Z początku jeździłem do sanatorium po to, żeby wypocząć. Dopiero po jakimś czasie odkryłem, że to także świetny sposób na zarobek...
Od dawna byłem wdowcem
Żona odeszła, gdy miałem zaledwie pięćdziesiąt lat. Byłem nadal w formie: zadbany, wysportowany, pełen życia, u szczytu kariery. Nie było powodu, dla którego miałbym spędzić resztę swojego życia samotnie. Przez pierwsze kilka lat od śmierci Anieli nie miałem jednak ochoty na amory. Rzuciłem się w wir pracy i starałem się zapomnieć o samotności, która doskwierała mi wieczorami. Aż do emerytury miałem się całkiem nieźle. Gdy jednak zabrakło w moim życiu pracy, na nowo przypomniałem sobie, że brakuje mi towarzystwa, kobiecego ciepła i uwagi.
– Wybierz się do sanatorium – kolega podsunął mi pomysł.
– No co ty, tak źle to chyba jeszcze ze mną nie jest! – zaoponowałem ze śmiechem.
– To wcale nie jest miejsce dla podstarzałych nudziarzy, jak ci się wydaje! Pełno tam ludzi takich jak my. Część chce po prostu odpocząć, część poznać nowych przyjaciół, a część zwyczajnie się zabawić... Spróbuj!
No cóż, właściwie co mi szkodziło? Spróbowałem!
Szybko zmieniłem zdanie
W pierwszym odruchu pojechałem tam przede wszystkim, żeby wypocząć i trochę zadbać o zdrowie, bo właśnie te rzeczy zaniedbywałem, intensywnie pracując przez te wszystkie lata. „A może faktycznie uda się poznać kogoś ciekawego?”, myślałem, zachęcony poradą przyjaciela.
Nie nastawiałem się na żaden wielki romans. Wystarczyłaby mi ciekawa znajomość. Ktoś, kto będzie miał coś ciekawego do powiedzenia i umili czas spędzony w sanatorium. Cóż, mój plan szybko wziął w łeb... Nie sądziłem, że w sanatoryjnych ośrodkach znajdę kobiety, które same będą mi wskakiwać do łóżka.
– Panie Romualdzie, po panu to od razu widać, że zadbany mężczyzna na poziomie... Muskularny, męski, dobrze ubrany. Ech, gdyby mój Staszek taki był, nigdy bym się z nim nie rozwiodła – chichotała pani Helena, sąsiadka z piętra w hotelu.
– Do pana Romka to się kolejki ustawiają już. Wszystkie pensjonariuszki plotkują tylko o panu w poczekalniach zabiegowych – dodała zaraz pani Urszula z drugiego ośrodka.
– Co też panie opowiadają! Żaden ze mnie przecież grecki bóg... Proszę mnie tak nie zachwalać, bo się zawstydzę – odpowiadałem, rzucając im flirciarskie uśmiechy i obserwując, jak się rumienią.
Korzystałem ze swojej sławy
„W sumie czy jest coś złego w tym, że skorzystam z okazji? Podobam się, panie są chętne. Co mi szkodzi?” – pomyślałem. Pierwszą „zdobycz” upolowałem jeszcze tego samego wieczoru: wystarczyło zaprosić ją do stolika podczas kolacji, żeby natychmiast skupiły się na niej zazdrosne spojrzenia innych pensjonariuszek.
Leokadia była zgrabna i miała piękny, perlisty śmiech. Przegadaliśmy cały wieczór, a następnie wylądowaliśmy w moim pokoju. Gdy obudziłem się po wspólnie spędzonej nocy, Leokadii już nie było. Był jednak wózeczek ze śniadaniem hotelowym, a także bilety na wieczorne przedstawienie w miastowym teatrze i liścik.
„Świetnie się wczoraj bawiłam. Dziękuję ci. Przyjmij to wszystko w ramach wdzięczności. Miłej reszty wyjazdu. Leokadia”, brzmiała treść wiadomości.
Rany! Nie dość, że spędziłem taki świetny wieczór, to jeszcze zostałem obsypany prezentami? Co to za równoległa rzeczywistość i czemu wcześniej nie wiedziałem o jej istnieniu?
Gdy tylko zszedłem do hotelowego ogrodu na świeżą kawę, panie praktycznie się na mnie rzuciły!
– Och, panie Romualdzie, co pan powie na kolację we włoskiej restauracji w sąsiednim mieście? Oczywiście, ja zapraszam... – zaproponowała Katarzyna.
– Panie Romku, zapraszam dziś do kina! Grają świetny hollywoodzki film. A po kinie może drinki? W moim hotelu jest naprawdę przyjemny bar – wtórowała jej Małgorzata.
Czułem się bosko
– Drogie panie, serdecznie dziękuję za wszystkie zaproszenia, ale dziś już niestety mam plany – uśmiechnąłem się. – Ale proszę o mnie pamiętać jutro! Bardzo chętnie znajdę dla którejś z pań czas...
Oczywiście, planów nie miałem, ale wiedziałem, że za chwilę otrzymam jeszcze więcej propozycji. Czemu więc przystawać na pierwsze? Okazało się, że wieści o moich niby odrzuceniach rozchodziły się po ośrodku z prędkością światła i... tylko podbijały stawkę!
