Zawsze lubiłam życie na wsi. Choć było ciężko, sprawiało mi dużo radości, kiedy po pracowitym dniu siadaliśmy razem do kolacji. Zawsze pod dostatkiem było świeżych warzyw, mleka i jajek. W wakacje pływaliśmy w jeziorze za domem albo odpoczywaliśmy w upalne dni w lesie. To była moja idylla.
Wysłali mnie na studia
Wszystko się zmieniło kiedy zdałam maturę. Marzyłam, by zostać na gospodarce i jak mama, zajmować się domem. Ale ojciec miał dla mnie inne plany.
– Pójdziesz na studia. W mieście zarobisz więcej niż tutaj.
Nie miałam nic do powiedzenia. Załatwił mi pokój w Warszawie u ciotki, której nigdy nie widziałam na oczy. Ponieważ wyniki z matury miałam bardzo dobre, bez problemu dostałam się na administrację i zarządzanie. To też nie był mój wybór, tata stwierdził, że po tym kierunku szybko znajdę posadę w jakimś urzędzie.
Studia okazały się przeraźliwie nudne. Trudno mi było pojąć te wszystkie przepisy, a na dodatek bardzo tęskniłam za domem. Nie potrafiłam się odnaleźć w dużym, hałaśliwym mieście. Niestety, na wieś do rodziców mogłam jeździć tylko w wakacje i długie weekendy, bo nie było nas stać, żeby co tydzień wydawać pieniądze na bilet kolejowy.
Na szczęście ciotka Janka okazała się bardzo miłą i ciepłą osobą. Od śmierci męża żyła sama, była już na emeryturze, ale dorabiała sobie jako prywatna nauczycielka francuskiego. To ona pokazała mi jak poruszać się po mieście, pomogła też w załatwianiu różnych formalności na uczelni.
Gdy zaliczyłam pierwszy rok i pojechałam do domu na wakacje, błagałam ojca, żeby pozwolił mi wrócić na wieś i rzucić te studia. Ale był nieugięty.
– Musisz mieć zawód na przyszłość. Nie ma tu miejsca dla całej waszej czwórki.
Racja, mój starszy brat już od dawna przysposabiał się do pełnienia roli gospodarza, a starsza siostra wkrótce miała wyjść za mąż za chłopaka z wioski. Został jeszcze młodszy brat, który właśnie zdał do technikum rolniczego.
Nie miałam nic do gadania
Rodzice od zawsze marzyli, by choć jedno z ich dzieci skończyło studia i poszło w świat. Ale dlaczego padło na mnie? Dlaczego nie mogę, jak mama, doglądać kur, gotować i sprzątać? Zawsze bardzo to lubiłam.
Po powrocie z wakacji ciotka miała dla mnie dobrą – jej zdaniem – wiadomość:
– Załatwiłam co staż w urzędzie miasta. Wcale niełatwo tam się dostać, ale udało się. Moja koleżanka pracuje w wydziale lokalowym, pomożesz im w codziennych obowiązkach.
Tym sposobem trafiłam jako stażystka do urzędu. Nie wiem, czy może być coś nudniejszego niż przyklejanie zwrotek na listy polecone i przepisywanie adresów z papierów do komputera. Nie wyobrażałam sobie nawet, że tak miałoby wyglądać moje życia. Czułam się jak bezwolny trybik w jakiejś wielkiej maszynie.
W międzyczasie dowiedziałam się, że mój starszy brat się zaręczył z dziewczyną z sąsiedniej wioski. W kolejne wakacje mieli wziąć ślub, a potem wprowadzić się do naszego domu. Pomyślałam, że wtedy już zupełnie nie będzie tam dla mnie miejsca, zwłaszcza jak rodzina im się powiększy. Zostałam skazana na życie w mieście.
Po kolejnym roku zaczęłam się pomału przyzwyczajać do tej rutyny: zajęcia na uczelni, co drugi dzień kilka godzin w urzędzie, wieczorami oglądanie telewizji z ciotką. Tak upłynęły mi kolejne dwa lata. Marzenia o życiu na wsi oddalały się coraz bardziej.
Odmieniła mnie
Gdy obroniłam pracę magisterską, w urzędzie ogłoszono konkurs na stanowisko w wydziale, w którym odbywałam staż. Ciotka nalegała, bym złożyła dokumenty, pomogła mi zresztą je skompletować. Tym sposobem dostałam etat w urzędzie miasta. Od tej pory codziennie przed ósmą wyruszałam do gmachu urzędu, a po szesnastej wracałam do domu, by znów spędzić wieczór z ciotką.
Nie miałam zbyt wielu znajomych, na studiach raczej unikałam imprez i wyjazdów integracyjnych. Zaprzyjaźniłam się tylko z jedną dziewczyną, która, podobnie jak ja, przyjechała do Warszawy z wioski, by zdobyć wykształcenie. Jednak po obronie pracy Ula wróciła do siebie i zaczęła pracę na poczcie w swojej miejscowości.
