowe kawałki.
Błyskawicznie zmyłem się z parkietu i skierowałem się do baru. Już miałem poprosić barmana o mocnego drinka, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i mnie zatkało.
To była Karolina! Wyglądała jak bogini, najpiękniejsza kobieta świata, marzenie każdego mężczyzny. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc wypaliłem tylko:
– O, cześć. A miało cię nie być.
W sekundę pożałowałem swoich słów. To zabrzmiało niegrzecznie i głupio. Na szczęście Karolina uśmiechnęła się i odparła lekkim tonem:
– Zmieniłam zdanie i oto jestem. Może z tej okazji zamówisz mi drinka?
Usiedliśmy ze szklankami przy barze. Ona cały czas mówiła, ale jakoś inaczej niż zwykle. Zobaczyłem jej drugą twarz. Nie taką krzykliwą, przebojową, pewną siebie, ale trochę spokojniejszą, wrażliwszą i nawet… bardziej kobiecą. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zapytać, dlaczego przyszła sama.
– A z kim miałam przyjść? – zapytała.
– No… z narzeczonym – wyjąkałem.
– Jak kiedyś się jakiegoś dorobię, obiecuję, że nie będę go zamykać w domu i chyłkiem wymykać się na firmowe imprezy – zaśmiała się.
Rany, ależ ja byłem głupi. Żeby nic nie zauważyć…
Popatrzyliśmy na siebie w milczeniu, przez chwilę miałem wrażenie, że czas się zatrzymał. Wreszcie zamówiłem dla nas kolejne drinki. Nie wiem, czy to przez alkohol, czy przez to, że Karolina zachowywała się inaczej niż zwykle, a może dlatego, że dowiedziałem się, iż jej legendarny narzeczony nie istnieje – tak czy siak poczułem się pewniej.
– Zatańczymy? – zapytałem, a moja muza, zamiast odpowiedzieć, po prostu wzięła mnie za rękę.
Przetańczyliśmy chyba ze dwie godziny. W końcu, kiedy zmęczeni siedliśmy przy stoliku, Karolina poprosiła, żebym zamówił taksówkę. Pojechaliśmy razem. Zanim wyszła z samochodu, spojrzała mi w oczy i powiedziała:
– Przez miesiąc stawałam na głowie, wymyślałam kolejne preteksty, żeby zaglądać do twojego pokoju. Ale kiedy przeniosłeś się do tej klitki na odludziu, to nawet tak pomysłowej osobie jak ja, wyczerpała się inwencja… Może się przed tobą wygłupię, ale co tam, zagram va banque. Spodobałeś mi się już pierwszego dnia, kiedy przyszłam do tej firmy. Ale nie zwracałeś na mnie uwag.! Dziś miałam nie przyjść na ten bal, bo nie chciałam cię oglądać z żoną albo dziewczyną. Ale w ostatniej chwili postanowiłam jednak…
Nie dokończyła. Przerwałem jej w pół zdania pocałunkiem. Doskonale znałem zakończenie jej historii, bo przecież to była moja opowieść.
Czytaj także:
„Chcę mieszkać z facetem bez ślubu, a babcia z mamą protestują. Boją się, że skończę jak one, sama z dzieckiem na rękach”
„Nie chciałam ślubu i teraz żałuję. Mój partner zaniemógł, a córka oddała go do zakładu. Jako żona mogłabym temu zapobiec”
„Mój były to teraz szycha. Napisałam do niego, bo mąż mnie znudził. Wolę być damą na salonach niż molem książkowym”