„Beata zmieniała facetów jak rękawiczki. Kiedy zaczęła wodzić za nos Szymona, byłam chora z zazdrości i musiałam to przerwać”

zazdrosna kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Najwyraźniej dla mojej koleżanki słowo wakacje oznaczało tylko i wyłącznie okazję do igraszek z coraz to innymi, przygodnymi gośćmi! Nie interesowały jej wycieczki, nurkowanie ani zwiedzanie okolicy. Chciała jedynie dobrej zabawy, jak nazywała te swoje eskapady do pokojów poznanych nad basenem, obcych mężczyzn".
/ 23.04.2023 07:15
zazdrosna kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Dwa lata temu do Egiptu wyjechałam z Beatą, koleżanką z firmy. W moich wcześniejszych planach była romantyczna wyprawa z narzeczonym, jednak rozstaliśmy się dwa miesiące przed wakacjami w dość przykrych okolicznościach…

– Nic się nie martw tym palantem! Zaszalejemy w kraju faraonów tak, że zapomnisz o całym świecie – pocieszała mnie Beata, kiedy taryfą jechałyśmy z lotniska. Na miejscu, kiedy rozpakowałyśmy się już w pokoju, chciałam trochę odpocząć po podróży.

Jednak Beacie nie w głowie było kiszenie się w hotelu

– Wskakuj w kostium, kochana, lecimy na basen! – piszczała, przeszukując swoją rozbebeszoną walizkę.

Przy basenie wpadłyśmy na grupkę młodych Niemców. Beata nie traciła czasu – nie minął kwadrans, a ona kleiła się do najmłodszego z nich, dosłownie na nim wisząc. Upiła się w rekordowym tempie – w końcu egipskie słońce to nie nasza nadbałtycka lampka o mocy marnych dwudziestu pięciu watów…

Usiłowałam wlać w koleżankę trochę kawy, ale nie chciała mnie słuchać. Zniknęła mi z oczu i wróciła dopiero po dwóch godzinach.

– Kochana, co za odlot! A mówią, że Niemcy są kiepscy w łóżku – zachichotała, zwalając się na wolny leżak obok.

– Przespałaś się z tym facetem?! – wyjąkałam kompletnie zszokowana.

– No przecież! Od tego są wakacje! Szkoda, że on już dzisiaj wylatuje, ale z drugiej strony… Gorących gości tutaj nie brakuje. Patrz na tamtego! – Beata bez żenady wskazała palcem młodego Egipcjanina z hotelowej obsługi i jeszcze posłała mu szeroki uśmiech.

Byłam przerażona!

Nie znałyśmy się szczególnie dobrze, wcześniej widywałam ją tylko w firmie, a decyzja o wspólnym wyjeździe była spontaniczna, jednak zawsze miałam ją za porządną dziewczynę!

„Czy to możliwe, że niecałe cztery godziny od naszego przyjazdu z lotniska ona już zaliczyła jednego faceta, a z drugim jawnie flirtuje?” – myślałam. – Może to jednak prawda, co mówią o większości Polek? Wystarczy, że wyjadą z kraju i puszczają im wszelkie moralne hamulce – dziwiłam się przez następne dni, z coraz większym zdumieniem obserwując Beatę.

Najwyraźniej dla mojej koleżanki słowo wakacje oznaczało tylko i wyłącznie okazję do seksu z coraz to innymi, przygodnymi gośćmi! Nie interesowały jej wycieczki, nurkowanie ani zwiedzanie okolicy. Chciała jedynie dobrej zabawy, jak nazywała te swoje eskapady do pokojów poznanych nad basenem, obcych mężczyzn.

Tydzień później, w dniu naszego powrotu, dopinając swoją walizkę pochwaliła mi się, że zaliczyła ośmiu gości! W siedem dni!

– Dwóch Niemców, Holender, Amerykanin, trzech miejscowych, śniadych chłopaczków i jakiś nasz rodak, ale z tym ostatnim to chyba poszłam tylko dlatego, że pijana byłam – wyliczyła Beata, poprawiając sobie makijaż. – Ekstrawakacje, w przyszłym roku musimy to powtórzyć!

„Po moim trupie” – pomyślałam, ze zgrozą obserwując, jak na lotnisku Beata całuje się z jakimś spalonym na mahoń blondynem, którego właśnie poznała!

W poniedziałek w firmie wszyscy pytali nas, jak nam minął urlop

Beata głupia nie była, wiedziała, co ma mówić.

– No wiecie, słońce, palmy, trochę nurkowania. Opaliłyśmy się, trochę przeholowałyśmy z alkoholem, słowem, tydzień wolny od trosk – skomentowała, nie dodając oczywiście nawet jednego pikantnego szczegółu ze swoich łóżkowych eskapad.

– Żadnego romansu? – dopytywała się Aga, z którą siedzimy w jednym pokoju.

– Poflirtowałam trochę z jednym Niemcem, ale szybko wyjechał – wzruszyła ramionami Beata. A kiedy Aga wyszła na chwilę, szybciutko zastrzegła:

– Słuchaj, Gośka, nie wygadaj się czasem, co naprawdę robiłyśmy, okej? Wiesz, że ta nawiedzona cnotka zemdlałaby chyba, gdyby znała prawdę, co nie? – zachichotała, dodając, że niektórym lepiej pewnych rzeczy nie mówić.

– Lepiej nie – przyznałam, starając się, by nie zabrzmiało to ironicznie.