W pracy też raczej stroniłam od towarzystwa. Ciotka niejednokrotnie wspominała, że powinnam wyjść gdzieś, zbawić się, ale ja nie miałam tyle odwagi. Czułam się przytłumiona tym wielkomiejskim życiem.
Któregoś razu do naszego wydziału przydzielono nową stażystkę. Dziewczyna była trochę młodsza ode mnie i tryskała jakimś niepohamowanym entuzjazmem i radością życia. Na początku mnie to przerażało, ale po jakimś czasie nawet się zaprzyjaźniłyśmy.
– Koniecznie potrzebujesz nowej garderoby. I musimy odwiedzić jakiegoś fryzjera. Znam jedną babkę, ma świetne wyczucie do fryzur. Zrobimy sobie babski wypad na zakupy – powiedziała do mnie któregoś dnia.
– Naprawdę sądzisz, że potrzebuję nowej garderoby? – nie byłam przekonana do jej pomysłu. Miałabym marnować pieniądze na takie zbytki?
– Oczywiście! Masz wspaniałą figurę, a ukrywasz ją pod takimi workowatymi ubraniami.
Byłam nim oczarowana
Tym sposobem Milena całkowicie zmieniła mój wygląd. Fakt, gdy patrzyłam w lustro, z jednej strony nie poznawałam siebie, ale z drugiej nowa stylizacja bardzo mi się podobała. Następnego dnia w pracy słyszałam od koleżanek same komplementy.
Milena objaśniła, jak powinnam dobierać garderobę i jakie kosmetyki wybrać. Cóż, nigdy wcześniej z nikim o tym nie rozmawiałam, a u nas na wsi nosiło się po prostu to, co było wygodne w pracy w obejściu.
Pewnego popołudnia, kiedy wróciłam z pracy, usłyszałam, że ciotka ma gościa.
– Tosiu, poznaj Piotra, to jeden z moich uczniów.
Przystojny facet z lekko siwiejącymi skroniami, na oko w okolicach czterdziestki, wyciągnął do mnie dłoń.
– Bardzo mi miło – powiedział, wlepiając we mnie wzrok.
– Mnie również… nie będę wam przeszkadzać – odpowiedziałam, po czym spłonęłam rumieńcem i czym prędzej czmychnęłam do swojego pokoju.
Gapiłam się w ścianę, nasłuchując dochodzących z salonu głosów. Nigdy żaden mężczyzna nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Pół godziny usłyszałam trzask drzwi wejściowych i później ciotka delikatnie zapukała do mojego pokoju.
– Chyba zrobiłaś na nim niemałe wrażenie. Piotr jest prezesem jednego z oddziałów banku. Przyjdzie na lekcję również w sobotę – powiedziała, puszczając do mnie oko.
Ciotka miała wyczucie
Czułam się lekko spanikowana. Prawdę mówiąc nie miałam pojęcia jak się zachować. Do tej pory nie miałam nawet chłopaka, poza jednym krótkim epizodem w czasach licealnych, ale to szybko okazało się pomyłką.
Z piątku na sobotę nie spałam całą noc. Obmyślałam każde słowo, marząc o tym, żeby nie wypaść przed Piotrem głupio. Ale gdy przyszedł, a ciotka zaproponowała wspólną kawę i ciasto, kompletnie odjęło mi mowę. Piotr też nie był zbyt rozmowny, więc marzyłam tylko o tym, żeby ta farsa jak najszybciej się skończyła.
Gdy ciotka wyszła na chwilę do kuchni, Piotr nachylił się lekko w moją stronę i szepnął:
– Proponuję żebyśmy stąd uciekli na mały spacer. Co ty na to?
– Z przyjemnością – odparłam.
Gdy ciotka zobaczyła, że zbieramy się do wyjścia, nie wydawała się zdumiona. Uśmiechnęła się tylko do mnie porozumiewawczo.
Gdy weszliśmy do parku, cały stres ze mnie zszedł. Nagle rozwiązał mi się język, zresztą Piotrowi też. Okazało się, że podobnie jak ja pochodzi ze wsi. Niedaleko Warszawy ma dom, który odziedziczył po dziadkach. Wyremontował go i jeździ tam na weekendy i wakacje.
– Jeśli nie masz planów na następny weekend, może zechcesz ze mną pojechać? Za domem jest piękne jeziorko, a dookoła las.
Wygląda na to, że moje życie w mieście nie będzie jednak tak monotonne, jak sądziłam.
Antonina, 28 lat
Czytaj także:
„Moja córka ma 4 dzieci z 3 tatusiami. Ze wstydu najchętniej zapadłabym się pod ziemię, idąc z tą dzieciarnią po ulicy”
„Rodzice nie akceptują mojej ukochanej, bo jej rodzina jest biedna. Sądzą, że czyha na moje pieniądze i wygodne życie”
„30 lat gotowałam i prałam brudne gacie męża, by ten mógł robić karierę. W nagrodę wykopał mnie ze swojego życia”