Pierwszy raz w życiu kupiłam sobie samochód i byłam z tego bardzo dumna! Długo się wahałam, czy wybrać nowy na raty – pod koniec roku dealerzy dają przecież niesamowite zniżki – czy jednak używany. Przeważyły względy finansowe: na nowy, nawet z dużym rabatem, nie było mnie stać.
– Trzylatek to idealny wybór! Autko jak nowe, a o jedną trzecią tańsze! – zachwalał facet w komisie, polecając mi zgrabną corsę.
– Decyduję się! – powiedziałam w końcu, czując, że policzki aż płoną mi z emocji. Kilka dni później, gdy już zarejestrowałam swoją jaskrawoczerwoną torpedę, zaprosiłam na przejażdżkę przyjaciółkę.
– Trochę tu ciasno, mogę odsunąć fotel? – zapytała Ala, ledwo wsiadła.
Ma wzrost modelki i nogi do nieba!
– Pewnie, tam powinna być taka wajcha… – powiedziałam, manewrując na parkingu.
– Słuchaj, tutaj coś zawadza – odparła po chwili Ala, mocując się z fotelem. – Zatrzymaj się na moment, bo się zaklinowałam.
Zatrzymałam się więc, a moja przyjaciółka wysiadła, pogrzebała chwilę pod siedzeniem i wyciągnęła spod niego pudełko z płytą CD.
– Pewnie zawieruszyła się poprzednim właścicielom mojego samochodu – stwierdziłam. – Ciekawe, co tam nagrali.
– Mam wyrzucić? – zapytała.
– Zostaw, może im jednak oddam…
I już bez przeszkód pojechałyśmy na przejażdżkę, która udała się znakomicie. Wieczorem dosłownie padałam na twarz, jednak strasznie mnie coś korciło, żeby przejrzeć tę znalezioną płytę. „Może jest pusta albo są na niej jakieś bzdury? – kombinowałam, obracając w dłoni pudełeczko ze złotym krążkiem. – Po co wtedy zawracać głowę właścicielom?”.
Ale płyta nie była pusta
Po wsunięciu jej do komputera zobaczyłam kilka krótkich filmików kręconych podczas wakacji nad morzem, na grillu w ogródku, gdzieś przy basenie… Krótkie i zabawne, takie prawie komediowe scenki. Pojawiali się różni ludzie, głównie jednak chłopak, który był pierwszym właścicielem corsy, i jego żona.
Szczęśliwi i widać, że bardzo w sobie zakochani. „Na pewno będą chcieli mieć tę płytkę, to fajna pamiątka” – pomyślałam i wtedy na ekranie ktoś zakrzyknął, że pora w końcu zrobić zdjęcia samemu kamerzyście. Obraz się zakołysał, na chwilę zamazał i nagle na ekranie pojawiła się roześmiana twarz jakiegoś młodego mężczyzny.
Coś ścisnęło mnie za serce. Zamarłam. Poczułam, jakby z ekranu biegły do mnie dziwne fluidy. Chłopak zakrył twarz dłońmi, potem spojrzał przez palce prosto w kamerę. Na mnie. Miał intensywnie błękitne oczy, w których przeglądało się niebo.
Ciemna grzywka spadała mu na czoło, odgarnął ją więc nieuważnym gestem, a ja poczułam, że chciałabym to zrobić za niego. Dotknąć tych włosów nagrzanych słońcem, poczuć ich miękkość, wdychać ich zapach… Chwilę później chłopak na powrót przejął kamerę i jego przystojna twarz zniknęła z ekranu.
Natychmiast za nim zatęskniłam!
Przez weekend obejrzałam ten fragment filmu jeszcze kilkadziesiąt razy. W którymś momencie udało mi się nawet wychwycić, jak inni zwracają się do operatora kamery. Dawid. Piękne imię…
„Chyba jestem jakaś nienormalna – pomyślałam z lekkim przestrachem. – Do tej pory nigdy nie zakochiwałam się na przykład w aktorach, a teraz zafascynował mnie zupełnie obcy człowiek. Nic
o nim nie wiem, a czuję, że… mogłabym spędzić z nim całe życie!”.
W końcu, wstydząc się sama przed sobą, skopiowałam film z płyty na swój dysk i dopiero wtedy zadzwoniłam do dawnego właściciela corsy. Ucieszył się i zapytał, czy może wpaść nazajutrz, aby ją odebrać.
Kiedy zbliżała się godzina, o której miał przyjść, coraz bardziej biłam się z myślami. Nie mogłam go przecież zapytać, czy da mi telefon do Dawida. To byłoby idiotyczne.
A tak chciałam go dostać!
– Naprawdę bardzo dziękuję, że pani zadzwoniła – powiedział chłopak, biorąc płytę. – Z zasady mój przyjaciel robi od razu kopię, ale tym razem chyba nie miał do tego głowy, bo jego zakład został okradziony – stwierdził.
