„W aplikacji randkowej poznałam faceta marzeń. Zdębiałam, gdy miesiąc później udzielał ślubu mojej siostrze”

zaskoczona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Stanęłam i przecierałam oczy ze zdumienia. Gdy wreszcie myślałam, że znalazłam pokrewną duszę, to ta dusza w rzeczywistości poświęcona była komuś innemu i to w dosłownym znaczeniu. Czułam złość i frustrację, że nic mi nie powiedział”.
/ 31.01.2024 08:30
zaskoczona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Mój poprzedni związek nie zakończył się dobrze. Rozstaliśmy się, bo facet miał problem z alkoholem. Puszki i butelki znajdowałam poukrywane po całej chacie, którą wspólnie wynajmowaliśmy. On oczywiście twierdził, że nie ma żadnego problemu, a pije przeze mnie. Problem zaczęłam zauważać po półtora roku związku, gdy zamieszkaliśmy razem.

Uważał, że wypicie codziennie kilku piw i paru drinków to normalna sytuacja i wszyscy tak robią. Próbowałam jeszcze przez parę miesięcy tłumaczyć i prosić, aż pewnego dnia po prostu się spakowałam i wyszłam, a on wrócił do pustego mieszkania. To było jakieś 3 lata temu.

Było mi dobrze samej

Od tego czasu jakoś nie czułam potrzeby, żeby szukać partnera. Na spotkaniach ze znajomymi zawsze byłam sama, ale nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej nie musiałam się martwić, w jakim stanie mój facet raczy opuścić imprezę. Było mi dobrze, choć czasem rzeczywiście brakowało mi takich spotkań we dwoje, romantycznych wieczorów, przytulenia się do silnego, męskiego ramienia. Zwierzyłam się z tego mojej siostrze, Anieli.

– Zośka, weź, nie świruj i nie rób z siebie mniszki – powiedziała, jak zawsze nie owijając w bawełnę. – Załóż sobie konto w jakiejś aplikacji randkowej i umów się z jakimś kolesiem na wieczór czy dwa. Nikt ci nie każe od razu z nim zamieszkać.

– Nie wiem, czy mam na to siłę…

– Masz, masz. To już trzy lata. Sama zobaczysz, że będzie miło. Poza tym może poznasz kogoś sympatycznego, z kim dasz radę przyjść na moje wesele – powiedziała i puściła do mnie oczko.

– Nie będę przecież szukać na siłę – obruszyłam się, bo uroczystość miała się odbyć za miesiąc.

– Weź, wyluzuj – Aniela machnęła ręką i wstała od stolika.

Siedziałyśmy w kawiarence w połowie drogi do pracy mojej i jej. Czasem się tam spotykałyśmy na chwilę na babskie ploty.

– Uda się, to się uda, a nie to nie. Lecę – rzuciła i poszła.

Postanowiłam spróbować

No i wieczorem zainstalowałam jedną z bardziej popularnych aplikacji randkowych. Dziwnie się z tym czułam. Stworzenie tam profilu wiązało się z udostępnieniem jakiegoś zdjęcia, kilku informacji o sobie i jakiegoś opisu. Czułam się trochę jak produkt wystawiony na sprzedaż, ale w sumie nie miałam nic do stracenia.

Usiadłam sobie wygodnie na kanapie i zaczęłam przeglądać profile innych osób. Po kilkunastu minutach trafiłam na Krzyśka. Wysoki, przystojny, starszy ode mnie o 3 lata, miłośnik sportów wodnych, kocha zwierzęta i ma psa o wdzięcznym imieniu Puszek. Przy czym psiak był rasy amstaf, więc imię dobrane było dość zabawnie, co sugerowało, że może ma też poczucie humoru. Chciałam właśnie napisać do niego, kiedy on zrobił to pierwszy. 

Wymieniliśmy kilka zdań, które w zasadzie były dopytaniem o to, co było w profilu i tyle. Rozmowa tego dnia na tym się zakończyła. Spojrzałam na zegarek. Była już prawie północ, więc wyłączyłam wszystko i poszłam spać, by rano dać radę iść do pracy w dobrej formie.

Następnego dnia do pracy pojechałam rowerem. Pogoda była ładna, a ja nie zawsze miałam ochotę na wyprawy komunikacją miejską. Gdy zatrzymałam się na światłach, poczułam, że zawibrował telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. Była to wiadomość z aplikacji randkowej od Krzyśka.

Spotkamy się? Może spacer z psami?” Nie wiedziałam, jak mój niewielki kundelek dogada się z amstafem, ale postanowiłam spróbować. Umówiliśmy się po pracy w jednym z parków, przy tablicy pamiątkowej. 

Miałam nadzieję na więcej

Na spotkanie szłam z drżącym sercem. W sumie odwykłam od wszelkiego rodzaju randek.

