Góry zawsze mnie przyciągały. Może dlatego, że w ich ciszy i dzikości można się zgubić i odnaleźć na nowo. Uciekałam od zgiełku miasta, od tego wiecznego pędu. W mieście każdy gonił za czymś, a ja... po prostu chciałam spokoju. Ale tego dnia, zamiast spokoju, znalazłam się na skraju paniki.
Deszcz zaczął padać nagle, jakby ktoś przeciął niebo na pół. Szłam ścieżką, która z każdym krokiem stawała się bardziej nieprzejrzysta. Mokre liście przylepiały się do butów, a chmury wznoszące się nad szczytami wyglądały jak ciężkie, szare koce. Zmierzch nadchodził szybciej, niż przypuszczałam.
W progu stanął mężczyzna
– Tylko nie teraz... – wyszeptałam, próbując zlokalizować drogę powrotną. Mój GPS zawiódł, a papierowa mapa rozmokła do tego stopnia, że nie rozpoznawałam ścieżek.
I wtedy zobaczyłam to światło. Daleko, między drzewami, rozbłyskiwało delikatnym, złotym blaskiem. Musiałam się tam dostać, bo nie było szans na bezpieczny powrót do miasta. Z trudem przedzierając się przez błotniste ścieżki, dotarłam do celu.
Mała, drewniana chata, oświetlona blaskiem lampy, wyglądała jak z innego świata. Zapukałam mocno, walcząc z przesiąkającym mnie chłodem. Drzwi otworzyły się powoli, a w progu stanął mężczyzna.
Miał surową twarz, poprzecinaną zmarszczkami, które świadczyły o latach spędzonych w samotności. Oczy, ciemne jak noc, przyglądały mi się bez wyrazu.
– Zgubiłam się... – powiedziałam słabym głosem. – Możesz mi pomóc?
Nie odpowiedział od razu, tylko otworzył drzwi szerzej, wpuszczając mnie do środka. Powietrze w środku było ciepłe, pachniało drewnem i czymś jeszcze – może dymem z kominka? Poczułam, jak napięcie opuszcza moje ciało.
Mężczyzna, który okazał się leśniczym, zaprowadził mnie do kominka, gdzie mogłam się ogrzać.
– Jestem Tomasz – rzucił krótko, jakby nie przywykł do rozmów.
– Klara – odpowiedziałam, drżąc z zimna i zmęczenia.
Cisza, która zapanowała, była bardziej wymowna niż słowa. Tomasz patrzył na mnie z tajemniczym spokojem, jakby oceniał, czy może mi zaufać, czy może to ja powinnam ufać jemu. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że coś w jego oczach skrywało głęboki smutek, coś, o czym nie chciał mówić.
Zaskoczył mnie tym tonem
Obudziłam się wcześnie rano. W chacie było zimno, mimo że ogień w kominku wciąż się tlił. Owinęłam się mocniej w koc i przez chwilę zastanawiałam się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Przypadkowa burza, tajemnicza chata i jeszcze bardziej tajemniczy gospodarz – Tomasz.
Podniosłam się, rozglądając po wnętrzu. Było tu skromnie: drewniany stół, kilka półek z książkami, a na ścianie wisiała stara, zniszczona fotografia. Zbliżyłam się do niej, czując, że coś mnie przyciąga. Na zdjęciu młoda kobieta uśmiechała się do obiektywu. Jej oczy miały w sobie coś znajomego, ale zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, usłyszałam kroki.
– Zrobiłem kawę – powiedział Tomasz, wchodząc do pokoju z kubkiem parującego napoju.
– Dzięki – odpowiedziałam, ale nie mogłam oderwać wzroku od zdjęcia. – Kto to jest?
Tomasz zamarł. Jego twarz stężała, a usta zacisnęły się w wąską linię.
– To przeszłość, nie twoja sprawa – rzucił chłodno, odbierając mi kubek i kierując się w stronę okna..
Zaskoczył mnie tym tonem. Jeszcze kilka minut temu wydawał się nieco bardziej przyjazny, a teraz... jakby wokół niego zbudował niewidzialny mur.
– Przepraszam. Nie chciałam wścibiać nosa – próbowałam jakoś złagodzić sytuację. – Po prostu... to miejsce, ty... wszystko wydaje się takie tajemnicze. Chciałam tylko zrozumieć, jak tu trafiłeś.