– Panie Romualdzie, słyszałam, że pani Kasia proponowała panu kolację w tej włoskiej restauracji nieopodal... Długo się tam czeka, a daniom daleko do tych tradycyjnych. Jeśli jest pan smakoszem, zapraszam do doskonałej francuskiej restauracji, tylko kilka kilometrów stąd. Ceny są, co prawda, wysokie, ale za jakość się płaci. Oczywiście, ja stawiam – zaproponowała mi z promiennym uśmiechem Dorota, z którą mijałem się na zajęciach sportowych.
– Naprawdę? Bardzo dziękuję za ostrzeżenie! Nie pozostawia mi pani wyboru: w ramach podziękowania za uchronienie przed fatalną kolacją, chętnie skorzystam z pani zaproszenia – odpowiedziałem i posłałem Dorocie ciepły uśmiech, po czym puściłem do niej oczko.
Trzymała fason, chociaż widziałem, że w środku cała płonie.
– Wspaniale! To do zobaczenia pod wejściem do hotelu o osiemnastej – rozpromieniła się.
Nie płaciłem za nic
Panie stawiały mi śniadania, obiady, kolacje, atrakcje, a nawet bardziej luksusowe zabiegi. Z sanatorium wyjechałem odprężony, dopieszczony i... niezwykle pewny siebie. Właściwie od razu po powrocie zacząłem planować kolejny wyjazd. „Cóż, jeśli właściwie za nic nie płacę, może pojadę jeszcze na dłużej?”, pomyślałem.
Moje sanatoryjne zdobycze oczywiście zostawiły mi swoje numery telefonu, więc pozostawałem z nimi w kontakcie. Gdy tylko usłyszały, że planuję ponowną wycieczkę, znowu prześcigały się w propozycjach. Czy po to, żeby „zaklepać” sobie mnie jeszcze przed przyjazdem? A może po to, żeby wyprzedzić konkurencję? Nie wiedziałem, ale tylko na tym korzystałem. Jedna z pań zaoferowała nawet, że załatwi mi najbardziej ekskluzywny pokój w całym ośrodku...
– Romku, to żaden problem! Od lat znam się z właścicielem tego przybytku. Po co masz się męczyć w ciasnej klitce z małą łazienką, jeśli możesz wypoczywać w apartamencie z widokiem na morze i wanną? Wybór jest chyba oczywisty!
Wkrótce miałem tyle propozycji, że aż stworzyłem sobie grafik. Pierwszy tydzień wypoczynku miałem spędzić z Honoratą, Teresą i Anną, drugi z Magdaleną, Wandą i Eweliną, a trzeci – z Ireną, Aleksandrą i Heleną.
Byłem prawdziwym królem
Mój apartament był naprawdę imponujący, a widok na morze faktycznie robił wrażenie. Uwielbiałem budzić się rano i podziwiać szum bałtyckich fal – zwłaszcza że sam nigdy nie mógłbym sobie pozwolić na tak luksusowy pokój. Całe dnie upływały mi na spacerach po okolicy, ekskluzywnych zabiegach spa, a wieczory kończyły się wykwintnymi kolacjami w najlepszych restauracjach.
W pewnym momencie jednak dopadły mnie wątpliwości. Zacząłem się zastanawiać, jak długo potrwa ten raj. Czy kobiety nie zorientują się, że korzystam z ich hojności? „Przecież żadnej nie składam żadnych obietnic i wiedzą, że korzystam z zaproszeń od różnych pań... Ale jednak jest w tym coś niegodziwego”, pomyślałem. Rozterki jednak odeszły tak samo szybko, jak i się pojawiły. Spędziłem w ten sposób jeszcze trzy kolejne wyjazdy.
Niestety, gdzieś w okolicach tego ostatniego zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wszystko zaczęło się robić monotonne. Moje podboje zaczęły tracić swój urok, a ja zaczynałem tęsknić za prawdziwą, głęboką relacją. Komplementy, flirt i erotyczne przygody na dłuższą metę nie wypełniały pustki w moim sercu. Pewnie, przyjemnie było czuć się adorowanym, ale po kilku sezonach takiego życia zrozumiałem, że... te kobiety wykorzystywały mnie praktycznie w taki sam sposób jak ja je.
„Dosyć tego, Romek. Czas wydorośleć! Pobawiłeś się, a teraz czas na prawdziwe życie. Już wiesz, że podobasz się kobietom. Może czas sprawdzić, czy któraś naprawdę cię pokocha?”, zapytałem sam siebie.
I zamierzam się tego dowiedzieć!
Czytaj także: „Maciek miał kochanek na pęczki, a mnie z żalu pękało serce. Libido odebrało mu wzrok i nie widział, co ukrywam”
„Po 15 latach małżeństwa przyłapałam męża na zdradzie. Postanowił zdjąć spodnie u sąsiadki z kiepską reputacją”
„Każdy dźwiga swój krzyż, a moim była teściowa. Gdy walczyła o życie, liczyłam, że ze szpitala wyjedzie nogami do przodu”