Gdy dotarłam na miejsce, Krzysiek już czekał. Miał dla mnie czerwoną różę. Spacerowaliśmy po parku prawie dwie godziny i nawet nie usiedliśmy nigdzie. Nasze psy w zaskakujący sposób się polubiły, nie było nawet jednej negatywnej reakcji po żadnej ze stron. Na koniec postanowiliśmy spotkać się ponownie za dwa dni, w sobotni wieczór. Tym razem randka miała być bez psów. Mieliśmy iść na kolację do restauracji.

To spotkanie też bardzo nam się udało. Dużo rozmawialiśmy. Okazało się, że Krzysiek prowadzi szkolenia w rodzinnej firmie ojca. Bardzo lubi sporty, jest niezwykle pogodnym i wesołym mężczyzną. Świetnie mi się z nim spędzało czas i nie czułam wcale, że w jakikolwiek sposób jest to wymuszone. Po kolacji odprowadził mnie do domu, ale na pytanie, czy wejdzie, odmówił. Zyskał więc jeszcze bardziej w moich oczach, bo był taktowny i delikatny. Gdy tylko weszłam do domu, postanowiłam opowiedzieć Anieli o wydarzeniach ostatnich dni.

– No to super – powiedziała, a w jej głosie słychać było radość. – Mówiłam Ci, że nie będzie tak źle.

– Samą mnie to zaskoczyło. No i miło było wyjść gdzieś w męskim towarzystwie – przyznałam.

Poplotkowałyśmy jeszcze chwilę i się rozłączyłyśmy. Od razu zalogowałam się do aplikacji, by jeszcze chwilę przed snem porozmawiać z Krzyśkiem. „Przepraszam słońce, dziś nie pogadamy – napisał. – Jutro czeka mnie delegacja do Warszawy, muszę się przygotować”. Umówiliśmy się więc na następne spotkanie za tydzień.

Zaprosiłam go na wesele

Od tego czasu widywaliśmy się regularnie – raz albo dwa razy w tygodniu. Krzysiek absolutnie się nie spieszył i nie pojawiło się nic między nami poza pocałunkami, trzymaniem się za ręce czy przytulaniem. Nie sądziłam, że w dzisiejszych czasach mogą jeszcze istnieć faceci, którzy nie dążą tylko do jednego.

Tydzień przed weselem siostry postanowiłam zapytać go, czy miałby ochotę udać się ze mną na tę rodzinną uroczystość.

Niestety, nie mogę – powiedział z żalem. – Pracuję tego dnia, ale dziękuję, że chciałaś ze mną iść – i pocałował mnie czule w usta.

Poszłam więc sama. Zamówiłam taksówkę, która miała mnie zawieźć do kościoła. Jednak po drodze mieliśmy stłuczkę, bo ktoś zajechał nam drogę, wymuszając pierwszeństwo. Nic mi się nie stało, ale w wyniku tego zdarzenia niestety spóźniłam się na ślub. Stanęłam więc bardziej z tyłu, by nie robić zamieszania. I wtedy go zobaczyłam…

Byłam w szoku

Krzysiek udzielał ślubu mojej siostrze! Myślałam, że zemdleję. Całowałam się, przytulałam i chodziłam za rękę z księdzem! Jak mógł mi to zrobić? Myślał, że to się nie wyda? Stanęłam i przecierałam oczy ze zdumienia. Gdy wreszcie myślałam, że znalazłam pokrewną duszę, to ta dusza w rzeczywistości poświęcona jest komuś innemu i to w dosłownym znaczeniu. Czułam złość i frustrację, że nic mi nie powiedział.

Nagle ktoś podszedł z tyłu i szepnął mi do ucha:

– Już myślałem, że nie przyjdziesz – odwróciłam się z prędkością światła. Za mną stał… Krzysiek! Musiałam mieć strasznie głupią minę, bo on tylko uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błyszczały rozbawione.

– Ale… jak…

– Mój brat bliźniak jest księdzem, jak zresztą widzisz. Nie mogłem się oprzeć, żeby nie zrobić ci takiej niespodzianki. 

Gdyby nie to, gdzie byliśmy, rzuciłabym mu się w ramiona. Chociaż byłam też trochę zła, że sobie ze mnie zażartował. Trochę, bo byłam też bardzo szczęśliwa. I tym sposobem spędziliśmy razem wesele i spotykamy się dalej.

Czytaj także: „Trafiłem szóstkę w totka, ale zachowam to w tajemnicy. Chciwa rodzinka od razu miałaby plan na moją kasę”
„Gdy ja harowałam na 2 etatach, mój mąż korzystał z wolności. Wrósł w kanapę, a do ręki miał przyklejoną puszkę z piwem”
„Jeżdżę do sanatorium, by podrywać naiwniaczki. Nieźle sypią kasą za kilka komplementów, a ja korzystam”

Redakcja poleca

REKLAMA