Tomasz milczał przez dłuższą chwilę, jakby walczył ze sobą, czy cokolwiek mi powiedzieć. W końcu westchnął, jakby już się z czymś pogodził.
– Każdy ma swoje powody, żeby uciekać – powiedział w końcu, nie patrząc na mnie. – A w górach łatwiej się schować. Nie pytaj więcej.
Znowu zapadła niezręczna cisza. Czułam, jakby Tomasz cały czas był w jakimś wewnętrznym konflikcie – z przeszłością, może z samym sobą. Ale postanowiłam nie naciskać. W końcu nie byłam tu na stałe. Byłam tylko turystką, zagubioną na chwilę w jego świecie.
Pogoda była zdradliwa
– Chciałabym wrócić na szlak, jeśli to możliwe – odezwałam się ostrożnie, starając się zmienić temat. – Pogoda chyba się poprawiła?
Tomasz spojrzał na mnie spod brwi, a potem zerknął przez okno.
– Pogoda tu jest zdradliwa. Może za godzinę znowu zacznie lać. Lepiej, żebyś została jeszcze jeden dzień. W okolicy nie ma schronisk.
Jego ton był ostry, ale dostrzegłam w nim coś więcej – jakąś ukrytą troskę. Niechętnie, ale musiałam przyznać mu rację. Góry rzeczywiście nie wybaczają błędów.
– W takim razie zostanę. Na jeden dzień – powiedziałam z rezygnacją, czując, że ta decyzja może nieść za sobą coś więcej niż tylko bezpieczny nocleg.
Tomasz skinął głową i wrócił do swoich zajęć. Byłam pewna, że coś ukrywa. Coś, co go dręczy. A ja... coraz bardziej chciałam dowiedzieć się, co to takiego.
Dzień upływał powoli. Tomasz, jakby na siłę, unikał rozmów. Wyglądało na to, że zapadł w swoją rutynę: rąbał drewno, naprawiał coś przy chacie, przyniósł świeżą wodę ze strumienia. Ja próbowałam się nie narzucać, ale jego milczenie zaczynało mnie drażnić.
W miastach, wśród ludzi, było łatwo znaleźć tematy do rozmów, nawet z nieznajomymi. Ale tutaj, w tej chacie, czułam się jak intruz, którego obecność wywołuje napięcie. Wieczorem, kiedy Tomasz rozpalił kominek, postanowiłam spróbować raz jeszcze. Przecież nie mogłam spędzić kolejnych godzin w ciszy.
– Piekielnie tu zimno, nawet jak na lato – powiedziałam, bardziej do siebie, ale liczyłam, że Tomasz w końcu zareaguje.
– To góry – odpowiedział krótko. Jego oczy wpatrywały się w płomienie, jakby tam szukał odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
Zamilkłam, ale z każdą chwilą czułam coraz większy ciężar tego milczenia. Musiałam wiedzieć więcej.
Przyglądałam się jego twarzy
To, co działo się między nami, było dziwne, intensywne. Czułam, że Tomasz jest inny niż wszyscy, których dotąd spotkałam. Surowy, zamknięty, a jednocześnie... nieobecny. Jakby coś od dawna ciągnęło go wstecz.
– Kim ona była? – zapytałam wprost, wiedząc, że nawiążę do zdjęcia, które zobaczyłam rano. – Ta kobieta na fotografii. Nie udawaj, że to nie ma znaczenia. Widać, że ją kochałeś.
Tomasz zamarł. Przez dłuższą chwilę w pokoju słychać było tylko trzask płonących gałęzi. Nie patrzył na mnie, a jego palce mocniej zacisnęły się na kubku, jakby walczył ze sobą, czy w ogóle powinien cokolwiek mówić.
– To była Sara – powiedział w końcu cicho, niemal szeptem. – Moja... przeszłość. Ona zginęła.
– Dlatego tu jesteś? – zapytałam, choć odpowiedź już znałam. – Dlatego uciekłeś od świata?
Tomasz odwrócił się do mnie, a w jego oczach widziałam coś, czego się nie spodziewałam – żal, ale też pewnego rodzaju gniew. Wtedy coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam patrzeć na Tomasza inaczej – nie tylko jak na tajemniczego mężczyznę, ale kogoś, kto nosił ciężar, który go powoli niszczył. Nie byłam pewna, czy potrafię mu pomóc, ale coś we mnie mówiło, że powinnam spróbować.
