– Ale miałaś fart! – moi znajomi uważali, że znalezienie dobrej pracy bez protekcji graniczy z cudem – Taka fucha!
Istotnie, sama uważałam się za szczęściarę. Dwa lata po studiach, bez specjalnych referencji, ze zwyczajnym CV dostałam się do znanej korporacji i na dzień dobry podpisałam umowę z taką pensją, o jakiej nawet nie marzyłam. Wprawdzie było to na czas określony, ale powiedzieli mi, że jak się sprawdzę, dostanę angaż na następny rok.
To było coś!
Mój zachwyt trwał jakiś czas, a kiedy zaczął się rozwiewać jak jesienna mgła, miałam już na głowie dwa kredyty i wpłacony zadatek na wynajętą kawalerkę.
– Jak to się zaczęło? – pyta teraz pan doktor.
– Normalnie, doktorze, normalnie… Moja szefowa była elegancka i bardzo opanowana. Podobno zawdzięczała to długiej terapii, podczas której nauczyła się, że lepiej wkurzać innych, niż siebie! Z zasady nigdy nikogo nie chwaliła, każda wykonana robota mogłaby być „lepsza, szybsza i bardziej profesjonalna”. Moje pierwsze sprawozdanie odrzuciła, nawet go specjalnie nie czytając. W drugim znalazła literówki i uznała, że jestem wewnętrznie niespójną bałaganiarą. Trzecie nazwała „bełkotliwym”… Dopiero czwarte przyjęła z łaski, od razu zapowiadając, że z taką postawą długo tu miejsca nie zagrzeję! Najgorsze było to, że wciąż się uśmiechała. Sprawiała wrażenie życzliwej i autentycznie zmartwionej moją głupotą.
Smutek znowu ogarnął moje myśli na wspomnienie tej rozmowy.
– Musisz się bardziej starać – radziła. – Wiesz, że na twoje miejsce czeka dwadzieścia innych, bardzo zdolnych dziewczyn?
Wiedziałam. Dlatego robiłam wszystko, żeby się nie czepiała. Ale to było za mało!
– Wsiadłaś na diabelski młyn – śmiała się moja koleżanka, która kiedyś też tam pracowała. – Na razie jesteś na wznoszącej, ale to potrwa tylko jakiś czas. Zacznie się droga w dół. Współczuję…
Tylko z nią mogłam pogadać o pracy
W mojej korporacji pracują setki młodych ludzi. Są zdolni, inteligentni, kreatywni, ambitni… Wszyscy czekają na swoją szansę, to znaczy na to, żeby komuś się nie udało i żeby można było aplikować o miejsce w wyższej gondoli na diabelskim młynie. Dlatego nikomu nie należy wierzyć! Trzeba być ostrożnym, mało mówić, zachowywać czujność i spryt.
– I tak się nie połapiesz, kto pod tobą ryje – moja koleżanka nie pozostawiała mi złudzeń. – Będą tacy, którzy podpiłują ci siedzenie i bez mrugnięcia okiem będą patrzeć, jak lecisz w dół. Tam nie ma zmiłuj!
Faktycznie, takiej obłudy, fałszu, egoizmu i draństwa nie spotkałam jeszcze nigdy w życiu! Oczywiście, nie wszyscy byli tacy, ale w sumie jedno zgniłe jabłko potrafi podobno popsuć wszystkie w koszyku, więc takich zatrutych owoców było u nas sporo. W głowie mi się nie mieściło, że można umówić się na kawę albo na piwo i wyciągać z człowieka jakieś jego tajemnice albo przemyślenia. A na drugi dzień wszyscy o tym wiedzieli! Nie można było się pokapować, kto donosi i plotkuje, bo zawsze było dużo ludzi dookoła… Cechą korporacji jest to, że stanowi związek połączonych części, takich trybików pracujących w jednej maszynie.
Na górze ktoś nad tym czuwa
Ustala zakres i sposób pracy, a reszta wykonuje swoje obowiązki. Tych ludzkich cząstek jest tak dużo, jak ziarenek pisku na plaży. Korporacje posługują się ludzkimi mrówkami, które posłusznie wykonują swoje zadania. Pojedynczą mrówką nikt się nie przejmuje! Nie chcę być niesprawiedliwa. Korporacja zapewniała nam świetną pensję, dobrą opiekę lekarską, wygodne warunki pracy, gadżety w postaci telefonów, laptopów, nawet samochodów służbowych. Jeśli ktoś lubił działać w zespole, odnajdował się w takiej atmosferze, potrafił wyhamować swój indywidualizm, był zadowolony. No, i jeśli nie był na tyle naiwny, żeby romansować w pracy. A ja się zakochałam. I nie umiałam tego ukryć.
– Powinnaś mnie omijać jak czystą szybę – radził mój wybranek, Robert. – Będziesz miała kłopoty!
Wtedy nie zwróciłam uwagi na liczbę pojedynczą. „Będziesz miała…”. Jakby jemu nic nie groziło. Robert szybko się do mnie wprowadził. W pracy wykonywałam jego obowiązki, zaniedbując swoje. Strasznie go kochałam. Do utraty tchu, do największego ryzyka. Ale udawaliśmy, że nic nas nie łączy. To był Roberta warunek. Przestrzegł mnie też, abym się nikomu nie zwierzała.
– Tu każdy z góry ma swoją wtyczkę – tłumaczył. – Nie pokapujesz się nawet, kto i po co cię ciągnie za język!
Trzeba go było posłuchać... Dorota była dla mnie wyjątkowo miła.
Wszystko jej opowiedziałam
Całą historię naszego związku i to, że pomagam Robertowi. Wyznałam jej też, że kiedyś miałam narzeczonego, z którym byłam w ciąży, ale dziecko urodziło się martwe. Robertowi o tym nie powiedziałam. Dorocie opowiedziałam o wszystkim. Miała łzy w oczach, wyglądała na przejętą. Nie przypuszczałam, że rozbrajam właśnie bombę i że zaraz wylecę w powietrze? Po kilku dniach byłam na dywaniku. Szefowa oskarżyła mnie o kłamstwo, ukrywanie stanu zdrowia i działanie na szkodę firmy. Zostałam zwolniona ze skutkiem natychmiastowym. Nie miałam nic na swoją obronę, bo wszystko, o czym ona mówiła, było prawdą, tylko tak przedstawioną, wykoślawioną, zmanipulowaną, że działała przeciwko mnie. Robert wyprowadził się, zanim zdążyłam wrócić do domu.
– Mówiłam, że przyjdzie moment jazdy w dół? – moja koleżanka nie była zaskoczona tym, co się stało. – Na diabelskim młynie, tak już jest!
– Ale, przecież nie zrobiłam nic złego! – broniłam się
– Jak to, nie zrobiłaś? Byłaś głupia i naiwna jak dziecko! To wielki grzech w wyścigu szczurów. Gdy sprytniejszy gryzoń zobaczy, że słabniesz, to cię wyeliminuje.
Znowu byłam na dnie rozpaczy i znowu trochę trwało, zanim się podniosłam. Mam teraz inną pracę. Gorzej płatną, ale za to spokojną. Odpowiada mi to. Z bankiem wynegocjowałam zmianę warunków spłaty kredytu. Zmieniłam mieszkanie, bo w poprzednim wszystko przypominało mi Roberta. On jest z szefową. Jak go znam, planuje skok na sam szczyt. Tylko ona jeszcze o tym nie wie…
Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”