Grzegorz smacznie spał, a ja cała podekscytowana, nie mogąc zmrużyć oka, przeglądałam prezenty ślubne, a dokładnie sortowałam zawartość kopert. Kartki z życzeniami lądowały na jednej kupce, a pieniądze na drugiej. Byłam w świetnym humorze. Czytałam ze wzruszeniem życzenia pomyślności na nowej drodze życia. Aż trafiłam na kopertę, w której znajdowała się zwykła kartka w kratkę złożona na pół. Rozłożyłam ją. W oczy uderzyły mnie duże czerwone litery: „Twój mąż to morderca”. Dobry nastrój wyparował w jednej sekundzie.
– Co za durny dowcip! – warknęłam pod nosem. Zgniotłam kartkę, rzuciłam w kąt i poszłam zrobić kawę.
Piłam gorący napój małymi łyczkami i zastanawiałam się, kto jest autorem tego złośliwego anonimu. Pewnie któryś z małolatów błysnął szczeniackim poczuciem humoru. A może to zemsta byłej dziewczyny Grześka? Przecież mówił, że nie mogła się pogodzić z rozstaniem. Tak czy siak postanowiłam nie zawracać sobie głowy i powędrowałam myślami do naszej wymarzonej podróży. Nazajutrz mieliśmy polecieć na Costa Brava.
Przyrządziłam Grzesiowi królewskie śniadanie, ale kiedy wstał, okazało się, że wcale nie ma na nie ochoty. Na dzień dobry wolał się całować. Potem zaciągnął mnie na kanapę w salonie i kochaliśmy się tam do południa!
Powiedział, że to był wypadek
Kiedy leżeliśmy wyczerpani i szczęśliwi, sącząc szampana, powiedziałam:
– Coś ci pokażę.
– Mhm… – wymruczał. – Coś niegrzecznego? Taniec erotyczny?
– Nie tym razem – roześmiałam się. – Zaraz wracam, poczekaj.
Gdy wróciłam, rzuciłam na nagi, owłosiony brzuch mojego męża zmiętą w kulkę kartkę.
– Co to? Liścik miłosny?
– Sam zobacz.
Grzesiek rozprostował papier i przeczytał idiotyczne ostrzeżenie. Na jego twarzy odmalowało się najpierw zdumienie, a potem autentyczny ból. Wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz.
– Hej, kochanie, co ci jest? To przecież tylko głupi kawał.
– To nie kawał – powiedział cicho mój świeżo poślubiony mąż.
– Nie rozumiem – mój własny głos dobiegł mnie jakby z głębokiej studni.
Grzesiek popatrzył mi głęboko w oczy. W jego spojrzeniu dostrzegłam smutek i strach. Wyraźnie się bał. Ja też zaczęłam się niepokoić.
– Usiądź. Wszystko ci opowiem.
Spoczęłam naprzeciwko i wzięłam go za rękę. Chciałam dodać mu otuchy i wierzyć, że nikogo nie zabił, że to fałszywe oskarżenia i jedno wielkie nieporozumienie.
– Przejechałeś przez przypadek psa? O takie morderstwo chodzi?
Pokręcił głową. Był blady i spięty. Kiedy się odezwał, jego głos drżał.
– Miałem szesnaście lat. Napadł mnie taki jeden chuligan z naszego osiedla. Wszyscy się go bali. Handel narkotykami, gangi, te sprawy. Niebezpieczny typ. Groził mi nożem. Ja się tylko broniłem, nie chciałem go zabić.
– Boże, co… co mu zrobiłeś? – wyszeptałam przerażona.
Na czole Grześka pojawiły się grube krople potu. Wziął głęboki oddech.
– Prawie udało mi się go obezwładnić. Wiesz, że od dziecka trenuję karate. Ale on się szarpał. I wciąż miał nóż w ręce, a ja za mocno pociągnąłem… Skręciłem mu kark. To był wypadek! Przysięgam! Policja uznała, że to była obrona konieczna, i przysięgam ci, tak naprawdę było.
Niemal cofnęłam dłoń. W tamtej chwili jego dotyk mnie parzył. Nie chciałam ściskać ręki, która pozbawiła kogoś życia. Przez kilka strasznych sekund brzydziłam się własnym mężem, ale po chwili odraza zniknęła równie raptownie, jak się pojawiła, a jej miejsce zajęło współczucie. Miał wtedy tylko szesnaście lat. Bronił się, był przerażonym dzieciakiem. To nie jego wina, to było potworne, niesprawiedliwe, okrutne zrządzenie losu.
– Dziękuję, że mi to opowiedziałeś. – pochyliłam się i pocałowałam go.
Przytulił się do mnie z całych sił. Odwzajemniłam uścisk i postanowiłam, że zapomnę o jego przeszłości.
Kolejnej nocy bardzo szybko usnęłam, około północy obudził mnie koszmar. Przyśnił mi się stojący nade mną Grzesiek. Unosząc dłoń do ciosu, wycedził przez zaciśnięte zęby: „Powiem wszystkim, że to był nieszczęśliwy wypadek”. Obudziłam się zlana potem.