Następne dni były pełne niewypowiedzianych słów. Tomasz wydawał się zamknięty jeszcze bardziej niż wcześniej, jakby wyznanie, które z siebie wyrzucił, zabrało mu resztki sił. Chciałam mu jakoś pomóc, ale czułam, że każde moje słowo może tylko pogłębić jego rany. Zajmowałam się drobnymi rzeczami – sprzątałam, gotowałam, a on milcząco to akceptował.
Codziennie przyglądałam się jego twarzy, próbując wyczytać coś więcej. Czasem, kiedy siedzieliśmy razem w ciszy, wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale zawsze w ostatniej chwili rezygnował.
Zaczęło się niewinnie
Dopiero po kilku dniach coś się wydarzyło. Zaczęło się niewinnie. Był wczesny wieczór, kiedy Tomasz wrócił do chaty po całym dniu pracy w lesie. Na stole czekała na niego kolacja. Zmęczony usiadł, a ja nalewałam mu herbatę. Tym razem nie mogłam się powstrzymać.
– Tomasz... – zaczęłam ostrożnie. – Nie musisz być sam w tym wszystkim. Sara... Gdyby mogła, pewnie nie chciałaby, żebyś tak cierpiał.
Spojrzałam na niego, a ona wyszedł bez słowa. Znalazłam go, siedzącego na skraju lasu, patrzącego w dal. Oparł się o pień drzewa, a wiatr rozwiewał jego ciemne włosy. Nie usłyszał mnie, kiedy podeszłam bliżej.
– Nie mogę jej zapomnieć – powiedział nagle, nie odwracając się. Jego głos był ledwo słyszalny w szumie wiatru. – Próbowałem, ale ona wciąż jest ze mną. W każdej chwili, każdym kroku. Każda burza przypomina mi o tamtym dniu. Każda zima, każda noc, kiedy jestem sam...
Usiadłam obok niego, ale nic nie mówiłam. Czułam, że to nie czas na słowa.
– Czasem myślę, że powinienem tam zostać. Na tej ścieżce. Może to byłoby sprawiedliwe – jego głos się załamał.
– Tomasz... – zaczęłam cicho, ale on uniósł dłoń, jakby chciał mnie uciszyć.
– Wiem, co powiesz. Że życie idzie dalej. Ale dla mnie... – urwał, zaciskając pięści.
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu powiedziałam cicho:
– Może czas pożegnać się z nią. Sara zawsze będzie częścią ciebie, ale... pozwól jej odejść.
Tomasz nie odpowiedział. Zamiast tego, bez słowa, wstał i odszedł, zostawiając mnie z poczuciem bezradności. Wróciłam do chaty, czując ciężar rozmowy, który opadł na moje barki. Tomasz nie był gotów, to było oczywiste, ale przynajmniej coś się przełamało.
Nie spodziewałam się, że tej nocy zasnę, więc siedziałam przy kominku, wpatrując się w płomienie. Czułam w sobie dziwną mieszankę emocji – współczucie dla Tomasza, smutek i... coraz silniejsze przyciąganie. Choć próbowałam się przed tym bronić, coś we mnie pragnęło go poznać jeszcze bardziej.
Atmosfera była inna
Tomasz wrócił późno. Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi i jego kroki na drewnianej podłodze. Nie spojrzał na mnie, a ja nie próbowałam nic mówić. Oboje byliśmy zbyt zmęczeni na kolejne słowa. Zniknął w swoim pokoju, a ja w końcu zasnęłam na kanapie, tuląc koc do siebie.
Rano Tomasz był już na nogach. Zastanawiałam się, jakim cudem, bo noc musiała być dla niego równie ciężka jak dla mnie. Stał przy kuchni, przygotowując śniadanie – to była jego forma przeprosin, przynajmniej tak to odebrałam. Kiedy usiadłam przy stole, spojrzał na mnie bez śladu wczorajszej rozmowy w oczach.
Jedliśmy w ciszy, ale atmosfera między nami była inna niż wcześniej. Było w niej coś napiętego, niepokojącego, jakbyśmy oboje czekali na coś, co miało nadejść. I to nadejdzie, prędzej czy później.