Uchwyciłam się tego ostatniego zdania.
– Zakład?
– Fotograficzny. Wie pani, on robi zdjęcia, filmy okolicznościowe… – wyjaśnił.
– Naprawdę? – poczułam, jakbym nagle wynurzyła się z głębokiej wody, w której tonęłam. – A jest dobry? – zapytałam.
– Bardzo dobry.
– Bo ja potrzebuję akurat kamerzysty na ślub… – skłamałam naprędce.
– To dam pani jego numer, proszę sobie zapisać: Dawid F...
Zapisałam i mam nadzieję, że gość nie zauważył, jak z podniecenia drżą mi ręce.
W najśmielszych marzeniach nie oczekiwałam, że tak łatwo zdobędę upragniony numer!
Od razu zadzwoniłam
Usłyszałam przy uchu jego nazwisko, kiedy odbierał, tak wyraźnie, że aż ugięły się pode mną kolana. W odpowiedzi też się przedstawiłam.
– Dostałam pana telefon od… – zaczęłam. – Chodzi o filmowanie na ślubie – kompletnie nie wiedziałam, co mam mu dalej powiedzieć, ale na szczęście on sam wybawił mnie z kłopotu.
– Chce pani najpierw obejrzeć przykładowe filmy? – zapytał. – Mogę także zaproponować profesjonalną sesję zdjęciową, to zawsze jest ładna pamiątka.
– Oczywiście, chcę! – odetchnęłam z ulgą.
Następnego dnia szłam do pracowni Dawida, czując się jak we śnie. Z jednej strony byłam ciekawa, jak wygląda na żywo, z drugiej – bałam się, że ja mu się nie spodobam.
A jeśli już jest żonaty?!
Na szczęście nie miał na palcu obrączki. Puścił mi kilka przykładowych ujęć, pokazał albumy ze zdjęciami.
– Oczywiście zimą będziemy mieli trochę mniej możliwości, odpada przecież większość plenerów – mówił.
– Zimą? – zdziwiłam się.
– No tak… Przepraszam, chyba błędnie założyłem, że bierze pani ślub dopiero za kilka miesięcy – stwierdził.
Zawahałam się. Kompletne nie wiedziałam, jak mam dalej poprowadzić tę rozmowę! Przecież zaraz dojdzie do konkretów, umawiania terminów… O, proszę!
– Pewnie ma pani już zamówiony kościół. Mogę wiedzieć który? – zapytał Dawid.
– Świętej Anny – wymieniłam odruchowo pierwszy, który przyszedł mi do głowy.
„No proszę, brnę w to głupie kłamstwo… Do czego mnie to doprowadzi?” – pomyślałam, czując narastającą panikę.
– Bardzo piękny! Niesamowicie fotogeniczny! – powiedział z aprobatą Dawid. I wtedy się zdecydowałam przestać motać.
– Właściwie to nie ja biorę ślub, tylko moja przyjaciółka – wyjaśniłam nieco speszona. – Ale jest teraz bardzo zabiegana i poprosiła mnie, żebym zorientowała się w cenach takich usług i możliwościach…
– Aha! W takim razie dam pani mój cennik i wizytówkę, i mam nadzieję, że mnie pani jej szczerze poleci – uśmiechnął się.
Podziękowałam i… nagle nie pozostało już nic więcej do powiedzenia
Szłam do wyjścia z poczuciem klęski. Poznałam chłopaka, który mi się tak niesamowicie podobał – i nic. Nic się nie wydarzyło! Nie zareagował na mnie, jakby spotkał kobietę swojego życia. Nie spodobałam mu się!
Właśnie kładłam rękę na klamce, kiedy fotograf nagle zawołał:
– Chwileczkę! Przepraszam!
Zatrzymałam się, a on zaczął mówić szybko, trochę nieskładnie:
– Czy mógłbym pani zaproponować sesję zdjęciową? Ma pani niesamowicie piękny profil! Ja wiem, że pani myśli, że to będzie dużo kosztowało, ale proszę się nie martwić, nie wezmę pieniędzy… Czasami, kiedy spotkam wyjątkowo interesującą osobę, proponuję taką sesję. Dobry model jest dla fotografa zawsze na wagę złota…
Słuchałam go ze zdumieniem, aż się kompletnie zaplątał i tylko na mnie parzył.
– Z przyjemnością będę panu pozowała – odpowiedziałam w końcu, starając się, aby nie zadrżał mi głos z emocji.
– Będzie mi bardzo miło! – odetchnął.
Do domu biegłam jak na skrzydłach. Niebiosa najwyraźniej mnie wysłuchały i dały mi szansę! Ależ byłam podekscytowana!