Nie mogłam przestać o tym myśleć
Przez pierwszych kilka dni nasza podróż poślubna wyglądała jak z bajki. Piliśmy kolorowe drinki, pływaliśmy w ciepłym morzu i opalaliśmy się na plaży. Często się kochaliśmy. Jednak w mojej głowie kotłowało się od niespokojnych myśli. Jak mogłam znać go tyle czasu i nie wiedzieć, że zabił człowieka? Czego jeszcze o nim nie wiem? Czy to na pewno był wypadek? Zadawałam sobie wiele pytań i na żadne nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
W końcu nie wytrzymałam. Leżeliśmy przytuleni na piasku, kiedy nagle wyrwało mi się:
– Ile on miał lat? – nawet się nie zastanowiłam nad tym, co robię.
Grzesiek od razu wiedział, o co pytam. Odsunął się.
– Dwadzieścia.
– Znaliście się wcześniej?
– Z widzenia.
– Jak to możliwe, że trenując karate, nie potrafiłeś się bronić, tak żeby nie zrobić mu krzywdy? Przecież w każdym sporcie walki tego uczą.
– On miał nóż! Bałem się!
– Nie miałeś z nim wcześniej zatargów? To naprawdę był wypadek?
Grzesiek zagryzł wargi i zacisnął pięści tak mocno, że aż pobielała mu skóra na dłoniach.
– Sugerujesz, że zabiłem go celowo? To podłe – powiedział głucho.
Wzruszyłam ramionami.
– Może masz rację. Ale skoro masz czyste sumienie, czemu nic mi nie powiedziałeś? Wyleciało ci z głowy? A może uznałeś, że to drobiazg, o którym nawet nie warto wspominać?
– Nie powiedziałem, bo staram się o tym zapomnieć. Ale nie potrafię. Czy mam płacić za ten wypadek do końca życia? To niesprawiedliwe!
– Życie nie jest sprawiedliwe.
Siedzieliśmy w milczeniu. Fizycznie byliśmy obok siebie, ale równie dobrze mogłaby dzielić nas przepaść. Nasza bliskość była złudzeniem, a nasze szczęście okazało się tak kruche. O czym myślał Grzesiek, nie wiem. Ja zastanawiałam się, czy chcę budować przyszłość z człowiekiem, który ma krew na rękach. I który mnie okłamał, bo tak należy potraktować zatajenie prawdy. Czy będę potrafiła kiedykolwiek w pełni mu zaufać? A jeśli ktoś będzie chciał mścić na naszej rodzinie za to, co zrobił Grzesiek? W końcu ktoś wysłał mu ten anonim.
Kiedy zaczęło zachodzić słońce, spojrzałam na męża. Trwał w odrętwieniu.
Czy ja go jeszcze kocham?
– Co wtedy czułeś? Kiedy go zabiłeś.
– Jak możesz? – niemal krzyknął.
Nie odwróciłam wzroku.
– Odpowiedz.
– Przerażenie i rozpacz. Nie mogłem cofnąć tego, co się stało. A bardzo chciałem, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Nie musisz mi wierzyć.
Wtedy coś we mnie pękło, wybuchnęłam płaczem.
– Wierzę ci. Wierzę i przepraszam.
– Ja też… Ja też cię przepraszam – powiedział po chwili Grzesiek.
Padliśmy sobie w ramiona. Była w tym jakaś desperacja. Jakbyśmy za wszelką cenę próbowali przekonać siebie, że nie wszystko stracone i mamy przed sobą wspólną przyszłość. Kiedy zapadł zmrok, wróciliśmy do hotelu. Nie zamieniliśmy ani słowa. Zasnęliśmy mocno przytuleni. Rano nie wiedziałam, jak się zachowywać. Porzucić temat wypadku czy sprowokować męża do dalszych zwierzeń? Postanowiłam robić dobrą minę do złej gry. To czasem pomaga.
Kiedy Grzesiek się obudził, zrobiłam kawę i podałam mu ją do łóżka.
– Dziękuję – powiedział i umilkł.
Zapadła niezręczna cisza. Długo nie odważyliśmy się jej przerwać.
– Czy chcesz się rozstać? – zapytał w końcu Grzesiek.
– Nie! – zapewniłam bez namysłu.
Uśmiechnął się z taką ulgą i ogromem miłości, że w końcu do mnie też dotarło, jak bardzo go kocham.
– Ale czeka nas wspólna terapia. Musimy nad sobą popracować.
– Dla ciebie mogę iść nawet do psychologa! – zapewnił Grzesiek.
Czy podjęliśmy słuszną decyzję, pokaże czas. A nawet jeśli nie, nie będę żałowała, że dałam mu szansę.
Czytaj także:
„Żona odeszła i zabrała mi syna, bo niby jestem potworem. Co za bzdura! Nigdy jej nie uderzyłem, choć nieraz zasłużyła”
„Mąż od 25 lat jeździ na tirach, więc praktycznie nie ma go w domu. Myślę, że ma kogoś na boku, ale zawsze wraca do mnie”
„Macocha je sobie z dziubków z kochankiem, a ojciec udaje ślepego i obsypuje ją złotem. Nie pozwolę, by żmija zabrała to, co moje”