Proszę, proszę – jaka sprytna! Zaliczyła pół turnusu, a teraz świętoszkę udaje” – dziwiłam się w myślach.

Trzy dni później w naszej firmie pojawił się Szymon

Wysoki, przystojny blondyn pod trzydziestkę. Spodobał mi się od pierwszej chwili, przypominał mi moją dawną, niespełnioną miłość.

Niestety, okazało się, że mam pecha: Beacie Szymek również wpadł w oko.

– Zakład, że go poderwę? – chwaliła się, kiedy byłyśmy same w pokoju.

Jesteś bardzo pewna siebie – syknęłam, czując rosnącą niechęć do niej.

„Nie dość, że puszczalska, to jeszcze zarozumiała małpa” – myślałam niechętnie, a ona… po prostu przeszła do rzeczy!

Jeszcze tego samego dnia zaproponowała Szymonowi wypad na szybkiego drinka po pracy, później podobno poszli do kina i wylądowali u niej.

– Niezły jest – chwaliła się rano, poprawiając rajstopy.

– I co dalej? Bo z tego, co zauważyłam, preferujesz raczej krótkie związki – wycedziłam złośliwym tonem.

– Kochana, co na wakacjach, to na wakacjach! Teraz potrzebuję kogoś na stałe! – uśmiechnęła się wyniośle. – A Szymek idealnie się nada, zresztą już go przetestowałam – cieszyła się.

„Dziwka! – wkurzyłam się. – I czemu wybrał akurat ją? Nie zauważył, że w firmie pracuje tyle fajnych, spokojnych dziewczyn? Na przykład ja!”.

Tymczasem, tydzień po tygodniu, romans Beaty z Szymonem rozkwitał.

On zakochał się po same uszy, ona wodziła go za nos. Odwoził ją po pracy do domu, obsypywał kwiatami i prezencikami, przebąkiwał coś o wspólnym mieszkaniu i zaręczynach. Ona zaś się puszczała! I była na tyle głupia, żeby mi się tym pochwalić.

– Kochana, nie uwierzysz, co mi się przytrafiło! W sobotę koleżanka zaprosiła mnie na wieczór panieński i udało mi się zaliczyć striptizera! Matko, co za klimaty! Facet miał boskie ciało! – opowiadała w poniedziałkowy ranek.

– A co z Szymkiem? Myślałam, że jesteście razem na serio? – zdziwiłam się.

– Bo jesteśmy! Szymon jest idealnym kandydatem na męża! Wiesz, co ja mu w sobotę wmówiłam? Że jadę na noc do chorej ciotki!

W niedzielę rano wróciłam do mieszkania zmięta i przepita, a on się pyta, jak tam cioteczka – roześmiała się.

– Jesteś podła, wiesz? Szymek to fajny facet – burknęłam.

– Pewnie, że fajny! I niech zgadnę: uważasz, że ty bardziej byś na niego zasługiwała, co? – prychnęła.

– Coś w tym jest – wysyczałam i do końca dnia ledwo ze sobą gadałyśmy.

Minęło pół roku

Beata przestała mi się zwierzać, zaczęłyśmy ostro sobie docinać i nie kryłyśmy już wzajemnej niechęci.
Jednak nie musiała mi opowiadać, co robi wieczorami, bo nietrudno było się domyślić. Zdradzała Szymka notorycznie, a jednak poprosił ją o rękę!

Pomyślałam, że chociaż raz w życiu powinnam zawalczyć o swoje. Taki porządny chłopak! Z dobrej rodziny, z zasadami, przystojny, spokojny i czuły! Nie zasłużył na to, żeby ożenić się z taką puszczalską! Byłam chora z zazdrości.

Zebrałam się więc na odwagę, zaprosiłam go na kawę i powiedziałam o Beacie. O tych ośmiu facetach w Egipcie, o wieczorze panieńskim, na którym zaliczyła striptizera, o jej podłości, zakłamaniu i wszystkim, co mi się tylko przypomniało.

Niestety, nie przewidziałam jednego – Szymon mi nie uwierzył.

– Rany, to jednak prawda, co mówią o tak zwanych przyjaciółkach. Te wasze chore relacje to jest czysta nienawiść – roześmiał mi się w twarz.

Szymek, ja nie kłamię! Zamierzasz się ożenić z prawdziwą zdzirą! – wysyczałam, łapiąc go za rękaw.

– Uważaj, bo na to, co mówisz, są już chyba paragrafy! – warknął i wyszedł, zostawiając mnie samą w kawiarni.

A niecałe półtora roku później, przed ozdobionym pięknymi kwiatami ołtarzem, z pompą, w obecności prawie dwustu gości, Szymon ożenił się z Beatą. Nie powiedział jej o naszej rozmowie, więc ja również zostałam na ślub zaproszona.

W kościele, kiedy ta zdzira przysięgała mu miłość, wierność (dobre sobie!) i uczciwość małżeńską, prawie się popłakałam. Bynajmniej nie ze wzruszenia… Później zalałam się w tak zwaną pestkę – z żalu nad sobą i nad głupotą facetów.

Czytaj także:
„Córka chce otworzyć swój biznes, ale kredyt muszę wziąć ja. Nie ma mowy, nie założę sobie na starość pętli na szyję”
„Moje koleżanki po maturze dostały mieszkania i posady u tatusiów, a ja harowałam w pizzerii. Moja matka to bezduszna małpa”
„Mateusz był moim mężczyzną ze snów. Myślałam tak, dopóki nie naszła mnie jego ciężarna żona”

Redakcja poleca

REKLAMA