„W ciężkich warunkach harowałem przez 40 lat i… nie należy mi się emerytura. Urzędnicy drwiąco śmieją mi się w twarz”

Źle osądziłem narzeczoną brata fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Nie podejrzewałem, że mogą być jakieś kłopoty. Przeciwnie. W myślach już widziałem, jak to siedzę sobie z wnukami na działce albo jedziemy razem nad pobliski zalew. Przepracowałem 40 lat i choć zdrowie mam zniszczone, za sobą dwa zawały, to jednak emerytury udało mi się doczekać. Już myślałem, że sobie odpocznę, ale nie… Nie w tym kraju”.
/ 05.08.2022 07:15
Źle osądziłem narzeczoną brata fot. Adobe Stock, Monkey Business

Przepracowałem 40 lat i choć zdrowie mam zniszczone, za sobą dwa zawały, to jednak emerytury udało mi się doczekać. Już myślałem, że sobie odpocznę, ale nie… Nie w tym kraju! Jeszcze niedawno byłem spokojnym człowiekiem. Nie denerwowałem się, nie przeklinałem. Ale od kilku miesięcy na zmianę rwę resztki siwych włosów z głowy i bluzgam niczym szewc. Powód? Rozpocząłem w ZUS-ie starania o emeryturę.

No i się zaczęło…

Przepracowałem w naszym kochanym kraju ponad 40 lat. Gdy byłem młodym chłopakiem, harowałem z rodzicami i rodzeństwem w gospodarstwie. Wstawałem o świcie, kładłem się w nocy. I tak dzień w dzień, piątek świątek i niedziela. Nie narzekałem, bo byłem przyzwyczajony do takiego życia. Nasza rodzina od zawsze była związana z ziemią, i myślałem, że ja też z tej ziemi będę żyć. Jednak minęło kilka lat i stało się jasne, że to niemożliwe. Gospodarstwo było małe, gąb do wykarmienia wiele. Ktoś musiał ruszyć za chlebem do miasta. Padło na mnie.

Zapakowałem świeżo poślubioną żonę do pekaesu i ruszyliśmy do Warszawy. Przez te wszystkie lata pracowałem w wielu miejscach. Najdłużej jednak w kombinacie zajmującym się montażem instalacji sanitarnych. Zatrudniłem się tam jeszcze za komuny, wkrótce po przyjeździe do miasta. Nie powiem, zajęli się tam mną, na kurs zawodowy wysłali. Zostałem monterem-spawaczem. Cieszę się, że szybko dorobiliśmy się z Magdą dzieci, bo po 16 latach miałem tak zrujnowane zdrowie, że nic by z tego nie wyszło. Przy życiu trzymała mnie jednak myśl, że jak przyjdzie czas, to będę miał prawo do wcześniejszej emerytury. Ze względu na pracę w tak zwanych szczególnych warunkach.

Potem jednak nadeszły zmiany

Nowa ustawa emerytalna, przepisy, wzory dokumentów, zaświadczeń w ZUS i Bóg jeden wie, czego jeszcze. Zmieniało to się wiele razy. Jestem prostym człowiekiem i nie ogarniałem tego wszystkiego, na szczęście moja żona była czujna.

– Idź, Heniu, żebyś na starość po śmietnikach nie musiał grzebać – tłumaczyła, wypychając mnie za drzwi.

Wkurzało mnie, że dla jakiegoś widzimisię urzędasów ciągle po nowe papiery muszę latać, choć w kombinacie dawno już nie pracowałem, ale latałem, załatwiałem. Bardziej ze strachu przed moją Magdą niż z rozsądku, bo żyjąc z nią pod jednym dachem, nauczyłem się, że lepiej się jej nie sprzeciwiać. W każdym razie ostatnie świadectwo, że pracowałem w tych cholernych szczególnych warunkach i druk Rp-7 dostałem od firmy, która powstała w miejsce rozwiązanego przez miasto kombinatu.

Było przy tym zachodu, bo dokumentów pracowniczych już po archiwach trzeba było szukać, ale się udało. Żona schowała papierki do opasłej niebieskiej tekturowej teczki, w której trzymała wszystkie ważne dokumenty.

– Jeszcze mi kiedyś podziękujesz za to, że cię tak ganiałam. Inni miesiącami będą o emeryturę walczyć, bo papierów na czas nie pozałatwiali. A ty? Zaniesiesz swoje i raz dwa to, co ci się należy, dostaniesz – cieszyła się.

Oczywiście stwierdziłem złośliwie, że przy niej emerytury i tak pewnie nie doczekam, bo nie dość, że ciężko pracuję fizycznie, to jeszcze z nią muszę wytrzymywać, ale w głębi duszy byłem jej rzeczywiście wdzięczny. Pomyślałem, że jak pan Bóg pozwoli i dożyję odpowiedniego wieku, to wszystko odbędzie się bezboleśnie. Nie było łatwo. Parę razy zdawało się, że już pożegnam się z tym światem. Miałem dwa zawały, wypadek, przyplątała mi się cukrzyca.

Ale udało się!

Kilka miesięcy temu Magda wyciągnęła papiery z niebieskiej teczki, coś tam policzyła i oświadczyła, że wreszcie mogę iść na emeryturę. Najstarsza córka, najobrotniejsza z moich wszystkich dzieci, pomogła mi wypełnić wniosek, dołączyła odpowiednie dokumenty, a ja to wszystko zaniosłem do ZUS-u. Nie podejrzewałem, że mogą być jakieś kłopoty. Przeciwnie. W myślach już widziałem, jak to siedzę sobie z wnukami na działce albo jedziemy razem nad pobliski zalew.