W domu po sto razy oglądałam w lustrze swój profil, nie mogąc pojąć, co on takiego interesującego w nim zobaczył. A może… jednak… po prostu mu się spodobałam? Nawet nie śmiałam o tym marzyć.
Kiedy kilka dni później przyszłam do studia Dawida, czułam się nieludzko wręcz speszona.
Pierwszy raz w życiu czułam się tak dziwnie
– Przepraszam, ale ja nigdy jeszcze nikomu nie pozowałam – wyznałam na wstępie.
– Nic nie szkodzi, ja też mam tremę – uśmiechnął się Dawid. – Tak jest zawsze na początku każdej sesji – dodał i zajął się ustawianiem świateł.
Stanęłam w ich kręgu, na tle białego ekranu, i nagle poczułam się naga, całkowicie obnażona. Jakby światło przenikało na wskroś moje ubranie, odsłaniając nie tylko moje ciało, ale i wszystkie moje myśli.
– Zegnij lekko rękę, a tę nogę wysuń do przodu – poprosił Dawid, a gdy nie bardzo rozumiałam, czego ode mnie oczekuje, podszedł i sam mnie ustawił.
Dotyk jego ręki sprawił, że zadrżałam.
– Chłodno ci? – zatroszczył się natychmiast. – To stara kamienica…
– Nie, nie, to tylko z emocji – odparłam szczerze. – Mam tremę.
Uśmiechnął się pokrzepiająco i zaczął mi robić zdjęcia. Z każdym kolejnym naciśnięciem migawki czułam, że się otwieram jak kwiat. Staję się bardziej sobą, bardziej szczera. Napięcie znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Byłam piękna, bo Dawid tak uważał. Czułam to.
Kiedy skończył i odłożył aparat, ocknęłam się jakby z głębokiego snu
– To było niesamowite przeżycie, dziękuję – powiedziałam.
– Wrzucę teraz zdjęcia na komputer, chcesz je od razu zobaczyć? – zapytał.
Chciałam. Po chwili na ekranie pokazała się jakaś kobieta… Nie poznałam jej.
– To ja? – spytałam zdziwiona.
– Ty, w całej okazałości! – uśmiechnął się Dawid. – Jesteś piękna!
– Jejku! Jestem taka jakaś… inna. Nigdy bym siebie nie poznała – przyznałam. – Jesteś świetnym fotografem.
– Ja tylko wydobyłem to, co jest w tobie – zaprzeczył. – Tę niesamowitą miękkość ramion… – powiódł palcem po ekranie, a mnie przeszedł dreszcz. – Krągłość piersi... – znowu ruch palca po monitorze.
Jak zahipnotyzowana zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jego ręce wędrujące naprawdę po moim ciele. Delikatnie, rozkosznie… Myślałam o tym, jak Dawid rozpina guziczki mojej bluzki i gładzi moje nieduże piersi uwolnione od stanika.
Wskazującym palcem kręci kółeczka wokół sutków, które natychmiast reagują na ten dotyk i stają się takie wrażliwe…
Wizja była tak ostra, że aż prawdziwa!
Lekko zakręciło mi się w głowie, więc otworzyłam oczy i… Twarz Dawida była blisko mojej.
– Zamknij oczy – wyszeptał błagalnie.
Zrobiłam posłusznie to, o co prosił i poczułam, jak jego ręce obejmują mnie…
A potem poprowadził mnie do stojącej w rogu studia kanapy i kochał się ze mną pięknie, długo i bardzo czule. Lecąc kolejny raz do gwiazd, myślałam, że to nie może się przecież dziać naprawdę; że to tylko niesamowity sen, z którego zaraz się obudzę.
Gdy jednak znowu otworzyłam oczy, wszystko było nadal na swoim miejscu. Lampy i aparat na stelażu. I Dawid, z głową wtuloną między moje piersi. Uniósł ją teraz lekko i kosmyk ciemnych włosów spadł mu na czoło zupełnie tak samo jak na tym filmie…
Wyciągnęłam rękę i odgarnęłam mu włosy z czoła, dokładnie jak marzyłam jeszcze kilka dni temu. Były miękkie i pachnące ziołowym szamponem. A on się uśmiechnął.
– Nie wiem, co przywiodło cię do mojej pracowni, jaki anioł lub diabeł maczał w tym palce, ale jestem wdzięczny losowi…
„Losowi trzeba czasami pomóc, kochanie” – pomyślałam szczęśliwa.
Czytaj także:
„Uratowałem z opresji piękną nieznajomą. Po cichu liczyłem, że odwdzięczy mi się w łóżku, ale los ze mnie zadrwił”
„Miałam pisać pracę na studia, a babcia kazała mi posprzątać cały strych. To, co tam znalazłam, zaparło mi dech w piersiach”
„Beata zmieniała facetów jak rękawiczki. Kiedy zaczęła wodzić za nos Szymona, byłam chora z zazdrości i musiałam to przerwać”