– Tomasz, co zamierzasz dalej? – zapytałam nagle, nie mogąc już wytrzymać tej niepewności.
Spojrzał na mnie, nieco zaskoczony.
– Co masz na myśli?
– Ty... twoje życie tutaj. To, co cię trzyma w tych górach. Co dalej? – Próbowałam go zmusić do zastanowienia się nad tym, co już i tak wisiało w powietrzu. – Czy masz zamiar tak żyć do końca? Zostać tu na zawsze, z duchami przeszłości?
Wtedy zrobiłam coś, czego się po sobie nie spodziewałam. Delikatnie położyłam dłoń na jego ramieniu, dotykając go po raz pierwszy. Nie odsunął się. Stał nieruchomo, jakby wstrząśnięty tym, co się właśnie działo.
– Tomasz, życie musi iść dalej. Zrób to dla siebie. A może... może i dla nas. – W moich słowach zabrzmiała nadzieja, choć nie wiedziałam, skąd się wzięła. Może pragnienie, by wszystko się zmieniło.
Może to, że od momentu, gdy go poznałam, czułam, że jest coś, co nas łączy. Coś, co może przerodzić się w więcej. Tomasz odwrócił się do mnie, a jego spojrzenie było pełne sprzeczności – ból mieszał się z czymś, czego jeszcze nie potrafiłam nazwać. Stał tak blisko, że czułam jego oddech.
Bał się przekroczyć granicę
Wpatrywał się we mnie z intensywnością, która sprawiała, że zaparło mi dech w piersiach. Jego twarz była tak blisko, że mogłam wyczuć ciepło jego skóry, a w oczach odbijało się wszystko, co przeszliśmy przez te kilka dni. Jego dłoń uniosła się, niepewna, i przez chwilę myślałam, że mnie dotknie, ale w ostatniej chwili cofnął ją, jakby bał się przekroczyć tę granicę.
W końcu Tomasz odwrócił się do mnie, a jego twarz była napięta. Zrobił krok w moją stronę, a potem jeszcze jeden, aż znalazł się tak blisko, że mogłam poczuć zapach jego skóry, zmieszany z drzewnym aromatem lasu. Jego ręka uniosła się niepewnie i dotknęła mojego policzka. Był to delikatny, niemal nieśmiały gest, który mówił więcej niż słowa.
– Boję się – wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy. – Boję się, że to wszystko... że ja nie potrafię żyć inaczej.
Serce mi zadrżało. Był tak blisko, ale jednocześnie tak daleko. Tomasz stał przede mną jako człowiek rozdarty, złamany, ale mimo to... chciałam go ocalić. Może dlatego, że sama szukałam czegoś, co pozwoliłoby mi zrozumieć siebie. A teraz wiedziałam, że to nie tylko jego historia, ale także moja.
– Nie musisz się bać – powiedziałam cicho, choć sama czułam, że balansujemy na granicy czegoś, co mogło skończyć się równie dobrze, jak i tragicznie. – Jesteś silniejszy, niż myślisz.
Zanim zdążyłam cokolwiek dodać, Tomasz pochylił się i delikatnie dotknął swoimi ustami moich. To było krótkie, subtelne, jakby niepewne. Jego usta były ciepłe, ale w tym pocałunku była ukryta cała burza emocji, których nie potrafił z siebie wyrzucić.
Oddech przyspieszył, ale nim zdążyłam się w pełni poddać tej chwili, Tomasz odsunął się, jakby wstydził się tego, co właśnie zrobił. W jego oczach pojawiła się panika.
– Nie mogę – powtórzył, a w jego głosie słyszałam ból. – Ty zasługujesz na coś lepszego.
I zanim zdążyłam go zatrzymać, odwrócił się i wyszedł z chaty, zostawiając mnie samą. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem, a ja stałam w tym pustym, cichym pomieszczeniu, czując, jak mój świat znów się zmienia.
Nie wiedziałam, co teraz zrobić. Chciałam iść za nim, chciałam walczyć, ale miałam wrażenie, że musi sam zmierzyć się z tymi demonami, które go dręczyły. Przede mną stała trudna decyzja – czy dać mu czas, czy odejść, zanim i mnie złamie jego ciężar. Wiedziałam, że muszę podjąć tę decyzję szybko.
Cisza dzwoniła mi w uszach
Minęło kilka godzin, a Tomasz wciąż nie wrócił. Chata była pusta, a cisza w niej dzwoniła mi w uszach. Usiadłam na podłodze przy kominku, wpatrując się w dogasające płomienie. Jego słowa wciąż krążyły mi w głowie: „Nie chcę cię zranić. Nie mogę.”
Nie mogłam wyzbyć się myśli, że Tomasz próbował chronić nie tylko mnie, ale także siebie – przed czymś, co mogłoby go ponownie złamać. Na zewnątrz była ciemność, ale wiedziałam, że muszę podjąć decyzję. Czy dać Tomaszowi czas, czy odejść, zanim oboje staniemy się więźniami tej historii?
Wstałam nagle, czując, że dłużej nie mogę czekać. Musiałam go odnaleźć. Włożyłam kurtkę i wybiegłam na zewnątrz, mimo że zimny wiatr przesiąkał moje ciało do kości. Szłam ścieżką, którą często podążał, zbliżając się do miejsca, gdzie klify oferowały oszałamiające widoki na dolinę.
Kiedy dotarłam, siedział na skraju lasu, dokładnie tam, gdzie znalazłam go poprzednio. Jego sylwetka była niemal nieruchoma, wtopiona w nocne cienie, a wzrok miał wbity w dal, gdzie ciemność zlewała się z górami. Przez chwilę nie odważyłam się podejść bliżej, ale nie mogłam już dłużej stać w milczeniu.
– Tomasz... – zaczęłam cicho, przerywając ciszę, która nas otaczała. – Nie możesz uciekać przez całe życie.
Nie odpowiedział, ale jego oddech stał się cięższy, jakby walczył ze sobą. Zrobiłam krok do przodu, potem kolejny, aż w końcu usiadłam obok niego.
– Nie ma ucieczki – powiedział w końcu, jego głos był niski, pełen zmęczenia. – Każda próba to tylko powrót do tego samego miejsca.
Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć głębokość tego bólu, który nosił w sobie. Wtedy zrozumiałam, że Tomasz nie tylko stracił Sarę, ale także siebie. To, co wydarzyło się tamtego dnia, odebrało mu nie tylko ukochaną, ale i prawo do szczęścia. Czuł się winny, i ta wina była jego największym więzieniem.
– Nie musisz być w tym miejscu – powiedziałam spokojnie. – Możesz odejść. Sara odeszła, a ty wciąż jesteś tu, wśród tych wspomnień. Ale to, co cię trzyma, nie istnieje już naprawdę. Przetrwało tylko w twojej głowie.
Przytuliłam go mocno, czując, jak jego ramiona powoli otaczają mnie w odpowiedzi. Wiedziałam, że to nie rozwiąże wszystkiego. Że to tylko początek długiej drogi. Ale był to pierwszy krok.
Minęło kilka tygodni, a ja wróciłam do miasta. Tomasz poprosił, żebym wyjechała, choć zapewnił mnie, że to nie jest koniec. Powiedział, że potrzebuje czasu, żeby uporać się ze swoją przeszłością.
W tych ostatnich dniach przed moim wyjazdem widziałam w nim zmianę – nie był już tą samą osobą, którą spotkałam podczas burzy w chacie. Z jego spojrzenia zniknął cień, a jego decyzja o pozostaniu w górach nie była już więzieniem, ale wyborem.
Kilka razy próbował mnie przekonać, żebym została. Ale ja wiedziałam, że musi sam odnaleźć siebie, zanim będziemy mogli spróbować zacząć coś razem. Oboje to czuliśmy. Obiecał mi, że kiedy będzie gotowy, przyjedzie. A ja czekałam, wiedząc, że to, co się między nami wydarzyło, było prawdziwe.
Klara, 34 lata
Czytaj także:
„Rodzice wyciągnęli nas na grzybobranie. Zamiast na dorodnego prawdziwka w gąszczu trafiłam na przystojnego leśnika”
„Chciałam żyć na wsi, ale rodzice wybrali dla mnie przyszłość w mieście. Moje życie to nuda wśród papierów w urzędzie”
„Wyniosłam się z miasta na wieś. Myślałam, że w leśnym gąszczu znajdę ukojenie, a wpadłam w sam środek miłosnej afery”