Od tamtego dnia niecierpliwie wyglądałem więc listonosza, który, jak sądziłem, przyniesie korzystną dla mnie decyzję. Przyszedł chyba po miesiącu. O Jezu, jak się z Magdą cieszyliśmy! Zanim jeszcze otworzyliśmy kopertę, to sobie po kielichu nalaliśmy, żeby uczcić tę wielką chwilę. Normalnie żona nie piła i nie pozwalała mi pić, ale z takiej okazji sama ze mną usiadła do stołu. Wychyliliśmy więc po jednym i zajrzeliśmy do środka. A tam…

Nie wiem już, ile razy czytaliśmy to pismo z ZUS-u, bo nie mogliśmy uwierzyć w to, co tam było napisane. Ale za każdym razem wychodziło to samo: że emerytura mi się nie należy, bo nie udowodniłem, że w rolnictwie pracowałem na pełny etat, a w kombinacie w warunkach szczególnych, bo na Rp-7 napisano, że pracowałem jako monter, a o spawaniu nie ma słowa. Myślałem, że mnie szlag trafi! Dla spokojności wypiliśmy z żoną jeszcze po jednym i zadzwoniliśmy po tę obrotną córkę… Gdy Ewa zobaczyła pismo z odmową, to aż ze złości poczerwieniała. Nie będę pisał, co mówiła, boby wam uszy zwiędły.

Obiecała, że nie pozwoli mnie skrzywdzić

I faktycznie. Następnego dnia wzięła mnie za kołnierz i pojechaliśmy do oddziału ZUS-u wyjaśniać, o co chodzi. To nie była miła ani spokojna rozmowa. Kilka razy Ewę w kostkę musiałem kopać, bo bałem się, że tej babie w okienku do gardła skoczy.

Jak ma tata udowodnić, że pracował w rolnictwie na pełny etat? Napisać, że od tej do tej godziny gnój wywoził, od tej do tej orał pole, dał świniom żreć, kopał ziemniaki?! A kombinat? Nawet dziecko wie, że w tamtych czasach rury się spawało, a nie kleiło, bo o instalacjach sanitarnych z plastiku nikt nie słyszał. A poza tym w świadectwach pracy jest napisane, że tata był monterem-spawaczem! – Ewa tłumaczyła, mówiła, jednak nic to nie pomagało.

Stanęło na tym, że jak mi się coś nie podoba, to mam prawo się odwołać. Odwołałem się, a jakże. Córka piękne pisma napisała z wyjaśnieniami. Jedno, potem drugie. I znowu przyszła decyzja odmowna. Co prawda, od rolnictwa już się odczepili, ale pracy w kombinacie dalej zaliczyć nie chcieli. Bo brakuje słowa w druku Rp-7.

– Nie martw się, tato, poradzimy sobie i z tym – stwierdziła córka, a następnego dnia znowu pojechaliśmy, tym razem do centrali ZUS-u.

O Jezu, ile tam było ludzi! Jeden bardziej wkurzony od drugiego. Czekając w kolejce na spotkanie z urzędniczką, pogadaliśmy sobie trochę z kilkoma osobami. No i okazało się, że nie tylko ja mam takie kłopoty, że urzędnicy chwytają się wszystkiego, byle tylko nie przyznawać świadczeń. I że praktycznie każdy kandydat, zwłaszcza do wcześniejszej emerytury, przechodzi drogę przez mękę…

– Przecież tata złożył oryginały świadectw pracy. A to jest dowód na to, że pracował w „warunkach szczególnych” – tłumaczyła córka urzędniczce.

A ta co? Z kwaśną miną odparła, że ma prawo podważyć prawdziwość każdego dokumentu, że nie ma pewności, że pracowałem w „warunkach szczególnych”… I tak dalej i tak dalej. Jak tego słuchałem, to mnie omal szlag nie trafił. Zastanawiałem się, po cholerę każą ludziom zbierać te dokumenty, wymyślają coraz to nowe wzory i formularze, skoro potem mówią, że możemy sobie nimi właściwie tylko tyłki podetrzeć! Oczywiście podzieliłem się z panią tym spostrzeżeniem. A ona na to, że jak mi się nie podoba, to mogę się odwołać do sądu.

Córka znowu piękne pismo napisała

I co? I czekam na termin rozprawy. Ludzie mówią, że jak będę miał szczęście, to odbędzie się za trzy miesiące. Nie mam pojęcia, czy wygram. Ale ostatnio udało mi się zdobyć korektę tego feralnego druku Rp-7. Dobrze, że pracowałem w kombinacie, który kiedyś należał do miasta… Córka pojeździła, popytała, poszukała. No i znalazła następcę prawnego tamtego przedsiębiorstwa. Straciła mnóstwo czasu i nerwów, ale dotarła, gdzie trzeba. Wystawili nowe zaświadczenia… Jak mi je dali do ręki, to trzy razy sprawdzałem, czy wszystkie podpisy i pieczątki są wyraźne. Bo cholera wie, do czego jeszcze się ZUS przyczepi.

Urodziłem się i wychowałem na wsi. Charakter mam chłopski i swojego nie odpuszczę. Będę walczył, dopóki nie polegnę. Tylko pytam: dlaczego mam to robić? Przepracowałem w naszym kochanym kraju ponad 40 lat, a teraz, gdy staram się o emeryturę, traktują mnie jak intruza. Gdzie to prawo, gdzie ta sprawiedliwość?!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA